czwartek, 10 marca 2016

Przeżyjmy to jeszcze raz ;)

„Gdy emocje już opadną, jak po wielkiej bitwie kurz…” Choć pewnie nie do końca tak się stało, a wszystko to za sprawą zdobytego po 40 latach przerwy złotego medalu Mistrzostw Świata w siatkówce mężczyzn przez „chłopców Antigi”. Zanim jednak o tym, sięgnijmy pamięcią do kwietnia tego roku. Kiedy to okazało się, iż wtedy jeszcze zawodnik Stefan Antiga został wydawać by się mogło „rzucony” przez PZPS na przysłowiową głęboką wodę. Powierzając mu na kilka miesięcy przed startem najważniejszej siatkarskiej imprezy w historii Polski kadrę reprezentacji polskich siatkarzy. Wszyscy wiemy jakim sportem, dla „siatkoholików” nad Wisłą jest siatkówka. Zadawaliśmy sobie pytanie czy ten trenerski eksperyment przyniesie zamierzony efekt, w postaci medalu na MŚ.
          
źródło: www.sport.wp.pl
Już kilka tygodni po wyborze na selekcjonera Stefana Antigę. Nasi siatkarze wzięli udział w turnieju kwalifikacyjnym do przyszłorocznych Mistrzostw Europy, które odbędą się na bułgarskich i włoskich parkietach. W którym wywalczyliśmy awans. Dla przypomnienia podam iż przyszło nam się z mierzyć z dużo niżej notowanymi rywalami; Łotwą, Macedonią i Słowenią. Można by się zastanawiać czy ten awans zawdzięczamy właśnie temu, iż nasi rywale to nie „top teams”. Jednak zwycięzców się nie sądzi ;) Kolejnym przystankiem przed polskim mundialem była LŚ, nasi reprezentanci zagrali w Grupie A z Iranem, Brazylią oraz Włochami. Chłopcy Antigi byli o krok od awansu do turnieju finałowego rozgrywanego na włoskiej ziemi, zaważyły na tym 2 wyjazdowe porażki z reprezentacją Iranu (obie po 0-3). Zespół Iranu pokazał, że nie jest przysłowiowym chłopcem do bicia, lecz potrafi z powodzeniem „urywać” punkty zespołom ze światowej czołówki. W końcowym rozrachunku Irańczycy zajęli 4 miejsce. Ostatecznym  sprawdzianem dla naszych „Orłów” był występ w XII Memoriale Huberta Jerzego Wagnera, rozgrywanym w krakowskiej Arenie. Rywalami naszych reprezentantów były reprezentacje: Bułgarii, Chin i Rosji. My na dobry początek mieliśmy siatkarskie rachunki do wyrównania z reprezentacją Bułgarii, z którą nie wygraliśmy 4 poprzednich starć jednak mimo dobrej gry naszego zespołu musimy poczekać na wygraną z Bułgarami do następnej potyczki gdyż ulegliśmy 2 -3. Nie wynik tego spotkania był najważniejszy, lecz to co miało miejsce w II secie – kontuzja naszego atakującego Mariusza Wlazłego i to czy będzie „katem” naszych przeciwników na polskim mundialu czy też nie.  Jak się później okazało strach ma wielkie oczy i popularny „Szampon” zagrał ku uciesze nas kibiców na mundialu. Naszych chłopaków tym spotkaniu dopingowały takie sławy jak: Kamil Stoch wraz z żoną, vice MŚ z 2006 i ME z 2009 – Piotr Gruszka czy trener Lotosu Trefla Gdańsk – Andrea Anasstasi. Jak mówi polskie przysłowie co się odwlecze to nie uciecze. Do niedzielnego spotkania z reprezentacją Chin, wygranego przez naszych „Orłów” 3-0. Trener Antiga desygnował wydawać by się mogło wtedy drugą „6”. W mojej ocenie ten mecz pokazał zarówno nam fanom siatkówki jak i samemu coachowi, iż nie ma dwóch „6” lecz wyrównana „12” z równowartościowymi zmiennikami dla zawodników, którzy rozpoczynać będą dany mecz. Na zakończenie Memoriału przyszedł czas na „wisienkę na torcie” – mecz z aktualnymi Mistrzami olimpijskimi reprezentacją Rosji, z którą notabene nie wygraliśmy od 2011 roku. Mecz poprzedziła prezentacja oficjalnego hymnu siatkarskiego mundialu, w wykonaniu wschodzącej gwiazdy polskiej muzyki pop – Margaret – Start a fire. Przyznam się szczerze iż ta piosenka to moje rytmy ;) od razu wpadła mi w ucho, zaś naszych siatkarzy skutecznie poderwała do walki. Skutkiem tego była specjalność naszych chłopaków  horror z happy endem i zwycięstwo 3-2. Na wyróżnienie za ten mecz. Wg mnie zasługują  „nasi chłopcy z Podpromia” Piotr Nowakowski, który skutecznie nękał swoimi flotami naszych przeciwników, utrudniając im tym samym przyjęcie i atak oraz libero Krzysztof Ingnaczak który doprowadzał swoimi obronami do szału Rosjan. Gratulacje dla obu Panów także za nagrody indywidualne w tym turnieju; Piotr Nowakowski – najlepiej zagrywający, Krzysztof Ignaczak – najlepszy libero. Zapewne siatkarską Polskę zszokowała informacja o braku wśród „14” na mundial przyjmującego Bartosza Kurka. Nie milkły głosy krytyki, mówiły one że  Stefan popełnił duży błąd. Wybierając „młodych wilków” głodnych gry z orzełkiem na piersi przyjmujących Rafała Buszka i Mateusza Mikę, zamiast Bartka Kurka. My kibice zastanawialiśmy się jak nasza reprezentacja pod wodzą Stefana Antigi i Philippa Blaina, wytrzyma ten siatkarski maraton 13 meczów w 21 dni. Jednak w głębi biało-czerwonych serc wiedzieliśmy, że będzie dobrze ;)
źródło:www.polskieradio.pl
            Jedni z nas smucili się iż końca dobiegają wakacje i czas wrócić do nauki, zaś drudzy radowali się z faktu, że to dziś ! 30.08. br. nasze „biało-czerwone myśli”, były na Stadionie Narodowym w Warszawie. Gdzie miał miejsce mecz otwarcia polskich Mistrzostw Świata. Naszą kadrę na Narodowym dopingowali m.in. Raul Lozano trener srebrnej drużyny z Japonii w 2006 roku, Andrea Anastazi zwycięzca LŚ w 2012 roku z reprezentacją Polski, czy „polski Giba” – Wojtek Grzyb wraz z synem Michałem.   Mecz rozpoczynał rywalizację w grupie A. Ściskaliśmy kciuki by nasi reprezentanci dobrze zaczęli ten turniej meczem z Serbią. Wszyscy wiemy co znaczy dobrze rozpocząć turniej.  Nasze „Orły” uskrzydlone Mazurkiem Dąbrowskiego odśpiewanym acapella, oraz dopingiem 62 tys. kibiców na stadionie  i milionów przed telewizorami. Krzyczących POLSKA BIAŁO-CZERWONI! Zagrali spektakl jednego aktora, nie dając najmniejszych szans rywalom pokonując Serbów   3-0. Dalsza część rywalizacji w „polskiej grupie”, przeniosła się do wrocławskiej Hali Stulecia. Nasi chłopcy zagrali z Australią (3-0). Wenezuelą (3-0), Kamerunem (3-1) oraz z Argentyną (3-0). Sądząc po wynikach wydawać by się mogło, iż te mecze były łatwe i przyjemne. I takie też było, oprócz przegranego seta z Kamerunem. Gdzie nasi reprezentanci zostali zaczarowani tańcami graczy z Kamerunu po drugiej stronie siatki. W pozostałych partiach gra Polaków wróciła na właściwe tory. Do kolejnej fazy Mistrzostw, która była rozgrywana w Atlas Arenie w Łodzi. Przystąpiliśmy z kompletem „oczek”, które były do zdobycia. Prawdziwa walka zaczęła się dobre, gdyż nasze „Orły” zagrały z zespołami z grupy D – Iran, Francja, Włochy i USA. II fazę rozpoczęliśmy od porażki z triumfatorem LŚ, z obecnego sezonu (1-3). Kiedyś musiał nastąpić ten słabszy mecz. Nasi siatkarze nie są robotami, lecz zwykłymi ludźmi ;) Nie był to ładny mecz dla oka kibica. Oba zespoły popsuły wiele serwisów, co miało wpływ na poziom spotkania. Natomiast reprezentacja Stanów Zjednoczonych wygrała zasłużenie. Pokazując moc w ataku za sprawą „bombowych” ataków Matthiew  Anderssona, a zarazem siły rażenia w grze blokiem za sprawą środkowego Holta. Kolejnym przeciwnikiem polskiego teamu była reprezentacja Włoch, W I secie powróciły złe demony z meczu z USA przegrany do 19. Jednak w kolejnych partiach nasi reprezentanci zabrali się do roboty, wygrywając 3-1. Wielu kibiców myślało, że wszystko co najgorsze w tym turnieju to już za NAMI. Jednak nic bardziej mylnego nasi siatkarze zaserwowali nam „siatkoholikom” 2 horrory z happy-endem przysparzając nas tym o zawały  serca ;) Mieliśmy okazję do rewanżu za 2 porażki z reprezentacją Iranu, których skutki już znamy. Pełna ‘pula” w tym meczu gwarantowała nam udział w III fazie turnieju. Pierwsze 2 sety to „odbicie lustrzane” meczu otwarcia. 10 minutowa przerwa między II a III setem nas uśpiła, iż zamiast świętować wygrany mecz za 3 pkt a tym samym awans. Musieliśmy drżeć o końcowy wynik, gdyż reprezentacja Iranu doprowadziła do tie-breaka. Piąta decydująca partia była istną wojną nerwów, dla naszych kibiców. A to przegrywamy, a to doprowadzamy do remisu jeszcze przed 1-szą przerwą techniczną. By chwilę później znów mieć 2 punkty straty do Iranu a wszystko przez  2 udane pod rząd bloki na Mateuszu Mice. Mając świadomość iż nie możemy grać punkt za punkt, niczym kiler na siatce zachował się Karol Kłos. Popisując się pojedynczym blokiem na jednym z Irańczyków. Niestety byłoby za dobrze gdyby naszych kłopotów w tym secie i zarazem w meczu był koniec. Nerwowa końcówka punkt za punkt, do czerwoności rozpaliła siatkarską Polskę. Piłkę meczową dla Polski. Wielu z nas oglądało na bezdechu ,ściskając kciuki i krzycząc OSTATNI, OSTATNI!! Punktowy blok Marcina Możdzonka zakończył tą wojnę nerwów. Wydarte 2 „oczka” nie dawały nam jednak awansu. Do pełni szczęścia brakowało nam 2 setów w meczu z trójkolorowymi. Dwaj dobrzy znajomi z Plus Ligi Facundo Conte i Nicolas Uriarte wraz z reprezentacją Argentyny, zrobili polskim siatkarzom i kibicom prezent ;) Pokonując reprezentację USA 3-2, to zwycięstwo naszym siatkarzom dawało awans do III fazy MŚ. Zaś dla Paula Lotmana i  jego kolegów ta porażka oznaczała powrót do domu. Przed nami mecz z reprezentacją Francji. Dla duetu trenerskiego na pewno nie był to łatwy mecz ze względu na sentyment do swojej ojczyzny. Jednak w sporcie ma miejsca na sentymenty ;) Zwycięstwo za 3 pkt dawało Polakom wgranie grupy i pewność iż w kolejnym etapie nie zagramy z aktualnymi Mistrzami IO – Rosją, oraz dotychczasowymi MŚ – Brazylią. Mimo iż zagraliśmy dobre spotkanie, to po raz kolejny obejrzeliśmy horror z happy-endem 3-2. Kibice musieli zaopatrzyć się w zioła na uspokojenie ;D Wygrana za 2 pkt gwarantowała to, że rywali o półfinał polskich Mistrzostw poznamy w wyniku dolosowywania. Oznaczało to niemal 100% granie z w/w ekipami. Skoro grać o medale to z najlepszymi ;) Stałym fanom polskiej siatkówki nie trzeba przypominać, jakim piknikiem siatkarskim są mecze z reprezentacją Canarinhos. Nasi siatkarze przystąpili bardzo skoncentrowani do tego meczu, wygrywając 1-szą partię do 22. Jednak nasze miny szybko posmutniały za sprawą przegranych 2 kolejnych setów do 22 i uwaga do 14! Mając świadomość iż przegrana 4 seta oznacza przegranie meczu 1-3 za 0 pkt. Musieliśmy zrobić wszystko by pozostać w meczu, dając sobie szansę na kolejną wygraną w tie-breaku.  Trener po raz kolejny pokazał, że jego trenerska intuicja go nie zawodzi. Dając szansę Fabianowi Drzyzdze za Pawła Zagumnego i Marcinowi Możdzonkowi za Piotra Nowakowskiego, który od kilku meczów miał drobne chwile słabości. Na efekt nie musieliśmy długo czekać. Wygraliśmy 4 seta do 23. Tie-break wygrany przez naszych siatkarzy na przewagi do 17. Był małym krokiem do upragnionej przez kibiców nad Wisłą strefy medalowej. W dniu 16.09.  br. kiedy rozgrywany był ten właśnie mecz. Przypadała 9 rocznica śmierci rewelacyjnego środkowego Arkadiusza Gołasia. Jestem przekonany o tym, że ten Anioł poprowadził z nieba nasz team do tak arcytrudnego i ważnego zwycięstwa ;) Sprawa „naszego” awansu do półfinału mogła zostać rozstrzygnięta już przed meczem Polaków z Rosjanami. Warunek był jeden Rosja musiała pokonać Brazylię. Jednak awans do półfinału wywalczyliśmy sobie sami wygrywając po raz kolejny 3-2. Marzenia o grze o medal dla reprezentacji polskich siatkarzy, na polskiej ziemi stały się faktem!. Walka o medale stoczona została w magicznym miejscu dla polskiej siatkówki jakim jest – katowicki Spodek. Naszym półfinałowym przeciwnikiem, była reprezentacja naszych zachodnich sąsiadów – Niemców. Mających w swoich szeregach graczy, którzy grali bądź grają w naszej lidze. Wiadomo było już przed 1-szym gwizdkiem sędziego, że ten mecz do łatwych nie będzie należał. I tak też było. Z drugiej jednak strony w fazie medalowej nie grały przypadkowe zespoły, lecz te z najwyższej światowej półki. Pierwszy i drugi set wygrany przez nasz zespół na przewagi do 26 i 28, pokazał że Niemcy łatwo skóry nie sprzedadzą. Tradycją polskiej reprezentacji stało się przegrywanie 3 seta po 10 min przerwie. W głowie wielu kibiców rodziła się błagalna myśl, oby nie kolejny tie-break !. Myśli kibiców zostały spełnione  i wygraliśmy 4 seta do 21.Mogliśmy odetchnąć z ulgą i radośnie krzyknąć gramy w finale z Brazylią!  Kluczem dzięki któremu wygraliśmy ten trudny pojedynek. Było zatrzymanie skutecznym blokiem 1-szej akcji Grozera. Choć mieliśmy już „na rozkładzie” Brazylijczyków, to jednak każdy mecz to inna bajka. Szansę na złoto można było oceniać 50 na 50. To jednak biało-czerwone serce podpowiadało jedno – złoty medal będzie nasz ;) Pierwszego seta choć przegraliśmy z kretesem do 18. To jednak wiara w końcowy sukces nie zmalała. W kolejnych 3 setach wygrany przez naszych  siatkarzy. Emocji nie zabrakło, zwłaszcza w 4 secie kiedy to zrezygnowani rywale popełniali  błędy własne, przybliżając nas do końcowej victori. Piłkę meczową polscy kibice oglądali na stojącą. Po udanym ataku Mariusza Wlazłego, na całą Polskę wylała się lawa łez szczęścia i radości z faktu, który nosi nazwę POLSKA MISTRZAMI ŚWIATA !!! Serce rosło i łzy leciały, gdy patrzyło się na polskich siatkarzy odbierających ZASŁUŻONE ZŁOTE MEDALE. Nagrody indywidualne polskich rycerzy: Karol Kłos 1 z 2 najlepszych środkowych turnieju, Mariusz Włazły najlepiej punktujący zawodnik, a także MVP całego czempiotatu.
        
źródło: www.polskieradio.pl
  
 Gratulacje dla całej ekipy bo tak naprawdę to złoto kosztowało ich wiele wyrzeczeń. Kilku miesięczna rozłąka z rodziną i wiele, wiele innych. Nie trudno szukać porównań między legendarnym Hubertem Wagnerem a Stefanem Antigą. Trener Wagner w tym roku, w którym zakończył karierę zawodnika, objął reprezentację narodową i zdobył z nią ten najcenniejszy medal na siatkarskim mundialu w 1974 roku. Jak i obecny trener Antiga. Obaj trenerzy byli krytykowani za swoje wybory zawodników. Dodatkowy atut, który przemawia za Antigą. Jest fakt, że znał tych zawodników z siatkarskich boisk i wiedział, jak  wykrzesać z nich to „coś”. Nie bał się postawić na młodych, głodnych sukcesu graczy, którzy już teraz są wartościowymi zmiennikami, lub pierwszoplanowymi postaciami „Złotych rycerzy Antigi. Mowa tutaj m.in. o odkryciu obecnego sezonu reprezentacyjnego – przyjmującym Mateuszu Mice, który dojrzał siatkarsko na  tym turnieju. Gdybym mógł przyznać indywidualną statuetkę za odkrycie turnieju, to przyznał bym ją właśnie Mateuszowi.  Wszystko co dobre, kiedyś się kończy. Nawiązuję tutaj do zakończenia karier w naszej reprezentacji: kapitana – Michała Winiarskiego, rozgrywającego – Pawła Zagumnego, atakującego – Mariusza Włazłego i libero – Krzysztofa Ignaczaka. Panowie DZIĘKUJEMY ! zarazem życzymy wielu sukcesów na klubowych parkietach. Z optymizmem patrzmy jednak w przyszłość bo mamy kim zastąpić w/w zawodników. A tymczasem delektujmy się tym złotym medalem!      
        



*tekst napisany we wrześniu 2014 roku

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz