Gdy raz posmakujesz czasu spędzonego na FAR, będziesz chciał
tam wrócić, jak najszybciej. Wracając w grudniu ubiegłego roku z niemałymi, jak
na tamtą chwilę sukcesami, w zakresie samoobsługi. Wiedziałem, że chcę
kontynuować współpracę z FAR-em by iść po swoją samodzielność i ze
zniecierpliwieniem czekałem na kolejny projekt, w którym, będę mógł wziąć
udział. Tym razem moim udziałem stał się
WAZ wszystko po to bym mógł stać się aktywnym zawodowo. Czy tak stanie?
Pozwólcie, że na razie zachowam to dla siebie ;) Pojechałem tam nie tylko z
nastawieniem by zaktywizować się zawodowo czy pogłębić relacje, które nawiązały
się na moim obozowym debiucie i nawiązać nowe, ale przede wszystkim powalczyć o
jeszcze większą samodzielność. Pozdrowienia
dla asystentek z oddziałów: podkarpackiego, śląskiego i małopolskiego <3
Większa samodzielność stała się faktem dzięki Lusi. Już pierwszego wieczoru
wyglądałem jakbym wyszedł spod prysznica, a ja dopiero pod niego szedłem :D
Moja „przyjaciółka” chciała ze mną wygrać przy rozbieraniu się i ubieraniu się.
Cóż niestety to Cinek, był górą! Praktycznie samodzielne czynności, które
wymieniłem to nie jedyne czynności, które okazały się nie takie strasznie.
Potrafię z lekką pomocą przejść z pozycji leżącej do siedzącej. Dzięki Lusi! ;)
Tak ważne czynności życiowe niebyły by do zrealizowania, gdyby nie zabieg, którego pierwsza rocznica minie dokładnie za trzy dni.. Tak to już tyle minęło od zabiegu, który zmienił mnie
nie tylko fizycznie, ale i mentalnie. Już tyle jestem coraz głupszy :D Ten
zabieg pozwolił mi iść po marzenia, pokonywać własne słabości i jeszcze
bardziej poznawać świat. Postanowiłem przełamać własne lęki i spróbować
strzelania z łuku. Dobrze, że nie słyszeliście mnie dającego recitale przy
wieczornym przebieraniu się. Moglibyście ogłuchnąć ;D Ze stołówki wychodziłem
ostatni powodem nie było powolne jedzenie, lecz podziwianie pięknych Włoszek,
wraz z moim przyjacielem ;) Niestety przeszkodą w próbie poderwania nie była nasza
nieśmiałość, lecz bariera językowa. Więc jakby co dalej jesteśmy do wzięcia :P Na
basenie czułem się, jak przysłowiowa rybka w wodzie. Nawet bicze wodne, były do
przeżycia. Basia dzięki za wszystko ;) Wszystko, co dobre kiedyś się kończy nie
o było się bez wzruszeń, przy rozdaniu pamiątkowych dyplomów przy ognisku. Jak
i wtedy gdy wracaliśmy do swoich domów. Brakuje mi naszych spacerów, śmiechów i
śpiewów. Bogatszy o nowe możliwości, doświadczenia. Mówię do zobaczenia może
gdzieś tam na obozie. A niektórym na 100% na gruncie prywatnym ;)
*fotografie archiwum prywatne