Po spotkaniach z Bułgarią i Meksykiem przyszedł czas na pierwszy mecz ciężkiego kalibru, czyli mecz ze Stanami Zjednoczonymi (3-1).
Z tymi samymi Stanami Zjednoczonymi, które wybiły nam kilka tygodni temu, marzenia o triumfie w VNL z głowy. Początkowa faza I seta to walka punkt, za punkt. Dopiero ustawienie z "Bieniem" na zagrywce pozwoliło nam odskoczyć na cztery punkty przewagi. Pewnie sporo z nas kibiców myślało, że ta przewaga pozwoli nam spokojnie kontrolować tego seta. Nie takie numery w meczach naszych Chłopaków przez nasze błędy w przyjęciu pozwoliliśmy "Jankesom" dojść do głosu i odrobić straty. I byliśmy świadkami wyrównanej końcówki, dopóki John Speraw nie wpuścił swojego zagrywkowego jokera — Kyle`a Russela, który zdobył asa oraz błąd podwójnego odbicia "Semena" dały Amerykanom zwycięstwo w premierowym secie wczorajszego meczu. Chyba nikt mi nie powie, że po wygranej końcówce przez Amerykanów, wszyscy wierzyli w to, że trzy kolejne sety padną łupem naszych Mistrzów Świata. Tym bardziej że choć dobrze rozpoczęliśmy II seta to, pozwoliliśmy się rozkręcić amerykańskim skrzydłowym (Russell i DeFalco), którzy nie tylko swoimi atakami doprowadzili do remisu w tym secie, ale wyprowadzili swoją reprezentację na dwa oczka z przodu. Nasze problemy w przyjęciu i ataku nabierały co raz to większych rozmiarów. Raz po raz Amerykanie "gasili światło" Olkowi Śliwce. Od czego się ma młotkowego Kapitana, który przybliżył nas do wyrównania stanu meczu swoimi atakami. Nie na długo, bo znów do remisu i nerwów w II secie doprowadziły zagrywki Kyle`a Russela. Niezawodny Mateusz Bieniek i jego gra na środku siatki oraz Tomasz Fornal dały nam wyrównanie stanu meczu. Trzeciego seta rozpoczęliśmy od problemów z przyjęciem zagrywki Amerykanów, co skutkowało szybkim zjazdem "do bazy" kapitana ZAKS-y i ponownym pojawieniem się jednego z fusów naszej reprezentacji przyjmującego vice Mistrza Polski. To sprawiło, że pojawiła się jakość w grze obronnej oraz kontrataku naszego zespołu. "Jankesi" byli bezradni wobec takiej siły ofensywnej Mistrzów Świata. I to my byliśmy od seta, od garnięcia pełnej puli w tym spotkaniu. Choć początki IV partii mogły zwiastować zacięty przebieg tego seta to, jednak bardzo szybko zaczęła się uwidaczniać przewaga naszego zespołu, za sprawą naszych skrzydłowych oraz grze pierwszym tempem naszych "sypaczy" z naszymi "elektrykami". To powodowało jedynie bezradność i błędy własne w szeregach rywali. Po kolejnym świetnym meczu "Tytusa" cały siatkarski świat może zazdrościć nam takich "fusów" "w bazie". Wiele osób się burzy, że "Tytus" powinien zaczynać wreszcie mecze w pierwszym składzie. A ja powiem tak: Po co coś zmieniać skoro w tym szaleństwie jest metoda. Obok Tomka Fornala chciałbym, za to spotkanie wyróżnić "Semena" i "Kurasia, którzy "kopał" w polu serwisowym i byli nie do zatrzymania w ataku. Wczorajszy mecz pokazał, że nie trzeba przyjmować, by wygrywać mecze. Step by step w niedzielę 1/8 finału, a potem ćwierćfinał z... Amerykanami.
*fotografia fb/ PlusLiga
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz