źródło: Fanpage Asseco Resovia Rzeszów |
Pewnie pomyślicie, że mam sklerozę i daję foto do wpisu z
przed wielu lat…. Nie bez kozery wybrałem właśnie tą fotografię, młodsi kibice
pewnie nie pamiętają, TEJ RESOVII I PĘKAJĄCEJ W SZWACH HALI. Gdzie, jak
powiedział podczas wczorajszej transmisji Łukasz Kadziewicz – Nie było
słychać własnych myśli, tylko doping kibiców. Tak właśnie było… A wczoraj w
tym „najlepszym” meczu od lat, zamiast tego słyszałem odbicie piłki i gwizdy kibiców, stęsknionych
za „Pasami”, którzy walczą o każdy punkt do ostatniej kropli potu… I wcale się
Wam drodzy kibice nie dziwie, bo choć prawdziwy kibic, jest ze swą drużyną na
dobre i złe. To gdzieś są granice wytrzymałości, jeszcze kilka sezonów temu,
bez wahania wskazałbym faworyta wczorajszego spotkania. Przed wczorajszym,
muszę z przykrością stwierdzić miałem z tym problem i niestety się nie
pomyliłem… Miałem wrażenie, że nasi siatkarze to ekipa, która spotkała się pierwszy
raz, by pograć w siatkówkę, ale czy mogłem odnieść wrażenie? Skoro liderem w
ataku… był środkowy. Więc chyba coś nie halo, miała być ekipa walcząca o
przywrócenie blasku rzeszowskiej męskiej siatkówki, a jest przepraszam za
wyrażenie ekipa emerytów (najstarsza kadra wśród zespołów naszej ligi). Indywidualnościami
nic się nie wygra, a zespołowością. Przykładem idealnym jest gdański Trefl,
który przed sezonem był skazywany na walkę o utrzymanie, a mam nadzieję zagra w
play-offach, bo naprawdę na to zasługuje! Nie ma indywidualności, ani wielkiego
budżetu, ale ma team i trenera „z jajami”. Oglądając mecze ekipy Winiara, aż
chce się oglądać siatkówkę, czego niestety z małymi wyjątkami nie mogę powiedzieć
o Asseco Resovi Rzeszów. Tym, który miał być trener Piotr Gruszka, powiem tak liczyłem
na to, bo Katowice pod jego wodzą grały fajną dla oka siatkówkę, a Marcin
Komenda był jednym z liderów „Gieksy”, ale chyba coś nie pykło. Z całym
szacunkiem do Prezesa „Igły” chyba nie chciałbym, by moim bossem był dobry
kumpel 😊. Wiem, że sport to jest też biznes i to
wcale nie mały, ale czasem nie tędy droga do odzyskania blasku, jak widać.
Niestety nikt nam nie odda punktów, bo po drugiej stronie jest znacząca marka w
polskiej siatkówce. Może się i narażę, jak dla mnie to nie marka, a ligowy „chłopiec
dobicia”, jak na razie. Chyba marzenia o walce, o medale musimy znów odłożyć do
kolejnego sezonu. Tylko ile będzie jeszcze tych kolejnych sezonów? Choć
siatkówka to sport nieprzewidywalny i niby dopóki piłka w grze to wszystko,
jest możliwe!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz