W weekend emocjonowałem się nie tylko siatkówką, ale i
skokami narciarskimi. Bowiem w niemieckim Obertsdorfie, odbywały się 25 Mistrzostwa
Świata w lotach narciarskich. Tytułu bronił Słoweniec – Peter Prevc, po nie
zbyt udanym występie Kamila na skoczni, w Kulm (23 miejsce). Miałem drobne
wątpliwości czy Kamil Stoch, będzie wstanie walczyć o brakujące, w jego
kolekcji trofeum. Skoczek z Zębu
pokazał, że ten wynik, był tylko wypadkiem przy pracy i, że nie zapomniał, jak
się skacze. Skoczkowie są tylko ludźmi i nie, będą skakać, jak zaprogramowane
roboty, przez cały sezon. Wgrywając konkurs za konkursem, mają prawo do
słabszych występów. Wiadomo media pompowały przysłowiowy balonik, że już
czas zapisać nową kartę, w historii polskich skoków. Bo od czasu brązowego
medalu Piotra Fijasa, na takowej
imprezie minęło już trzydzieści dziewięć lat. Na szczęście Kamil nie zaprzątuje
sobie głowy tym co wymagają od niego
media, tylko robi swoje najlepiej, jak potrafi. Na pytanie dziennikarza czy
zdobędzie medal. Odpowiedział – „O to
trzeba spytać Boga”. Szacun Mistrzu ;) Wiedziałem, że Kamil nie jest zbyt
wybitnym lotnikiem, ale lubi latać. Bo, jak powtarzają skoczkowie daje im to
mega frajdę. Wiadomo fajnie się ich ogląda, w locie, ale czy ktoś z nas odważyłby
się usiąść na belce „mamuta”? Ja bynajmniej nie :D Sam trener Horngacher
powiedział, że są lepsi lotnicy od skoczka z Zębu. Wiadomo wybitnymi lotnikami
są Norwedzy, Słoweńcy oraz Niemcy, a dokładniej: Freitag i Wellinger. Nie
mówiło się o Austriakach, bo oni są mega rozczarowaniem tego sezonu, a Freitag
wracał po kontuzji, której doznał podczas tak wspaniałego dla nas TCS. Jednak,
jak pokazał forma nie uleciała, bo zdobył brązowy medal. A na półmetku
rywalizacji czyli dwóch z czterech zaplanowanych serii konkursowych. Zajmował
drugie miejsce, wyprzedzając Kamila Stocha. Poza zasięgiem tej dwójki i reszty,
był Norweg – Daniel Andre Tande. Wiedziałem, że Kamil zaatakuje i nie myliłem
się, w trzeciej serii w trudnych warunkach oddał perfekcyjny skok, który
pozwolił mu zepchnąć Richarda Freitaga na najniższy stopień podium.
Zastanawiałem się czy z tak trudnymi warunkami panującymi na skoczni i presją.
Poradzi sobie lider po dwóch seriach konkursowych, mając w pamięci TCS z przed
dwóch lat. Gdzie praktycznie spadł z progu, a my mogliśmy się cieszyć z
pierwszego wygranego turnieju Kamila. Jednak ten skok Tandego pokazał, że rok
to szmat czasu i dojrzał emocjonalnie zdobywając tytuł MŚ. A mogliśmy się
cieszyć z historycznego srebrnego medalu, w lotach narciarskich. Gratulacje dla
pozostałej trójki (Kubackiego 10, Huli 13 i Żyły 17). Dodam tylko, że gdyby nie
punkty za zmianę belek i zmienny wiatr. To pewnie znów po trzech seriach
indywidualnych słuchalibyśmy Mazurka Dąbrowskiego. Niedziela to ostatni akord
mistrzostw czyli konkurs drużynowy. Wiedzieliśmy, że Norwedzy to murowani
faworyci do medalu, z najcenniejszego kruszcu. A my będziemy walczyć o medale
pozostałych kolorów, z Niemcami i Słowenią. Ci ostatni skakali, aż za dobrze
tego dnia i zdobyli srebrny medal. Wiadomo, że drużynówka to inna bajka, niż
konkurs indywidualny. I ktoś może mieć „dzień konia”, taki właśnie mieli Peter
Prevc i spółka, którzy zdobyli srebro. Reprezentacja gospodarzy mistrzostw,
choć na półmetku konkursu, byli przed naszą reprezentacją. To jednak po
finałowej serii to My mogliśmy się cieszyć, z historycznego brązowego krążka
dla naszej drużyny. I wcale nie dziwię się wzruszeniu Stefana Huli, sam je
miałem. A ten medal załatwiła nam petarda odpalona przez Dawida Kubackiego, w
drugiej serii. Znów, byliśmy świadkami historii! <3
A już w ten weekend
piknik na Wielkiej Krokwi, znów będę ochrypnięty dopingując naszych chłopców :D
A o tym co się wydarzy przeczytacie u mnie, już teraz zapraszam ;) *fotografie fanpadze poświęcone skokom narciarskich
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz