środa, 31 sierpnia 2022

Amerykanie na deskach katowickiego Spodka!


Po spotkaniach z Bułgarią i Meksykiem przyszedł czas na pierwszy mecz ciężkiego kalibru, czyli mecz ze
 Stanami Zjednoczonymi (3-1). 

Z tymi samymi Stanami Zjednoczonymi, które wybiły nam kilka tygodni temu, marzenia o triumfie w VNL z głowy. Początkowa faza I seta to walka punkt, za punkt. Dopiero ustawienie z "Bieniem" na zagrywce pozwoliło nam odskoczyć na cztery punkty przewagi. Pewnie sporo z nas kibiców myślało, że ta przewaga pozwoli nam spokojnie kontrolować tego seta. Nie takie numery w meczach naszych Chłopaków przez nasze błędy w przyjęciu pozwoliliśmy "Jankesom" dojść do głosu i odrobić straty. I byliśmy świadkami wyrównanej końcówki, dopóki  John Speraw nie wpuścił swojego zagrywkowego jokera — Kyle`a Russela, który zdobył asa oraz błąd podwójnego odbicia "Semena" dały Amerykanom zwycięstwo w premierowym secie wczorajszego meczu. Chyba nikt mi nie powie, że po wygranej końcówce przez Amerykanów, wszyscy wierzyli w to, że trzy kolejne sety padną łupem naszych Mistrzów Świata. Tym bardziej że choć dobrze rozpoczęliśmy II seta to, pozwoliliśmy się rozkręcić amerykańskim skrzydłowym (Russell i DeFalco), którzy nie tylko swoimi atakami doprowadzili do remisu w tym secie, ale wyprowadzili swoją reprezentację na dwa oczka z przodu. Nasze problemy w przyjęciu i ataku nabierały co raz to większych rozmiarów. Raz po raz Amerykanie "gasili światło" Olkowi Śliwce. Od czego się ma młotkowego Kapitana, który przybliżył nas do wyrównania stanu meczu swoimi atakami. Nie na długo, bo znów do remisu i nerwów w II secie doprowadziły zagrywki Kyle`a Russela. Niezawodny Mateusz Bieniek i jego gra na środku siatki oraz Tomasz Fornal dały nam wyrównanie stanu meczu. Trzeciego seta rozpoczęliśmy od problemów z przyjęciem zagrywki Amerykanów, co skutkowało szybkim zjazdem "do bazy" kapitana ZAKS-y i  ponownym pojawieniem się jednego z fusów naszej reprezentacji przyjmującego vice Mistrza Polski. To sprawiło, że pojawiła się jakość w grze obronnej oraz kontrataku naszego zespołu. "Jankesi" byli bezradni wobec takiej siły ofensywnej Mistrzów Świata. I to my byliśmy od seta, od garnięcia pełnej puli w tym spotkaniu. Choć początki IV partii mogły zwiastować zacięty przebieg tego seta to, jednak bardzo szybko zaczęła się uwidaczniać przewaga naszego zespołu, za sprawą naszych skrzydłowych oraz grze pierwszym tempem naszych "sypaczy" z naszymi "elektrykami". To powodowało jedynie bezradność i błędy własne w szeregach rywali. Po kolejnym świetnym meczu "Tytusa" cały siatkarski świat może zazdrościć nam takich "fusów" "w bazie". Wiele osób się burzy, że "Tytus" powinien zaczynać wreszcie mecze w pierwszym składzie. A ja powiem tak: Po co coś zmieniać skoro w tym szaleństwie jest metoda. Obok Tomka Fornala chciałbym, za to spotkanie wyróżnić "Semena" i "Kurasia, którzy "kopał" w polu serwisowym i byli nie do zatrzymania w ataku. Wczorajszy mecz pokazał, że nie trzeba przyjmować, by wygrywać mecze. Step by step w niedzielę 1/8 finału, a potem ćwierćfinał z... Amerykanami.

*fotografia fb/ PlusLiga

poniedziałek, 29 sierpnia 2022

Plan wykonany, Meksyk pokonany!

Po Bułgarii przyszedł czas na drugiego przeciwnika w grupie teoretycznie najsłabszego w naszym grupowym towarzystwie.

Latynoscy rywale najwyraźniej nie przestraszyli się naszych Mistrzów Świata, bo na początku premierowej partii prowadzili nawet dwoma punktami. Jednak przestraszyli się takiego stanu rzeczy i zaczęli popełniać błędy własne, a to tylko napędzało grę naszych Chłopaków. I od mniej więcej dziesiątego punktu Meksykanie musieli zaakceptować nasze warunki gry. Prym w kontrataku wiedli; Kurek, Semeniuk i Śliwka. Od drugiego seta zaczęło się wpuszczanie zawodników "z bazy" po to, by "powąchali" z parkietu zapachu Mistrzostw Świata, a nie z kwadratu dla rezerwowych. 
I tak "wejście smoka" zaliczył Tomasz Fornal, który trzy razy z rzędu "zgasił światło". Podobny debiut do "Tytusa", który oprócz bloków, świetnie grał w przyjęciu i ataku. Zaliczył  Mateusz Poręba, który zaraz po wejściu, zdobył punkt atakiem, okładając do tego bloki i asy serwisowe. Ze swojego debiutu na siatkarskim mundialu zadowolony może być też Kuba Popiwczak, który był pewnym punktem w przyjęciu i grze obronnej naszej drużyny. W tym spotkaniu papierkiem lakmusowym nie była nasza zagrywka, ale nadrabialiśmy pozostałymi elementami siatkarskiego rzemiosła. Jeśli w spotkaniu ze Stanami Zjednoczonymi "coś" zdziałać. To musimy zdecydowanie lepiej zagrywać i nie popełniać błędów w tym elemencie.

*fotografie fb: Polska Siatkówka, Jastrzębski Węgiel 


sobota, 27 sierpnia 2022

Masakracja w wykonaniu naszych "Orłów" na początek Mistrzostw Świata!

Zaczęło się! Na to czekała cała siatkarska Polska, ale nikt się nie spodziewał, że w takim stylu rozpoczną Mistrzostwie Świata.

Jednym słowem masakracja, jak to mówi młode pokolenie kibiców siatkówki. Zanim jednak o tym to, powiem Wam, popłakałem się jak zwykle, gdy kilkanaście tysięcy gardeł odśpiewało ac apella Mazurka Dąbrowskiego. Po kilku pierwszych piłkach w meczu miałem wrażenie jakby bułgarscy siatkarze, spadli z innej planety, choć grali w katowickim Spodku 😃 (3:0). Wszystko to dzięki naszej zagrywce i "gaszeniu światła", dokładajmy do tego stuprocentową skuteczność "nadsiatkarza" Kamila Semeniuka oraz przesuniętą krótką graną tyłem. Powiem szczerze, oglądając tego seta szczena mi opadła, ale wiedziałem, Bułgarzy będą chcieli odmienić losy meczu. Tak w istocie było, bo nawet prowadzili dwoma punktami, ale od czego się ma Kamila Semeniuka, który odrobił straty swoją grą w ataku (65% w meczu). Czy też Kapitana i Olka Śliwkę, którzy "Semenowi" kroku w ataku, w drugim secie.
Dodajmy bomby z pola serwisowego i do zwycięstwa brakowało nam już tylko seta. Trzeci set to siatkarski festiwal asów serwisowych (4), z czego trzy w niemal to samo miejsce, nowego przyjmującego włoskiej Perugii. Bułgarów było tylko stać na lekki zryw w środkowej fazie seta. Nie jest łatwo grać przeciwko Mistrzom Świata, boleśnie o tym przekonał się o tym Aleksandar Nikołow. Któremu nasi zawodnicy "gasili światło", a po jego błędach w przyjęciu zrobili, aż (9 asów serwisowych). Mamy magazynki naładowane 😉. Za to spotkanie obok Kamila Semeniuka wyróżnię Marcina Janusza, który fajnie kreował grę naszej drużyny, ale jak się ma dobre przyjęcie to, można grać wszystkimi strefami. Obok "Elvisa" wyróżnię jeszcze Pawła Zatorskiego, za fajną grę w obronie. Nie już medali na szyjach naszych Chłopaków — step by step. Jutro mecz z teoretycznie najsłabszym przeciwnikiem w grupie Meksykiem. Prawdziwa weryfikacja naszych sił nastąpi we wtorek w spotkaniu ze Stanami Zjednoczonymi, ale coś mi mówi, że będzie dobrze, choć nie łatwo. 

*fotografie fb Polska Siatkówka
 
 

czwartek, 25 sierpnia 2022

Mundial tuż, tuż... Co wiemy dzień przed startem?

Już jutro zacznie się gorączka siatkarskiego mundialu, zanim zaczniemy dopingować naszych Mistrzów Świata to...

Pozwólcie, że zaprezentuję Wam swoje przemyślenia po ostatnich test meczach, które nasi Mistrzowie Świata wygrali bez straty seta. Wiecie co? Myślę, że na przyjęciu wszystko już jasne i będziemy świadkami pary Semeniuk, Śliwka widać, że trener wierzy w kapitana ZAKS-y bardziej, niż my kibice, bo Olek mam wrażenie się, przełamuje. A nawet jeśli będzie "pod wodą" to nie mamy się czego bać, bo mamy jokerów na przyjęciu, w osobach; "Tytusa" i "Kwolo". Potrafią "kopnąć" w polu serwisowym są, nieprzewidywalni w ataku, potrafią uspokoić przyjęcie. A Fornal dodatkowo potrafi świetnie grać w obronie. Po tych test meczach widać, że i Kłos z Porębą potrafią wejść i namieszać swoimi kwitami, zwłaszcza ten drugi pokazał w sobotnim meczu z Serbami, że potrafi "wyłączyć korki" w najbardziej nieodpowiednim dla rywala momencie, co może skutkować zwrotem akcji w secie. A to na Mistrzostwach Świata może okazać się bezcenne, bo trudnych momentów na tej imprezie pewnie nie zabraknie. Oby, jak najmniej ich było. Identyczna sytuacja, jak ze Olkiem Śliwką jest z Łukaszem Kaczmarkiem widać, było w ostatnim meczu, że "puściło" Posyłał Argentyńczykom zagrywki nie do przyjęcia, a jeśli otrzymywał piłki w ataku to, też je kończył, a i "wykręcał korki rywalom". Więc może i on będzie dawał dobrą zmianę naszemu Kapitanowi. Nie wiem, jak Wy, ale ja chciałbym zobaczyć w jednym z meczów na parkiecie "Piwko", bo w meczu z Argentyną na Memoriale udowodnił, że ma kwity. Nasi Mistrzowie Świata w meczu z Serbią pokazali, że potrafią dogonić rywala w końcówce seta i przychylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Ta umiejętność może się przydać 😉. W tych czterech test meczach było widać, że w naszej drużynie zaczął lepiej funkcjonować system blok-obrona i skuteczność w kontrataku. Fajnie zaczęła funkcjonować ofensywna zagrywka i punktowy blok. To dobrze wróży przed najważniejszą imprezą sezonu, ale nie nakładajmy presji, a kibicujmy i wspierajmy!

*fotografia Memoriał Huberta Jerzego Wagnera
 

środa, 17 sierpnia 2022

Rzuciłem wszystko, by iść, za Nim! Czyli oazowych wspomnień czar ;)

nasza wspólnota oazowa
Tak właśnie było, jak możecie przeczytać w pierwszej części tytułu, a słowa te usłyszałem już po kilku godzinach wspólnego oazowania. Zrobiłem to dosłownie, bo rzuciłem wszystkie swoje priorytety, troski. Kochani moje serce przepełniała wielka radość, że było mi dane wrócić po trzech latach przerwy związanej z pandemią na szlak cyrenejczykowego oazowania, bo tęskniłem za tym, co oazowe, bo gdy raz tam pojedziesz, będzie chciał tam wracać 💗. Radość była tym większa, iż w swojej codziennej modlitwie prosiłem, by oazę prowadził jeden z kleryków, których poznałem na wcześniejszych oazach. Kilka tygodni przed wyjazdem otrzymałem wiadomość od jednego z nich, z zapytaniem, czy się zobaczymy. Zrobiłem to po to, by wielbić Go, pogłębiać relację z Nim i z drugim człowiekiem. Ale przede wszystkim po to, by dziękować, za to, co wydarzyło się po drugim zabiegu fibrotomi metodą Ulzibata, który miał miejsce trzy tygodnie po moim poprzednim oazowaniu w Ochotnicy Górnej  oraz prosić o dalsze błogosławieństwo w życiu codziennym dla mnie i bliskich mi osób, czy "ładować akumulatory" do dalszej walki o lepsze "jutro".
nasza szkolna kaplica
 Nasze wspólne przebywanie rozpoczęło się od udzielenia nam błogosławieństwa przez jednego z biskupów pomocniczych diecezji tarnowskiej ks. bpa Stanisława Salaterskiego. I poświęcenia ikony Jezusa Chrystusa ze swoim przyjacielem Menasem w naszej szkolnej kaplicy, która towarzyszyła nam w czasie oazy i była nawiązaniem do tematyki, którą rozważaliśmy w czasie codziennej Eucharystii, spotkań w grupach.
nasza grupa
Dla wielu sprawnych inaczej taka oaza to, jedyne wyjście w roku poza przysłowiowe cztery kąty. Dla mnie ma ona takie znaczenie, jak napisałem we wstępie, ale też takie, że mogę dać odetchnąć swoim bliskim od siebie. Choć wiem, że przybywa im parę siwych włosów z lęku o mnie, zupełnie niepotrzebnie 😂. Moim bliskim przybywa siwych włosów, a mnie, za każdym razem zmarszczek mimicznych ze śmiechu. Jeszcze kilka takich wypadów i będę musiał spytać wujka Google o dobry krem przeciwzmarszczkowy. Chyba że Stowarzyszenie Cyreneczyk zapewni taki kosmetyk, oczywiście żartuję 😎. Musiałem jechać trzeci raz na oazę, by dowiedzieć się, że jestem modliszką i spróbować smaku "denaturatu", tak właśnie oaza edukuje, a raczej działa kreatywność wolontariuszy 😋. Ale i po to, by dowiedzieć się, że jestem dla Boga cenniejszy od dziesięciu złotych, o których była mowa na jednym z kazań, oraz że mam tu na ziemi jeszcze coś do zrobienia.
To uświadomiło mi jedno zdarzenie, o którym wiedzą tylko nieliczni. Dziękuję Ci, Tato, że nadal się mną opiekujesz... On chce mnie zmieniać dowodem tego były moje łzy, które nieraz tliły się w moich oczach, czy to podczas kazań, czy Adoracji Najświętszego Sakramentu. Tutaj przytoczę zawołanie kapłańskie ks. Moderatora, które można przeczytać na Jego prymicyjnym obrazku — Nie lękaj się, bo cię wykupiłem,
wezwałem cię po imieniu; tyś moim! (Iz 43,1). Pojechałem tam nie tylko, by "ładować akumulatory", ale też po to, by dawać to, co mam najepsze w sobie, czyli uśmiech i otwartość na drugiego człowieka. Bo oaza to nie tylko czerpanie, ale i dawanie siebie innym😉. Nie broniłem się przed przeczytaniem czytania podczas Mszy św. czy udzielaniem wywiadów oraz przed wręczęniem portetu idealnego ziemskiego Przyjaciela Panu Marszałkowi województwa małopolskiego Witoldowi Kozłowskiemu. Województwo małopolskie było naszym sponsorem. Cóż, musiałem walczyć ze stresem i tą, która pokochała mnie od pierwszych chwil życia, ale czego nie robi się dla sławy i blasku fleszy (😀). Spokojnie zamierzam zostać tym Marcinem, którego Wy realnie znacie, a moi czytelnicy wirtualnie. Jeśli myślicie, że żyliśmy tylko i wyłącznie modlitwą to, wyprowadzę Was z błędu. Nie brakowało oglądania wartościowych filmów o jednym z nich, możecie przeczytać tutaj. O dyskotekach nie wspominając, choć czasem polemizowałbym, czy ich playlista była odpowiednia do tego miejsca 😃.
Skutki recitalu zespołu góralskiego "Ciupaga" z Łącka moje struny głosowe długo odczuwały, ale czego się nie robi na chwałę Bożą 😄. Tradycji oazowej stała się zadość i w jeden z ostatnich dni, choć pogoda nas nie rozpieszczała, udaliśmy się do Niedzicy, by popłynąć statkiem po Zalewie Czorsztyńskim i podziwiać ruiny zamku.  Następnie udaliśmy się do XIII wiecznego kościółka w Dębnie Podhalańskim, tego samego, w którym Maryna i Janosik brali ślub.
Tam uczestniczyliśmy w dziękczynnej Eucharystii, za nasze zwiedzanie. Na ostatniej Agapowej Mszy Św. i błogosławieństwie aaronowym nie zabrakło łez, bo przecież wszystko, co dobre szybko się kończy, a i nie jest nowiną, że oaza buduje relacje, czego dowodem były odwiedziny wolontariuszy z moich wcześniejszych dwóch oaz. Mam nadzieję, że kilka relacji tego roku zawartych przerodzi się w przyjaźnie. Moje szkła były mokre od łez. Dziewczyny mam nadzieję, że  będziecie z radością wspominać moje natrętne towarzystwo 😍. To była najlepsza oaza, na jakiej do tej pory byłem, mam nadzieję, że nikt z poprzednich oaz, nie będzie mi miał tych słów, złe. A to wszystko dzięki Tobie Grzegorzu, Bóg zapłać, za każde wygłoszone Słowo Boże, rozmowę i to wszystko, czym nas obdarowywałeś, za te pobudki z głośnikiem też. Kiedy nasze drogi splotły się na moim debiucie oazowym, cztery lata temu, już wtedy wiedziałem, że nie straszny Ci, jest nasz świat, a ta oaza mnie tylko  w tym utwierdziła. Takich osób duchownych i świeckich, jak Ty szaleńcu Pana Boga, czy pomagające nam siostry zakonne, my sprawni inaczej potrzebujemy. My się niczym nie różnimy od Was pełnosprawnych. Jak sam powiedziałeś na podziękowaniach, szczególne brawa należą się tym, którzy nam pomagali, czyli naszym wolontariuszom. Przyznam się szczerze, iż jak zobaczyłem młodych wolontariuszy, którzy dopiero, co wkraczają w "nasz świat" to, lekko się przeraziłem, wybaczcie. Chomranice i reszta pierwszaków na czele z klerykami, daliście radę. A klerycy się przekonali, że my nie gryziemy. W zasadzie od podziękowań dla moich wolontariuszy powinienem zacząć, chłopaki dzięki, że ze mną wytrzymaliście i mam nadzieję, że się jeszcze w trójkę spotkamy 👊. Na koniec powiem Wam wszystkim do zobaczenia jednym może trochę szybciej 😎 i pamiętam o Was w modlitwie, bo dobrzy ludzie zostają w moim sercu na zawsze. I wiecie co? Tęsknię, za Wami! I kroczę dalej ze słowami: 

Moja droga jest prosta,
Idąc nią w sercu, radość mam,
Bo wiem, że nie pomyliłem się.

Moja droga jest pewna,
Na jej końcu światłość jest,
Która wciąż mi mówi,
Jak mam dalej iść.





















*fotografie pochodzą z różnych źródeł

czwartek, 11 sierpnia 2022

Czy ta czternastka biało-czerwonych "Orłów" obroni tytuł!?

Już wszystko jasne! Jeszcze kilka dni temu jedni się łudzili na nieco inny skład (w tym ja), a drudzy, że w obronie tytułu pomoże Wilfredo Leon. 

Niestety nic z tych rzeczy i o tym chciałbym z Wami podyskutować w tym wpisie. O ile tego, że Leona nie zobaczymy na polsko-słoweńskich parkietach byliśmy pewni (przynajmniej ja). To liczyłem na nieco inną czternastkę, ale jak mówi przysłowie — jak się nie ma, co się lubi to się, lubi co się, ma. W tym przypadku — jak się nie ma tych, którym się kibicowało, aby byli to się, będzie kibicowało tym, których wybrał trener 😋. Nie rozumiem, czym kierował się serbski selekcjoner przy wyborze zmiennika dla Marcina Janusza, bo na pewno nie forma podczas VNL, bo moim zdaniem to Janek Firlej był w lepszej dyspozycji fizycznej. A i doświadczenia musi gdzieś nabierać na arenie międzynarodowej, bo nie wyobrażam sobie "Gregora", za dwa lata w Paryżu. Jeśli już będzie musiał ratować nasze rozegranie to, niech robi to, jak najlepiej potrafi, ale oby miał do tego, jak najmniej okazji. O, ile nie wiedziałem, co kierowało Grbiciem przy wyborze to wiem, co kierowało nim przy wyborze Łukasza Kaczmarka na zmiennika Bartosza Kurka i nie był to aspekt czysto sportowy. Bo chyba nikt mi nie powie, że Karol Butyn był gorszy od "Zwierza". Wszyscy widzieliśmy zupełnie, co innego, ale  może ja muszę zakupić silniejsze szkła 😨. Śmieszy mnie tłumaczenie selekcjonera, który twierdzi, że zawodnika wyeliminowała kontuzja, kiedy sam zainteresowany w jednym z wywiadów mówi, że jest zupełnie zdrowy. Więc gdzie tu logika? 👦. Mam tylko nadzieję, że nasz selekcjoner nie pożałuje swojego wyboru na zmiennika naszej pierwszej strzelby w ataku. Specjaliści od "gaszenia światła" są tacy, jakich się spodziewałem może poza środkowym PGE Skry Bełchatów, lecz po głębszym zastanowieniu myślę, że "Kłosik" będzie pełnił funkcję strażaka wśród middle blockerów gdyby "Bieniu" i "Kochan" byli pod grą. VNL pokazała, że Karol Kłos świetnie czuje się w roli jokera na swojej pozycji, wchodząc z "bazy" mieszał szyki rywalom, czy to w robocie, na którą ma "kwity", czy to swoją zagrywką. Mam tylko nadzieję, ze "Orzełek" z Olsztyna będzie miał okazję, zaprezentować swoje "kwity" na parkiecie, a nie będzie pełnił roli statysty. I nie zje go trema, bo to przecież Jego debiut na imprezie takiej rangi. Czy  to znak, że Poręba na dobre zadomowił się w kadrze? Chciałbym, by podstawowym duetem przyjmujących był duet — Semeniuk, Fornal. Bo jakoś nie czuję duetu — Semeniuk, Śliwka, ale znając sentyment trenera Grbicia do kapitana Mistrza Polski to, taki właśnie będzie. Pozostaje mieć tylko nadzieje, że Olek będzie stabilniejszy w przyjęciu i bardziej zdecydowany w ataku, bez zbędnych kiwek. W razie pożaru na przyjęciu mamy, kim go gasić, bo "Tytus" i "Kwolo" znają się na swojej robocie, a i potrafią odmienić losy seta, czy meczu swoją zagrywką. Sprawa na libero jest chyba rozwiązana, bo "Zator" pokazał, że nie zapomniał, jak się gra na pozycji libero. Wydawać, by się mogło, że to koszulka z "Orzełkiem" jest ciężka od "Pasiaka", a sezon reprezentacyjny przeczy tej teorii. Pierwsza okazja do szlifowania detali już przed Mistrzostwami Świata już w sobotę, w towarzyskim meczu z Ukrainą.

*fotografia Volleyball Nations League


poniedziałek, 8 sierpnia 2022

Dawno, dawno temu, czyli jak się stałem z nią na "ty"...

Spokojnie to nie początek bajki, lecz wstęp do tego, o czym chcieliście przeczytać. Czyli o tym, jak stawałem się z nią na "ty", lecz wtedy jeszcze nie wiedziałem, że to hobby z czasem przerodzi się w krótko mówiąc, w miłość do tego sportu. I wszystkiego, co z nią związane, miała być jedynie odskocznią od szarej codzienności sprawnego inaczej. Rzeczywiście na początku tak było, odkąd pamiętam od czasu do czasu, lubiłem obejrzeć nasze pierwsze kroki w historycznej już Lidze Światowej. Takim o to sposobem dowiedziałem się, kim jest Paweł Zagumny. Wstyd się przyznać, ale wiadomość o rozpoczęciu nowej ery dla polskiej siatkówki, czyli o srebrnym medalu na japońskim mundialu w 2006 roku, puściłem mimo uszu. Mam nadzieję, że Wy kibice, jak i środkowy z tejże drużyny mi wybaczycie 😉. Mój pierwszy turniej na poważnie z polskimi siatkarzami to, tureckie Mistrzostwa Europy w 2009 roku, zakończone złotym medalem naszych Chłopaków z młodym wkraczającym na światowe siatkarskie salony Bartoszem Kurkiem, a MVP turnieju został wtedy wybrany trener Piotr Gruszka. To od tego turnieju popadam ze skrajności w skrajność i po moich policzkach lecą łzy, gdy oglądam mecze siatkówki, czy to reprezentacyjne, czy to klubowe. Staram się być z naszymi "Orzełkami", o każdej porze dnia i nocy. Jako przykład podam japoński Puchar Świata w 2015 roku, gdy moi bliscy spali, ja budziłem się, by dopingować naszych idoli oraz płakać razem z nimi, gdy do olimpijskiego awansu zabrakło tak niewiele. Nie wstydziłem się łez po przegranym ćwierćfinale zeszłorocznych Igrzysk Olimpijskich, bo utożsamiam się z tą drużyną niezależnie od tego, kto ją prowadzi 💓. Nie wspomnę już o dwóch z rzędu tytułach Mistrzów Świata, gdzie po okrzykach moi bliscy nie wiedzieli, co się dzieje, bo darłem się, jak opętany 😜. Mam cichą nadzieję na powtórkę, za ponad miesiąc 😊. Rozdział bycia na "ty" z klubową siatkówką zacząłem pisać w roku 2012, czyli od sezonu, w którym SOVIA po wielu latach zdobyła Mistrzostwo Polski. A  wszystko to dzięki mojej bratniej duszyczce Ani, autorce bloga Inna perspektywa, która kocha "Wilków" i postanowiła mnie tą miłością zarazić. Dwie różne osobowości dobrze, że mamy tę siatkówkę, bo inaczej byśmy się chyba pozabijali 😍. Początkowo śledziłem tylko mecze w TV, uważając, że nie da się emocjonować transmisjami radiowymi, myliłem się i dość szybko to zrozumiałem. Po pierwszym sezonie z "Wilkami" zacząłem marzyć o gadżecie z podpisem, któregoś z siatkarzy "Reski" oraz o poczuciu dawnej atmosfery Podpromia na własnej skórze. Jak się okazało, marzysz i masz! A wszystko, za sprawą Kasi i Wojtka Grzybów oraz Pani Eweliny z Rzeszowa 😊.


W roku 2013 miałem okazję uścisnąć dłoń byłego już środkowego i otrzymać Jego koszulkę z autografem, a rok później poczuć po raz pierwszy atmosferę Podpromia i odśpiewać resoviacki hymn. 

To właśnie Wojtek sprawił, że przesiąknąłem nią od szpiku do kości, a Kasi felietony i jej lekki styl pisania zaś to, że w głowie zaczęła pojawiać się myśl o założeniu tego miejsca, które tak chętnie czytacie. Nie wspomnę już o żargonie siatkarskim, którego uczyłem się, czy to słuchając komentarzy, czy czytając felietony Pana Łukasza Kadziewicza, które czytam i słucham do chwili obecnej. Blog powstał po to, by dzielić się emocjami związanymi z siatkarskim parkietem, ale też po to, by pokazać, że cztery kółka nie utrudniają mieć pasji, która na ten moment jest miłością. Z biegiem czasu zacząłem się interesować nie tylko "Wilkami", ale i całą PlusLigą, co możecie zobaczyć na kartach bloga, czy to fanpage'u. Choć nie raz dostaję wiadomości, że nie jestem uprawniony do pisania o siatkówce, czy dokonywania analizy taktycznej oraz zagrań, bo nigdy w nią nie grałem, a tylko oglądam. To nie przeszkadza mi to w pisaniu o tym, co oglądam i czym się emocjonuję. Chyba nie wychodzi mi to źle, bo co jakiś czas otrzymuję wiadomość z zapytaniem o współpracę. Niestety notorycznie je odrzucam, bo chcę, by one wyrażały moje emocje, a nie były pisane pod publikę. Poniżej możecie zobaczyć, kilka fotek  oraz  filmików z mojej marcowej wizyty na Podpromiu. Która miała miejsce na meczu z klubowym Mistrzem Europy dzięki mojemu szefowi oraz koledze z pracy. Mam nadzieję, że po obejrzeniu filmików, nie przestaniecie być z blogiem na "ty" 😂.  Miłe, że ktoś widzi we mnie nie tylko pracownika, ale i człowieka zakochanego w siatkówce 😉. Siatkówka to dla mnie, nie tylko emocje, siatkówka nauczyła mnie tego, że trzeba walczyć do końca, do utraty tchu bez względu na sytuację, jaka jest w życiu. Dlatego też swoją walkę o samodzielność nazywam meczem. Nigdy nie zamierzam pisać bloga dla pieniędzy, bo na miłości nie powinno się zarabiać. A kiedyś może i spełnię marzenie o dopingowaniu naszych "Orłów" na żywo, nie ze szklanego ekranu, bo marzenia się spełnia 😎.














*fotografie i filmy archiwum prywatne

piątek, 5 sierpnia 2022

Jakie asy Grbicia zabrałbym do "14" na polsko-słoweński mundial?

Wakacje trwają w najlepsze wydawać, by się mogło, że to czas wolny od dylematów i podejmowania trudnych decyzji. Może i tak, ale to nie dotyczy wszystkich...😀  

Tym "szczęśliwcem" jest serbski selekcjoner naszych Mistrzów Świata, który musi wyciągnąć ze swojej dwudziestosiedmioosobowej talii kart czternaście asów, którzy staną drugi raz z rzędu staną do obrony tytułu najlepszej drużyny globu. Tylko, jak tu wybrać, kiedy wszyscy prezentują światowy poziom, jednym słowem grubo, jak to powiedziałoby młode pokolenie kibiców siatkówki. Zanim jednak Nikola Grbić dokona tejże selekcji to, ja na chwilę wejdę w garnitur Grbicia i wyciągnę tych czternaście asów. A co, kto blogerowi zabroni? 😜. Za "sypanie" piłek odpowiadaliby kompozytor polskiego rozegrania, czyli Marcin Janusz razem z Jankiem Firlejem i nie przemawiałyby do mnie argumenty, że Łomacz jest bardziej  ogranym na arenie międzynarodowej, niż wychowanek drużyny z Warszawy. Ja patrzę już pod kątem paryskich IO w 2024 roku. A gdzie Janek ma zbierać to doświadczenie, jak nie na imprezach takiej rangi? Za dogrywanie piłek odpowiadaliby: "Semen", "Tytus", "Kwolo" i Śliwka. Teraz pewnie wielu z Was zapyta — Gdzie jest Leon i co tu robi Śliwka? Pewnie, gdyby nie kontuzja i zabieg operacyjny to, dla Śliwki w mojej talii zabrakłoby miejsca, bo jego występy w niedawno zakończonej VNL mnie nie powaliły, by nie powiedzieć, rozczarowały. I nie miałbym zaksiowskiego sentymentu. Za "gaszenie światła" rywalom odpowiadaliby: "Bieniu", "Kochan" i Poręba z Urbanowiczem. I znów, bym wołał burzę — Bo co z elektrykiem Kłosem? Który podczas VNL pokazał, że metryka nie gra, a "kwity"!  To prawda, ale ja znów patrzyłbym pod kątem walki o olimpijskie laury i dlatego zabrałbym młodego "elektryka" gdańskiego Trefla zamiast rutyniarza z bełchatowskiej Skry. Zmiennikiem "Łysego" byłby nie kto inny, jak siatkarz bez układu nerwowego, czyli Karol Butryn, bo niestety "Zwierz" mnie nie przekonuje, a tak fighter, jak Butryn na Mistrzostwach Świata może być prawdziwym jokterem w tej talii. Podobnie, jak w przypadku Olka, nie miałbym do Łukasza Kaczmarka sentymentu, bo na mundial mają jechać najlepsi z najlepszych. Bez dylematu jest na pozycji libero poza tym, że zagrałbym na dwóch libero. Jeden do przyjęcia, drugi do obrony. I jak Wam się podoba moja talia czternastu asów? 👊.

*fotografia Volleyball Nations League


czwartek, 4 sierpnia 2022

Świętuje piąte urodziny!

Pośród tylu wydeptanych dróg 
wybrałem swą sam. 
Bez śladu stóp utkaną z moich snów. 

Tak właśnie było w moim przypadku pięć lat temu, jak jest w cytacie piosenki "Łyczka". Mimo łez po niezbyt optymistycznej diagnozie na temat tej, która mnie pokochała tak bardzo od urodzenia (czyt. spasstyka). Miałem odwagę, by iść, za głosem swojego serca i  wybrać drogę bez śladu stóp utkaną z moich snów 😉 Tą drogą był zabieg fibrotomi metodą Ulzibata i cudowny laserowy skalpel dr Repetunova, a snem chęć podjęcia próby, by przestać być dużym dzieckiem, które trzeba karmić, myć i ubierać. Już kilka dni po I zabiegu wiedziałem, że było warto podjąć to ryzyko, ale wiedziałem też, ile pracy mnie czeka, by marzenia nie były tylko marzeniami, a stały się powodem do łez szczęścia z powodu tak naturalnych czynności dla zdrowych, jak zjedzenie pierwszy raz pięć lat temu samodzielnie obiadu,  umycie zębów, czy kąpiel z pomocą wolontariuszy na obozie FAR. Do którego zresztą dojrzałem wraz z podjęciem decyzji o "rzuceniu się w nieznane". Dzięki zabiegowi i zmniejszeniu spastyki w dłoniach udało mi się zrealizować marzenie o ukończeniu kursu grafiki komputerowej. Choć moja praca nie ma nic z nią wspólnego to i tak mam banana na buzi, bo wykorzystuje ten dar od Bozi, czyli humanizm.  Byłem świadom też tego, że nie zawsze będą to tylko łzy szczęścia, ale też bólu w czasie ćwiczeń, bo "kochanka" będzie chciała pokazać, że to ona władzę i do tej pory czasem to robi. Dwa lata po I zabiegu udałem się na kontrolę, bo przecież apetyt rośnie w miarę jedzenia i chciało się sięgnąć wyżej. Usłyszawszy — tylko sobie zawdzięczasz, że zabieg można powtórzyć... Z moich oczu popłynęły łzy radości, możecie się domyśleć, jaką wtedy podjąłem decyzję, choć życie mnie wtedy nie rozpieszczało to, wiedziałem, że chcę podążyć tą samą ścieżką. Doktor zaszalał jeszcze bardziej, niż dwa lata wcześniej wykonał, aż dziewiętnaście nacięć (dwa lata wcześniej czternaście). Myślałem, że szczytem efektów II zabiegu będzie jedzenie bardziej spastyczną ręką i dwudziestominutowa pionizacja, przeliczyłem się wspólnymi siłami razem z moim obecnym trenerem. Doprowadziliśmy do tego, że zacząłem stawać bez asekuracji przy drabince, trzymając się oboma dłońmi oraz jedną. To był tylko wstęp, jak się okazuję, bo obecnie chodzę popod ręce codziennie podczas aerobiku, czy kilka miesięcy temu zacząłem sam siedzieć na łóżku bez opierania się plecami i rękami. Łapiąc jedynie równowagę rękoma w powietrzu, czym zaskoczyłem nas obu (niestety nie mam jeszcze zdjęcia). Nie wspominając już o samodzielnie utrzymywanej pozycji do czworaków, czy siedzenia na piętach z coraz większym utrzymywaniem pozycji bez asekuracji.
Słowa doktora na kontroli, która miała miejsce rok temu, okazały się prorocze, bo jak widać rehabilitacja, przynosi kolejne efekty, a my nie zwalniamy tempa. Nie zwalniamy do tego stopnia, że oswoiłem się z myślą, że czas uczyć się chodzić w chodziku, ale złośliwość rzeczy martwych nie pozwala nam wkroczyć w ten etap 😕. Dziś to pacjent zmęczył fizjoterapeutę, nie wiem, czy to już na zmiany? Oczywiście żartuję 😜. Pewnie pomyślicie, że ten wpis oraz zdjęcia i film to chwalenie się, każdy niech myśli, co będzie uważał, za słuszne. Wiem jedno jeszcze pięć lat temu, gdyby mi, ktoś powiedział, że niemożliwe stanie się możliwe, kazałbym mu udać się na najbliższy wolny termin do psychiatry. Niestety bywało i tak... Z perspektywy czasu powiem, że nie polubiłbym się na nowo z tamtym Marcinem. Zrobię wszystko, by tak się nie stało, bo mam swój cel i Kogoś tam na górze, kogo nie wypada zawieźć 💓. Fibrotomia dała mi nie tylko większą samodzielność fizyczną, ale też i psychiczną. Rok po I zabiegu spełniłem swoje marzenie o wyjeździe na oazę dla sprawnych inaczej w diecezji tarnowskiej, gdy raz pojedziesz, będziesz, chciał tam wracać 💓. Musiałem jechać trzeci raz, by stać się modliszką 😂. Żółwik dla autora tego pseudo 😃. Sam zabieg nie sprawi, że stanie się cud, tutaj trzeba włożyć wiele trudu, poświęcenia, ale i pieniążków, bo fibro to dopiero początek wydatków  Na koniec chciałbym z całego serca podziękować tym, którzy dołożyli, bądź dokładają  jakąkolwiek cegiełkę do tego, że jestem tu, gdzie jestem, bo każde słowo wsparcia jest dla mnie cenne. Czasem mam chwilę zwątpienia, ale wstaję i walczę, jak Ci, uprawiający ten, sport, który jest tematem przewodnim bloga. A bliskim dziękuję, za to, że pozwolili i pozwalają iść własną drogą mimo ich lęków 😍.

*fotografie i video archiwum prywatne
 

poniedziałek, 1 sierpnia 2022

Chodzenie, jazda, rodeo.

Życie ludzkie jest kruche niczym domek z kart w jednej chwili plany, marzenia mogą runąć, jak i on. Spokojnie z siatkoholika nie stałem się myślicielem, choć swojego humanizmu się nie wyprę 😉. Amberley Snyder to młoda dziewczyna u progu dorosłego życia z koszem wypełnionym po brzegi marzeniami w tym, tym najważniejszym o profesjonalnej jeździe rodeo i zrobi wszystko, by to osiągnąć. Nie przewiduje jednak tego, że los sprawi jej mało śmiesznego psikusa i w drodze  "na przystanek" po marzenia. Przyjdzie jej się zmierzyć z czymś, czego nie przypuszczała pewnie w najśmielszych snach. Bo jak to wózek, a co z marzeniami? Wiecie co? Sam nie wiem, jak to jest przez chwilę znajdować się po drugiej stronie barykady, znam to tylko z opowieści moich obozowych kumpli, ale wiem, że przez moment przestaje się chcieć żyć. Tak też było z uroczą blondynką, ale dzięki rodzinie na nowo zaczęła wierzyć w swoje marzenia, choć życie rzucało jej kłody pod nogi. W trakcie swojej rehabilitacji poznaje chłopaka, który tak, jak ona był po drugiej stronie barykady. Amberley pokazuje mu, że nie wszystko stracone. Chłopak oprócz wiary w nowe lepsze "jutro", zyskuje jeszcze "coś". I śmiem twierdzić, że to "coś" odegrało większą rolę, niż to suche gadanie. Dziewczyna koniec końców sięga po dwa marzenia — jazdę i rodeo. Fabuła ukazuje kruchość  i ulotność życia oraz to, że nie wiemy, co na nas czeka "za rogiem", ale też to, że wszystko jest możliwe nawet z "pakietem szczęścia". Wystarczy tylko chcieć i mieć cel, coś o tym wiem 😎. Bo im bardziej pod górkę, tym piękniejsze widoki 😍  Na koniec zachowam się, jak filmowiec pewnie dla ludzi z branży ważny będzie tylko ten fragment 😋. W filmie nie brakuje fajnych ujęć z przebitkami na amerykańskie rancza, tor do jazdy konnej, czy same konie. A całość dopełnia dopasowana do scen ścieżka dźwiękowa. 

PS. Całuski dla Marty, za fajną propozycję na pogodny wieczór i żółwik dla ks. Moderatora, który zgadzał się na propozycje swoich oazowych owieczek.😍👊😄.