Strony

piątek, 31 marca 2023

Mamy tę moc!

Chyba największy siatkarski optymista nie zakładałby takiego scenariusza, ale na tym polega piękno tej dyscypliny, iż rządzi się ona swoimi prawami i pisze własne nieprzewidywalne dla kibiców historie z happy-endem.

Przyznaję się bez bicia, że przed oboma spotkaniami półfinałowymi polskich drużyn w LM, byłem spokojny o końcowe wyniki. Wiem powiecie niepoprawny siatkarski optymista, no cóż, ale choć byłem spokojny. To, gdzieś tam rozum mówił — ta Perugia może sprawić psikusa.  To był tylko spokój wewnętrzny, bo mecz w Ankarze, jak i Kędzierzynie-Koźlu oglądałem z ćwiczeniami oddechowymi, a i rozmówkami języka łacińskiego 😂. Chylę czoła przed Jastrzębskim Węglem, bo choć, są faworytem tej rywalizacji to, musieli się zmierzyć z całkiem inną kulturą kibicowania no, ale w sumie w sumie, co kraj to obyczaj. W dużej mierze musieli atakować na tzw. wysokiej piłce, bo turecki zespół nie szczędził nas swoją zagrywką, a także fenomenalnie grał w obronie i choć mecz był pełen zwrotów akcji. To Stephen Boyer wraz z profesorem Tomaszem Fornalem brali sprawy w swoje ręce i załatwiali sprawę. To, co wyprawiał "Forni" na lewej stronie w mojej ocenie powinno dać miejsce w "6" naszej reprezentacji. I myślę, że awans "Pomarańczowych" do wielkiego finału Champions League będzie formalnością.
Przed meczem ZAKS-y z Perugią nurtowały mnie dwie myśli: Czym zaskoczy nas AA? Bo przecież doskonale zna zawodników swojego rywala, a także niezłym bankiem informacji jest Kamil Semeniuk. A także, czy przyjmujący występujący po obu stronach siatki to, kwartet przyjmujących naszej reprezentacji? No i co wiemy? A no to, że to obrońca trofeum rozmontował szyki obronne rywala swoją zmienną zagrywką, co ułatwiło drużynie ZAKS-y rozgrywanie pierwszej akcji oraz ustawianie bloku. A duet Kaczmarek, Bednorz doprowadzili do szewskiej pasji rywala. "Zwierz" pokazał, że nie zawsze trzeba siłą atakować, by zdobywać punkty. Wystarczy umiejętnie kiwać i plasować. A co do Pana Siatkarza Bartosza B. podobnie, jak Tomasz Fornal pokazał, że potrafi być liderem swojej drużyny i prowadzić ją do zwycięstw tj. to robił "Semen", który stał po drugiej stronie siatki. Może Kapitan ZAKS-y nie był jej najjaśniejszym punktem w ataku, ale dawał to, co powinien dawać Kapitan, czyli mental. Wybaczamy błąd przy piłce setowej na 2:0, na szczęście, nie miał negatywnego dla Kędzierzynian skutku w kolejnych partiach.
Po tych dwóch spotkaniach dla mnie podstawową parą przyjmujących reprezentacji jest para: Fornal, Bednorz, a bliżej drugiego atakującego jest Łukasz Kaczmarek. A co na to selekcjoner?
Dwukrotnym zdobywcom pucharu podobnie, jak drużynie z Jastrzębia-Zdroju do tego, by awansować do wielkiego finału, brakuje tylko, albo aż dwa sety. Na pewno nie będzie łatwo, bo Semeniuk, Leon i spółka wraz z włoską publiką zrobią wszystko, by doprowadzić do złotego eta i awansować do finału. Mam jednak nadzieję, że zwycięży zaksiowskie DNA i będziemy świadkami nowej historii w polskiej siatkówce, czyli polsko-polskiego finału Champions League. Och. jak byłoby pięknie! Jednak zanim to, to będziemy świadkami potyczki tych ekip w ostatniej kolejce fazy zasadniczej naszej ligi.

*fotografie pochodzą z fb obu ekip i zostały przerobione na potrzeby bloga

poniedziałek, 27 marca 2023

Starcie silnych zwierząt na Podpromiu dla lidera!

Już tylko kolejka do zakończenia rundy rewanżowej fazy zasadniczej, w dniu wczorajszym "Wilki" Giampaolo Medei podejmowały u siebie "gdańskie Lwy" Igora Juricicia (3:1). Emocji nie brakowało, oj nie!

Znając wolę walki zespołu z Gdańska już przed meczem, było wiadomo, że gospodarze będą musieć stoczyć ciężki bój o ligowe punkty.
Choć początek tego nie zapowiadał, gdyż rzeszowianie ustawili sobie rywala swoją zagrywką, a tym samym swoją pierwszą akcję. Nawet jeśli gdańszczanom udawało się wyprowadzić swoją pierwszą akcję to, świetnie w naszej drużynie działał blok pasywny, który pozwalał naszej drużynie zdobywać punkty w kontrze.
A siłą napędową był Maciej Muzaj, który w całym spotkaniu pokazał, że jak chce to, potrafi prowadzić swój zespół do zwycięstwa i być jego liderem w ofensywie (28 pkt/ 5 bloków/ 54% atak).  Jednak to nie wystarczyło, bo mieliśmy deja vu z tie-breaka z Jastrzębskim Węglem. Dzięki grze Karola Urbanowicza i zagrywkom Lukasa Kampy. Drugi set nazwałbym niczym innym, jak przeciąganiem liny, zastanawiałem się, kto będzie miał więcej siły i przeciągnie ją na własną stronę, czyli wygra drugą partię. I wygrała ją "Reska" dzięki skutecznej grze w ataku, w końcówce seta oraz kiwce swojego Kapitana. W drugim secie pałeczkę lidera w ataku od naszego atakującego przejął TJ DeFalco. W partii numer trzy gospodarze pokazali to, co jest ich mocną stroną w tym sezonie, czyli gra skrzydłami, które była kluczem do tego, by już tylko jeden set dzielił "Wilków" od kompletu punktów w tym emocjonującym spotkaniu. Początkowa faza czwartego seta to walka punkt, za punkt, co mogło zwiastować emocje, nie z tej ziemi. Dopiero argentyński przyjmujący wyprowadził gości na prowadzenie, którzy je powiększali (12:15). Wtedy też "zaryczał" w ataku Torey DeFalco i na tablicy wyników był remis. Wszystkie znaki na niebie i na parkiecie wskazywały, że Asseco Resovia Rzeszów rozegra drugi tie-break z rzędu, lecz Rzeszowianie nie powtórzyli błędu z premierowej partii i dopisali do ligowej tabeli trzy punkty!
Tyle o meczu, teraz czas na przemyślenia i wnioski 😎. Siła zwierzęcych przydomków obu ekip została potwierdzona na parkiecie, nie brakowało długich wymian, które oglądałem na bezdechu, a w zależności od ich finału wydawałem odpowiedni okrzyk 😜. Jednak więcej tej jakości sportowej było po stronie gospodarzy, którzy, choć pokazali w pierwszej partii, że można ich złamać. To potrafili wrócić do meczu i swoją grą w ataku, czy też w "gaszeniu światła porywać kibiców, która jak zwykle była dodatkowym zawodnikiem. Niestety ta widowiskowa gra, była przerywana głupimi błędami własnymi. Takie błędy, czy dopuszczenie do głosu rywala, w play-offach może mieć nieodwracalny skutek. A co do zespołu z Gdańska pokazali, że w ćwierćfinale nie będą "chłopcami do bicia" a "chłopcami z lwim pazurem".

*fotografie pochodzą z różnych źródeł

piątek, 24 marca 2023

Zaległości odrobione, "Pomarańczowi" odwrócili losy meczu!

W środowy wieczór Asseco Resovia Rzeszów razem z drużyną Marcelo Mendeza odrabiała zaległości z 22 kolejki naszej inaczej, mówiąc, byliśmy świadkami hitu tejże kolejki na Podpromiu.

Przed meczem zastanawiałem, czy będzie to inne spotkanie od tego, które widzieliśmy kilka tygodni temu w mieście Kraka.
Rzeszowskie "Wilki" przystąpiły do tego hitu przy wypełnionej niemal do ostatniego miejsca hali Podpromie, a także bez swojego lidera, jakim niewątpliwie jest TJ DeFalco. A jego miejsce zajął Mauricio Borges, tak więc można było mieć obawy o nasze lewe skrzydło, a także przyjęcie i ja je miałem. I choć zagrał całkiem dobre spotkanie to, ja nadal uważam, że jedna wiosna jaskółki nie czyni 😉. Oglądając to spotkanie, miałem wrażenie, że żadna z drużyn nie chce wygrać tego spotkania, jedynie potrenować zagrywkę i przyjęcie. A dlaczego tak mówię obie drużyny, oddały rywalowi seta, błędami w polu serwisowym. Nie wiem, czy to tylko moje odczucie, ale każdy set to inna historia. Dobre akcje były przeplatane akcjami, które lekko mówiąc, nie przystają meczowi, który był określany hitem kolejki. Osłodą dla mnie był tie-break, kiedy to "Reska" niesiona dopingiem swoich kibiców, jak za najlepszych czasów, zbudowała czteropunktową przewagę, która wydawało się, że zagwarantuje nam kibicom przed telewizorami, jak i tym zgromadzonym w hali radość w postaci zwycięstwa naszej drużyny. Ale tylko wydawało, bo właśnie w tym momencie "Pomarańczowi" złamali nie tylko nasze przyjęcie swoim serwisem, ale także naszą mentalność. I wygrali tego seta na przewagi, chylę przed nimi czoła, za to, że nie zadrżała im ręka w polu serwisowym, w tak trudnym dla nich momencie (cztery punkty straty do rywala). Tutaj wyszło to, czego brakuje "Resce" moim zdaniem, a mianowicie tej przysłowiowej kropki nad i w decydujących momentach. A jeśli chcemy walczyć o medale to, liczy się nie tylko fizyka, ale i mentalność To kolejne spotkanie, gdzie musimy uznać wyższość zespołu z "czuba" tabeli, poza jednym zwycięstwem nad Mistrzem Polski u siebie. A więc o czymś to świadczy. Choć i tak gra "Pasów" wyglądała dużo lepiej od tego, co widzieliśmy w Pucharze Polski, za to spotkanie w szeregach gospodarzy wyróżniam Macieja Muzaja, który pokazał zmienność formy, a tylko tę formę, z której był znany do tej pory.
Na koniec powiem, że nie każdy musi się zgadzać z tym, co piszę, ani z tym, jak wyglądam, ja czy moje zdjęcie profilowe na moim blogowym fanpage'u Z krytyką, czy bez nie przestanę przelewać swych emocji na bloga, bo kocham siatkówkę i basta.

*foto/ fb klubu


sobota, 18 marca 2023

Twarda walka w nyskim kotle i trzy punkty dla "Reski"!

Po meczu u siebie z ostatnią drużyną w tabeli Asseco Resovia Rzeszów udała się na mecz do Nysy z tamtejszą PSG Stalą (1:3), która ostatnio podobnie, jak "Reska" zagubiła gdzieś swoją dobrą dyspozycję.

Od pierwszej piłki było już wiadomo, że lider tabeli, będzie chciał z "nyskiego kotła" wywieźć pełną pulę. A miało im tym pomóc odrzucenie rywala od siatki swoją zagrywką poniekąd im się to, udało, bo podopieczni trenera Plińskiego mieli ogromne problemy z przyjęciem naszej zagrywki. Jeśli już im się udało wyprowadzić pierwszą akcję to nasi zawodnicy świetnie, spisywali się w obronie, czego na próżno można było szukać w poprzednich spotkaniach. A prym w obronie, w I secie wiódł Maciej Muzaj (6), co pozwalały nam wyprowadzać zabójcze kontry, a prym w kontratakach wiodło nasze lewe skrzydło w osobach; Cebulja i DeFalco, którzy w ostatnich meczach, nie grzeszyli formą. Dodajmy do tego "gaszenie światła" rywalom przez "Kochana" i Cebulja, na nic zdały się Nysie punkty zdobywane przez Ben Tarę i Gierżota, bo ta Asseco Resovia objęła prowadzenie w tym meczu.
Druga partia to już nie taki popis gry rzeszowskich "Wilków", za sprawą błędów własnych, co pozwoliło zespołowi z Nysy mieć nadzieję na wyrównanie stanu meczu. Nie będę Wam cytował, co wtedy dokładnie krzyczałem, bo pomyślicie, że zapomniałem ojczystego języka 😜, lecz pomyślałem — złe demony z Krakowa i Zawiercia wracają. Nadzieję nyskim kibicom, wlewały ataki Ben Tary, który ścigał się z amerykańskim "Wilkiem" w ilości zdobywanych punktów. Wtedy też zaczął w "Resce" działać ten najbardziej nieprzewidywalny siatkarski element, jakim jest blok, blokując Rafała Buszka, dodając skuteczny atak słoweńskiego przyjmującego (25:27). I to podopieczni Giampaolo Medei byli o seta od przywiezienia pełnej puli na Podpromie, pokazując w końcówce "wilczy pazur" podobnie, jak w meczu u siebie z Lublinem.
Podopieczni "Pliny", jeśli chcieli myśleć jeszcze o punktach w tym spotkaniu, których potrzebują do ligowej tabeli, musieli rzucić wszystkie siły na pokład. I rzeczywiście tak było, bo długim wymianom nie było końca, w których górowali żółto-niebiescy. W obu drużynach nastąpiła atakujących, po raz kolejny Jakub Bucki (9 pkt/ 2 bloki/ 70% atak) pokazał swą jakość jako joker, który robił wszystko, by "Wilki" zamknęły to spotkanie w trzech partiach. Niestety duet przyjmujących, nie ułatwił mu tego, swoimi błędami na przyjęciu. I to Japończyk Miyaura wraz z kolegami mógł się cieszyć z przedłużenia meczu, kibice w "Pasiaku" mieć skoki tętna, czy aby nasza drużyna, nie przegra kolejnej partii. I tym samym nie będziemy świadkami tie-breaka.
Kilkupunktowa przewaga na początku czwartej partii, za sprawą bomb z pola serwisowego TJ-a DeFalco i grze w ataku Jakuba Buckiego. Dawały nadzieję na to, że kibice z Rzeszowa nie dostaną zawału serca, nic bardziej mylnego. Bo w polu serwisowym gospodarzy pojawił się Kamil Kwasowski i po naszej przewadze już nic nie pozostało. I byliśmy świadkami wymian punkt, za punkt, dopóki gospodarze ni zaczęli popełniać błędów własnych. Co pozwoliło graczom w czarnych strojach zbudować czteropunktową przewagę, której nie oddali już do końca partii i meczu.
Zwykło się mówić, że bez przyjęcia nie da się wygrywać spotkań, po raz kolejny w tym sezonie Asseco Resovia Rzeszów zaprzeczyła tej tezie (36%). Wykręcając (55%) w ataku, spory w tym udział miało nasze lewe skrzydło, które tak bardzo zawodziło w ostatnich spotkaniach. A także gra na środku siatki w elemencie ataku.
Tutaj na szczególną pochwałę ode mnie zasługuje Jakub Kochanowski (MVP), który od początku sezonu pokazuje gaz (9 pkt/ 3 asy/ 2 bloki/ 57% atak). Pokazuje, jaką czuje "chemię" z naszym Kapitanem. Wreszcie mogliśmy zobaczyć zespół, który nie boi się zaatakować z pola serwisowego (13 asów). Nie mały wpływ na nasze zabójcze kontry miała nasza gra w elemencie gry obronnej (11 obron). A tego elementu na próżno można było szukać w szeregach drużyny z Rzeszowa, w ostatnich spotkaniach. A także "gaszeniu światła" rywalom (10 bloków) Jednak na takie chwile słabości, jak we wczorajszym spotkaniu, gdzie zapraszaliśmy rywala do gry błędami własnymi, nie możemy sobie pozwolić. Bo Jastrzębski Węgiel i gdański Trefl, są ekipami, które potrafią z tego skorzystać, a i przecież na zakończenie rundy rewanżowej. Czeka nas potyczka z nieobliczalną drużyną z Katowic. Niemniej jednak styl wczorajszego zwycięstwa może cieszyć!

*foto/ strona internetowa klubu




piątek, 17 marca 2023

Przegrać i wygrać awans, taką historie pisze tylko ZAKSA Kędzierzyn-Koźle!

Po ubiegłotygodniowym horrorze w Kędzierzynie-Koźlu było wiadomo, że na włoskiej ziemi wcale łatwiej nie będzie. I nie było (3:2) i o awansie obrońców trofeum do półfinału zadecydował "złoty set".

Już pierwsze piłki pokazały, że Włosi z Trydentu mają ochotę stoczyć bratobójczy bój z Perugią o finał siatkarskiej Champions League, bo klubowy Mistrz Europy przeplatał "wyłączanie prądu" gospodarzom z błędami własnymi w ataku, co tylko napędzało włoski gwiazdozbiór. I pozwoliło jej kontrolować przebieg tego seta, na nic zdały się dwa zdobyte punkty przez Łukasza  Kaczmarka. 
Który pokazał w całym spotkaniu, że w ważnych meczach potrafi spiąć poślady i zdobywać punkty to, dobry znak przed sezonem reprezentacyjnym. Ogromny problem w tym secie ze zdobywaniem punktów z lewego skrzydła mieli — Bednorz i Śliwka. Po zwycięstwie w tym secie gospodarzy wiedziałem, że może po tym meczu będę musiał szukać kardiologa, który kocha tę dyscyplinę i mnie zrozumie 😎. Popularne "Koziołki" z Kędzierzyna-Koźla z animuszem rozpoczęły drugą partię spotkania, lecz trzy asy serwisowe Michieletto znów zmieniły sytuację w tym secie na niekorzystną dla polskiego zespołu (cztery punkty przewagi). Chyba nie muszę Wam pisać, że nie mówiłem wtedy naszym ojczystym językiem, a łacińskim 😆. Promyczek nadziei w nasze kibicowskie serca wlał as serwisowy Kapitana podwójnego zdobywcy tego najcenniejszego klubowego trofeum w europejskiej siatkówce. Jednak to mówi polskie przysłowie — jedna jaskółka nie czyni wiosny, bo po zmniejszeniu przewagi, wróciły złe demony z pierwszego seta (błędy własne w ataku) i przewaga gospodarzy urosła do punktów. Chyba nikt wtedy nie wierzył, że uda się odwrócić losy tego seta. Poza trenerem Sammelvuo, który wyjął swojego asa z rękawa, czyli Norberta Hubera, który podniósł tętno drużynie przeciwnej swoimi zagrywkami, dzięki którym udało się zniwelować przewagę włoskiego potentata do trzech punktów. Wydawało się, że wysiłek niezwykle popularnego "Noba Huba" poszedł na marne, po błędzie "Koziołków" w przyjęciu. Wtedy dosłownie sprawy w swoje ręce wzięli; "Zwierz" i "Bedni", którzy widowiskowymi atakami dali Mistrzom  Poldki wygranego drugiego seta. Trzeci set to istna siatkarska sinusoida, a to raz górą był Mistrz Polski, który miał kilka punktów przewagi, by zaraz skoczyło tętno kibicom w naszym kraju, bo do głosu dochodzili gospodarze i po przewadze nie było już śladu. Koniec końców to ZAKSA wygrała tego seta na przewagi i była już o jednego seta od awansu do półfinału, za sprawą świetnej ofensywnej gry Bartosza Bednorza i Łukasza Kaczmarka. W czwartym secie włoska drużyna musiała rzucić wszystkie siły na szalę, jeśli chciała pozostać w grze o półfinał. W tymże secie przez długi okres wynik oscylował w okolicy remisu, a obie ekipy nie szczędziły sobie prezentów, za sprawą błędów w polu serwisowym. Jednak kluczem do wyrównania stanu meczu dla włoskiej drużyny był blok na atakującym zespołu z Opolszczyzny i as serwisowy Michieletto. W tie-breaku ani przez chwile nie było zagrożone zwycięstwo włoskiego Trento, a ojcem sukcesu w tej partii był, nie kto inny, jak Kazijski, który swoją grą pokazał, że nie myśli przechodzić na sportową emeryturę. I stało się jasne, że emocje sięgną siatkarskiego zenitu, bo będziemy świadkami "złotego seta". W którym byliśmy świadkami fenomenalnej gry Mistrza Polski, który kontrolował tego seta, w każdym siatkarskim elemencie. Chyba nie muszę Wam pisać, jaka była moja reakcja po ataku Kaczmarka, który zapewnił nam awans do półfinału, gdzie naszym rywalem będzie spółka Kamila Semeniuka i Wilfredo Leona dowodzona przez AA.


Co tu dużo mówić ZAKSA Kędzierzyn-Koźle jest stworzona do wygrywania heroicznych bojów, bo ma DNA zwycięzcy, a taką cechę posiadają tylko nieliczni, nieważny jest trener, czy skład, w jakim występuje w danym sezonie, bo ma serducho do walki! Ach jak mi się marzy polsko-polski finał siatkarskiej Champons League 😊.

*fotografie pochodzą z różnych źródeł

czwartek, 16 marca 2023

Przełamanie i fotel lidera, ale...

"Wilki" Giampaolo Medei do poniedziałkowego spotkania z zespołem, z Bielska-Białej (3:0) przystąpiły po dwóch lekcjach siatkówki, które udzieliły im zespoły z Jastrzębia-Zdroju i Zawiercia. 

Przed spotkaniem zadawałem sobie pytanie — Czy siatkarze Asseco Resovii Rzeszów wynurzyli już głowy z pobliskiego Wisłoka? Bo potrzebowali tych punktów z dwóch powodów; punkty do ligowej tabeli, a także, by spróbować odnaleźć swoją dobrą postawę, którą pamiętamy choćby z pierwszej fazy rundy zasadniczej.
Już wyjściowy skład pokazał, że włoski szkoleniowiec postanowił na wiosnę "wyjąć z zamrażarki" Bartłomieja Mordyla, który zaliczył znikomą ilość występów do tej pory, na libero Michała Poterę, a także na prawym skrzydle Jakuba Buckiego. "Wilki" w tym sezonie przyzwyczaiły nas do tego, że ze słabym przyjęciem (40%) potrafią wykręcić dobre liczby w ataku (56%). Dokładając do tego 11 punktowych bloków, kto wie jakby się, potoczyło to, spotkanie. Gdyby nie końcówka I seta wygrana dopiero na przewagi, mimo kilkopunktowej przewagi gospodarzy. Bo przyjezdni nie przestraszyli się nazwy Asseco Resovia Rzeszów. W tym momencie uwydatniła się rysa na mentalu rzeszowskich siatkarzy, po dwóch dotkliwych porażkach, gdzie nie potrafiła dowieźć bezpiecznie do końca wypracowanej przewagi. Dodajmy do tego problemy z komunikacją na boisku i wreszcie brak ważnego elementu, jakim jest gra w obronie, a tym samym w kontrataku. To już trzecie z rzędu spotkanie, gdzie w naszej drużynie nie funkcjonuje lewe skrzydło. Inna sprawa, że piłki na lewą flankę, nie są rozgrywane, a wystawiane. Samym prawym skrzydłem oraz środkiem polskich parkietów nie zawojujemy. Właśnie tymi strefami wygraliśmy to spotkanie.
Nasz atakujący Jakub Bucki po raz kolejny pokazał, że jest w stanie wziąć ciężar gry w ataku na swoje barki (19 pkt/ 2 asy/ 2 bloki/ z 68% atakiem.  Jeśliby to ode mnie zależało to w czterech meczach, które zostały SOVI do rozegrania w rundzie zasadniczej, rolę pierwszego "Wilka" w ataku pełniłby właśnie Jakub Bucki, jak dla mnie jest bardziej stabilny zarówno w ataku, jak i zagrywce od Macieja Muzaja.
Na jutrzejszego rywala taka gra, jak w poniedziałek może okazać się wystarczająca, ale na zaległy mecz z półfinalistą tegorocznej Ligi Mistrzów już niestety nie.

*fotografie/ fb Asseco Resovia Rzeszów

czwartek, 9 marca 2023

Polsko-włoski horror z happy-endem, czyli krok od półfinału LM!

Nigdy nie lekceważ serca Mistrza! Ta maksyma dotyczy klubowego Mistrza Europy, nie tylko naszym ligowym podwórku, ale też europejskim.

Drużyna z Kędzierzyna-Koźla przystąpiła do meczu ćwierćfinałowego z włoskim Trentino Itas (3:2), opromieniona zwycięstwem w Tauron Pucharze Polski, a także dobrymi występami na ligowym podwórku.  Było nie było to dobrzy znajomi z poprzednich dwóch finałów siatkarskiej Ligi Mistrzów, co mogło zwiastować dobry siatkarski spektakl dla kibiców o mocnych nerwach 😉.
Już pierwsze dwa skuteczne ataki Łukasza Kaczmarka pokazały, że aktualny Mistrz Polski i dwukrotny klubowy Mistrz Europy, ma ochotę pokonać włoską konstelację gwiazd jednak, za sprawą Kaziskiego i Michieletto na tablicy wyników pojawił się remis. Wtedy też ze swoją cwaniacką grą w ataku, w pozytywnym tego słowa znaczeniu, wkroczył Kapitan drużyny z Kędzierzyna-Koźla. "Koziołkom" dawało to punkty, a Włochom powód do zdenerwowania, gdyż nie znajdywali sposobu na to, by zatrzymać przyjmującego reprezentacji Polski. Dodajmy do tego błędy własne po stronie rywala, asa serwisowego amerykańskiego "elektryka" gospodarzy. I ZAKSA była o seta bliżej od wygrania spotkania. Drugi set, choć początkowo toczył się pod dyktando Mistrzów Polski, za sprawą zagrywek Bartosza Bednorza, lecz na nic się to zdało, bo ataki Lavi, Kaziyskiego oraz as serwisowy Riccardo Sbertoliego i błędy własne ZAKS-y sprawiły, że II set padł łupem Włochów. A to zwiastowało tylko jedno, jeszcze więcej emocji w kolejnych partiach 😎. III seta znów lepiej zaczęli gospodarze dzięki atakom "Bedniego" i "Zwierza", jednak obie ekipy zaczęły mieć niespodziewanie problem w polu serwisowym. Szybciej w tym elemencie odnaleźli się włoscy siatkarze i na tablicy wyników było po 11. Od tego momentu byliśmy świadkami punkt, za punkt. Ostatnie słowo w tej partii należało jednak do rywali polskiego klubu. Oznaczało to, że szala zwycięstwa w tym spotkaniu, przechyliła się na stronę włoskiego Trento. Początki IV seta w ogóle  nie zapowiadał tego, że bliżej półfinału będzie ZAKSA, bo to włoska konstelacja gwiazd była o cztery punkty do przodu. Więc trudno było się spodziewać (przynajmniej mnie), że ten mecz skończy się happy-endem, ale przecież w tej dyscyplinie, nie takie cuda się zdarzały 😎. Sygnał do ataku podwójnemu klubowemu Mistrzowi Europy dał, nie kto inny, jak Bartosz Bednorz swoim serwisem. To spowodowało, że przechodzący kolejną młodość Bułgar i podpora reprezentacji Włoch Michieletto zaczęli popełniać błędy. Dodajmy do tego punktowe bloki Aleksandra Śliwki i Davida Smitha. Wydawało się, że już jest "pozamiatane", ale nic z tych rzeczy. As w talii Tuomasa Sammelvuo, czyli Bartosz Bednorz uderzył piłkę w out atakiem, asem serwisowym odpowiedział as reprezentacji Italii — Alessandro Michieletto i było wiadomo, że będą emocje w końcówce, bo równie dobrze mogła być to końcówka całego spektaklu. Jednak "Bedni" odpokutował swoje wcześniejsze grzechy, posyłając bomby z pola serwisowego, które okazały się nie do przyjęcia dla rywali, a potem utrudniły rozegraniem im akcji. I stało się jasne, że o tym, kto okaże się lepszy w tym spotkaniu, zadecyduje tie-break. Widać było, że przebieg IV partii odbił się na psychice gości, którzy popełniali błąd, za błędem jakby pierwszy raz grali w siatkówkę. Dopiero w końcówce zabrali się do odrabiania strat, ale było już, za późno. I stało się jasne, że to team z Opolszczyzny zrobił pierwszy krok w stronę półfinału tych elitarnych rozgrywek. Jednak to dopiero pierwsza odsłona tego pojedynku i na pewno na włoskiej ziemi, łatwo nie będzie
"Koziołki" pokazały taką samą twarz jak w meczu finałowym Pucharu Polski z Jastrzębskim Węglem, czyli DNA zwycięzcy oraz siłę kwartetu, mam nadzieję, że ten sam kwartet będzie stanowił o sile biało-czerwonych Orłów!
Już nie nie raz Wam to pisałem i napiszę po raz kolejne, za takie mecze kocham tę dyscyplinę. To nic, że wtedy jestem odrealniony i popadam ze skrajności w skrajność. Tyle o tym meczu, dziś ściskam kciuki, a ekipę Marcelo Mendeza, bo jestem nie tylko "Pasiakiem", ale ogólnie siatkoholikiem 👊!

*foto fb/Mistrza Polski

niedziela, 5 marca 2023

Był sobie lider! Czyli wycie "Wilków" w Zawierciu.

Koniec rundy rewanżowej fazy zasadniczej coraz bliżej. W hicie 26 kolejki PlusLigi "Jurajscy Rycerze" przegonili watahę rzeszowskich "Wilków" (3:0).

To spotkanie miało nam dać odpowiedź, która z drużyn szybciej zrobiła "format" głowy po półfinałach Pucharu Polski i dało. Stało się to, czego się obawiałem. Posłuchałem rozumu, a nie "pasiastego" 💗 i się najwyraźniej nie pomyliłem 😎. 
Już pierwsze piłki pokazały, kto lepiej wykonał "format" po zeszłotygodniowym laniu w krakowskiej Tauron Arenie. Podopieczni Giampaolo Medei najwyraźniej zgubili login i hasło do swojej gry, którą reprezentowali jeszcze w rewanżowym spotkaniu z  PGE Skrą Bełchatów. Wygląda to tak jakby, ktoś wyłączył nam "prąd" nie tylko mentalny, ale i fizyczny. Gwiazdy mają swoje prawa i swoje  myślenie — co się będziemy wysilać, wygraliśmy pierwszą rundę to, medal nam się należy, nie musimy już walczyć, bo punkty same się zdobędą, a kasa i tak będzie na koncie. Przypomnę tylko, że medale, są  rozdawane dopiero, za około dwa miesiące i to zawodnikom, którzy zostawiają serducha na parkiecie. Od dwóch spotkań tego "pasiastego" serducha nie ma. Widać to, co w poprzednich sezonach. Zamiast KOLEKTYWU, który widzieliśmy jeszcze kilka miesięcy temu, widzimy GWIAZDOZBIÓR, który za swoją mizerną grę obwinia wszystkich wokół, a nie siebie. Co było widać we wczorajszym spotkaniu nasz Kapitan, zamiast próbować coś zmieniać w naszej grze, bo drugi mecz z rzędu był czytany w skali 1:1. Myślał, że osiągnie to, dyskutując z sędzią, co skutkowało żółtym kartonikiem. Nie tędy droga, trzeba spiąć cztery litery na rozegraniu, a nie grać schematami, które w I rundzie dawały punkty. Od dwóch spotkań gra na lewe skrzydło równa się z "wyłączaniem prądu" i frustracją DeFalco czy Cebulja. Jaki z tego wniosek? A no taki, że piłkom na lewe skrzydło daleko do ideału. Wczorajszy mecz uświadomił mi dwie rzeczy: Jak bardzo włoski coach jest zapatrzony w rozgrywającego i duet przyjmujących, co skutkuje nieograniem Kędzierskiego i Piotrowskiego czy Mordyla, którzy mogliby spróbować obraz gry rzeszowskiego zespołu, a tak odgrywają rolę statystów. Bo w naszej drużynie, są zawodnicy, którzy są, nie do ruszenia, bo są podwójnymi Mistrzami Świata. To już historia, trzeba patrzeć na teraźniejszość, która pokazała we wczorajszym spotkaniu, że to drużyna "Winiara" ma kolektyw i bawi się siatkówką. Obnażyli przy tym wszystkie słabości Asseco Resovii Rzeszów, udzielając im kolejnej lekcji siatkówki. Druga rzecz to, taka, że "Pasy" nie potrafią grać z zespołu z ligowego topu, a jedynie z zespołami niżej notowanymi od siebie.
Jeśli "Wilki" chcą jeszcze bić się o medal, a myślę, że chcą. To może, zamiast jednej sesji treningowej powinni zrobić trening ze skrzynką "elektrolitów", by oczyścić atmosferę. Na ten moment w ocenie medalu, nie będzie. Będzie płacz i zgrzytanie zębów, jeśli wypadniemy poza "pudło" przed play-offami. I w ćwierćfinale trafimy na drużynę z Warszawy, która jest w gazie. A może w rzeszowskiej siatkówce o to chodzi, by nie widzieć problemu w GWIAZDOZBIORZE tylko, obwiniać innych, za taką, a nie inną sytuację...

*foto strona internetowa klubu