sobota, 17 czerwca 2017

Wieczór z powerem!

Jezus zwyciężył….!” Spokojnie nie będę Was nawracał ;) To tylko słowa jednej z wielu moich ulubionych piosenek religijnych. Miedzy innymi tymi słowami, które Wam przytoczyłem chwaliłem Najwyższego na jubileuszowym, bo już XV koncercie – Jednego Serca Jednego Ducha. Który rokrocznie w wieczór Bożego Ciała na jednym z rzeszowskich osiedli, gromadzi tłumy tych, którzy chcą dziękować, wypraszać i wielbić poprzez śpiew i wygłupy. A to wszystko na chwałę Pana ;)  Gdy rok temu jechałem po raz pierwszy wiedziałem, że to nie będzie pierwszy i ostatni. Z utęsknieniem odliczałem dni, by móc się naładować powerem, który płynie z tego niesamowitego wydarzenia. Udało się! Ten koncert jest lepszy niż powerbank, czy nie jeden energy drink! Chcesz mieć power używaj dozwolonych dopalaczy :P  A przecież mi jak nigdy wcześniej te siły będą potrzebne. Choć było chwilami za spokojnie jak dla kogoś kto jest młody duchem :D I chciało się spać ;) Jednak taka muzyka też jest potrzebna, by choć przez chwilę zastanowić, co tak naprawdę w naszym życiu jest ważne. I na, którym miejscu jest On. Gdy pojawiała się weselsza muzyka, to i ja się „budziłem” ;) Wszyscy byliśmy jedną wielką rodziną – Jednego Serca Jednego Ducha, bo w obliczu Boga nie ma podziałów, wszyscy jesteśmy równi. Moja ekipa koncertowa się nie zmieniła, moja serdeczna koleżanka Dominika i jej rodzinka. Dzięki <3
Podobno Bóg zsyła nam takich ludzi, jakimi sami jesteśmy. No cóż ja mam porażony mózg jak sama nazwa choroby wskazuje, ale w pozytywnym słowa znaczeniu ;) Jestem do tańca i do różańca. „Święte Imię Jezus jest na ustach mych i w sercu mym. W mocy ducha uwielbiam Cię”. Słowa te niech towarzyszą Nam jak najdłużej, bo bez Niego nic uczynić nie możemy.

*fotografie  pochodzą z prywatnej kolekcji 

środa, 14 czerwca 2017

Być, albo nie być w Kurytybie..

Tytuł idealnie oddaje sytuację naszej drużyny, przed ostatnim turniejem, który dla naszych Orłów. Jest o grać, albo nie grać w Final Six. By tak się stało w polskiej odsłonie musimy ugrać, jak najwięcej „oczek”. Łatwo nie będzie, bo przecież drużyny z, którymi przyjdzie nam skrzyżować ręce nad siatką. To ekipy z, którymi nigdy się nam łatwo nie gra. Jednak zanim siatkarski piknik nad Wisłą, to wrócę do tego, co już za naszą drużyną. Bilans trzy na trzy. Ktoś powie ograli mistrzów i vice mistrzów IO, a nie potrafili ograć Iranu, który pokonali niespełna miesiąc wcześniej czy Bułgarii, która była do pokonania. Nie ma co gdybać wszyscy wiemy, że siatkówka to gra błędów i w jakiej fazie jest nasza ekipa. Ten top formy ma przyjść na ME, rozgrywane w naszym kraju. Wszyscy wiemy jaki jest cel postawiony przez władze związku i nas kibiców. O kolorze medalu na razie nie mówmy ;) Te mecze wygrane pokazały, jaki jest potencjał, w tym co buduje „Fefe”.
źródło: Fanpage Aleksander Śliwka
Bądźmy szczerzy w wygranym meczu z przebudowaną ekipą Brazylii, przy stanie 1-2. Wchodzi nikomu nie znany, na arenie międzynarodowej – Aleksander Śliwka po. Którym nie widać tremy z racji debiutu i swoją momentami szaleńczą, ale skuteczną grą odwraca losy meczu. To cieszy, bo potrzebna jest zdrowa rywalizacja, na każdej pozycji. I nikt za nazwisko u „Fefe” grał nie będzie, liczą się umiejętności. Kolejny młodzik, który pokazał łatwo skóry w kadrze nie sprzedam – Barłomiej Lemański. Brazylijczykom robiło się ciemno przed oczami, gdy „Leman” stawał na palcach, by zablokować rywala. Radowało się moje serducho zarówno reprezentacyjne jak i klubowe. Bo przecież wspomniane przeze mnie „młode wilki” to zawodnicy – Asseco Resovi Rzeszów. Chodź kluczem do wygranej z Mistrzami IO, było wejście Śliwki to brawa należą się całej drużynie. Każdy miał wkład, w te dwa punkty, które zdobyliśmy. Mecz z drużyną Italii również wygrała drużyna i to napawa optymizmem przed Euro. Po tym co teraz powiem pomyślicie jestem wróżbitą :D Przewidywałem porażkę z Iranem, bo jak wiemy każdy mecz rządzi się swoimi prawami, a oni na mecze z naszą reprezentacją wznoszą się na wyżyny swoich umiejętności siatkarskich. Wypadnięcie ze składu kilku podstawowych graczy teoretycznie powinno im zaszkodzić, a praktycznie okazało się inaczej. I to ekipa Igora Colacovicia zdobyła te trzy oczka zasłużenie. Mecz z gospodarzami drugiego turnieju jak powiedziałem, był do wygrania nawet za trzy punkty, brakowało nam tej zimnej krwi, którą miała Bułgaria i popełniała zdecydowanie mniej błędów własnych od nas. Jednak myślę nie tyle bolała nas porażka, co kontuzja naszego kapitana, w tym spotkaniu. Wszyscy drżeliśmy, o jego zdrowie i czekaliśmy na diagnozę, jak długa przerwa czeka maszego „Dzika”. Wiadomą rzeczą było iż Brazylia będzie rządna rewanżu za porażkę w Pessaro Olek Śliwka już został rozpisany brakowało skuteczności ze skrzydeł, pasywnych bloków po, których rodziły, by się skuteczne kontrataki dla naszej drużyny. Chodź Artur Szalpuk skutecznie zdublował pozycję Olka, to było to za mało, by doprowadzić do tie-breaka. Mecz z Kanadą, był dla naszej drużyny, z dwóch powodów. Drużynę Kanady prowadzi nasz były selekcjoner Stefan Antiga, by dalej liczyć w walce o wyjazd do Brazylii. Musieliśmy w tym meczu zgarnąć pełną pulę. A też wiedzieliśmy iż łatwo nie będzie, bo Kanada całkiem dobrze sobie poczyna, pod okiem nowego szkoleniowca. Nie był to jakiś szalony mecz najważniejsze, że wygrany. I teraz mamy wszystko w swoich rękach. Ile punktów zdobędziemy w „polskim weekendzie”, tego nie wiem. Bo atmosfera w polskich halach wyzwala dodatkowe pokłady energii, w naszych przeciwnikach. Czy uda się pokonać Iran po raz drugi w tym sezonie? Czy awans będzie nasz? W głębi siatkarskiego serducha myślę, że tak. BO NIE MA KOZAKA NAD EKIPĘ KUBIAKA! ;)      
źródło: Fanpage Michał Kubiak