Pewnie myślicie, że ten post będzie dotyczył spaceru naszej trójki, albo będę pokazywał, że pozjadałem wszystkie rozumy, bo skoro druga część tytułu to MPD da się, lubić. Dziś obchodzimy
światowy Dzień Mózgowego Porażenia Dziecięcego, jest nas na świecie 17 milionów. I chce się, nad tym tematem pochylić. Spora część społeczeństwa uważa, że Mózgowe Porażenie Dziecięce ma tylko jedną postać i basta! Otóż nie, jest tych postaci, aż trzy. I choć jestem właścicielem tego najcięższego "pakietu szczęścia" to jeszcze nie spotkałem się z osobą, która, by miała identyczne ograniczenia ruchowe, jak ja, bardzo zbliżone już tak. Więc nie wrzucajcie MPD do jednego worka 😉. Choć jestem właścicielem najcięższej postaci MPD to i tak jestem łagodnie potraktowany i dziękuję, za to Bozi, każdego dnia, bo niektórzy nie są, tak łagodnie potraktowani przez los. Teraz zadajecie sobie pytanie, jak mogę nazywać najcięższą postać tego schorzenia "pakietem szczęścia", że chyba mam całkowicie porażony mózg, skoro swoje ograniczenia nazywam czymś pozytywnym. Poniekąd macie rację, bo nazwa choroby na to wskazuje 😋. Jednak, by tak się, stało, musiało wiele wody upłynąć, ale i łez. Choć od najmłodszych lat miałem kontakt ze zdrowymi rówieśnikami, byłem i jestem dla nich normalnym Marcinem. Dowodem jest kilka relacji, które trwają do dziś. (No właśnie kl. B i kl. E. Kiedy spotkanko?) To tak na marginesie. To w okresie dorastania wewnątrz był bunt, żal do Pana Boga i pytanie — Dlaczego
ja, dlaczego nie mogę żyć, jak inni? I nie wierzyłem, że jeszcze coś pozytywnego ma dla mnie Bóg, czułem się, bezużyteczny. To wtedy też zostałem wujkiem, tych o to panienek, które są ze mną na zdjęciu. Jak, widać można się, spełniać i w tej roli mając MPD, wtedy tak nie myślałem. Możecie mi wierzyć lub nie, ale tak właśnie było. Wszystko zmienił pewien projekt unijny i jedna z osób, które go prowadziły. To ona znalazła klucz do Marcina, by przez kilka lat, stać z boku, wspierać. By w końcu powiedzieć — na
Ciebie wariacie nie ma opisu w żadnej książce. Dziękuję Wariatko i może wreszcie do zobaczenia 😘. Ania to nie jedyna osoba, która miała tak duży wpływ na to, że zacząłem akceptować swój pakiet szczęścia. Pamiętacie, jak w jednym z postów wspominałem o tym, że ten blog dał mi przyjaźń. Przyjaźń, która dała mi na tamten moment, pozwoliła mi uwierzyć w samodzielność fizyczną, w spełnianie marzeń, pozwoliła mi się, pozbyć blokad związanych z intymnością. Pozwoliłeś mi nie akceptować MPD i Marcina, którego poznałeś w pozytywnym słowa znaczeniu. Dziękuję i będę miał to w sercu na zawsze, naszą relację też 👊. Myślałem, że moim krokiem do samodzielności będzie studiowanie tego, co było moim marzeniem — grafika komputerowa. Jednak widać Bóg miał dla mnie inny plan, bo miesiąc po moim niefortunnym rozpoczęciu studiowania pojechałem na turnus rehabilitacyjny, który otworzył mi "drzwi" do szczęścia. Tam dowiedziałem się o zabiegu fibrotomii metodą Ulzibata i zobaczyłem, co ta metoda może zdziałać. Diagnoza nie była pomyślna i znów świat lęgnął mi w gruzach na kilka dni, lecz postanowiłem dać sobie szansę po raz pierwszy, by spróbować przestać być "dużym dzieckiem". To, co udało się, osiągnąć dzięki powtórzeniu fibrotomi i systematycznej rehabilitacji przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Efekt na filmiku.
Po pierwszym zabiegu przyszedł czas na realizację celów i marzeń, jednym z nich było rozpoczęcie współpracy z FAR-em. To dzięki FAR MPD nazywam pakietem szczęścia, spastykę kochanką 😋. To, czego nauczyły mnie obozy, nikt mi nie zabierze. Choć rodzicom i rodzeństwu trudno było zaakceptować to, jak odmienił mnie, każdy z obozów. To musieli to przełknąć. Obozy to nie tylko przełamywanie siebie to też osoby, które są równie powalone, jak ja. Ziomuś przykro mi, musisz jakoś ze mną wytrzymać 👊. Jeszcze bardziej zrozumiałem to, jak wielkim dobrem jestem obdarzony przez Boga na oazach dla sprawnych inaczej, gdzie miałem do czynienia z bardziej niepełnosprawnymi ode mnie, a zarazem pensjonariuszami DPS-ów w dużej mierze. To tam dotarł do mnie cytat z drugiego Listu do Koryntian —
Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali, który stał się, moim mottem. Pozdrawiam znajomych kapłanów, którym to zdanie towarzyszy na drodze kapłaństwa 😊. Tam też zostały zawarte znajomości, które mogę śmiało powiedzieć, przerodziły się w przyjaźń, Ekipo 💓. Choć udało mi się, ukończyć kurs z zakresu grafiki cyfrowej. To moja praca nie ma nic z tym wspólnego. Dziękuję Krzychowi i Justynie, za danie mi szansy zatrudniając mnie jako copywritera, wiarę we mnie, cierpliwość i zaufanie, rzucając mnie na głęboką wodę. Powierzając mi rzeczy, z którymi nigdy wcześniej nie miałem do czynienia, choć jestem humanistą. Dziękuję, za planowany mój rozwój zawodowy. Mam nadzieję, że kiedyś będzie nam dane się, poznać osobiście. Pomyślicie, że skoro mam pracę i w miarę dużą samodzielność to już nic więcej do szczęścia nie potrzebuję. Otóż ja nie zamierzam, spocząć na laurach dowodem na to jest, choćby kolejna seria aerobiku, którą zacząłem wczoraj, a także plany na dalszy rozwój osobisty, część z nich zamierzam realizować w następnym roku. Jeśli już ujrzą światło dzienne to na pewno o nich, przeczytacie 😉. Na koniec chciałbym zaapelować do Was rodziców, ale i do Was osób z MPD. Pozwólcie swoim pociechom walczyć o samodzielność i marzenia, wiem, że rodzicielska miłość łączy się z lękami o swoje dziecko to naturalna kolej rzeczy, ale uwierzcie w to, że MY wiemy, ile możemy, a i potrafimy przesuwać swoje granice. A Wy Drogie Koleżanki i Koledzy, nie bójcie się, marzyć i uwierzyć zarówno w marzenia, jak i w siebie! Kończąc, chciałbym, aby ludzie, których spotykamy nie, patrzyli tylko na okładkę — powyginane ciało czy niewyraźną mowę, a na to, co mamy w środku, bo jesteśmy normalnymi ludźmi, którzy mają uczucia i emocje i potrzebujemy akceptacji takimi, jakimi jesteśmy, a MY odpłacimy się, Wam tym, co mamy najlepsze 💚💚. Ja ze swojej strony dziękuję tym, którzy są, przy mnie i widzą we mnie coś więcej, niż tylko pakiet szczęścia.