Strony

sobota, 18 marca 2023

Twarda walka w nyskim kotle i trzy punkty dla "Reski"!

Po meczu u siebie z ostatnią drużyną w tabeli Asseco Resovia Rzeszów udała się na mecz do Nysy z tamtejszą PSG Stalą (1:3), która ostatnio podobnie, jak "Reska" zagubiła gdzieś swoją dobrą dyspozycję.

Od pierwszej piłki było już wiadomo, że lider tabeli, będzie chciał z "nyskiego kotła" wywieźć pełną pulę. A miało im tym pomóc odrzucenie rywala od siatki swoją zagrywką poniekąd im się to, udało, bo podopieczni trenera Plińskiego mieli ogromne problemy z przyjęciem naszej zagrywki. Jeśli już im się udało wyprowadzić pierwszą akcję to nasi zawodnicy świetnie, spisywali się w obronie, czego na próżno można było szukać w poprzednich spotkaniach. A prym w obronie, w I secie wiódł Maciej Muzaj (6), co pozwalały nam wyprowadzać zabójcze kontry, a prym w kontratakach wiodło nasze lewe skrzydło w osobach; Cebulja i DeFalco, którzy w ostatnich meczach, nie grzeszyli formą. Dodajmy do tego "gaszenie światła" rywalom przez "Kochana" i Cebulja, na nic zdały się Nysie punkty zdobywane przez Ben Tarę i Gierżota, bo ta Asseco Resovia objęła prowadzenie w tym meczu.
Druga partia to już nie taki popis gry rzeszowskich "Wilków", za sprawą błędów własnych, co pozwoliło zespołowi z Nysy mieć nadzieję na wyrównanie stanu meczu. Nie będę Wam cytował, co wtedy dokładnie krzyczałem, bo pomyślicie, że zapomniałem ojczystego języka 😜, lecz pomyślałem — złe demony z Krakowa i Zawiercia wracają. Nadzieję nyskim kibicom, wlewały ataki Ben Tary, który ścigał się z amerykańskim "Wilkiem" w ilości zdobywanych punktów. Wtedy też zaczął w "Resce" działać ten najbardziej nieprzewidywalny siatkarski element, jakim jest blok, blokując Rafała Buszka, dodając skuteczny atak słoweńskiego przyjmującego (25:27). I to podopieczni Giampaolo Medei byli o seta od przywiezienia pełnej puli na Podpromie, pokazując w końcówce "wilczy pazur" podobnie, jak w meczu u siebie z Lublinem.
Podopieczni "Pliny", jeśli chcieli myśleć jeszcze o punktach w tym spotkaniu, których potrzebują do ligowej tabeli, musieli rzucić wszystkie siły na pokład. I rzeczywiście tak było, bo długim wymianom nie było końca, w których górowali żółto-niebiescy. W obu drużynach nastąpiła atakujących, po raz kolejny Jakub Bucki (9 pkt/ 2 bloki/ 70% atak) pokazał swą jakość jako joker, który robił wszystko, by "Wilki" zamknęły to spotkanie w trzech partiach. Niestety duet przyjmujących, nie ułatwił mu tego, swoimi błędami na przyjęciu. I to Japończyk Miyaura wraz z kolegami mógł się cieszyć z przedłużenia meczu, kibice w "Pasiaku" mieć skoki tętna, czy aby nasza drużyna, nie przegra kolejnej partii. I tym samym nie będziemy świadkami tie-breaka.
Kilkupunktowa przewaga na początku czwartej partii, za sprawą bomb z pola serwisowego TJ-a DeFalco i grze w ataku Jakuba Buckiego. Dawały nadzieję na to, że kibice z Rzeszowa nie dostaną zawału serca, nic bardziej mylnego. Bo w polu serwisowym gospodarzy pojawił się Kamil Kwasowski i po naszej przewadze już nic nie pozostało. I byliśmy świadkami wymian punkt, za punkt, dopóki gospodarze ni zaczęli popełniać błędów własnych. Co pozwoliło graczom w czarnych strojach zbudować czteropunktową przewagę, której nie oddali już do końca partii i meczu.
Zwykło się mówić, że bez przyjęcia nie da się wygrywać spotkań, po raz kolejny w tym sezonie Asseco Resovia Rzeszów zaprzeczyła tej tezie (36%). Wykręcając (55%) w ataku, spory w tym udział miało nasze lewe skrzydło, które tak bardzo zawodziło w ostatnich spotkaniach. A także gra na środku siatki w elemencie ataku.
Tutaj na szczególną pochwałę ode mnie zasługuje Jakub Kochanowski (MVP), który od początku sezonu pokazuje gaz (9 pkt/ 3 asy/ 2 bloki/ 57% atak). Pokazuje, jaką czuje "chemię" z naszym Kapitanem. Wreszcie mogliśmy zobaczyć zespół, który nie boi się zaatakować z pola serwisowego (13 asów). Nie mały wpływ na nasze zabójcze kontry miała nasza gra w elemencie gry obronnej (11 obron). A tego elementu na próżno można było szukać w szeregach drużyny z Rzeszowa, w ostatnich spotkaniach. A także "gaszeniu światła" rywalom (10 bloków) Jednak na takie chwile słabości, jak we wczorajszym spotkaniu, gdzie zapraszaliśmy rywala do gry błędami własnymi, nie możemy sobie pozwolić. Bo Jastrzębski Węgiel i gdański Trefl, są ekipami, które potrafią z tego skorzystać, a i przecież na zakończenie rundy rewanżowej. Czeka nas potyczka z nieobliczalną drużyną z Katowic. Niemniej jednak styl wczorajszego zwycięstwa może cieszyć!

*foto/ strona internetowa klubu




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz