Gorąco, gorąco nie mówię tutaj o temperaturach ;) Mój blog
ewoluuje, bo ja kocham zmiany! W raz z moją przyjaciółką – Anią, która również
kocha siatkówkę. Taktyka i inne rzeczy związane z siatkówką, to nie odzowne
części naszych rozmów. Postanowiliśmy to przekuć, w cykl na moim blogu Marcin
kontra Ania. Czy się spodoba? Oceńcie sami ;)
John Gordon – Perrin, jeszcze do nie dawna się wydawało
zawodnik Asseco Resovi Rzeszów. Jednak w ostatnich dniach lipca, jak grom z
jasnego nieba, gruchnęła wiadomość. Kanadyjski przyjmujący mimo, że ma ważny kontrakt
z rzeszowskim klubem. Nagle zapragnął przenieść się do Chin, burząc koncepcję
drużyny, nowemu szkoleniowcowi drużyny z Podkarpacia. Prezes Bartosz Górski
postanowił szukać wsparcia w FIVB, a także kanadyjskiej federacji. Jednak chyba
Perrinowi ujdzie to „na sucho” i zarobi, dużo więcej niż PlusLidze. Bo wiadomo,
że chodzi o pieniądze, a nie o poziom ligi.
źródło: Fanpage Asseco Resovia Rzeszów |
Marcin. Bezkarny…
Ania. wiesz ja myślę że
to nie Perrina powinno się karać tylko jego menagera, ale przepisy powinny być
przez FIVB uszczelnione
Marcin. Jest plus tego - widzę Olka w pierwszym składzie
Ania. Wyjścia nie będzie, a ja się boję przeciążeń
Marcin. Jeśli Cupkovicia ściągną?
Ania. A jeśli nie?
Marcin. Z trzema na przyjęcie? Strzał w stopę, nie tylko my mamy ten problem - JW też
Ania. Tylko Górski walczy a JW czeka na efekty taka jest prawda
Marcin. JW nie ma już nic do ugrania podobno, mogli parę lat temu nie puszczać Mikusia, a potem Alka
Ania. To nie o to chodzi dwa kluby mają większą siłę niż jeden, a co do przeszłości nie wiesz jakby było. A Perrin, to nie tylko lokalny problem. Wyobraź sobie powiedzmy włoski klub w chwilowym dołku finansowym, np. akcje nie poszły czy coś. Jest LM i puchary i nagle zawodnik mówi lecę do Chin. Wtedy nie dość że klub traci zawodnika to sponsorzy się wycofują i jeden zawodnik kończy klub i o to chodzi raz się zdarzy będzie się mogło powtórzyć i tu jest problem Rzeszów to nie gigant europejski ale inny klub grający o wyższe cele będzie się bał.
Marcin. Sam Serniotti przyznał liczył na niego