sobota, 30 grudnia 2017

Plan wykonany czyli zagramy o PP!

źródło: Fanpage Asseco Resovia Rzeszów
Pewnie większość z „pasiastych” kibiców przed meczem z Espadonem Szczecin (3-0), zadawało sobie pytanie czy będą punkty i PP, bo właśnie taką wagę miało to spotkanie. Musieliśmy wygrać to spotkanie i zameldować się wśród sześciu ekip naszej ligi, po fazie zasadniczej. Właśnie te sześć ekip w ostatni weekend stycznia we Wrocławiu, powalczy o to prestiżowe trofeum. Może SOVI w końcu uda się odczarować klątwę PP. Tyle marzeń przejdźmy do realiów ;) Obawiałem się tego meczu, bo Espadon to przecież rewelacja tego sezonu PlusLigi, dobrą robotę wykonuje trener Michał Mieszko Gogol. Asseco Resovia przystąpiła do tego spotkania z Kędzierskim na rozegraniu, Rossardem i Śliwką na przyjęciu. Zaporą na środku siatki w osobach: „Możdzera” i „Lemana”. Armatą na ataku Jochenem Schoepsem i „Maślakiem na libero”. Wydawało się, że spokojnie wygramy pierwszą partię, prowadząc 14-18. Nasi chłopcy chyba, za bardzo się rozluźnili, a przecież Sylwester dopiero jutro :D i doszło do nerwowej końcówki, za sprawą kilku punktowych  bloków ekipy znad morza. I set zakończył się grą na przewagi i zwycięstwem naszej drużyny 28-30. Drugiego rozpoczęliśmy z Kubą Jaroszem i Dominikiem Depowskim, którzy zastąpili grających słabszy mecz: Schoepsa i Rossarda. To, były dobre zmiany, bo obaj zawodnicy potwierdzili swoją przydatność do drużyny. Dodając do tego pewną grę Aleksandra Śliwki (MVP). I wygraliśmy drugiego seta.
źródło: Fanpage Asseco Resovia Rzeszów
Zastanawiałem się co przyniesie ulubiona dziesięciominutowa przerwa. Żartuję, że to jest po to, by zrobić sobie kawę i coś przekąsić, zamiast oglądać reklamy :P Na szczęście  chłopcy poszli za ciosem i zdobyli trzy oczka. Na razie trenera Kowala bronią wyniki, bowiem jest to kolejne przekonywujące zwycięstwo za pełną pulą. Oby tak dalej ;) Trafione zmiany, dobre zawody polskich przyjmujących. Powiem szczerze równie dobrze nagrodę MVP mógł odebrać, przyjmujący z nr „6” i też, byłby to sprawiedliwy wybór. A tym czasem życzę Wam udanego Sylwestra i wszelkiej pomyślności w Nowym Roku. Jak najwięcej pozytywnych emocji z udziałem Asseco Resovi Rzeszów i Trefla Gdańsk oraz naszej reprezentacji.

piątek, 22 grudnia 2017

Radosnych Świąt!

Już niebawem na niebie zabłyśnie pierwsza Gwiazdka, która ogłosi Nam, że po raz kolejny z nieba na ziemię zeszła Miłość. A my zasiądziemy do Wigilii, by połamać się tym chlebem, który niesie pokój i radość. Dlatego chciałbym Wam życzyć, aby te święta, były pełne radości z faktu iż narodził się ten, który jest Najważniejszy w tym wszystkim. Pamiętajcie, aby ta radość i miłość w Was i Waszych rodzinach, nie trwała tylko przez te dni, ale przez cały nadchodzący Nowy Rok. Życzę Wam również wielu chwil spędzonych z rodziną, a może i prezentów pod choinką. Jednak dla nas katolików największym prezentem winno, być to boże Dziecię, która niesie pokój, radość i miłość. Kochani nie bójmy się podać ręki tym, którym wyrządziliśmy przykrość, bo życie ludzkie jest ulotne i kruche. Kto wie czy za rok, będziemy mieć jeszcze okazję? A w nadchodzącym Nowym roku życzę Wam szczególnie moi drodzy niepełnosprawni koledzy i koleżanki. Odwagi w sięganiu po marzenia, jeśli czegoś pragniesz możesz wszystko! A także zdrowia i wszelkiej pomyślności. A siatkarskim kibicom wielu niezapomnianych emocji, zakończonych happy-endem ;) 

środa, 20 grudnia 2017

Bez błysku...

źródło: Fanpage Asseco Resovia Rzeszów
Asseco Resovia Rzeszów w kolejnej rundzie Pucharu CEV i w zasadzie na tym zdaniu, by można, było zakończyć ten tekst. Choć wynik wskazuje na easy wygraną (3-0), to szału nie, było. „Szaman” Kowal znów szuka przepisu, na lepszą grę żonglując składem. Jak to miało miejsce w  poprzednim sezonie. Najjaśniejszymi postaciami w naszej drużynie, byli: nasz kapitan i „Możder”. Jeśli chcemy coś więcej zwojować w Pucharze CEV musimy poprawić naszą grę. Rywale w kolejnych rundach to już nie przelewki, a uznane firmy. Żaden mecz sam się nie wygra.

niedziela, 17 grudnia 2017

Między niewiastami :D

Archiwum prywatne
Nie liczy się ilość, ale jakość ;) Wczorajszy wieczór spędziłem bardzo mile, wraz z moimi serdecznymi koleżankami z licealnej paczki. Cóż na frekwencję nie mam, już wpływu :D Może następnym razem, będzie lepiej. Ojciec dyrektor do usług :P Był to mój debiut, bowiem pierwszy raz po zabiegu spotkałem się z ekipą o tremie nie mogło, być mowy. Znamy się, jak łyse konie. Była radość nie tylko ze spotkania, ale i z racji tego iż pierwszy raz mogłem sam skonsumować, to co sobie zamówiliśmy. Słyszałem tylko WOW, jaki postęp. Nie mam na myśli postępu, że mam coraz mniej włosów, ale postęp w samoobsłudze :D Próbowałem wszystko zwalić na doktora, że to tylko jego zasługa. Jednak szybko usłyszałem, nie bądź taki skromny. Ach te kobiety! ;) Jeszcze raz dzięki dziewczyny, spędzanie czasu w takim towarzystwie. To sama przyjemność :* 

czwartek, 14 grudnia 2017

To, było to!

Mam na myśli WAR w dniach 26.11 – 06.12. br. Moi bliscy martwili  się, jak sobie poradzę, bo przecież ta eskapada. To pierwsza eskapada w moim życiu całkowicie, bez ich opieki. Przeżyłem :D  Nie taki diabeł straszny, jak go malują ;) Jednak wszystko zależy od tego z, jakim nastawieniem się pojedzie. Ja pojechałem z nastawieniem, by sprawdzić, ile potrafię. Nie, było nie chcę czegoś spróbować, a przeciwnie. Jeśli ktoś Was na coś namawia to nie brońcie się, jak ja to robiłem przez dłuższy czas. Teraz wiem, jakie to, było nie mądre, ale czy do końca?? Powiem świadomie jestem indywidualistą i nie lubię, jak ktoś na siłę próbuje mnie na coś namówić. Wszystko ma swój czas. Może zabrzmi to, jak chwalenie, ale to zrobię ;) Większa część założeń z przed zabiegu okazała się do realizacji. Potrafię zjeść zupę łyżką, umyć zęby czy wykąpać się z pomocą. Dodatkowo dopracowuję sposób ubierania t-shirta. Drugą Otylią nie zostanę, ale pływam z makaronem, z lekką asekuracją ;) Wiem, że dla wielu jestem może bohaterem, to nie jest prawdą! Ja po prostu mam siłę i odwagę, by żyć! Jak mi ktoś powiedział „Cinek dorósł, by być samodzielny”. To prawda! Lepiej późno niż wcale. A wszystkie te umiejętności to zasługa mojej upartości, ale i  kadry zarówno wózkowej, jak i chodzącej. Ta pierwsza część przekazywała wiedzę, a druga wierzyła w nas od pierwszej chwili. Tutaj żółwiki dla chłopaków, a gorące buziaki dla przesympatycznych asystentek: Gosi, Kasi i Sylwii. Przy myciu zębów jedną z asystentek bolał brzuch, bo Cinek brechtał się niczym Mariolka z kabaretu Paranienormalni :D Cóż co ja poradzę, że mi zawsze bliżej do łez od śmiechu, niż płaczu ;) Liczę kiedyś na replay! Sceny z teledysku „Hymn” zespołu Luxtorpeda – widziałem na żywo. Bowiem mieliśmy przyjemność uczestniczyć, w meczu rugby na wózkach. W jednej z rzeszowskich hal sportowych. Dało mi to osobiście jeszcze większego kopa do działania. Co mi dał ten warsztat? Oprócz nowych umiejętności. Jeszcze większą wiarę w siebie, ale jeszcze bardziej głupsze myślenie :P Bo, jak słyszymy we wspomnianej przeze mnie piosence: Kiedy duch i serce jest silniejsze niż ciało to, ból wśród nieszczęść uczynił cię skałą. Tylu już przegrało, bo zabiła ich słabość ty wśród nich wyciągasz dłoń po wygraną. W każdym moim zwycięstwie, jest pot i krew poświęceń. Chcę ubrudzić ręce, by wybudować szczęście. Na pewno to nie, był mój ostatni samodzielny wyjazd, bo połknąłem przysłowiowego bakcyla :D Przecież człowiek uczy się całe życie, a ja tak wiele mam jeszcze do nauczenia. A najchętniej, bym już wrócił, bo za Wami tęsknię. Nie, którym nie mówię do następnego FAR-u, a może wcześniej ;) 



*fotografie pochodzą z prywatnego archiwum

Powiązane wpisy:

piątek, 8 grudnia 2017

Zmiana, która nic nie zmienia...

źródło: Fanpage Asseco Resovia Rzeszów
Już chyba nic w rzeszowskiej siatkówce, mnie nie zdziwi. Działacze zrobili nam, ale głównie sobie przedświąteczny prezent. Zwalniając po zaledwie kilku miesiącach pracy trenera Roberta Serniottiego, zastępując go swoim ulubieńcem – Andrzejem Kowalem. Podobno każdemu należy się kolejna szansa. Tak, to prawda, ale czy w sporcie ta zasada też działa? Zobaczymy, ja uważam decyzję o zwolnieniu włoskiego szkoleniowca, za zbyt pochopną. Wiem, że lokata w tabeli nie jest zadowalająca, ale nikt nie powiedział, że będziemy wygrywać mecz, za meczem, bo Serniotti to nie magik, który wykona ruch czarodziejską różdżką i będzie, jak wtedy, gdy po latach zdobyliśmy tytuł MP. A trener, który według mnie miał wizję na naszą drużynę, lecz wszystko wymagało czasu i cierpliwości. Jednak „guru” wie lepiej, bo trener Roberto nie dawał wodzić się za nos i ustalać składu, zza biurka, a po obserwacji podczas treningów. Więc trzeba, było wrócić do sprawdzonego i wygodnego dla pana G duetu – Kowal, Ogonowski, gdzie skład, był ustalany w gabinecie. Do tej całej bajeczki brakuje jeszcze zawodnika, który zwolnił Antigę i będzie   piękne zakończenie. Niestety nie dla nas, ale prezesów. Oczywiście ja wiem, że jeszcze wiele możemy wygrać, ale czy z Kowalem u sterów? Oczywiście dalej jestem całym sercem „pasiakiem” i jestem głodny sukcesów naszych idoli. Czy też działacze, będą pluć sobie w brodę, że za szybko pożegnali Roberto Serniottiego. Czas pokaże.     

piątek, 24 listopada 2017

Thiller bez happy-endu :(

źródło: Fanpage Asseco Resovia Rzeszów
Żaden przeciwnik nam punktów za ładne oczy nie odda, jeśli ich sami nie wywalczymy. W zasadzie tym jednym zdaniem można, by podsumować zaległy pojedynek między Asseco Resovią Rzeszów, a Aluronem Virtu Wartą Zawiercie (2-3). Jeśli dalej nasi będą serwować kibicom takie emocje, to efekty mojego zabiegu i pracy pójdą na marne, gdyż wczorajszy mecz oglądałem, z zaciśniętymi pięściami :D Tyle żartów, przejdźmy do tego co zobaczyłem i wywnioskowałem. Młodzież na dobre przekonała naszego coacha to już kolejne spotkanie, gdzie w pierwszym składzie wychodzą: Michał Kędzierski, Dominik Depowski i Mateusz Masłowski. Na ataku zagrał Jochen Shoops, w miejsce chorego Kuby Jarosza. Pierwsza partia to popisowa gra gości, a wszystko to za sprawą ich atakującego - Grzegorza Boćka (MVP), który zaliczył prawdziwe „wejście smoka”. Gospodarze zaś  mieli problem ze skończeniem ataku, w pierwszej akcji. Druga partia to odbicie lustrzane pierwszego seta. Tym razem to beniaminek, nie miał nic do powiedzenia. Ton naszej grze nadawało trio: Kędzierski, Shoops i Rossard. Ten ostatni, był nie powstrzymania. I można powiedzieć mecz zaczynał się od nowa, przy stanie 1-1. Zadałem sobie pytanie: „Co przyniesie dziesięciominutowa przerwa? Bowiem różne cuda, już się działy, po tej przerwie ;) Przyniosła ogrom emocji, gdyby nie fenomenalny – Tibault Rossard, który skończył, jak dla mnie niemożliwą piłkę, przy stanie bodajże 21-22. Pewnie w tym zaległym meczu SOVIA, byłaby bez punktów. Uradowany, że moja drużyna prowadzi 2-1, w całym spotkaniu. Pomyślałem – „zgarniemy pełną pulę”. Chciałoby się :D W zasadzie nic tie-breaka nie zapowiadało, bo przecież mieliśmy sześć punktów przewagi. Wtedy nasi zawodnicy zaczęli grać „chodzonego”, myśląc pewnie, że punkty same się zdobędą. Uwierzcie mi, byłem tak samo wściekły, jak trener Serniotti. Od razu wróciłem pamięcią do momentów z zeszłego sezonu, gdzie mając spory zapas punktowy. Pozwalaliśmy rywalom, na złapanie ich rytmu gry. Co prowadziło do stanów przed zawałowych „pasiastych” kibiców, przegranych setów, a nawet spotkań. Na nic zdała się zmiana rozgrywającego. I, byliśmy świadkami tie-breaka. Jak wiemy tie-break to loteria, jedna akcja może uskrzydlić, lub odebrać ochotę do gry. I jest po sprawie, ja jednak wierzyłem w moich idoli i w siłę kibiców, z Podpromia, którzy nie raz w krytycznych momentach. Podrywali swoim dopingiem nasz zespół do walki  i mecz kończył się happy-endem. Tym razem go nie było ;( Nasi zawodnicy przestali chyba wierzyć, że te dwa oczka mogą, być nasze. To był set błędów naszej drużyny i niespodzianka stała się faktem. Bo chyba w tych kategoriach, możemy rozpatrywać wynik tego spotkania. Choć beniaminek z Zawiercia wygrał zasłużenie, był lepszy od zespołu z Rzeszowa, w przekroju całego spotkania. Co zaważyło na tym wyniku? Może brak koncentracji w czwartej partii, a może kompletny brak gry środkiem w tym spotkaniu, Bartłomiej Lemański, był kompletnie „ pod grą”. Taka moja mała uwaga w stronę kibiców. Drodzy kibice zespół dopinguje się także, gdy zespołowi nie idzie, by ten doping poniósł ich do walki. A w meczu z Aluronem, gdy zespołowi nie szło hala cichła doping włączał się na nowo, gdy SOVIA łapała kilka punktów z rzędu. Czy tak powinno być? Z tym pytaniem zostawiam Was i czekam, na punkty Asseco Resovi, w kolejnych spotkaniach.           

środa, 22 listopada 2017

Idziemy, w górę!

źródło: Fanpage Asseco Resovia Rzeszów
Szykuję mi się mega siatkarski wieczór, chyba wiecie o czym mówię? Jeśli nie to przypomnę kibicowanie Treflowi Gdańsk w meczu z PGE Skrą Bełchatów, a potem SOVI w starciu z beniaminkiem, z Zawiercia. Jednak zanim ta mega dawka siatkarskich emocji, wrócę do sobotniego meczu, z drużyną z Radomia (3-1). Wychodzi na to, że nie mamy stałej szóstki, sądzę iż to dobrze, bo każdy musi wylewać poty na treningach, by potwierdzić swoją przydatność w drużynie. Ktoś powie po co trener Serniotti powrócił do gry na rozegraniu z Michałem Kędzierskim, skoro tak fenomenalną zmianę dał Lukas Tichacek. Przyczyniając się do zwycięstwa nad Lubinem. Zmiana na rozegrana to nie jedyna zmiana, w sobotnim spotkaniu. Parę przyjmujących tworzyli: Tibault Rossard i Dominik Depowski. Pierwsze dwa sety można, by rzec rewelacyjna gra, pod każdym względem naszego zespołu. Przyjezdni, byli bez radni, na grę naszych środkowych czy też bombardiera „Tibo”, który szalał nie tylko w przyjęciu, ale i w ataku i polu serwisowym. Kończąc tego drugiego seta dwoma asami serwisowymi. Good job „Tibo” ;) Zastanawiałem się, jak naszą ekipę podziała ta dziesięciominutowa przerwa. Czy skończymy ten mecz na 0, z tyłu czy też Cerrad łatwo skóry nie sprzeda. Niestety stało się to drugie, postawili na zagrywkę, a konkretnie – Kamil Kwasowki, który strzelał niczym z kałasznikowa. Wysyłając „do bazy” Rossarda, Kędzierskiego i Jarosza. Myślę, że z tą ostatnią zmianą, trener postąpił zbyt impulsywnie. Nie zawsze brak skuteczności w ataku to wina atakującego. Nie mieliśmy przyjęcia i rozegrania więc nie, było i punktów ataku. Trener w jednym z wywiadów przyznał iż chciał dać pograć naszemu kapitanowi, gdyż miał wrażenie iż zawodnik z numerem dziesięć. Był przez niego zaniedbywany, z kolei Jakub Jarosz przyznał, że lepiej na boisku rozumie się z Lukasem Tichackiem, niż Michałem Kędzierskiem. To było widać, gdyż duet Tichacek, Jarosz poprowadził nasz zespół do zwycięstwa, w czwartej partii. W konsekwencji zgarnęliśmy pełną pulę. Brawa dla naszych kibiców, którzy dali namiastkę tego co potrafią ;) Ten wkład kibiców, w sobotnie zwycięstwo. Zauważył nasz szkoleniowiec, który powiedział:  Zwycięstwo z Czarnymi radom dedykuję właśnie naszym kibicom, którzy mocno nam pomagają i wspierają drużynę również w trudnych momentach”.
źródło: Fanpage Asseco Resovia Rzeszów
To trzecie zwycięstwo z rzędu cieszy, bo pniemy się, w górę tabeli? Czy po dzisiejszym spotkaniu, z Alurorem Virtu Wartą Zawiercie, dopiszemy kolejne „oczka”? Może to, być trudniejszy mecz od tego sobotniego. Choć drużyna beniaminka Plusligi, okupuje dolną część tabeli. To mecze, z tą drużyną do łatwych nie należą.
    

sobota, 11 listopada 2017

"Wilki" wyszarpały punkty.

źródło: Fanpage Asseco Resovia Rzeszów
Zwycięskiego składu się nie zmienia, tą słynną zasadę wyznał trener Asseco Resovi Rzeszów. Desygnując do gry w meczu z Cuprum Lubin (2-3) dokładnie taką samą szóstkę, jaka wygrała mecz z Indykpolem AZS-em Olsztyn. Ucieszyłem się z tego faktu bo, jak pisałem wczoraj chciałbym, aby nasz młody rozgrywacz otrzymywał więcej szans na granie. „Miedziowi” przystąpili do tego spotkania bez swojego jednego kluczowego ogniwa – Roberta Tahta (kontuzja). Jednak w pierwszych  dwóch setach, był to mecz Łukasz Kaczmarek kontra Asseco Resovia Rzeszów. Przyznam szczerze pomyślałem: „Tradycji stanie zadość, a ja jestem prorokiem” :D Bo to rywale byli stroną dominującą, a nam nie wychodziło kompletnie nic. Trener Serniotti, był zmuszony zdjąć z boiska Tibaulta Rossarda, którego rywali chcieli zaorać, kierując głównie na niego zagrywki. W jego miejsce pojawił się Dominik Depowski. Drugą kluczową zmianą, a w zasadzie pierwszą było pojawienie się Lukasa Tichacka, za Michała Kędzierskiego. Rozegranie zawodnika z numerem jeden na koszulce, we wczorajszym spotkaniu, było zbyt czytelne. Siatkarze z Lubina nie mieli najmniejszego problemu z odczytaniem, gdzie zostanie zagrana piłka, po stronie rzeszowskiej drużyny. Syndrom dziesięciominutowej przerwy między drugim, a trzecim setem. Znów dał o sobie znać, tym razem na korzyść siatkarzy w czarnych strojach. To po tej przerwie pojawiły się obrony i wybloki „Maślaka”, który zastąpił Pawła Ruska. A w grze na siatce dobrze spisywał się Dawid Dryja, który zastąpił grającego wczoraj słabszy mecz Bartłomieja Lemańskiego. A ciężar gry w ataku wziął na siebie Kuba Jarosz (MVP) i to jemu w dużej mierze zawdzięczamy, jakże cenne dwa punkty. Brawo Kuba!
źródło: www.plusliga.pl/gallery
Jednak mogłoby by nie, być wcale punktów. W końcówce trzeciego seta przypomniał o sobie – Łukasz Kaczmarek, który zdobył asa, bodajże przy stanie 22-23 dla naszego zespołu. Jednak zagrywka na wagę remisu po 23, powędrowała daleko w aut.  Co mogę powiedzieć o tym meczu? Siatkarze z Lubina nie wytrzymali tego meczu kondycyjne, zaś „Wilki” z Podpromia pokazały, że siła drzemie w całym zespole i każdy może dołożyć malutką cegiełkę do zwycięstwa. BRAWO CHŁOPAKI! To cieszy bo to drugie zwycięstwo z rzędu, a nam nikt punktów na „złotej tacy” nie poda. A wciąż ich bardzo potrzebujemy. A jak pokazuje liga pewniaków do zwycięstwa nie ma. Swoją drogą gratulacje dla Trefla Gdańsk, za wywiezienie dwóch punktów z Olsztyna. I potrzymanie dobrej passy wyjazdowych zwycięstw.

piątek, 10 listopada 2017

"Pasiaste" bolączki.

źródło: Fanpage Asseco Resovia Rzeszów
Słuchając wywiadu z Olkiem Śliwką w rzeszowskim Radiu Centrum. Nasunęły mi się dwa tematy, które poruszę pisząc ten tekst. Zatem zapraszam do czytana, jeśli chcecie ;)  Sprawa numer jeden to przyjęcie, a dokładniej jego wahania. W meczach, które przegrywamy, jest ono makabryczne. Zaś w meczach w, których nasi przeciwnicy, nie mają nic do gadania. Jest ono na mega wysokim procencie. Skąd takowe wahania? Może wynika z faktu czy jesteśmy odrzucani od siatki, przez zagrywkę rywala i automatycznie przekłada się to na nasze przyjęcie,  czy też to my wywieramy presję swoją zagrywką na rywalu. W meczach wygranych  przez naszych pupili. Tak czy inaczej takowe sytuacje nie powinny mieć miejsca. Bo, gdy w jednym spotkaniu jesteśmy bez punktów, a w drugim zgarniamy pełną pulę  (Trefl Gdańsk, Indykpol AZS Olsztyn). Na takiej huśtawce do play-offów nie wejdziemy ;( Oby w dzisiejszym meczu z Lubinem, tradycji nie stała się zadość ;) Bo punktów w dalszym ciągu potrzebujemy, jak wielbłądy wody na pustyni :P Sezon chorobowy i bóle głowy w pełni. Ta druga przypadłość dopadła miejmy nadzieję trenera Roberta Serniotiego, po wygranej z „Indykami”. Gdzie fenomenalne spotkanie rozegrał Michał Kędzierski, zastępując chorego Lukasa Tichacka. Kędzierski pokazał, że wie jak gra się na rozegraniu. Dając sygnał Włochowi – „Nie wróciłem na Podpromie, by stać w kwadracie”. Może czas mu bardziej zaufać i dawać mu więcej szans? bo widać, że ten chłopak jest głodny grania, jak i my kibice. Równej i stabilnej gry naszej drużyny. Warto inwestować w młodzież, bo są oni przyszłością reprezentacji. A pozycja rozgrywającego wygląda mizernie. Ja osobiście widzę Michała za kilka lat, jako pierwszego rozgrywającego naszej reprezentacji. Zatem może kluczem do stabilniejszej gry Asseco Resovi, jest więcej meczów w pierwszej szóstce młodego rozgrywającego? Chciałbym, ale dowiemy się tylko kibicując „Pasom”. A tymczasem kibicujmy naszym w meczu z Cuprum!  

niedziela, 5 listopada 2017

Haust tlenu dla SOVI.

źródło: Fanpage Asseco Resovia Rzeszów
Liga zaskakuje i to na plus, każdy może wygrać z każdym, nie ma pewniaków do wygranej. No poza ZAKS-ą, która kosi wszystkich po kolei. Co kolejka to zaskakujące rezultaty np. przed tygodniem Trefl Gdańsk zmiótł z parkietu Asseco Resovie Rzeszów, a w miniony piątek nie zdołał pokonać zespołu ze Szczecina. Czy Indykpol AZS Olsztyn rozbił w trzech setach JW, a wczoraj nie wywiózł nawet punktu z Podpromia. I właśnie o tym meczu chciałem Wam podsunąć, kilka swoich bazgrołów do poczytania ;) W zeszłym tygodniu pisałem, że lepiej oddać Olsztynowi mecz walkowerem, przyznaje nie wierzyłem w nasz team. Tylko po meczu z drużyną AA. Nie miałem podstaw, by być optymistą przed meczem z Olsztynem. Mój optymizm zmalał jeszcze bardziej usłyszawszy, że SOVIA przystąpi do tego spotkania, osłabiona kontuzjami Olka Śliwki i Lukasa Tichacka. Pomyślałem – „Plina i spółka nas rozjadą”. Myliłem i bardzo się z tego cieszę (3-0) Ostrzyłem sobie zęby na pojedynki zawodników obu drużyn, na poszczególnych pozycjach. Spotkanie poprzedziła miła uroczystość Mateusz Masłowski z rąk prezesa PZPS, otrzymał odznaczenie za zdobyte Mistrzostwo Świata Juniorów. Gratulacje „Maślak”! Nasz zespół, jak powiedział Olek Śliwka w jednym z wywiadów –„Potrzebujemy tych punktów, jak tlenu”. Obawiałem się czy trema nie zje naszego młodego rozgrywającego – Michała Kędzierskiego, który można by powiedzieć debiutował, przed rzeszowską publiką. Jak widać debiut mu nie straszny, zagrał fenomenalne zawody prowadząc swój zespół do victorii. Tak fenomenalna gra przyniosła mu statuetkę MVP. Brawo Michał, jak zaczynać to z wysokiego „c”!
źródło: Fanpage Asseco Resovia Rzeszów
Czarno widziałem grę –Elvisa Krastinsa na przyjęciu, gdyż do tej pory fiński przyjmujący, był uważany przeze mnie. Za niewypał transferowy rzeszowskiej drużyny. Zostałem zaskoczony pozytywnie, może nie błyszczał w ataku, po za jednym widowiskowym atakiem z drugiej linii. Gdzie podopieczni Santiliego, nie mieli co zbierać. Jednak świetnie uzupełniał na przyjęciu Rossarda, który widać powraca do wysokiej dyspozycji. Rządził i w ataku, a i kilkukrotne posysał bomby nie do przyjęcia, na stronę rywala. Miejsca w ataku Francuzowi nie ustępował Kuba Jarosz, który swoją grą bardzo przyczynił się do tego zwycięstwa. Środkowi to prawdziwa ściana nie do przejścia dla zawodników z Warmii i Mazur. Czy był to słaby mecz w wykonaniu akademików z Olsztyna? Nie, to Asseco Resovia Rzeszów zagrała fenomenalne spotkanie, w każdym siatkarskim elemencie. Życzyłbym sobie by takie spotkania, nie były przeplatane słabymi. Jak i tego by młody rozgrywający na dłużej zagościł, w pierwszym składzie „Pasów”. Czy te moje życzenia zostaną spełnione? Zobaczymy w Luninie, bo z tą ekipą, nigdy nam się łatwo nie grało.    
  

niedziela, 29 października 2017

Ryk "gdańskich lwów" uciszył Podpromie.

Początkowo żałowałem iż nie oglądnę tego starcia w TV, bo jak wiadomo przekaz radiowy to nie to samo, co telewizyjny. Może dobrze się stało, bo napięcie mięśniowe, by mi wzrosło, a i musiał bym zakupić nowy telewizor ;) Tyle żartów przejdźmy do konkretów. Do wczorajszego meczu uważałem, że drużyny z Rzeszowa i Gdańska, są na bardzo podobnym poziomie sportowym. Jednak wczorajsze spotkanie zweryfikowało moje myślenie. Wynik mówi sam za siebie (0-3) Liczyłem na trochę większy opór ze strony siatkarzy z Podpromia. Słuchając tego meczu miałem wrażenie iż gospodarzem był zespół Trefla Gdańsk. W sumie mam rację, bo Wojtek Grzyb i Piotrek Nowakowski blokowali i atakowali, jak za najlepszych czasów, w barwach Asseco Resovi. Brawo Wojtek Twoja pełnoletność na PlusLigowych parkietach, jest dla mnie niewidoczna. Tak trzymaj! Gdańskie Lwy nakręcały się z każdą akcją, a ich siłą napędową nie byli tylko Ci zawodnicy, których wymieniłem, ale też pozostali. Serwisy i ataki Damiana Schulza, przyniosły mu statuetkę najlepszego gracza meczu, ale przede wszystkim dokonały dzieła zniszczenia Asseco Resovi Rzeszów. Zasłużenie odnieśliście historyczne zwycięstwo w hali na Podpromiu i cieszę się z niego ;) Możecie mnie hejtować :D
źródło: Fanpage Asseco Resovia Rzeszów
Cóż naszej drużynie chyba uderzyła sodówka po pokonaniu JW, w zeszły tydzień. Myśleli, że wszystkie drużyny będą się teraz przed nimi kłaść, na parkiecie, a PlusLigowe punkty będą dopisywane z urzędu. Jak widać trzeba je wywalczyć samemu ;)Tak chwaleni przeze mnie po meczu z JW: Rossard, Jarosz i Śliwka, byli kompletnie pod grą. Słuchając tego meczu miałem deja vu z poprzedniego sezonu. Gdzie mając kilka punktów do przodu, pozwalaliśmy drużynie przeciwnej, na dogonienie nas. Poprzez czasem serię błędów własnych. Jeśli miałbym szukać pozytywów to gra Tichacka ze swoimi środkowymi i zagrywki „Możdżera”. Jednak tym meczu nie wygramy, a w naszej ekipie brak ognia taka prawda. Więc może lepiej oddać mecz drużynie z Olsztyna walkowerem? Która gra dla mnie mega siatkówkę, w tym momencie. Aż chce się ją oglądać. Co pokazało wczorajsze spotkanie? Nie grają pieniądze, a zawodnicy. Jeszcze nie dawno drżeliśmy o zespół z Trójmiasta. A na chwilę obecną to Trefl Gdańsk ma bliżej play-offów, niż Resovia.         

czwartek, 26 października 2017

Zszedłem z kanapy! :)

 Spokojnie takowej czynności jeszcze nie potrafię, może kiedyś, kto to wie? To nawiązanie do słów papieża Franciszka wypowiedzianych do młodych, podczas ubiegłorocznych Światowych Dni Młodzieży w Krakowie. Kochani można by powiedzieć, że ja z niej zszedłem wracając z turnusu rehabilitacyjnego, w grudniu ubiegłego roku, bo właśnie wtedy podjąłem decyzję o marcowej konsultacji odnośnie zabiegu fibrotomi metodą Ulzibata. Mimo chwilowego zwątpienia po diagnozie, postanowiłem zaryzykować i iść za ciosem. Bo nigdy nie ma odpowiedniego czasu, na spełnianie marzeń. Nie ma też osoby, która za Ciebie je spełni, jeśli sam nie zaczniesz! Ja głęboko w sercu wiedziałem, że ten upalny sierpniowy czwartek zmieni nie tylko moje ciało, ale także głowę. To co wtedy było tylko w sercu, teraz jest i w szarych komórkach ;) Ale też na ustach nucąc tekst hitu ostatnich miesięcy, który daje mi jeszcze większego powera do działania: "Swój czas weź w garść. Swój czas zanim ci życie nie powie że pass i odholuje, weź w garść i idź. Zacznij na 100 nie na 5 procent żyć!" Ja się do tego stosuję, bo wiem, że to jest ten czas, gdzie nie tylko ciało pozwala mi na dużo więcej, ale przede wszystkim głowa. Niektórzy powiedzieli mi, że jestem nieobliczalny czyt. kreatywny ;) Nie długo po zabiegu, ktoś mnie zaczął namawiać, na skorzystanie z usług, jakie nam wózkowiczom oferuje FAR. Początkowo to namawianie kończyło się kłótniami, nie będę tutaj przytaczał moich „argumentów”. Dodam tylko, że ta osoba cierpi na to samo schorzenie i niemalże identyczny stan zdrowia i jest uczestnikiem FAR-u. Cinek, jak to Cinek zawsze ma wątpliwości :D Tutaj buziaki i uściski dla osoby, która równo dekadę temu uwierzyła we mnie i znalazła klucz do mojej osobowości ;) Jej zdanie i słowa od zawsze mają dla mnie ogromne znaczenie, tak było i tym razem. „Cinek dość leniuchowania nie pozwól by ostatnie wydarzenia Cię zatrzymały, dość leniuchowania!”. Dziękuję Aneczko, że mnie znosisz i rozpalasz we mnie to, co na moment przygasa <3 Po tej rozmowie moje obawy prysły niczym bańka mydlana i wiedziałem, że chcę iść po samodzielność z FAR-em! Następnego dnia, wykonałem połączenie do mojego oddziału fundacji i pozwoliłem przekazać swój numer telefonu instruktorowi samoobsługi. W przeciągu kilku dni doszło do rozmowy „face to face” z instruktorem. Obawiałem się krytyki z powodu mojej znikomej samodzielności nie potrzebnie ;) Usłyszałem, że nie jest tak źle, najważniejsze iż jestem otwarty i gotowy do współpracy. Po papierologi i złożeniu autografów, padły słowa czekaj, na telefon czy widzimy się na obozie, jeszcze w tym roku. Nadzieje uważałem za znikome, bo na jedno wolne miejsce, jakie zostało. Czekam nie tylko ja, ale całe Podkarpacie. No to się przeliczyłem :D Dwa dni temu odebrałem telefon od instruktora z pytaniem – czy jestem spakowany, bo 26 listopada widzimy się na dziesięciodniowym obozie, niespełna dwadzieścia minut samochodem od mojej miejscowości. Jest udało się! Czy taki będę szczęśliwy po, zobaczymy ;) Wiem, że wiele trudu przede mną, może i łez, ale nikt nie powiedział, że spełnianie marzeń to przysłowiowa bułka z masłem. Ziomuś dziękuję, gdyby nie Twój przykład i upór w dotarciu do mnie i do mojego trudnego w tej kwestii charakteru. Pewnie bym się nie zdecydował jeszcze, na ten  krok. Na zawsze będziesz w moim serduszku ;) Może po tym obozie moje młodsze słoneczko mi już nie powie: Kto widział by nastolatka ubierała dorosłego faceta w koszulę” :P Samodzielność jak wiecie to nie jedyne moje pragnienie. Wczoraj na jednej z grup facebookowych, moją uwagę przykuł link z projektem unijnym, skierowanym do NAS. Temat kursu nic innego jak – grafika komputerowa. Zajęcia będą prowadzone w modnej teraz formie e-learningu. Nie jest to sucha teoria i filmiki w tym przypadku, lecz zajęcia z nauczycielem. Prowadzone za pomocą Skype’a i kamerki internetowej, a całość kończy się egzaminem. I jakże upragnionym przeze mnie certyfikatem. Dodatkowym autem jest fakt iż godziny ustalane są indywidualnie. Więc nie będzie to kolidowało z moją codzienną rehabilitacją. Posiadam już dokumenty zgłoszeniowe. Czekają tylko na wypełnienie, zeskanowanie i wysłanie. Przy dobrych wiatrach zaczynam po powrocie z obozu. Bozia czuwa wiem to i pomoże mi w dążeniu do celów ;) Ktoś powie może – chłopaku zwolnij! "Już nie uciekam, bo we mnie jest mistrz!"          

*grafika - screen z teledysku Sound&Grace i Filip Lato - 100

wtorek, 24 października 2017

Łukasz Kadziewicz, Łukasz Olkowicz "Kadziu Siatkówka & Rock'n'roll".

fot. Aleksandra Zięba
Już od dawna w mojej szalonej głowie tliła się myśl, by pisać o książkach, które przeczytam. Dziś jest ten moment! A pozycja, na temat której chcę się z Wami podzielić na dzień dobry. To książka, którą każdy siatkoholik znad Wisły winien przeczytać „Kadziu Siatkówka & Rock’n’roll”. Autorstwa nie zwykle barwnej postaci jaką, w polskiej siatkówce jest- Łukasz Kadziewicz i dziennikarza sportowego – Łukasza Olkowicza. Przyznam się szczerze, że tego luzu w pisaniu o siatkówce uczę się właśnie od vice MŚ z 2006r. Oglądając z zapartym tchem „od deski do deski” program „Kadziu Project”, czy mecze transmitowane z barwnym komentarzem mego idola. Sięgając po tą pozycję zastanawiałem  czy będzie ona napisana językiem, z jakiego znany jest „Kadziu”, czy też zupełnie innym. Nie zawiodłem się, jest to lekkie, jak Kadziewicz trzymający ramę, w „Tańcu z Gwiazdami” ;) Niektórzy z Was mogą czuć się rozczarowani, sięgając po tę lekturę, bowiem na kartach książki panuje totalny chaos. Gdyż zdarzenia nie są ułożone opisane chronologicznie, lecz mnie to kompletnie nie przeszkadzało, liczył się fun i poznawanie wydarzeń z życia sportowego, ale trochę i prywatnego tego przesympatycznego, jak dla mnie środkowego. Choć, jak sam mówi, trzeba umieć zostawić życie prywatne, poza kamerami. To jest idealnie ukazane w tej książce, gdyż tych wydarzeń z życia prywatnego, jest naprawdę nie wiele. Ktoś powie, chce się „wybielić”, bo słynął z niesportowego trybu życia. Każdy ma prawo do własnego zdania. Jak czytamy otwarcie przyznaje ”Siatkówka mi wiele dała, ale też wiele zabrała. Nie potrafiłem zeskoczyć z tej karuzeli, w odpowiednim momencie pozwoliłem, by zwaliła mnie sama”. Wiem, że jest to napisane innymi słowami, lecz to pokazuje, że siatkarz jest tylko człowiekiem i ma prawo popełniać błędy, jak każdy z nas. W książce przeczytałem wiele faktów z okresu, gdzie siatkówka mnie kompletnie nie interesowała, czyli przed srebrnym medalem MŚ w Japonii, jak i po gdzie jak sam autor przyznaje woda sodowa, uderzyła mu do głowy. Możemy tam też znaleźć odniesienie do współczesnej siatkówki. Gdzie czasem zawodnicy zwalniają trenerów ;) Czy też sytuacji, gdzie wokół trąbi się, że selekcjonerem winien zostać Polak, ja absolutne z opinią, w tym temacie z „Kadziem” się zgadzam. Czasem zdrowie nie pozwala na kontynuację kariery, organizmu nie oszukamy. Tak było i w tym przypadku, gdzie po jednym meczu w Lubinie. Trzeba było powiedzieć pass. Może to i dobrze, bo bawi nas swoim komentarzem, komentując mecze. A ja dzięki temu wiem, co to otka :D Jak sam mówi, bał się krytyki, bo przecież nie umiał grać w siatkówkę, a teraz będzie się mądrzył. Jak i tego, że przyjdzie mu oceniać kumpli z parkietu. Co dało mi przeczytanie tej książki? Więcej zmarszczek mimicznych, bo nie da się jej czytać bez wybuchania śmiechem. Jak i jeszcze więcej siatkarskiej wiedzy. Jakbym ją ocenił? Choć „Kadziu” mówi, że drugie miejsce jest mu przypisane z góry. Kilka srebrnych medali MP, srebrny medal MŚ, czy drugie miejsce w TzG. To ta książka jest dla mnie absolutnie numer one, wśród pozycji książkowych ze świata sportu, które do tej pory przeczytałem. Mam nadzieję, że tą amatorską recenzją nie strzeliłem sobie, w stopę i nadal będziecie odwiedzać moje miejsce w sieci ;)       

niedziela, 22 października 2017

Srebrne gody.

Dziś moje myśli są z dala od siatkarskiego parkietu. Ćwierćwiecze to szmat czasu, wiele wspomnień i osób z nimi związanych. Taki właśnie jubileusz świętowałem w minioną niedzielę, wraz z moimi znajomymi ze Stowarzyszenia „Tak Życiu” im. Św. Jana Pawła II. Część oficjalną poprzedziła msza św. w intencji dziękczynnej za dwadzieścia pięć lat istnienia naszej „rodziny”. Odprawiona w kościele parafialnym w Dobrzechowie. Następnie na część oficjalną i coś „na ząb”, udaliśmy się do dawnej Szkoły Podstawowej w Tułkowicach, której budynek jest naszą siedzibą lokalną.  Nie obyło się bez przemówień wieloletniej Pani Prezes – Barbary Frączek od, której wszystko się zaczynało, obecnej Pani Prezes – Bronisławy Lipy. Czy też władz lokalnych i samorządowych m.in. burmistrza Strzyżowa – Pana Mariusza Kawy i starosty strzyżowskiego Pana Roberta Godka. Całą tą uroczystość uświetnił recital strzyżowskiej grupy śpiewaczej „Barwy jesieni”. Kochani tak się składa, że ten jubileusz srebrny jubileusz jaki obchodziliśmy. To także mój srebrny jubileusz, bo od tylu lat jestem członkiem. Do tej chwili przed moimi oczyma pojawia się nieco wyblaknięta już przez czas jaki upłynął fotka, gdzie mały Marcin trzymany przez tatę na rękach odbiera paczkę już nie pamiętam z jakiej to okazji.
W pewnym momencie emocjonalność wzięła górę i nie powstrzymałem łez. Za to właśnie kocham swoje MPD, że przez nie potrafię powstrzymać czasem emocji ;) A jednak faceci też płaczą :D Może powiecie to tylko wspomnienia. Dla mnie to nie tylko zdjęcia, dla mnie to coś o wiele więcej. To tam poprzez wycieczki w góry, zrodziła się moja miłość do nich i trwa do dziś. Tam też zawiązały się przyjaźnie, niektóre z nich trwają do dziś.
Choć teraz Marcin jest diametralnie inny i posiada może inne marzenia i cele od wielu kolegów i koleżanek. To jedno marzenie mamy wspólne CHCEMY BYĆ AKCEPTOWANI I KOCHANI PRZEZ SPOŁECZEŃSTWO, A NIE TYLKO PRZEZ NAJBLIŻSZYCH! Z tym akceptowaniem przez społeczeństwo, w dzisiejszym świecie bywa różnie niestety ;( Jak powiedział jeden z kapłanów obecnych na spotkaniu. Zdrowi mają się czego od NAS uczyć     

*fotografie pochodzą z  prywatnej kolekcji

Z nieba do piekła. Z piekła do nieba.

źródło:  Fanpage Asseco Resovia Rzeszów
Ten tytuł idealnie pasuje do wczoeajszego spotkania. Między trzecią, a czwartą drużyną poprzedniego sezonu. Wszyscy z lekką obawą patrzyliśmy w ekrany telewizorów. Mając w pamięci spotkania tych ekip, z zeszłego sezonu. Jak widać nie potrzebnie ;) Dopisujemy jakże cenne dwa punkty do ligowej tabeli! To był dobry mecz, choć błędów z obu stron nie brakowało. Zespół z Rzeszowa przez pierwsze dwa sety narzucił warunki, w tym meczu. To „Pasy” kończyły swoje akcje w pierwszym uderzeniu, Tichacek rewelacyjnie wykorzystywał swoich ofensywnych kolegów z drużyny. Zaś jak to „Igła” powiedział Oliva miał cegły przy butach, które nie pozwoliły mu skutecznie atakować :D A jak wiemy gra „Pomarańczowych” w dużej mierze opiera się, na tym showmanie. Wszyscy już dopisywaliśmy SOVI już trzy „oczka”, jak się okazało po dziesięciominutowej przerwie za wcześnie. Muzaj i Oliva się obudzili, a zespół z Podpromia miał problem ze skończeniem ataków, co rodziło kontrataki po skutecznych wyblokach, brązowych medalistów minionego sezonu. Z niepokojem oczekiwałem na tie-break, bowiem „Pomarańczowi” byli na fali wnoszącej, dodatkowym atutem, była wypełniona do ostatniego miejsca hala. Co często w tie-breaku ma kolosalnie znaczenie, jednak nie tym razem. Resovia szybko powróciła do dobrej gry, z pierwszych dwóch setów tego spotkania. I wygrała zasłużenie, a MVP został wybrany Kuba Jarosz, ja osobiście wybrałbym Tibaulta Rossarda. Który powraca do dobrej gry z zeszłego sezonu. Jak dla mnie było to stojące na dobrym poziomie widowisko, ze zwrotami akcji. Oby ta wygrana to był dobry omen dla naszego zespołu. Bowiem punktów potrzebujemy jak tlenu. A już w sobotę kolejne trudne spotkanie z Treflem Gdański, w hali na Podpromiu, jaka szkoda, że nie w TV ;(  

sobota, 14 października 2017

Pszczoły zagryzły wilki.

źródło: Fanpage Asseco Resovia Rzeszów
Za nami starcie PGE Skry z Asseco Resovią Rzeszów (3-0). Przed tym meczem zastanawiałem się, czy dopisze jakieś punkty, po tym spotkaniu. Skra dominowała w każdym siatkarskim elemencie, a wyróżniłbym Bartka Bednorza i Srecko Lisinaca (MVP), ten ostatni sypał dosłownie asami z rękawa. W naszej drużynie na pewno nie brakuje ducha walki, bo to było widać w trzecim secie, gdzie zagrywki „Tichego” poderwały naszą drużynę do walki, było kilka fajnych akcji po naszej stronie. Głównie za sprawą Olka Śliwki, który od początku ligi, jest najbardziej wyróżniającą się postacią w naszej drużynie. Jednak sam Śliwka to za mało by złamać dziś Skrę. W naszej drużynie brak zgrania i to widać na każdym kroku, pojedynczymi akcjami niestety nie wygrywa się meczów. Trener wciąż szuka optymalnego składu i to się ceni, bo jak wiemy w poprzednim sezonie, tych rotacji zbyt wiele nie było. Potrzebny jest czas tym graczom, by nauczyli się funkcjonować razem na parkiecie. Trening, a mecz to dla mnie inna bajka, lecz to tylko moje zdanie. Drużyny z, którymi dotąd odnosiliśmy zwycięstwa to inna półka. Więc dajmy naszym chłopakom czas i wsparcie, bo jedynie ono może przynieść efekty. SOVIA! <3 

poniedziałek, 9 października 2017

ZAKSA znów zdobyła Podpromie....

źródło: Fanpage Asseco Resovia Rzeszów
Wszyscy cieszymy się z awansu piłkarzy trenera Adama Nawałki, na przyszłoroczny mundial w Rosji. Spokojnie to tylko wstęp, a post będzie o siatkówce ;) Pierwsze hitowe spotkania za nami, w sobotę na Podpromiu Sovia podejmowała Mistrza Polski. Wszyscy wiedzieliśmy, że o punkty w tym spotkaniu będzie trudno, jednak gdzieś na dnie „pasiastego” serducha tliła się nadzieja „A może jednak…”. Niestety na nadziei się skończyło, może dostanę hejty po tym co teraz myślę, że choć ten mecz falował i punkty, były zdobywane seriami. To było to dobre spotkanie, ze zwrotami akcji, asami serwisowymi, blokami. Jednym słowem wszystkim co jest solą siatkówki. Ktoś powie można było doprowadzić do tie-breaka. To prawda było blisko i może udało, by się dopisać dwa „oczka” do ligowej tabeli. Kochani pamiętajmy ZAKSA przystąpiła do tego sezonu, z tym samym szkieletem. Zaś drużyna z Rzeszowa to nowy, a przede wszystkim młody team. Bowiem po klęsce, jaką poniósł zespół z Rzeszowa, w poprzednim sezonie. Z Podpromiem pożegnało się aż dziewięciu zawodników. Włodarze klubu postawili na młodość, obecnie nasze „Pasiaki” to mieszanka rutyny i doświadczenia z młodością. Więc jeśli ktoś myśli, że wszystkich będziemy ogrywać, w godzinkę z prysznicem. To się grubo myli, oczywiście wierzę w nasz zespół, gdybym nie wierzył, nie byłbym zakochany w nim po uszy i nie pisałbym tego tekstu. Zgodzę się z naszym młodym rozgrywającym – Michałem Kędzierskim, który powiedział, że jedyną drużyną, która mogła wygrać sobotnie spotkanie była ZAKSA. Tak to prawda, Toniutti gra już schematami, które zawiązały się za kadencji ówczesnego coacha. Francuski rogrywający grał do swojego pewniaka – Sama Deroo, gra tego zawodnika zasługiwała, jak najbardziej na statuetkę MVP. ZAKSA w tym spotkaniu pokazała, że znów będzie biła się o obronę tronu. Czy skutecznie? To dopiero start ligi, więc wiele setów do rozegrania, wiele punktów do zdobycia. A na co stać naszych pupili? Już po pierwszych spotkaniach widać, że młodzi zawodnicy (Śliwka, Depowski), nie będą tylko statystami. Jak to miało miejsce za trenera Kowala, w przypadku młodych graczy. Postawienie na „Tichego” na rozegraniu oceniam na bardzo dobrą decyzję, już w sobotnim spotkaniu pokazał, że nie zapomniał, jak się gra na tej pozycji. Naszemu kapitanowi przyda się wsparcie w ataku w osobie – Kuby Jarosza. Kuba pokazał, że potrafi, być równie widowiskowy i skuteczny w ataku, jak Jochen. Myślę, że już w niedługim czasie kibice zgromadzeni w hali będą skandować „Kuba, Kuba”. Na razie brakuje zgrania, jednak wiem, że ono pojawi się z czasem, a raczej jestem pewien. Jak i tego, że zagramy w play-offach. Więc dopingujmy ich w każdym spotkaniu! W najbliższą sobotę kolejna dawka siatkarskich emocji, na najwyższym sportowym poziomie. Przed nami siatkarskie GRAND DERBI.          

czwartek, 7 września 2017

I co dalej...??

źródło: Fanpage: Siatkówka w obiektywie - Kamil Krawczyk foto 
Nie jeden polski kibic się przeliczył, licząc na „pudło” naszej reprezentacji. Na zakończonych niespełna tydzień temu Mistrzostwach Europy, na polskich parkietach. Przyznam się szczerze, że ja choć z natury optymista, gdzieś w środku przeczuwałem medalu nie będzie… Może to kobieca intuicja, a może  na tyle znam się na tej dyscyplinie? Nie mniej jednak po ostatnim gwizdku meczu barażowego, o ćwierćfinał łezka się w oku zakręciła. Impreza na polskiej ziemi, bez medalu naszej reprezentacji. Smutne, lecz prawdziwe. Gratulacje dla medalistów, podziękowania dla kibiców za wspaniały doping  naszych chłopaków. Dziękuję także naszym chłopakom za walkę, choć jak to nasz kapitan powiedział: „Daliśmy du…”.  W pełni z „Kubim” się zgadzam, lecz moi drodzy siatkówka błędów nie wybacza. A nasza reprezentacja niestety nie stroniła od nich. Kulał każdy element siatkarski od przyjęcia zagrywki, po rozegranie i atak. Wydawać, by się mogło, że nasza drużyna się nakręca, po pokonaniu Estonii i Finlandii. Nie oszukujmy się te drużyny, to nie topowe europejskie teamy. Choć były to mecze za trzy punkty, to wcale łatwe nie były. Problemy w ataku miał Dawid Konarski, aż strach myśleć, co by było, gdyby nie Łukasz Kaczmarek, który ciągnął naszych MŚ w ataku. Kochani to tylko tytuł, tamtej drużyny już nie ma. Mogę dostać hejty, ale myślę, że mamy regres reprezentacji seniorów. To, był najgorszy sezon reprezentacyjny od wielu lat. Chodzi pytanie, gdzie sztab popełnił błąd. Myślę, że oni sami do końca nie znają odpowiedzi, na to pytanie.  Jeśli ktoś myślał, że za sam tytuł należy się nam medal. Grubo się mylił! Poziom europejskiej siatkówki się wyrównał, nie ma słabeuszy, co pokazał ten turniej. Choć nasz coach twierdzi, że to nie rozegranie, było naszym problemem. Ja sądzę zupełnie odwrotnie. Od początku turnieju „jedynką” na tej pozycji winien być „Gregor” A tak to Drzyzga miał powód do radości, że zagrał na Euro ;) Pewnie, gdyby trenerem, był nadal Stefan miałby powody do smutku ;D Wybaczcie, ale dla mnie Fabian, nie powinien grać już w reprezentacji. Kolejną przereklamowaną postacią w polskiej kadrze, jest Bartosz Kurek. Od początku, byłem przeciwny jego powołaniu na ten turniej. Nie myliłem się! A podobno u „Fefe” gra się tylko, dzięki umiejętnościom. Czy, aby na pewno? Czy z bez „przytkanego” Dawida i z bardziej doświadczonym środkiem, ugralibyśmy więcej? To jest tyle gdybanie drodzy siatkoholicy. „Leman” i Kochanowski mają papiery, na wielkie granie, „Bieniowi” też nic nie brakuje, oprócz bloku. „Wiśnia” pojechał tam tylko, po znajomości moim zdaniem ;) Zatem co dalej? Zmiany muszą nadejść, sam Kurek mówi: „Muszę się zastanowić, co dalej…” . Podobnie Michał Kubiak się wypowiada. Akurat z decyzji „Kurasia”, byłbym zadowolony, jego czas już minął. Są młodzi Fornal, Kwolek, Śliwka i Szalpuk. A przecież ostatniego słowa nie powiedział Mateusz Mika. A na rozegraniu dobijają się: Marcin Komenda i Michał Kędzierski. Więc chyba po duecie: Drzyzga, Kurek płakać nie będziemy, no może poza nastolatkami ;)  Czy włoski szkoleniowiec powinien stać za sterami naszej kadry? Może tak, może nie :D Zgadzam się z jednym buduje tą kadrę na nowo, lecz polscy kibice chcą sukcesów już teraz, a nie dopiero w 2020. A sam Leon nie zbawi polskiej siatkówki. Myślę, że włodarze plują sobie w brodę, że podziękowali Stefanowi. Patrząc na jego sukcesy z Kanadą. Zatem jeśli nie De Giorgi, to kto? Stefan, czy AA, z którymi mieliśmy największe sukcesy? A może, któryś z młodych polskich trenerów? A póki co wierzmy w NICH, jak prosił Mateusz Bieniek. Tymczasem kibicujmy swoim klubom, bo liga za pasem.          

czwartek, 17 sierpnia 2017

Afera transferowa.

Gorąco, gorąco nie mówię tutaj o temperaturach ;) Mój blog ewoluuje, bo ja kocham zmiany! W raz z moją przyjaciółką – Anią, która również kocha siatkówkę. Taktyka i inne rzeczy związane z siatkówką, to nie odzowne części naszych rozmów. Postanowiliśmy to przekuć, w cykl na moim blogu Marcin kontra Ania. Czy się spodoba? Oceńcie sami ;)    
John Gordon – Perrin, jeszcze do nie dawna się wydawało zawodnik Asseco Resovi Rzeszów. Jednak w ostatnich dniach lipca, jak grom z jasnego nieba, gruchnęła wiadomość. Kanadyjski przyjmujący mimo, że ma ważny kontrakt z rzeszowskim klubem. Nagle zapragnął przenieść się do Chin, burząc koncepcję drużyny, nowemu szkoleniowcowi drużyny z Podkarpacia. Prezes Bartosz Górski postanowił szukać wsparcia w FIVB, a także kanadyjskiej federacji. Jednak chyba Perrinowi ujdzie to „na sucho” i zarobi, dużo więcej niż PlusLidze. Bo wiadomo, że chodzi o pieniądze, a nie o poziom ligi.

źródło: Fanpage Asseco Resovia Rzeszów
Marcin. Bezkarny…

Ania. wiesz ja myślę że to nie Perrina powinno się karać tylko jego menagera, ale przepisy powinny być przez FIVB uszczelnione

Marcin.  Jest plus tego - widzę Olka w pierwszym składzie

Ania. Wyjścia nie będzie, a ja się boję przeciążeń

Marcin. Jeśli Cupkovicia ściągną?

Ania. A jeśli nie?

Marcin. Z trzema na przyjęcie? Strzał w stopę, nie tylko my mamy ten problem - JW też

Ania. Tylko Górski walczy a JW czeka na efekty taka jest prawda

Marcin. JW nie ma już nic do ugrania podobno, mogli parę lat temu nie puszczać Mikusia, a potem Alka

Ania. To nie o to chodzi dwa kluby mają większą siłę niż jeden, a co do przeszłości nie wiesz jakby było. A Perrin, to nie tylko lokalny problem. Wyobraź sobie powiedzmy włoski klub w chwilowym dołku finansowym, np. akcje nie poszły czy coś. Jest LM i puchary i nagle zawodnik mówi lecę do Chin. Wtedy nie dość że klub traci zawodnika to sponsorzy się wycofują i jeden zawodnik kończy klub i o to chodzi raz się zdarzy będzie się mogło powtórzyć i tu jest problem Rzeszów to nie gigant europejski ale inny klub grający o wyższe cele będzie się bał.

Marcin. Sam Serniotti przyznał liczył na niego



Krótka piłka przed Euro.

źródło: Fanpage Siatkówka w obiektywie - Krawczyk photo
Doczekaliście się! Nie milkną komentarze po ogłoszeniu przez „Fefe” czternastu rycerzy, na polski EuroVolley, który rozpocznie się już za siedemm dni. Czekacie? Bo ja bardzo!  O powołaniach trochę później, ktoś powie nie ma co płakać, nad rozlanym mlekiem, czyli Ligą Światową. Bo wszyscy wiemy jak było i gdybać. Może gdybyśmy wygrali mecz z Bułgarami, na ich terenie, który praktycznie, był wygrany już. Zabrakło zimnej krwi. To jest tylko gdybanie, miałem to szczęście, że nie oglądałem meczu z Rosjanami, podczas polskiego tournée LŚ, dlatego może nie miałem jeszcze problemów kardiologicznych i do Was piszę ;) Uważam, że jedną z przyczyn iż nie zagraliśmy w FinalSix, był kompletny brak skutecznej  gry lewym skrzydłem. Przyznam szczerze po wywalczeniu brązowego krążka, na tej imprezie, przez reprezentację Kanady. W mojej głowie pojawiało się pytanie. „Czy PZPS nie popełniło błędu zwalniając Antigę?” Z niepokojem, ale i zaciekawieniem oczekiwałem zakończonego przed kilkoma dniami Memoriału Huberta Jerzego Wagnera, by zobaczyć jak nasi chłopcy zaprezentują się, w tym towarzyskim turnieju. Który był przecież ostatnim sprawdzianem przed meczem, na PGE Narodowym z reprezentacją Serbii, a także szansą na wywołanie bólu głowy u sztabu szkoleniowego naszej ekipy, przy wybieraniu ekipy na ME.Chyba chłopcy swój cel osiągnęli ;), gdyż ja osobiście nie mogłem się doczekać, aż włoski szkoleniowiec. Wyjmie czternaście asów ze swojej talii. Francuzi w pełni zasłużyli, na zwycięstwo w tym spotkaniu. Naszemu zespołowi zabrakło może, by wygrać to pięciosetowe spotkanie zimnej krwi. Wyróżniającą postacią, w tym spotkaniu, był nie kto inny, jak atakujący – Dawid Konarski. Spotkanie z drużyną z kraju klonowego liścia, określiłbym jako „wymęczona wygrana”. Na uwagę zasługuje mega długi set, który myślałem, że nigdy się nie skończy. A także gra Bartłomieja Lemańskiego, zdobył w całym meczu szesnaście punktów (osiem zagrywką!) Wiedziałem, iż jeśli chcemy nawiązać jakąkolwiek walkę z Rosjanami, nasza drużyna musi zagrać o niebo lepiej. Wiadomo, było też iż nastąpią roszady, w pierwszej szóstce. Niestety pierwsze dwie partie, nie wróżyły nic dobrego. Zostaliśmy zmiażdżeni przez przeciwników, w każdym siatkarskim elemencie. „Szarpać” próbował w ataku – Artur Szalpuk, choć kompletnie nie był to jego dzień na przyjęciu. Promyk nadziei zaczął się tlić, gdy na parkiecie pojawili się młodzi, gniewni, głodni gry, w koszulce orzełkiem: Śliwka, Kochanowski i Kaczmarek. To ich przebojowość sprawiła, iż sytuacja na parkiecie zmieniła się diametralnie. Wszystkie atuty Rosjan przez pierwsze dwa sety, nagle stały się naszymi atutami. Siatkówka to w końcu kobieta i jest zmienna ;) Tak na poważnie jedna zmiana, akcja potrafi odmienić losy meczu. Tak właśnie, było i za to ją kocham. I wygraliśmy! To zwycięstwo, było potrzebne nie tylko zespołowi, by podniosło się ich morale, ale i NAM, by z nutką optymizmu patrzeć na Euro. Ten mecz sprawił, iż Ferdinando De Gorgi dostał „migreny” :D Wybierając czternastu wspaniałych, którzy bić się będą o medal, na polskim Euro. Jakiego koloru? Pokaże parkiet. Teraz pewnie zostanę zlinczowany, po tym co powiem. Bartosz Kurek nie powinien zagrać w tej imprezie, ponieważ jest kompletnie, mówiąc slangiem slangiem siatkarskim „pod grą”. Jego miejsce powinien zająć – Aleksander Śliwka. Ktoś mi może zarzucić, Olek jest nieograny na wielkich imprezach, a Kurek tak. Przypomnę sytuację z przed trzech lat, gdy Stefan nie bał się postawić, na młodego Mikę i Buszka, skreślając Bartka. Olek według mnie tymi dobrymi występami pokazał, że to jemu należy się to miejsce. Powiecie, że Go bronię, bo jest on graczem drużyny, której z całego serducha kibicuję. Nie! Dla przykładu powiem, iż popieram wybór „Fefe”, który postawił na Łukaszka Kaczmarka. Jako drugiego atakującego, a nie Macieja Muzaja, który jakoś, w moim odczuciu jest słabszy na ten moment. A Kaczmarek może naszej drużynie, pomóc także w przyjęciu. Jak poradzą sobie nasi trzej młodzi środkowi: Kochanowski, Lemanski i Bieniek? Jestem spokojny, bo to są chłopcy, z solidnymi papierami. Bieniu wie nad czym ma pracować, jednak myślę nie jeden zespół zaskoczy swoją zagrywką. Czy powołanie Wiśniewskiego, było dobrą decyzją? Zobaczymy po Euro. Odpowiedzialność za decyzję i tak ponosi trener. A my jesteśmy kibicami narażonymi, na zawał serca :D              

niedziela, 13 sierpnia 2017

Piłka po mojej stronie!

Wielu powie po przeczytaniu tekstu ”znowu nie o siatkówce”  ;) Temat przewodni bloga wróci, bo przecież jesteśmy w przededniu EuroVolley na polskich parkietach. Kochani jak śledziliście moje posty, to wiecie, że „gram sety” o swoje marzenia. Wielu z Was 3.08. łapało kąpiele słoneczne i wodne, inni wdrapywali się na górskie szczyty, by podziwiać piękne widoki. Ja zaś zacząłem kolejnego „seta”, udając się do jednej z krakowskich klinik, na długo wyczekiwany, a zarazem i upragniony zabieg fibrotomii metodą Ulzibata. Pomyślicie, że już całkowicie mi odbiło ;) Przekraczałem próg kliniki z bananem, od ucha do ucha :P Moje serce przepełniała radość, że dopiąłem swego robiąc dla wielu może maleńki krok. Jednak dla mnie to jest krok milowy, mimo niezbyt pomyślnej diagnozy, zdecydowałem się wrócić, na „parkiet” i grać” dalej. Luzak nie denerwował się myślicie. Tutaj podziękowania dla moich przyjaciół, którzy dzielnie znosili moje humory, w dniach poprzedzających ten wielki dla mnie dzień. Bo choć wiedziałem będzie dobrze, to jednak emocje brały górę. Obawiałem się bólu i rzeczy z tym związanych okazuje się, diabeł nie taki straszny jak go malują. Boleć musi, jednak piętnaście punktów to wcale nie mało, ale da się wytzymać. Cel uświęca środki ;) Ktoś mnie zapyta, czy było warto. Tak! Efekty widziałem zaraz po wybudzeniu się i z każdym dniem pokonuję własnego siebie, wykonując ruchy dla wielu z Was naturalne. Jednak dla osób z czterokończynowym MPDz niestety nie… A przecież prawdziwa rehabilitacja dopiero przede mną. Zapewne czasem uśmiech zastąpią łzy, jednak zapewniam Was nie zboczę z tej drogi, którą sobie wybrałem! Bo im bardziej pod górkę, tym piękniejsze widoki. A marzenia są po to, by je realizować ;)


środa, 26 lipca 2017

Wśród wariatów najlepiej! ;)

Wiem, że ostatnio brakuje siatkówki, na kartach mojego bloga, a przecież w świecie siatkówki tyle się dzieje. Pewnie chcielibyście przeczytać co sądzę, o powołaniach na polski EuroVolley i odczuciach po LŚ… Postaram się, lecz nie obiecuję, gdyż w mojej głowie są głównie myśli. O tym co wydarzy się dokładnie za osiem dni. Za tyle dni zacznę pisać kolejny rozdział, w swoim życiu. Czy z happy-endem? Tego nie wiem… Właśnie po to, by choć przez myśleć o tym, w miniony piątek udałem się. Wraz z moimi koleżankami z licealnej paczki, na przysłowiowe plotki i pizzę. Cel został osiągnięty, dzięki dziewczyny! :*  Choć w naszych rozmowach przewijał się temat mojego zabiegu, to jednak było wiele innych tematów. Pozwólcie, że zostaną one owiane tajemnicą :D Kochani jeden wniosek, ale jakże prawdziwy Facebook łączy ludzi :P Bo gdyby nie on, nie było, by tych spotkań ;) Choć dziewczyny stwierdziły, że już więcej nie będę się chciał, z takimi wariatkami spotkać.Pragnę Was uspokoić jako, że sam nim jestem, to z tego miejsca Was zapewniam. Ojciec dyrektor Cinek zorganizuje kolejne wyjścia ;) Do następnego!     

*zdjęcie pochodzi z prywatnej kolekcji, sorry za jakość ;)

środa, 5 lipca 2017

MAMY TO! ;)

Jedni cieszą ze złota naszych chłopców na MŚ U-21 drudzy, że mamy lato. Ja oczywiście również do tego grona należę, jednak jestem przeszczęśliwy z innego powodu w dniu 25.06 br. w mojej wsi, przy remizie OSP Godowa Dolna miał miejsce piknik charytatywny Razem dla Marcina z, którego całkowity dochód został przeznaczony, na moją walkę o lepsze „jutro” i marzenia. Gdzie mały i duży mógł znaleźć coś dla siebie. Nie zabrakło gier i zabaw dla dzieci, pokazów strażackich, a także swojskiego jadła (proziaków, chleba ze smalcem). Licznie zgromadzona widownia mogła podziwiać występy uczniów naszego zespołu szkół, Szkoły Muzycznej II stopnia w Rzeszowie. Nie co starsi mogli podziwiać występ grupy śpiewaczej „Barwy jesieni”. Można było wziąć udział w licytacji przedmiotów m.in. płaskorzeźb lokalnych artystów. Dla mnie jako kibica siatkówki najbardziej wartościowym łupem, była koszulka „starego” nowego środkowego Asseco Resovi Rzeszów – Łukasza Perłowskiego. Choć w pewnym momencie burza zakłóciła tą wspaniałą zabawę, jednak szybko zza chmur wyszła tęcza.  Niczym na arce Noego, gdy po potopie zaświeciło słońce, a na niebie pojawiła się tęcza. Kochani gdy usłyszałem kwotę, którą udało się zebrać – 21830 zł. Z moich oczu popłynęły łzy szczęścia, które mieszały się nie z nie dowierzaniem, że krok w stronę tego, co jest moim pragnieniem, jest możliwe dzięki takiej otwartości ludzkich serc. Czy świat schodzi na psy? Polemizowałbym… Posłużę się tutaj jednym z moich ulubionych cytatów: „Człowiek jest wielki nie przez to co posiada, lecz przez to. Czym dzieli się z innym”. Chciałbym z całego podziękować tym bez, których to niesamowite wydarzenie nie miało by miejsca: OSP KSRG Godowa Dolna, OSP Godowa Górna, Sołtysowi Wsi Godowa, ZS im. Św. Jana Pawła II, Towarzystwu Przyjaciół Godowej, Bibliotece w Godowej oraz Niepublicznemu Przedszkolu „Krasnale”.  Wszystkim instytucjom, osobom prywatnym, jawnym i anonimowym darczyńcom składamy serdeczne podziękowania za zaangażowanie i okazane serce. Kochani końcowe odliczanie się zaczęło do mojego zabiegu zostało tylko 28 dni. Dziękuję moim kochanym duszyczkom za wsparcie i dobre słowo. Bo jest ono i będzie potrzebne. Bo kolejne sety przede mną. Czy je przegram, czy wygram tego nie wiem… „Kto nie ma odwagi do marzeń, ten nie będzie miał sił do walki”. 

sobota, 17 czerwca 2017

Wieczór z powerem!

Jezus zwyciężył….!” Spokojnie nie będę Was nawracał ;) To tylko słowa jednej z wielu moich ulubionych piosenek religijnych. Miedzy innymi tymi słowami, które Wam przytoczyłem chwaliłem Najwyższego na jubileuszowym, bo już XV koncercie – Jednego Serca Jednego Ducha. Który rokrocznie w wieczór Bożego Ciała na jednym z rzeszowskich osiedli, gromadzi tłumy tych, którzy chcą dziękować, wypraszać i wielbić poprzez śpiew i wygłupy. A to wszystko na chwałę Pana ;)  Gdy rok temu jechałem po raz pierwszy wiedziałem, że to nie będzie pierwszy i ostatni. Z utęsknieniem odliczałem dni, by móc się naładować powerem, który płynie z tego niesamowitego wydarzenia. Udało się! Ten koncert jest lepszy niż powerbank, czy nie jeden energy drink! Chcesz mieć power używaj dozwolonych dopalaczy :P  A przecież mi jak nigdy wcześniej te siły będą potrzebne. Choć było chwilami za spokojnie jak dla kogoś kto jest młody duchem :D I chciało się spać ;) Jednak taka muzyka też jest potrzebna, by choć przez chwilę zastanowić, co tak naprawdę w naszym życiu jest ważne. I na, którym miejscu jest On. Gdy pojawiała się weselsza muzyka, to i ja się „budziłem” ;) Wszyscy byliśmy jedną wielką rodziną – Jednego Serca Jednego Ducha, bo w obliczu Boga nie ma podziałów, wszyscy jesteśmy równi. Moja ekipa koncertowa się nie zmieniła, moja serdeczna koleżanka Dominika i jej rodzinka. Dzięki <3
Podobno Bóg zsyła nam takich ludzi, jakimi sami jesteśmy. No cóż ja mam porażony mózg jak sama nazwa choroby wskazuje, ale w pozytywnym słowa znaczeniu ;) Jestem do tańca i do różańca. „Święte Imię Jezus jest na ustach mych i w sercu mym. W mocy ducha uwielbiam Cię”. Słowa te niech towarzyszą Nam jak najdłużej, bo bez Niego nic uczynić nie możemy.

*fotografie  pochodzą z prywatnej kolekcji 

środa, 14 czerwca 2017

Być, albo nie być w Kurytybie..

Tytuł idealnie oddaje sytuację naszej drużyny, przed ostatnim turniejem, który dla naszych Orłów. Jest o grać, albo nie grać w Final Six. By tak się stało w polskiej odsłonie musimy ugrać, jak najwięcej „oczek”. Łatwo nie będzie, bo przecież drużyny z, którymi przyjdzie nam skrzyżować ręce nad siatką. To ekipy z, którymi nigdy się nam łatwo nie gra. Jednak zanim siatkarski piknik nad Wisłą, to wrócę do tego, co już za naszą drużyną. Bilans trzy na trzy. Ktoś powie ograli mistrzów i vice mistrzów IO, a nie potrafili ograć Iranu, który pokonali niespełna miesiąc wcześniej czy Bułgarii, która była do pokonania. Nie ma co gdybać wszyscy wiemy, że siatkówka to gra błędów i w jakiej fazie jest nasza ekipa. Ten top formy ma przyjść na ME, rozgrywane w naszym kraju. Wszyscy wiemy jaki jest cel postawiony przez władze związku i nas kibiców. O kolorze medalu na razie nie mówmy ;) Te mecze wygrane pokazały, jaki jest potencjał, w tym co buduje „Fefe”.
źródło: Fanpage Aleksander Śliwka
Bądźmy szczerzy w wygranym meczu z przebudowaną ekipą Brazylii, przy stanie 1-2. Wchodzi nikomu nie znany, na arenie międzynarodowej – Aleksander Śliwka po. Którym nie widać tremy z racji debiutu i swoją momentami szaleńczą, ale skuteczną grą odwraca losy meczu. To cieszy, bo potrzebna jest zdrowa rywalizacja, na każdej pozycji. I nikt za nazwisko u „Fefe” grał nie będzie, liczą się umiejętności. Kolejny młodzik, który pokazał łatwo skóry w kadrze nie sprzedam – Barłomiej Lemański. Brazylijczykom robiło się ciemno przed oczami, gdy „Leman” stawał na palcach, by zablokować rywala. Radowało się moje serducho zarówno reprezentacyjne jak i klubowe. Bo przecież wspomniane przeze mnie „młode wilki” to zawodnicy – Asseco Resovi Rzeszów. Chodź kluczem do wygranej z Mistrzami IO, było wejście Śliwki to brawa należą się całej drużynie. Każdy miał wkład, w te dwa punkty, które zdobyliśmy. Mecz z drużyną Italii również wygrała drużyna i to napawa optymizmem przed Euro. Po tym co teraz powiem pomyślicie jestem wróżbitą :D Przewidywałem porażkę z Iranem, bo jak wiemy każdy mecz rządzi się swoimi prawami, a oni na mecze z naszą reprezentacją wznoszą się na wyżyny swoich umiejętności siatkarskich. Wypadnięcie ze składu kilku podstawowych graczy teoretycznie powinno im zaszkodzić, a praktycznie okazało się inaczej. I to ekipa Igora Colacovicia zdobyła te trzy oczka zasłużenie. Mecz z gospodarzami drugiego turnieju jak powiedziałem, był do wygrania nawet za trzy punkty, brakowało nam tej zimnej krwi, którą miała Bułgaria i popełniała zdecydowanie mniej błędów własnych od nas. Jednak myślę nie tyle bolała nas porażka, co kontuzja naszego kapitana, w tym spotkaniu. Wszyscy drżeliśmy, o jego zdrowie i czekaliśmy na diagnozę, jak długa przerwa czeka maszego „Dzika”. Wiadomą rzeczą było iż Brazylia będzie rządna rewanżu za porażkę w Pessaro Olek Śliwka już został rozpisany brakowało skuteczności ze skrzydeł, pasywnych bloków po, których rodziły, by się skuteczne kontrataki dla naszej drużyny. Chodź Artur Szalpuk skutecznie zdublował pozycję Olka, to było to za mało, by doprowadzić do tie-breaka. Mecz z Kanadą, był dla naszej drużyny, z dwóch powodów. Drużynę Kanady prowadzi nasz były selekcjoner Stefan Antiga, by dalej liczyć w walce o wyjazd do Brazylii. Musieliśmy w tym meczu zgarnąć pełną pulę. A też wiedzieliśmy iż łatwo nie będzie, bo Kanada całkiem dobrze sobie poczyna, pod okiem nowego szkoleniowca. Nie był to jakiś szalony mecz najważniejsze, że wygrany. I teraz mamy wszystko w swoich rękach. Ile punktów zdobędziemy w „polskim weekendzie”, tego nie wiem. Bo atmosfera w polskich halach wyzwala dodatkowe pokłady energii, w naszych przeciwnikach. Czy uda się pokonać Iran po raz drugi w tym sezonie? Czy awans będzie nasz? W głębi siatkarskiego serducha myślę, że tak. BO NIE MA KOZAKA NAD EKIPĘ KUBIAKA! ;)      
źródło: Fanpage Michał Kubiak