„Gdy
emocje już opadną, jak po wielkiej bitwie kurz…” Choć pewnie
nie do końca tak się stało, a wszystko to za sprawą zdobytego po 40 latach przerwy
złotego medalu Mistrzostw Świata w siatkówce mężczyzn przez „chłopców Antigi”. Zanim
jednak o tym, sięgnijmy pamięcią do kwietnia tego roku. Kiedy to okazało się,
iż wtedy jeszcze zawodnik Stefan Antiga został wydawać by się mogło „rzucony”
przez PZPS na przysłowiową głęboką wodę. Powierzając mu na kilka miesięcy przed
startem najważniejszej siatkarskiej imprezy w historii Polski kadrę
reprezentacji polskich siatkarzy. Wszyscy wiemy jakim sportem, dla
„siatkoholików” nad Wisłą jest siatkówka. Zadawaliśmy sobie pytanie czy ten
trenerski eksperyment przyniesie zamierzony efekt, w postaci medalu na MŚ.
źródło: www.sport.wp.pl |
Już kilka
tygodni po wyborze na selekcjonera Stefana Antigę. Nasi siatkarze wzięli udział
w turnieju kwalifikacyjnym do przyszłorocznych Mistrzostw Europy, które odbędą
się na bułgarskich i włoskich parkietach. W którym wywalczyliśmy awans. Dla
przypomnienia podam iż przyszło nam się z mierzyć z dużo niżej notowanymi
rywalami; Łotwą, Macedonią i Słowenią. Można by się zastanawiać czy ten awans
zawdzięczamy właśnie temu, iż nasi rywale to nie „top teams”. Jednak zwycięzców
się nie sądzi ;) Kolejnym przystankiem przed
polskim mundialem była LŚ, nasi reprezentanci zagrali w Grupie A z Iranem,
Brazylią oraz Włochami. Chłopcy Antigi byli o krok od awansu do turnieju
finałowego rozgrywanego na włoskiej ziemi, zaważyły na tym 2 wyjazdowe porażki
z reprezentacją Iranu (obie po 0-3). Zespół Iranu pokazał, że nie jest przysłowiowym
chłopcem do bicia, lecz potrafi z powodzeniem „urywać” punkty zespołom ze
światowej czołówki. W końcowym rozrachunku Irańczycy zajęli 4 miejsce. Ostatecznym sprawdzianem dla naszych „Orłów” był występ w
XII Memoriale Huberta Jerzego Wagnera, rozgrywanym w krakowskiej Arenie.
Rywalami naszych reprezentantów były reprezentacje: Bułgarii, Chin i Rosji. My
na dobry początek mieliśmy siatkarskie rachunki do wyrównania z reprezentacją
Bułgarii, z którą nie wygraliśmy 4 poprzednich starć jednak mimo dobrej gry
naszego zespołu musimy poczekać na wygraną z Bułgarami do następnej potyczki
gdyż ulegliśmy 2 -3. Nie wynik tego spotkania był najważniejszy, lecz to co
miało miejsce w II secie – kontuzja naszego atakującego Mariusza Wlazłego i to
czy będzie „katem” naszych przeciwników na polskim mundialu czy też nie. Jak się później okazało strach ma wielkie
oczy i popularny „Szampon” zagrał ku uciesze nas kibiców na mundialu. Naszych
chłopaków tym spotkaniu dopingowały takie sławy jak: Kamil Stoch wraz z żoną,
vice MŚ z 2006 i ME z 2009 – Piotr Gruszka czy trener Lotosu Trefla Gdańsk –
Andrea Anasstasi. Jak mówi polskie przysłowie co się odwlecze to nie uciecze.
Do niedzielnego spotkania z reprezentacją Chin, wygranego przez naszych „Orłów”
3-0. Trener Antiga desygnował wydawać by się mogło wtedy drugą „6”. W mojej
ocenie ten mecz pokazał zarówno nam fanom siatkówki jak i samemu coachowi, iż nie
ma dwóch „6” lecz wyrównana „12” z równowartościowymi zmiennikami dla
zawodników, którzy rozpoczynać będą dany mecz. Na zakończenie Memoriału
przyszedł czas na „wisienkę na torcie” – mecz z aktualnymi Mistrzami
olimpijskimi reprezentacją Rosji, z którą notabene nie wygraliśmy od 2011 roku.
Mecz poprzedziła prezentacja oficjalnego hymnu siatkarskiego mundialu, w
wykonaniu wschodzącej gwiazdy polskiej muzyki pop – Margaret – Start a fire.
Przyznam się szczerze iż ta piosenka to moje rytmy ;) od razu
wpadła mi w ucho, zaś naszych siatkarzy skutecznie poderwała do walki. Skutkiem
tego była specjalność naszych chłopaków
horror z happy endem i zwycięstwo 3-2. Na wyróżnienie za ten mecz. Wg
mnie zasługują „nasi chłopcy z
Podpromia” Piotr Nowakowski, który skutecznie nękał swoimi flotami naszych
przeciwników, utrudniając im tym samym przyjęcie i atak oraz libero Krzysztof
Ingnaczak który doprowadzał swoimi obronami do szału Rosjan. Gratulacje dla obu
Panów także za nagrody indywidualne w tym turnieju; Piotr Nowakowski –
najlepiej zagrywający, Krzysztof Ignaczak – najlepszy libero. Zapewne
siatkarską Polskę zszokowała informacja o braku wśród „14” na mundial
przyjmującego Bartosza Kurka. Nie milkły głosy krytyki, mówiły one że Stefan popełnił duży błąd. Wybierając „młodych
wilków” głodnych gry z orzełkiem na piersi przyjmujących Rafała Buszka i
Mateusza Mikę, zamiast Bartka Kurka. My kibice zastanawialiśmy się jak nasza
reprezentacja pod wodzą Stefana Antigi i Philippa Blaina, wytrzyma ten
siatkarski maraton 13 meczów w 21 dni. Jednak w głębi biało-czerwonych serc wiedzieliśmy,
że będzie dobrze ;)
źródło:www.polskieradio.pl |
Jedni z nas
smucili się iż końca dobiegają wakacje i czas wrócić do nauki, zaś drudzy
radowali się z faktu, że to dziś ! 30.08. br. nasze „biało-czerwone myśli”,
były na Stadionie Narodowym w Warszawie. Gdzie miał miejsce mecz otwarcia
polskich Mistrzostw Świata. Naszą kadrę na Narodowym dopingowali m.in. Raul
Lozano trener srebrnej drużyny z Japonii w 2006 roku, Andrea Anastazi zwycięzca
LŚ w 2012 roku z reprezentacją Polski, czy „polski Giba” – Wojtek Grzyb wraz z
synem Michałem. Mecz rozpoczynał
rywalizację w grupie A. Ściskaliśmy kciuki by nasi reprezentanci dobrze zaczęli
ten turniej meczem z Serbią. Wszyscy wiemy co znaczy dobrze rozpocząć turniej. Nasze „Orły” uskrzydlone Mazurkiem
Dąbrowskiego odśpiewanym acapella, oraz dopingiem 62 tys. kibiców na stadionie i milionów przed telewizorami. Krzyczących
POLSKA BIAŁO-CZERWONI! Zagrali spektakl jednego aktora, nie dając najmniejszych
szans rywalom pokonując Serbów 3-0.
Dalsza część rywalizacji w „polskiej grupie”, przeniosła się do wrocławskiej
Hali Stulecia. Nasi chłopcy zagrali z Australią (3-0). Wenezuelą (3-0),
Kamerunem (3-1) oraz z Argentyną (3-0). Sądząc po wynikach wydawać by się mogło,
iż te mecze były łatwe i przyjemne. I takie też było, oprócz przegranego seta z
Kamerunem. Gdzie nasi reprezentanci zostali zaczarowani tańcami graczy z Kamerunu
po drugiej stronie siatki. W pozostałych partiach gra Polaków wróciła na
właściwe tory. Do kolejnej fazy Mistrzostw, która była rozgrywana w Atlas
Arenie w Łodzi. Przystąpiliśmy z kompletem „oczek”, które były do zdobycia.
Prawdziwa walka zaczęła się dobre, gdyż nasze „Orły” zagrały z zespołami z
grupy D – Iran, Francja, Włochy i USA. II fazę rozpoczęliśmy od porażki z
triumfatorem LŚ, z obecnego sezonu (1-3). Kiedyś musiał nastąpić ten słabszy
mecz. Nasi siatkarze nie są robotami, lecz zwykłymi ludźmi ;) Nie był
to ładny mecz dla oka kibica. Oba zespoły popsuły wiele serwisów, co miało
wpływ na poziom spotkania. Natomiast reprezentacja Stanów Zjednoczonych wygrała
zasłużenie. Pokazując moc w ataku za sprawą „bombowych” ataków Matthiew Anderssona, a zarazem siły rażenia w grze
blokiem za sprawą środkowego Holta. Kolejnym przeciwnikiem polskiego teamu była
reprezentacja Włoch, W I secie powróciły złe demony z meczu z USA przegrany do
19. Jednak w kolejnych partiach nasi reprezentanci zabrali się do roboty,
wygrywając 3-1. Wielu kibiców myślało, że wszystko co najgorsze w tym turnieju
to już za NAMI. Jednak nic bardziej mylnego nasi siatkarze zaserwowali nam
„siatkoholikom” 2 horrory z happy-endem przysparzając nas tym o zawały serca ;) Mieliśmy okazję do rewanżu za 2 porażki z reprezentacją Iranu, których skutki
już znamy. Pełna ‘pula” w tym meczu gwarantowała nam udział w III fazie
turnieju. Pierwsze 2 sety to „odbicie lustrzane” meczu otwarcia. 10 minutowa
przerwa między II a III setem nas uśpiła, iż zamiast świętować wygrany mecz za
3 pkt a tym samym awans. Musieliśmy drżeć o końcowy wynik, gdyż reprezentacja
Iranu doprowadziła do tie-breaka. Piąta decydująca partia była istną wojną
nerwów, dla naszych kibiców. A to przegrywamy, a to doprowadzamy do remisu
jeszcze przed 1-szą przerwą techniczną. By chwilę później znów mieć 2 punkty
straty do Iranu a wszystko przez 2 udane
pod rząd bloki na Mateuszu Mice. Mając świadomość iż nie możemy grać punkt za
punkt, niczym kiler na siatce zachował się Karol Kłos. Popisując się
pojedynczym blokiem na jednym z Irańczyków. Niestety byłoby za dobrze gdyby
naszych kłopotów w tym secie i zarazem w meczu był koniec. Nerwowa końcówka
punkt za punkt, do czerwoności rozpaliła siatkarską Polskę. Piłkę meczową dla
Polski. Wielu z nas oglądało na bezdechu ,ściskając kciuki i krzycząc OSTATNI,
OSTATNI!! Punktowy blok Marcina Możdzonka zakończył tą wojnę nerwów. Wydarte 2
„oczka” nie dawały nam jednak awansu. Do pełni szczęścia brakowało nam 2 setów
w meczu z trójkolorowymi. Dwaj dobrzy znajomi z Plus Ligi Facundo Conte i
Nicolas Uriarte wraz z reprezentacją Argentyny, zrobili polskim siatkarzom i
kibicom prezent ;) Pokonując reprezentację
USA 3-2, to zwycięstwo naszym siatkarzom dawało awans do III fazy MŚ. Zaś dla
Paula Lotmana i jego kolegów ta porażka
oznaczała powrót do domu. Przed nami mecz z reprezentacją Francji. Dla duetu
trenerskiego na pewno nie był to łatwy mecz ze względu na sentyment do swojej
ojczyzny. Jednak w sporcie ma miejsca na sentymenty ;) Zwycięstwo za 3 pkt dawało Polakom wgranie grupy i pewność iż w kolejnym etapie
nie zagramy z aktualnymi Mistrzami IO – Rosją, oraz dotychczasowymi MŚ –
Brazylią. Mimo iż zagraliśmy dobre spotkanie, to po raz kolejny obejrzeliśmy
horror z happy-endem 3-2. Kibice musieli zaopatrzyć się w zioła na uspokojenie ;D Wygrana
za 2 pkt gwarantowała to, że rywali o półfinał polskich Mistrzostw poznamy w
wyniku dolosowywania. Oznaczało to niemal 100% granie z w/w ekipami. Skoro grać
o medale to z najlepszymi ;) Stałym
fanom polskiej siatkówki nie trzeba przypominać, jakim piknikiem siatkarskim są
mecze z reprezentacją Canarinhos. Nasi siatkarze przystąpili bardzo
skoncentrowani do tego meczu, wygrywając 1-szą partię do 22. Jednak nasze miny
szybko posmutniały za sprawą przegranych 2 kolejnych setów do 22 i uwaga do 14!
Mając świadomość iż przegrana 4 seta oznacza przegranie meczu 1-3 za 0 pkt.
Musieliśmy zrobić wszystko by pozostać w meczu, dając sobie szansę na kolejną
wygraną w tie-breaku. Trener po raz
kolejny pokazał, że jego trenerska intuicja go nie zawodzi. Dając szansę
Fabianowi Drzyzdze za Pawła Zagumnego i Marcinowi Możdzonkowi za Piotra
Nowakowskiego, który od kilku meczów miał drobne chwile słabości. Na efekt nie
musieliśmy długo czekać. Wygraliśmy 4 seta do 23. Tie-break wygrany przez
naszych siatkarzy na przewagi do 17. Był małym krokiem do upragnionej przez
kibiców nad Wisłą strefy medalowej. W dniu 16.09. br. kiedy rozgrywany był ten właśnie mecz.
Przypadała 9 rocznica śmierci rewelacyjnego środkowego Arkadiusza Gołasia.
Jestem przekonany o tym, że ten Anioł poprowadził z nieba nasz team do tak
arcytrudnego i ważnego zwycięstwa ;) Sprawa
„naszego” awansu do półfinału mogła zostać rozstrzygnięta już przed meczem
Polaków z Rosjanami. Warunek był jeden Rosja musiała pokonać Brazylię. Jednak awans
do półfinału wywalczyliśmy sobie sami wygrywając po raz kolejny 3-2. Marzenia o
grze o medal dla reprezentacji polskich siatkarzy, na polskiej ziemi stały się
faktem!. Walka o medale stoczona została w magicznym miejscu dla polskiej
siatkówki jakim jest – katowicki Spodek. Naszym półfinałowym przeciwnikiem,
była reprezentacja naszych zachodnich sąsiadów – Niemców. Mających w swoich
szeregach graczy, którzy grali bądź grają w naszej lidze. Wiadomo było już
przed 1-szym gwizdkiem sędziego, że ten mecz do łatwych nie będzie należał. I
tak też było. Z drugiej jednak strony w fazie medalowej nie grały przypadkowe
zespoły, lecz te z najwyższej światowej półki. Pierwszy i drugi set wygrany
przez nasz zespół na przewagi do 26 i 28, pokazał że Niemcy łatwo skóry nie
sprzedadzą. Tradycją polskiej reprezentacji stało się przegrywanie 3 seta po 10
min przerwie. W głowie wielu kibiców rodziła się błagalna myśl, oby nie kolejny
tie-break !. Myśli kibiców zostały spełnione
i wygraliśmy 4 seta do 21.Mogliśmy odetchnąć z ulgą i radośnie krzyknąć
gramy w finale z Brazylią! Kluczem
dzięki któremu wygraliśmy ten trudny pojedynek. Było zatrzymanie skutecznym
blokiem 1-szej akcji Grozera. Choć mieliśmy już „na rozkładzie” Brazylijczyków,
to jednak każdy mecz to inna bajka. Szansę na złoto można było oceniać 50 na
50. To jednak biało-czerwone serce podpowiadało jedno – złoty medal będzie nasz ;) Pierwszego seta choć przegraliśmy z kretesem do
18. To jednak wiara w końcowy sukces nie zmalała. W kolejnych 3 setach wygrany
przez naszych siatkarzy. Emocji nie
zabrakło, zwłaszcza w 4 secie kiedy to zrezygnowani rywale popełniali błędy własne, przybliżając nas do końcowej
victori. Piłkę meczową polscy kibice oglądali na stojącą. Po udanym ataku
Mariusza Wlazłego, na całą Polskę wylała się lawa łez szczęścia i radości z
faktu, który nosi nazwę POLSKA MISTRZAMI ŚWIATA !!! Serce rosło i łzy leciały,
gdy patrzyło się na polskich siatkarzy odbierających ZASŁUŻONE ZŁOTE MEDALE. Nagrody
indywidualne polskich rycerzy: Karol Kłos 1 z 2 najlepszych środkowych
turnieju, Mariusz Włazły najlepiej punktujący zawodnik, a także MVP całego czempiotatu.
Gratulacje
dla całej ekipy bo tak naprawdę to złoto kosztowało ich wiele wyrzeczeń. Kilku
miesięczna rozłąka z rodziną i wiele, wiele innych. Nie trudno szukać porównań
między legendarnym Hubertem Wagnerem a Stefanem Antigą. Trener Wagner w tym
roku, w którym zakończył karierę zawodnika, objął reprezentację narodową i
zdobył z nią ten najcenniejszy medal na siatkarskim mundialu w 1974 roku. Jak i
obecny trener Antiga. Obaj trenerzy byli krytykowani za swoje wybory
zawodników. Dodatkowy atut, który przemawia za Antigą. Jest fakt, że znał tych
zawodników z siatkarskich boisk i wiedział, jak wykrzesać z nich to „coś”. Nie bał się
postawić na młodych, głodnych sukcesu graczy, którzy już teraz są wartościowymi
zmiennikami, lub pierwszoplanowymi postaciami „Złotych rycerzy Antigi. Mowa
tutaj m.in. o odkryciu obecnego sezonu reprezentacyjnego – przyjmującym
Mateuszu Mice, który dojrzał siatkarsko na
tym turnieju. Gdybym mógł przyznać indywidualną statuetkę za odkrycie
turnieju, to przyznał bym ją właśnie Mateuszowi. Wszystko co dobre, kiedyś się kończy.
Nawiązuję tutaj do zakończenia karier w naszej reprezentacji: kapitana –
Michała Winiarskiego, rozgrywającego – Pawła Zagumnego, atakującego – Mariusza
Włazłego i libero – Krzysztofa Ignaczaka. Panowie DZIĘKUJEMY ! zarazem życzymy
wielu sukcesów na klubowych parkietach. Z optymizmem patrzmy jednak w
przyszłość bo mamy kim zastąpić w/w zawodników. A tymczasem delektujmy się tym
złotym medalem!
*tekst napisany we wrześniu 2014 roku
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz