czwartek, 25 kwietnia 2024

Bez mentalu nie ma medalu? Projekt Warszawa bliżej brązowego medalu.

O tym dobitnie przekonała się Asseco Resovia Rzeszów w pierwszym  meczu o brązowy medal z Projektem Warszawa (0:3).

Faworytem do zdobycia brązowego medalu według siatkarskich ekspertów, była Asseco Resovia Rzeszów po stylu gry, jaki zaprezentowała w półfinałowych  starciach z Jastrzębskim Węglem. Ciekawe, czy po tym, co wydarzyło się wtorkowego wieczoru w hali Podpromie 😋,
Prawdziwego faceta poznaje się po tym, nie jak zaczyna, ale jak kończy, tym dwuznacznym powiedzeniem można by określić postawę "Wilków" w pierwszych II setach tego starcia 😀. Bo co z tego, że w każdej z tych partii do pewnego momentu przeważaliśmy, jak nie mieliśmy "siatkarskich jaj", by do kończyć te sety na swoją korzyść. Zamiast tego mieliśmy postawę, dobrze nam znaną w tym sezonie, czyli samo się wygra. No nie wygrało się samo i tego, była świadoma drużyna Projektu Warszawa, która pokazała charakter, a także kolektyw. Nie tylko łamiąc mental rzeszowskich indywidualności w końcówkach tych II setów, ale też udzielając nam srogiej lekcji siatkówki w ostatnim secie. Pokazując przy tym, że siatkówka to gra zespołowa, a nie indywidualności oraz jaka różnica między rozgrywaniem a wystawianiem 😎. A co pokazała drużyna z Rzeszowa oprócz tego, że samo się wygra? Właściwie to odwrotność tego, co pokazał zespół ze stolicy naszego kraju, ale to chyba nikogo, nie powinno dziwić. Bo drużyna z Rzeszowa, nie jest drużyną, lecz  indywidualnościami z niezłymi umiejętnościami aktorskimi. O czym przekonaliśmy się na przestrzeni tego spotkania. 
W mojej opinii Jakub Kochanowski zaklepał sobie występ w siatkarskiej Lidze Mistrzów, w przyszłym sezonie, tak wiem, że powiecie, iż wszystko jest jeszcze możliwe, bo przecież jeszcze piłka będzie nad siatką, w co najmniej jednym meczu oraz to, że nie jestem "Pasiakiem" 😉. Chciałbym być optymistą, lecz trudno mi nim być. Po tym, co zobaczyłem nie tylko we wtorkowy wieczór na Podpromiu. Chyba szansa na medal skończyła się wraz z ostatnim gwizdkiem sędziego, w sobotnim spotkaniu. Ten projekt właśnie wtedy dobiegł końca (chyba), a trener Medei już chyba myśli o nowej drużynie. Mam tutaj na myśli, nie styl zwycięstwa drużyny trenera Piotra Grabana, ale niezrozumiałe, niektóre dla mnie decyzje szkoleniowca Asseco Resovii Rzeszów. Oczywiście życzę sobie i Wam, by moje czarne wizje się nie spełniły!

*foto: www.plusliga.pl


niedziela, 21 kwietnia 2024

Już byli w ogródku i... zagrają o brąz.

Jastrzębski Węgiel razem z Asseco Resovią Rzeszów po raz kolejny zafundowali swoim kibicom huśtawkę emocji na najwyższym siatkarskim poziomie (3:2).

Po tym, co zobaczyliśmy w środę, w hali Podpromie pod względem emocji siatkarskich. Liczyliśmy na powtórkę w meczu rewanżowym.
Po pierwszym zwycięskim secie, kiedy to drużyna z Jastrzębia-Zdroju wydawać się mogło, kontrolowała przebieg seta, choć na jej "twarzy" pojawiały się "rysy" w postaci błędów własnych. Wydawało się, że jest już po zabawie i Mistrz Polski zagra w finale. Jednak drużyna z Rzeszowa przez kolejne dwa i pół seta, pokazała takie swoje oblicze, jakie kibice chcieli, by oglądać, w każdym spotkaniu. Mimo szybkiego zjazdu "do bazy" Jakuba Buckiego zobaczyliśmy sporą siatkarską jakość na prawym skrzydle za sprawą Klemena Cebulja. Który również kopał w polu serwisowym. Do dyspozycji Słoweńca dołączyli się pozostali koledzy z zespołu, którzy prezentowali swoje "kwity" siatkarskie — nie tylko w ataku, ale i defensywie, czy "gaszenie światła""Forniemu", Patry. Co sprawiło, że w szeregi graczy w białych strojach, zaczęły się wkradać nerwy. Na co wskazywały gesty gospodarzy wczorajszego spotkania, a także mina trenera Marcelo Mendeza. Kiedy to na tablicy wyników był wynik 15:21 w IV secie, wydawało się, że to Asseco Resovia Rzeszów jest na ostatniej prostej, by z przysłowiowego buta wejść do finału Plus Ligi. I być autorem największej sensacji w trwającym jeszcze sezonie ligowym, a zarazem niespodzianki dla swoich "pasiastych kibiców". Niestety radość i ból serca kibica siatkówki dzieli, jak się okazało bardzo cienka granica  😎. Bo rzeszowski kameleon, pokazał swą drugą twarz, czyli "samo się wygra"! Nasz rozgrywający, był czytany niczym dobra książka, przez blokujących  "Jastrzębian". Skutkiem tego było "ugotowanie" Jakuba Kochanowskiego, TJ-a DeFalco, którzy do tej pory prezentowali się znakomicie. Wystarczyło tylko zmienić strefę ataku, czy wpuścić Łukasza Kozuba na parkiet. Spektakularny powrót Mistrza Polski określiłbym przysłowiem — poniósł wilk razy kilka, ponieśli i wilka 😉.
Najwyraźniej zawodnicy z Rzeszowa zapomnieli, jak klasową drużyną, są zawodnicy drużyny z Jastrzębia-Zdroju. I, że potrafią wykorzystać, każdą słabość rywala, "logując" się na nowo do gry w najmniej odpowiednim dla rywala momencie.
Niemniej jednak dziękujemy drużynie z Rzeszowa, za pozostawione na parkiecie serducho, walkę, o każdą piłkę oraz stany zawałowe w tych starciach półfinałowych. Bo przecież te półfinałowe bitwy, były najlepszymi meczami Asseco Resovii Rzeszów w tym sezonie. Nam pozostaje drugi rok z rzędu walka w "małym finale", a przecież jest o co grać. Bo brązowy medal premiuje grą w siatkarskiej Champions League, w przyszłym sezonie. Po finałowym turnieju o Tauron Puchar Polski właśnie taki skład finału PlusLigi obstawiałem. Dla Zawiercian to i tak jest historyczny sezon, ale ktoś powiedział, że "Jurajscy Rycerze", nie mogą zagrać va banque 😋.

*foto: www.plusliga.pl

poniedziałek, 15 kwietnia 2024

One man show na Podpromiu i Asseco Resovia Rzeszów gra o medale!

Asseco Resovia Rzeszów zameldowała się w fazie medalowej PlusLigi, pokonując w rewanżowym meczu ćwierćfinałowym na Podpromiu Trefl Gdańsk (3:1).

Pomimo odrodzenia się, jak feniks i wyszarpaniu zwycięstwa przez rzeszowskie "Wilki" w gdańskiej Ergo Arenie. To i tak nie można było być niczego pewnym przed rewanżem z dwóch powodów: kontuzja kostki lidera rzeszowskich "Wilków" - Stephena Boyer oraz waleczność "gdańskich lwów". Którzy zapowiadali walkę o odwrócenie losów ćwierćfinału na Podpromiu. 
I rzeczywiście wynik premierowego seta na to wskazywał, bo podopieczni Giampaolo Medei, nie mieli żadnych argumentów siatkarskich poza postawą w polu serwisowym. Za to gdańszczanie świetnie spisywali się w systemie blok-obrona, wykorzystując problemy drużyny z Rzeszowa w ataku. Dodatkowo krew w żyłach kibiców "Pasów", mroziła skuteczność  w ataku Kuby Buckiego (17%). Początek drugiego seta, choć należał do graczy znad morza to jednak z czasem, zaczęła się zarysowywać przewaga gospodarzy. Niepośrednią rolę odegrała zagrywka drużyny z Gdańska, która przestała robić szkodę drużynie z Podproma. Skutkiem tego było 73% eff ataku podopiecznych Giampaolo Medei i remis w setach na tablicy wyników.
Początkowa faza partii numer trzy to walka punkt za punkt, lecz on man show na Podpromiu w polu serwisowym, postanowił rozpocząć  Jakub Bucki i kontynuować, jak się później okazało w ostatniej partii spotkania 😍. Co do czerwoności rozgrzało publiczność zgromadzoną w hali na rzeszowskim Podpromiu, a "gdańskim lwom" opadły grzywy i nie podjęli już walki w tym spotkaniu. I statuetka MVP tego spotkania powędrowała w ręce jokera "wilczej watahy". Ale czy mogło być inaczej, kiedy zagrywa się 34 razy, zdobywając 11 asów z jednym błędem, 50% atak. Ustanawiając tym samym nowy indywidualny rekord asów serwisowych w meczu 💪. Czy musimy się obawiać o prawe skrzydło pod nieobecność francuskiego bombardiera po tym występie? Odpowiedzcie sobie sami 😎. Show rzeszowskiemu atakującemu, swoimi efektownymi atakami z lewego skrzydła, próbował skraść Torey DeFalco (18 pkt/as/blok/65% eff ataku). Tę dwójkę w ataku dzielnie wspierał Yacine Louati, a także Karol Kłos z Jakubem Kochanowskim. 
To wszystko sprawiło, że Asseco Resovia Rzeszów zagra o plus ligowe laury. Awansować do ścisłego ligowego finału, nie będzie jednak łatwo. Bo naszym półfinałowym rywalem, będzie drużyna Jastrzębskiego Węgla, która gra przecież w innej lidze. Warto jednak pamiętać o tym, że póki piłka nad siatką to wszystko jest możliwe 😊. Pierwsza odsłona tego półfinału już pojutrze na rzeszowskim Podpromiu. Niech piekiełko zapłonie, powtórka mile widziana 😍! A w meczu o piątą lokatę spotkają się dwie rewelacje, trwającego jeszcze sezonu, niech wygra lepszy!

*foto: fb/Asseco Resovia Rzeszów


niedziela, 14 kwietnia 2024

30 wspaniałych Nikoli Grbicia!


Play-offy w polskiej lidze wystartowały, selekcjoner ogłosił powołania. Więc to znak, że czas myśleć o sezonie reprezentacyjnym, który zbliża się wielkimi krokami.

Nie będę Wam mówił, jaki jest cel reprezentacji Nikoli Grbicia na ten sezon, bo wszyscy go dobrze znamy. Zanim przejdę do omówienia poszczególnych pozycji. To nie kryłem zdziwienia, czytając kilka nazwisk z listy. Jednak wierzę w słuszność tych wyborów, choć niektóre, są czy mogą być bliższą lub dalszą melodią przyszłości. To szanuję selekcjonera za to, że chce dawać możliwość młodym wyróżniającym się graczom w PlusLidze, możliwość poczucia ciężaru koszulki z Orzełkiem na piersi 😍. Choć, jak sam mówi, mogą być zmiany w trakcie sezonu, w tej trzydziestoosobowej biało-czerwonej talii kart. Mówi się, że od przypadku głowa nie boli, lecz tego bólu głowy naszemu selekcjonerowi może pozazdrościć nie jeden selekcjoner reprezentacji na świecie.

Rozgrywający:
Myślę, że trener na ten moment dokonał najlepszego wyboru z możliwych. Na pewno szkoda, że kontuzja wyeliminowała Kamila Droszyńskiego, bo przez większą część sezonu swoją grą pokazywał, że powinien się na tej liście znaleźć. Podobnie, jak Kapitan Bogdanki LUK Lublin, bo to w dużej dzięki Jego rozegraniu zespół z Lubelszczyzny, jest rewelacją sezonu ligowego. Zapewne na VNL, każdy z powołanych rozgrywających  założy biało-czerwoną koszulkę. W moim odczuciu jednak Komenda z Łomaczem nie powinni mieć większych szans, by wytrącić bilety olimpijskie Januszowi i Firlejowi.

Atakujący:
Czas na pozycję po przekątnej z rozgrywającym, czyli atak. Gdzie tak naprawdę toczy walka o to, aby być zmiennikiem Kapitana Gangu Łysego, bo chyba dla wszystkich kibiców Bartosz Kurek, jest niekwestiofnowaną jedynką w tejże formacji. Nie zazdroszczę selekcjonerowi wyboru, bo przecież Karol Butryn i Bartłomiej Bołądź, są liderami swoimi ekip w ofensywie. Na ten moment bliżej mi do tej jakości siatkarskiej, którą daje Karol Butryn "Jurajskim Rycerzom". I jego zabrałbym do Paryża 😎. Posypią się teraz słowa krytyki, że tą dwójką, byłby Łukasz Kaczmarek, który dał nam złoto VNL i Mistrzostwo Europy. Jednak, ja patrzę na aktualną dyspozycję atakującego ZAKS-y. Trzeba pamiętać, że na Igrzyskach Olimpijskich powinni grać zawosnicy w najwyższej dyspozycji sportowej. Chyba w tym sezonie nie powinno być czasu na eksponowanie miłości do "Zwierzaka" 😉. Na pewno trzeba też pamiętać o Dawidzie Dulskim, który swoimi "kwitami", utrzymał beniaminka z Częstochowy w Pluslidze. W zeszłym sezonie posmakował już ciężaru biało-czerwonej koszulki, lecz z dalszej części sezonu wyeliminowała go kontuzja nadgarstka. Czy Bartosz Gomułka bardziej zasługiwał na powołanie niż Kewin Sasak? Nie wydaje mi się, ja wiem, że atakujący radomian to daleka melodia przyszłości, ale to prawoskrzydłowy drużyny z Gdańska w moim odczuciu bardziej zasługuje na to, by znaleźć się w tej szerokiej kadrze.

Przyjmujący:
To kolejna pozycja, gdzie mamy kłopot bogactwa, gdzie ofiarami tego kłopotu padli: Rafał Szymura i Bartosz Kwolek, którzy grają naprawdę fajne sezony w swoich klubach. Choć osobiście dla mnie absolutnym nieporozumieniem jest dla mnie brak "Kwola", który Tauron Pucharu Polski gra sezon życia. Wiem, że na liście, są tacy zawodnicy, jak "Pan Siatkarz" Tomasz Fornal, który do spółki z Norbettem Huberem, trzyma kierownicę buldożera z Jastrzębia-Zdroju oraz bombardier Wilfredo Leon, czy odrodzony na włoskiej ziemii Kamil Semeniuk. Jestem niezwykle ciekaw gry "Bedniego", bo chyba mu nie  czy próby odbudowania Aleksandra Śliwki. Wszyscy wiemy, że Kapitan trzykrotnego zdobywcy Klubowego Mistrza Europy, jest dla naszego selekcjonera, jak syn 😊. Wiemy też, że taki cwaniak w pozyzywnym tego słowa znaczeniu, przyda się naszej reprezentacji. Jednak nie mamy się czego obawiać w przypadku niepowodzenia z odbudową popularnego "Śliwy". Bo na liście powołanych, jest lider na lewym skrzydle - Artur Szalpuk, który na pewno chciałby powalczyć o wyjazd na Igrzyskie Olimpijskie. Ciekawe, co na to wszystko Mikołaj Sawicki, który do spółki z Sasakiek, jest liderem Trefla Gdańsk. Mam nadzieję, że w końcu, będziemy mogli się przekonać o talencie Michała Gierżota, który faluje, jak dla mnie w barwach PSG Stali Nysa. A, jak wiemy biało-czerwony trykot "warzy" i parzy" 😋. Nie pytajcie mnie o czwórkę przyjmujących do Paryża, bo nie chcę złamać sobie zębów na tym orzechu 😜.

Środkowi:
Rywale słysząc nazwiska: Bieniek, Huber i Kochanowski oraz Kłos, mają gęsią skórkę, a selekcjoner moralnego kaca. Ale czy może być inaczej, kiedy dwóch z tej elity wróciło kapitalnej formy po kontuzji. A "Noba Huba" jest siatkarzem z innej planety (122 bloki) w trwającym sezonie PlusLigi. A "Wujo Karol" trzyma fason na środku Asseco Resovii Rzeszów 😎. Nie bez kozery wymieniłem w tej kolejności pierwszą trójkę w kontekście walki o olimpijskie laury 😜. A przecież wśród powołanych jest powrający do dobrej dyspozycji Mateusz Poręba, tak mnie zastanawia, co wśród powołanych robi Sebastian Adamczyk, bo według mnie niczym szczególnym się nie wyróżnił (ale to tylko moja opinia😉. Natomiat cieszy fakt, iż selekcjoner zobaczył, wyróżniających się w lidze Szymona Jakubiszaka i Łukasza Usowicza. Którzy na pewmo będą chcieć "podgryzać" "elektryków" klasy premium 😂.

Libero:
Zaskoczeń na tej pozycji nie ma, bo nie mogło być. Hawryluk i Szymura to potencjalni zmiennicy dla Popiwczaka. Po "zawieszeniu butów" przez Pawła Zatorskiego, a prędzej czy później to nastąpi. Podpadnę teraz "pasiastym kibicom", bo dla mnie na ten moment, libero na najważniejszej imprezie tego sezonu powinien być "Piwko".

PS. Zaznaczę, że to, są tylko moje dywagacje i przemyślenia, nie każdy musi się z nimi zgadzać 👊.  

*foto: fb/Polska Siatkówka

wtorek, 9 kwietnia 2024

Zwycięstwo na koniec rundy zasadniczej!

Asseco Resovia Rzeszów zakończyła fazę zasadniczą PlusLigi zwycięstwem przed własną publicznością w meczu z Trefem Gdańsk (3:1).

Był to dziwny pod wieloma względami po pierwsze, był to mecz zagrywki (8 asów, z czego 4 Adriana Staszewskiego MVP), bo to tym elementem drużyna Giampaolo Medei rozstrzygnęła to spotkanie na własną korzyść. Po drugie trener Medei postanowił najwyraźniej, postanowił dać poczuć boiskowy "prąd" wszystkim "Wilkom". I powiem Wam, że podobało mi się podejście włoskiego szkoleniowca, był to swego rodzaju przegląd rzeszowskiej "watahy". Brawa dla włoskiego coacha nie tylko za odwagę w mieszaniu składem, ale przede wszystkim za odwagę w stawaniu na młodych bowiem na parkiecie zobaczyliśmy Konrada Szpakowskiego, który zaliczył na moje oko bardzo dobry występ (3 punkty/ 1 blok/ 40% atak oraz 2 obrony). To już drugi po Miłoszu Wróblu środkowy, który zaznał gry pod skrzydłami włoskiego szkoleniowca "Pasów".
Tyle tytułem wstępu, czas przejść do wydarzeń na parkiecie😎. Choć rzeszowscy siatkarze wyszarpali premierową partię na przewagi to bardziej, mogła podobać się gra graczy gdańskiego Trefla. Którzy od początku seta pokazywali, iż przyjechali na Podpromie walczyć. Przez co drużyna z Rzeszowa miała problem z atakiem na podwójnym oraz potrójnym bloku. Po raz kolejny w tym sezonie można było sobie zadać pytanie: Co w drużynie Asseco Resovii Rzeszów robi Klemen Cebulj? Który w dwóch setach zdobył zaledwie 5 punktów. W II secie gdańskie Lwy nie pozwoliły sobie wydrzeć prowadzenia, albo inaczej mówiąc, wybili "Pasom" siatkówkę z głowy bawiąc się w ataku ze wszystkich stref oraz "gasząc im światło" (3 bloki). Choć w kolejnych setach młodzież gdańskiego Trefla (o której na pewno jeszcze usłyszymy.) dzielnie stawiała czoła drużynie z Rzeszowa. To na nic się to jednak zdało, bo rozegranie Łukasza Kozuba, a także przyjęcie zagrywki pozwoliło "mistrzom podwójnej krótkiej" przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Po raz kolejny "kwity" Łukasza dały nam fajną grę i zwycięstwo naszej drużyny.
Jak się wczoraj okazało potyczek z Treflem Gdańsk w tym sezonie, bo obie drużyny stoczą bój o wejście do strefy medalowej PlusLigi. Trzeba jednak pamiętać, że każdy mecz to inna historia i emocji na pewno nie zabraknie, a i może "złotego seta" 😎. Z drugiego meczu przeczytacie wrażenia z live w hali Podpromie, może wreszcie przyniosę im szczęście 😜.

foto: fb/ klubu  

sobota, 6 kwietnia 2024

Święto ognia.

Tytuł tego filmu można odczytywać dwojako, ale o tym później😉. Główną bohaterką i zarazem narratorką jest Anastazja Łabędowicz, która żyje sobie ze swoją rodziną w stolicy naszego kraju oraz zmaga się z moim "pakietem szczęścia", które nie nazywa Mózgowym Porażeniem Dziecięcym, lecz "porożem". 
Mając na koncie już kilka obejrzanych filmów o tym "pakiecie szczęścia", gdzie numerem jeden dla mnie niezmiennie jest "Chce się żyć" (przemyślenia możecie przeczytać tutaj), z jak dla mnie brawurową rolą Dawida Ogrodnika. Zastanawiałem się, w jaki sposób zostanie przedstawiony ten "pakiet szczęścia" w ekranizacji książki Jakuba Małeckiego. Muszę Wam powiedzieć, mam mieszane odczucia po obejrzeniu tego filmu. Nie rozumiem, dlaczego w takich filmach, ulubionym zajęciem głównego bohatera jest obserwowanie świata przez okno lub z balkonu. A także tacy bohaterowie, są przedstawiani jako osoby, z którymi komunikacja możliwa jest jedynie specjalnie stworzone programy komputerowe oraz to, że osoby zmagające się z tą jednostką chorobową posiadają tzw. dziurę matematyczną (ja ją mam i nie wstydzę się o tym mówić, lecz znam osoby, które nie mają problemu z królową nauk). Co może spowodować, że widz będzie wrzucał wszystkie osoby z Mózgowym Porażeniem Dziecięcym do jednego worka. Natomiast fajne jest to, że w filmie część rzeczy, są ukazane poprzez retrospekcję. Dzięki czemu widz może się do edukować w kwestii "poraża" 😉. Bo niby skąd pospolity Kowalski ma wiedzieć o reakcji rodziców na wieść o tym, że ich dziecko całe życie, będzie walczyło o rzeczy, które dla zdrowego, są czymś prozaicznym, bo lekarze umywają ręce od przyznania się do błędnej decyzji. Czy to, że z czasem rodzic staje się dla swojego dziecka opiekunką i fizjoterapeutą w jednym 24/7,  poświęcając przy tym swoje życie prywatne, a nawet zdrowie. Jak często wygląda reakcja zdrowego starszego rodzeństwa, gdy w domu pojawia się niepełnosprytny niemowlak, który z automatu będzie "oczkiem w głowie" rodziców. Oglądając ten film widz, powinien skłonić się do refleksji, że życie  osoby z Mózgowym Prażeniem Dziecięcym, jest nieustanną walką na wielu płaszczyznach ludzkiego życia.😊.
"Nastka" i jej siostra Łucja, mają swoje "Święto ognia", do którego uparcie dążą mimo kłód rzucanych pod nogi i koła obu dziewczynom. Dla głównej bohaterki jest to zdanie matury zaś Łucji, główna rola w balecie na deskach Opery Narodowej w Warszawie, który jest tytułem filmu. Jeśli chcecie się przekonać, czy siostry osiągnęły swoje cele to, obejrzyjcie film.
Oglądałem ten film z dwóch perspektyw, pierwsza z nich to posiadacz "pakietu szczęścia", który jest motywem przewodnim filmu. Druga zaś to perspektywa filmowca, bo nadal mi wiele z niego zostało 😎. Jako posiadacz "pakietu szczęścia" kilkukrotnie w oku zakręciła się łza, bo mogłem sobie wyobrazić, co czuli moi Rodzice, gdy usłyszeli diagnozę, bo przecież miałem być roślinką... Ile musieli poświęcić, by móc zapewnić mi należytą opiekę, w każdym aspekcie życia. W jednym nie wiem, co czuła bohaterka, bo odkąd pamiętam, jestem "oczkiem w głowie" dla mojego starszego Rodzeństwa, nie wspominając o tych dwóch Wariatkach. Chyba, każdy posiadacz "poroża" słyszy wielokrotnie pytanie: Po co Ci to? Na szczęście nauczyłem się je przyjmować tak, by moja "kochanka", nie dochodziła do głosu 😂. Zawsze ciekawiło mnie to, co się dzieje w moim mózgu, gdy się stresuje i chciałem to zobaczyć, lecz wydawało mi się wręcz nierealne. Dzięki obejrzeniu tego filmu już wiem, gdyż w filmie, jest to ukazane — genialnie zmontowane ujęcie 😍. W filmie nie brakuje ujęć, które idealnie oddają zachowanie ciała osoby zmagającej się z Mózgowym Porażeniem Dziecięcym, czy też  przebitek, które ukazują życie stolicy. Feedback ułatwia odpowiednio dobrana do poszczególnych ujęć ścieżka dźwiękowa.



 

czwartek, 4 kwietnia 2024

Czwórka zaklepana na trudnym terenie!

W przedostatniej kolejce fazy zasadniczej Asseco Resovia Rzeszów pokonała na wyjeździe Bogdankę LUK Lublin (1:3). Zapewniając sobie 

Już od pierwszej piłki gracze w czarnych strojach wysłali sygnał do graczy z Lublina, iż przyjechali tutaj po 3 punkty do ligowej tabeli, które zapewnią im 4 lokatę przed play-offami.
A wszystko to za sprawą dobrej gry na lewym skrzydle Yacine Louati. Jednak gracze w żółtych koszulkach rzucili się do odrabiania strat, lecz nie udało im się ich odrobić strat. Bo w polu serwisowym pojawił się Torey DeFalco, który zanotował dwa asy serwisowe. Nie oznaczało to jednak końca emocji w tym secie, a wręcz przeciwnie. Od tego momentu rozgorzała walka punkt za punkt, chwilę gospodarze zwietrzyli szansę, by spróbować odwrócić losy premierowej partii za sprawą swojej zagrywki, która Asseco Resovii Rzeszów sprawiała spore problemy. Skuteczną receptą na przechylenie zwycięstwa w pierwszym secie na stronę "Pasów", okazała się gra środkiem Fabiana Drzyzgi. Druga partia miała niemalże identyczny przebieg, choć jej początek był, nie co inny pierwszej, bo to w jej początkowej fazie byliśmy świadkami walki punkt za punkt. Gra Stephena Boyera na prawym skrzydle dała podkarpackim "Wilkom" trzypunktową przewagę, mimo to kibice "Pasów", nie mogli oglądać tego meczu spokojnie za sprawą dwóch pomyłek amerykańskiego skrzydłowego zdobywcy Pucharu CEV. W końcówce drugiego seta gracze Asseco Resovii Rzeszów zdołali pokazać "wilczy pazur" - blok i atak DeFalco. Jednak lublinianie chcieli za wszelką cenę doprowadzić do wyrównania stanu meczu. Jednak gra środkowych do spółki z atakującym w końcówce sprawiła, że gracze w czarnych strojach, byli już tylko o seta, by wywieźć pełną pulę z tego trudnego terenu. Początek trzeciego seta to znów walka niczym na bokserskim ringu. Z czasem zaczęła się jednak zarysowywać przewaga rewelacji z tego sezonu. Nieoczekiwany obrót sprawy zafundował Yacine Louati za sprawą swoich bloków i asów serwisowych, co mogło dawać kibicom z Rzeszowa nadzieję, że jednak to spotkanie za kończy się w trzech setach. Ale tylko mogło, bo znów zobaczyliśmy rzeszowskiego kameleona, który nieoczekiwanie oddaje pole rywalowi przy okresie swojej dobrej gry. A cichymi katami rzeszowskich siatkarzy okazali się Maciej Krysiak i Marcin Kania oraz Jakub Wachnik. W czwartym secie drużyna z Rzeszowa postanowiła dokończyć zabawę. Czego skutkiem były bomby Stephena Boyer, punktowe bloki, czy ataki naszych środkowych. Taki obraz gry sprawił, że graczom Bogdanki LUK Lublin zabrakło argumentów, by doprowadzić do tie-breaka.
To spotkanie mogło się podobać, bo była to twarda męska gra po obu stronach. Fajnie, że drużyna z Rzeszowa potrafiła zareagować pozytywnie po katastrofalnej końcówce trzeciej partii i przywieźć bezcenne trzy punkty z Lublina. Trzy punkty, które zapewniają im walkę o półfinał z czwartego miejsca po fazie zasadniczej. A tym samym rewanżowy mecz ćwierćfinałowy przy własnej niesamowitej publice, co może mieć kolosalne znaczenie.
Siłą drużyny z Rzeszowa we wczorajszym spotkaniu, było nie tylko przyjęcie, gra lewym skrzydłem, czy środek siatki, ale przede wszystkim gra w defensywie, co dało Michałowi Poterze statuetkę MVP. Swoją drogą dawno nie widziałem, tak dobrze grającego w defensywie Fabiana Drzyzgi, trzeba go także pochwalić za to, za co jest odpowiedzialny w drużynie z Rzeszowa. Osobiście podzieliłbym statuetkę między Poterę, Drzyzgę oraz francuskiego lewoskrzydłowego.

*foto: www.plusliga.pl, www.assecoresovia.pl

piątek, 29 marca 2024

Punkty zostają na Podpromiu!

Już tylko dwie kolejki do końca fazy zasadniczej. W 28 kolejce Asseco Resovia Rzeszów pokonała KGHM Cuprum Lubin (3:0).

W zasadzie tytuł mógłby posłużyć za podsumowanie tego spotkania 😉.
Bo patrząc na to spotkanie miałem wrażenie jakby zdobywca Pucharu CEV czekał, aż ten mecz się sam wygra, bez większego wysiłku, co mało nie skończyło się przedłużeniem meczu. W każdym z setów wypracowali sobie kilka punktów przewagi. By znów pokazać twarz rzeszowskiego kameleona — błędy własne. Czyli to z czego jest znana drużyna Asseco Resovii Rzeszów w tym sezonie. Choć między drużynami jest spora różnica lokat w ligowej tabeli to momentami na parkiecie jej, nie było widać. Drużyna trenera Pawła Ruska nie przestraszyła się nazwisk stojących po drugiej stronie siatki, wręcz przeciwnie próbowali wykorzystać drugą "twarz" rzeszowskiego kameleona. Począwszy od obrony pierwszej akcji "Pasów" poprzez grę w ataku.
Asseco Resovia Rzeszów przystąpiła do tego spotkania bez atutu, z którego jest znana we własnej hali, czyli zagrywki, wręcz przeciwnie była dostarczycielem punktów w tym elemencie. Bronią "Pasów" w tym spotkaniu była gra Fabiana Drzyzgi z naszymi środkowymi, których gra była postrachem dla lubinian. "Kochan" potwierdził wysoką dyspozycję po kontuzji, a Bartłomiej Mordyl, że jest asem na środku siatki w zespole Giampaolo Medei.
Kto, by pomyślał, że główną bronią po stronie drużyny z Rzeszowa we wczorajszym spotkaniu, będzie grający czarne, czerwone w tym sezonie Torey DeFalco (MVP) - 16 pkt/ 2 asy/ 2 bloki 65% atak. Czy to jednorazowy wyskok amerykańskiego przyjmującego, oby nie, bo "Passy" potrzebują jego dobrego vibe 😎.  Sporym wsparciem dla lewego skrzydła, były ataki Stephena Boyer (14 pkt).
Teraz powiecie, że jak zwykle szukam dziury w całym, cóż taki mój urok i mojego bloga 😜 . Postawa zdobywcy Pucharu CEV, nie napawa mnie optymizmem przed dwoma ostatnimi kolejkami fazy zasadniczej, jak i fazą play-off. Gdzie Asseco Resovia Rzeszów zmierzy się z rewelacjami tego sezonu ligowego, przypomnę, tylko że te mecze zadecydują o tym, z którego miejsca "Wilki" przystąpią do decydującej walki o plusligowe laury. A także o tym, z którą z tych drużyn zagramy o wejście do strefy medalowej PlusLigi. A obie drużyny w siatkówkę grać potrafią i nie wybaczają błędów, o czym już w tym sezonie przekonała się drużyna z Podpromia. Nie umniejszając nic wczorajszemu rywalowi, ale patrząc na składy to Asseco Resovia Rzeszów powinna zmieść z parkietu KGHM Cuprum Lubin, a nie się z nią męczyć. A więc jeśli "Reska" w ostatnich dwóch spotkaniach fazy zasadniczej oraz ćwierćfinale zaprezentuje twarz kameleona. To gra w play-offach, może się szybko zakończyć, czego im oczywiście nie życzę 😉.

foto: Kamciography 

 

czwartek, 21 marca 2024

Rzeszowskie Podpromie świadkiem historii polskiej siatkówki, Asseco Resovia Rzeszów zdobyła Puchar CEV!

We wtorkowy wieczór wypełniona po brzegi hala Podpromie, była świadkiem historycznych chwil dla polskiej klubowej siatkówki. Asseco Resovia Rzeszów w rewanżowym meczu pucharowym o Puchar CEV, pokonała SVG Lüneburg (3:0).

Na wstępie powiem, jak to można było przeczytać, choćby na blogowym fanpage'u, że to jest puchar dla ogórków. Każdy ma prawo do własnego zdania. Może i jest to drugi puchar w degradacji klubowej europejskiej siatkówki, ale puchar jest pucharem. Którego nam w klubowej męskiej siatkówce brakowało i Asseco Resovia Rzeszów, dopisała tę piękną historyczną kartę i chwała im za to 😍. Warto nadmienić, że ten wtorkowy wieczór był pierwszym wieczorem od dziewięciu lat, gdzie zobaczyliśmy drużynę z Rzeszowa na najwyższym stopniu podium.
Potwierdziło się, że każdy mecz to inna historia, bo zespół z Niemiec przyjechał do Rzeszowa walczyć. Stawiając drużynie z Rzeszowa trudne warunki i marzenia o łatwych dwóch setach prysły, jak bańka mydlana. Co mogło u kibiców zgromadzonych w "full housie" powodować skoki ciśnienia 😜, bo niemiecki zespół, nie miał nic do stracenia. Wszedł w to spotkanie dobrze zagrywką, grali w fenomenalnie w obronie i asekuracji oraz całkiem dobrze radzili sobie na lewym skrzydle, co dało im nawet trzy punktowe prowadzenie w I secie. A zespół z Rzeszowa nie mógł ich złamać swoją zagrywką, bo bardzo dobrze goście z Niemiec ją przyjmowali.
A zawodnicy z Rzeszowa mieli problem, by bezpośrednio dobić się do pomarańczowego, ale od czego się ma na prawym skrzydle Stepfena Boyera (MVP), który po dwóch setach miał 71% skuteczności w ataku. Dodajmy do tego czasami budzącego się na lewym skrzydle TJ-a DeFalco. Mam nadzieję, że w play-offach i końcu rundy zasadniczej, będzie porządnym wsparciem dla Stephena Boyera i Yacine Louati. Tyle o amerykańskim przyjmującym, wróćmy do wtorkowych wydarzeń na rzeszowskim Podpromiu. Jak dla mnie arcyważnymi elementami tych pierwszych II dwóch setów, były punkty zdobywane przez Kubę Kochanowskiego i Karola Kłosa, czy to w ataku, czy to w bloku. Bo "Kochan" do spółki z Boyer, dał radość kibicom na Podpromiu, "gasząc światło" rywalom na miarę zwycięstwa w I secie.
W ten sam sposób, co "Kochan" z Boyer załatwił sprawę zdobycia Pucharu CEV przez Asseco Resovię Rzeszowie, w II secie Karol Kłos. Sprawiając tym samym, że mury rzeszowskiego Podpromia, były świadkiem wybuchu radości oraz łez szczęścia. Ja, choć przed TV, tak samo zareagowałem, niejednokrotnie tego wieczoru, bo moje siatkarskie serducho, jest biało-czerwone 💗. Choć sprawa Pucharu była już rozstrzygnięta i drobne rozluźnienie się wkradło w szeregi "Pasów". A zwodnicy z Lüneburga mieli ochotę, by rozegrać przy tej fantastycznej publiczności jeszcze, co najmniej jednego seta — prowadzenie prawie przez całą III partię. To jednak zawodnicy "z bazy" pokazali swą siatkarską jakość, asy serwisowe Adriana Staszewskiego, czy bloki Bartłomieja Mordyla, przechyliły szalę zwycięstwa w trzech setach na naszą korzyść.
Ten sezon, a na pewno wtorkowy wieczór do końca swoich dni, zapamięta wychowanek V LO Rzeszów — Miłosz Wróbel, który wobec kontuzji naszych środkowych, jest częścią naszej "wilczej watahy". Już niejednokrotnie pokazał swoje walory np. zagrywkę typu float. We wtorkowy wieczór to ona pomogła nam wygrać końcówkę III partii. Gdzie po jej posłaniu Bartłomiej Mordyl "gasił światło" rywalom. Czyżby rósł nam następca "Kochana" czy Hubera w reprezentacji Polski? 😉. 

Nasz Kapitan jeden z celów w tym pożegnalnym sezonie w "Pasiaku" osiągnął, bo chciał odejść z pucharem i zostać dobrze zapamiętanym przez rzeszowskich kibiców. Pamiętajmy, że liga wchodzi w ostatnią prostą, a potem szalone play-offy, gdzie czasem o awansie jednej bądź drugiej drużyny do dalszej fazy, może decydować odporność psychiczna, czy dyspozycja dnia. Klub z Podkarpacia przystąpi do tej fazy opromieniony tym historycznym dla polskiej siatkówki sukcesem i nową dawką energii. Powinien przede wszystkim przystąpić z chłodną głową oraz ze świadomością, że wszystko trzeba wywalczyć sobie na siatkarskim parkiecie, a nie z głową chmurach. Na pewno rzeszowski zespół stać na to, by stanąć na plusligowym podium. Bo ma na to "kwity" w postaci składu, a także fantastycznych kibiców, którzy kochają siatkówkę. A jak będzie parkiet, pokaże 😎.

PS. Dziękuję Ci Aniu, że zrobiłaś ze mnie Resoviaka 😍

*foto: Kamciography  

niedziela, 17 marca 2024

Jednostronne granie i punkty dla Asseco Resovii Rzeszów.

Faza zasadnicza PlusLigi zbliża się końcowi, w ramach 26 kolejki. Asseco Resovia Rzeszów podejmowała u siebie zespół Enea Czarni Radom (3:0).

Spodziewałem się większych emocji w tym spotkaniu, mając na uwadze lepszą grę drużyny z Radomia w ostatnich kolejkach. A co zobaczyłem? Podopieczni Waldo Kantora wyszli na to spotkanie przestraszeni, tych nazwisk, które stały po drugiej stronie siatki.
Gracze Asseco Resovii Rzeszów rozpoczęli to spotkanie od mocnego uderzenia w polu serwisowym — dwa asy serwisowe Stephena Boyera poniekąd ustawiły losy premierowej partii spotkania. Bo rzeszowscy siatkarze postanowili iść za ciosem — ataki z prawego skrzydła Boyer, czy as serwisowy Tj-a DeFalco. Swoje dołożył także ze środka siatki Kuba Kochanowski oraz Klemen Cebulj z lewego skrzydła. To sprawiało, że gracze w czarnych strojach nie mogli się odnaleźć w hali na rzeszowskim Podpromiu, bo popełniali proste błędy. W II secie za wiele się nie zmieniło, bo choć rzeszowianie popełniali błędy to goście nie potrafili tego wykorzystać, a więc "Wilki" kontynuowały swój trening, takim mianem określiłbym to piątkowe spotkanie, po stronie drużyny z Rzeszowa. Warto zaznaczyć, że w końcówce II seta swój pierwszy punkt w PlusLidze zdobył środkowy Miłosz Wróbel. Początek III partii mógł zwiastować większe emocje w tej partii, bo ostatnia drużyna w ligowej tabeli, wykazywała większą ochotę do gry. Ale blok Bartłomieja Mordyla na Formeli zapoczątkował odjazd "Wilków" po trzy punkty w tym spotkaniu.
Nie neguję postawy Asseco Resovii Rzeszów w tym spotkaniu, bo wszyscy wiemy, przed jaką wielką szansą stoi rzeszowski klub, ale pozwólcie, iż przedstawię swoje obserwacje. Liczby naszych skrzydłowych, są duże lepsze niż to, co mogliśmy zobaczyć. Kolejne już spotkanie, gdzie amerykański skrzydłowy w Rzeszowie, obecny jest tylko ciałem. Trochę to smutne mając w pamięci to, co prezentował w barwach naszej drużyny, w zeszłym sezonie. Nie od dziś wiadomo, że pieniądze zmieniają człowieka. "Pasy" po raz kolejny zadaje kłam siatkarskim teoriom, w zeszłym sezonie, wygrywała spotkania ze słabym przyjęciem. Wydawać się może, iż środkiem siatki, nie da się wygrywać spotkań, SOVIA pokazuje, że można.
To kolejne spotkanie, gdzie w dużej mierze tej formacji zawdzięczamy zwycięstwo. "Kochan" z Bartłomiejem Mordylem (MVP) rządzili na środku siatki, brawa dla naszego wychowanka nie tylko za jego liczby w ataku i w bloku, ale też za jego taktyczną zagrywkę, która dawała tyle korzyści naszej drużynie i za brak błędu w tym elemencie. To, co rzeszowski środek postrachem dla rywali? 😉. Cieszy fakt, iż mamy taką jakość w tej formacji. Drużyna z Podpromia dzielnie broni czwartej lokaty w ligowej tabeli i oby tak do końca fazy zasadniczej, łatwo jednak nie będzie. 
Niech we wtorek rzeszowskie Podpromie, będzie światkiem historii 😍. 

foto: www.plusliga.pl

czwartek, 14 marca 2024

Dwa sety od tego, by zjeść małego kebaba przed... finałem siatkarskiej Champions League!

Buldożer marki Jastrzębski Węgiel  jest na ostatniej prostej, by dotrzeć do celu — finał siatkarskiej Champions League. Wczorajszego wieczoru pokonał przed własną publicznością Ziraat Bank Ankara (3:0) w pierwszym meczu półfinałowym siatkarskiej Ligi Mistrzów.

Sądząc po tym, co zademonstrował Mistrz Polski wczorajszego wieczora to rewanż, powinien być formalnością. Aczkolwiek  pamiętajmy to, jest siatkówka i wszystko zdarzyć się może 😉.
W pierwszych dwóch partiach Turcy nie mieli nic siatkarsko do powiedzenia, bo zostali znokautowani  przez zagrywkę oraz grę ofensywną Mistrzów Polski,  co powodowało u nich frustrację, a tym samym lawinę błędów własnych. Dodatkowy fakt, który ich deprymował to doping kibiców. Początek ostatniej partii to nic innego, jak syndrom trzeciego seta przy prowadzeniu 2:0, bo dość nieoczekiwanie po nokautach w dwóch pierwszych partiach. Zawodnicy trenera Kavaza nabrali ochoty, by spróbować przedłużyć to spotkanie, czego efektem było ich prowadzenie mniej więcej do połowy seta. Nie zrobiło to jednak wrażenia na Jastrzębianach, którzy rzucili się do odrabiania strat, ale Turcy łatwo skóry nie chcieli sprzedać. I od tej pory byliśmy świadkami ciosów, jak na bokserskim ringu, a przecież areną zmagań siatkarzy jest parkiet 😊. Konsekwencją czego była gra na przewagi i trzy setballe dla Ziraat Bank Ankara, ale od czego się ma takiego gracza na rozegraniu, jakim jest Benjamin Toniutti to chyba o wynik można być spokojnym. Choć on piłek w ataku nie kończy, lecz posiada umiejętność posyłania odpowiednich piłek do wykonawców.
A do takich niewątpliwie należy Tomasz Fornal, dla którego wczorajsze spotkanie było 200 w barwach drużyny z Jastrzębia-Zdroju. Który potrafi nie tylko świetnie przyjmować, zadawać ciosy z pola serwisowego, ale też umiejętnie zabawić się z blokiem rywala, by zdobyć punkt dla swojego zespołu (w taki właśnie sposób zakończył to spotkanie). 
Co było siłą drużyny Marcelo Mendeza w tym spotkaniu? Po raz kolejny trzeba powiedzieć zespołowość, a także ta umiejętność, by dać rywalowi poczuć, że wygra seta. By w końcu zadać decydujący cios. Czyli to, co miało miejsce w końcówce III seta we wczorajszym spotkaniu. To się zwie taktyka oraz DNA zwycięzcy, czyli to, co cechowało, kiedyś "Koziołków" z Kędzierzyna-Koźla. Nie sposób nie wspomnieć tutaj o skrzydłach, bo nie tylko przy "Fornim", była ta siatkarska jakość.
Ale to, co w kolejnym spotkaniu z rzędu wyprawiał na prawym skrzydle MVP wczorajszego spotkania — Jean Patry, który dodawał także sporo zza linii dziewiątego metra. To siatkarska maestria, chyba nikt już w Jastrzębiu-Zdroju, nie powinien tęsknić za Stephenem Boyer. Aż żal, że nie będziemy  oglądać jego popisów w przyszłym  sezonie na parkietach naszej ligi. Jak dla mnie to nieporozumienie 😎. No dobra wróćmy do teraźniejszości😉, ale Ci siatkarze Mistrza Polski, mają jakość siatkarską, prąd w nogach, którymi niszczą kolejnych rywali. Na koniec powiem tyle, ja ich widzę w finale, jako tych, którzy wzniosą puchar!

foto: Kamciography 

środa, 13 marca 2024

"Wilki" z Asseco Resovii Rzeszów napadły na Lüneburg i, są dwa sety od historii!

Ta napaść miała miejsce wczorajszego wieczoru podczas pierwszego meczu finałowego o Puchar CEV, gdzie SVG Lüneburg gościło Asseco Resovie Rzeszów (0:3).

Mimo iż "Pasy" musiały sobie radzić w tym spotkaniu bez Stephena Boyer to nie stanowiło to dla nich żadnego problemu, bo dobrze "zalogowali" się w tym spotkaniu. W każdym siatkarskim elemencie, bo zobaczyliśmy grę w systemie blok-obrona, która powodowała zabawę rzeszowskich siatkarzy w kontrataku. To "zalogowanie" nie było wcale takie trudne, bo nasza zabawa powodowała lawinę błędów własnych po stronie rywali, a także nie robili nam krzywdy swoim serwisem. Za to zmienność naszego serwisu spowodowała, iż przyjęcie rywala, było podziurawione, jak szwajcarski ser 😊. Kilkukrotnie o jakości swojego serwisu przypomniał TJ-DeFalco, który nie należał do tych rekordowych amerykańskiego przyjmującego. Jak widać, nie musi być mocno, wystarczy odpowiednia parabola lotu piłki 😎.
Ta jakość serwisu niemieckiej drużyny przełożyła się na to, że Fabian Drzyzga (MVP), mógł pytać kolegów, w którą strefę posłać im piłkę do ataków. Choć sporo punktów padało po atakach Louati, czy  DeFalco, bo chowany w ataku był ewidentnie w ataku Kuba Bucki. To strefą, która dała nam efektowne i efektywne zwycięstwo, był środek siatki. Duet Kochanowski — Kłos, postanowił urządzić sobie festiwal różnorakich ataków, a także poćwiczyć "gaszenie światła" Pojedyncze bloki "Kochana" robiły wrażenie 💪. Liczby duetu naszych środkowych mogą robić wrażenie - 20 pkt,+13, 80% w ataku (12/15), 73% eff. w ataku, 8 punktowych bloków. Choć zawodnicy SVG Lüneburg nabrali ochoty do gry w III secie, efektem tej ochoty do gry było kilkupunktowe prowadzenie. Co mogło spowodować u kibiców "Pasów" lekki wzrost ciśnienia, na szczęścia Asseco Resovia Rzeszów na nowo "zalogowała się" do dobrej gry w tym spotkaniu. I nie pozostawiła złudzeń niemieckim kibicom (choć oni robili, co mogli na trybunach), że nasza PlusLiga to siatkarski top!
Zwycięstwo rzeszowskich siatkarzy otworzyło im niemal na oścież siatkarskie wrota, by stać się pierwszym polskim zespołem męskim, który wzniósłby do góry Puchar CEV. A tym samym dopisać kolejną kartę do historii polskiej klubowej siatkówki. Będzie się działo już w najbliższy wtorek, oby tylko mury rzeszowskiego Podpromia to wytrzymały 😀.

foto: fb klubu

poniedziałek, 11 marca 2024

Horror z rzeszowskimi "Wilkami" w roli głównej, czyli zwycięski powrót Asseco Resovii Rzeszów!

Po twardej walce i zdobytych trzech punktach na trudnym terenie, jakim jest Bełchatów. Asseco Resovia Rzeszów udała się do Katowic, by powalczyć o ligowe punkty z tamtejszym GKS-em Katowice (2:3).

Po takim zwycięstwie w Bełchatowie zapewne kibice "Pasów" liczyli na szybkie i pewne trzy punkty w tym spotkaniu, lecz najwyraźniej zapomnieli o tym, jak chimeryczną drużyną jest drużyna z Rzeszowa 😉. Mówiąc pół żartem, pół serio — drużyna z Rzeszowa chciała poćwiczyć taktykę przed wtorkowym pierwszym meczu finałowym o Puchar CEV 😋. A tak całkiem serio, jak zwykle w tym sezonie bywa, rzeszowscy siatkarze zlekceważyli niżej notowanego rywala w tabeli. I spotkała ich niemiła niespodzianka, bo napotkali opór w postaci dobrej gry, w każdym siatkarskim elemencie (również w defensywie — cuda wyczyniał Bartosz Mariański). Głównym egzekutorem był Lukas Vasina, który najwyraźniej chciał przedstawić swoje "kwity" nowemu pracodawcy od nowego sezonu 😎, który był nie do zatrzymania na lewym skrzydle. Nie był jednak w tym osamotniony, bo Kuba Jarosz jest, jak wino im starszy, tym lepszy. Ich dobrej gry w ofensywie nie byłoby, gdyby nie dobre rozegranie Davide Saitty.  Zespół z Podkarpacia miał nie tylko problem z dobrze grającą drużyną, z Katowic, ale też nie miał argumentów, by na nią odpowiedzieć. Bo nie mogli sobie poradzić z przyjęciem zagrywki, lecz ich też ona opuściła. A wszyscy wiem, jak ważnym elementem jest zagrywka. Obrotu sprawy nie poprawiały błędy własne w ataku oraz brak wyraźnego zainteresowania tym spotkaniem przez TJ-a DeFalco i Stephena Boyera. Brawa za odwagę dla trenera, który nie bał się posłać tych dwóch gentlemanów "do bazy". A w ich miejsce pojawili się  Yacine Louati z Jakubem Buckim, którzy okazali się jokerami w "14" Medeigo i poprowadzili graczy w czerwonych strojach do zwycięstwa w tie-breaku. Nie było to wcale zadanie, bo katowiczanie robili wszystko, by pełna pula, została w Katowicach. Jednak byli bezradni wobec ożywienia, jakie wniósł polsko-francuski duet. Od III seta w naszym zespole uspokoiło się przyjęcie — za sprawą pojawienia się na parkiecie francuskiego przyjmującego. Efektem tego była nie tylko poprawa jakości gry w ataku na skrzydłach, ale też większa ilość gry środkiem. Przesunięte krótkie Fabiana Drzyzgi z naszymi środkowymi, będą śnić się siatkarzom z Górnego Śląska nocami 😉. Duet Kochanowski-Kłos pokazał swoje "kwity" na "gaszenie światła", obaj łącznie 8 punktowych bloków.
Czapki z głów dla MVP tego spotkania (14 pkt/ 3 bloki/ 1 as), nie tylko za postawę w tym spotkaniu, ale także za dyspozycję, w której się znajduje po dwumiesięcznym rozbracie z siatkówką. To dobry omen przed kolejnymi meczami w barwach rzeszowskiej drużyny, ale przed zbliżającym się dużymi krokami sezonie reprezentacyjnym. "Kochan" jest 💪! Pozostaje teraz tylko, jaką huśtawkę emocjonalną dla swoich fanów,  SOVIA zaprezentuje w jutrzejszym pierwszym meczu finałowym o Puchar CEV oraz, czy sfrustrowany DeFalco wyjdzie w pierwszej szóstce. 

*foto: pochodzą z różnych stron

piątek, 8 marca 2024

"Święta wojna" w Bełchatowie dla Asseco Resovii Rzeszów!

Takim mianem przed laty nazywano spotkania między PGE GiEK Skrą Bełchatów a Asseco Resovią Rzeszów. W ramach 24 kolejki "Pasy" gościły w hali Energia, w Bełchatowie i pokonały miejscowe "Pszczoły" (0:3).

Obie drużyny nie brały udziału w turnieju finałowym o Tauron Puchar Polski, więc miały trochę więcej czasu, by potrenować. Większe obawy o postawę w tym spotkaniu swoich idoli, mogli mieć kibice Asseco Resovii Rzeszów. Bo żadną tajemnicą nie jest, iż postawa naszej drużyny w tym sezonie, w każdym meczu to niezła zagadka 😉. Na rzeszowskich kibiców w wyjściowym składzie czekała niespodzianka, której z utęsknieniem wypatrywali.
Po kontuzji, jaką było złamanie palca do gry, powrócił Jakub Kochanowski. Nie będę ukrywał, że mnie osobiście brakowało efektownej i efektywnej gry "Kochana" na rzeszowskim środku. "Kochan" pokazał, że nie zapomniał swoich "kwitów", bo zagrał na 80% w ataku, dokładając do tego asa serwisowego oraz punktowy blok. Nie wiele mniejszą niespodzianką od powrotu środkowego reprezentacji Polski, była ochota do gry Kapitana rzeszowskiego zespołu, a to przecież rzadkość w tym sezonie. Jego rozgrywanie, a tym samym zmienianie stref powodowało, iż bełchatowscy nie byli pewni, z której strony nadejdzie cios. W sukurs Kochanowskiemu poszedł Kłos, który zagrał na 75 % w ataku oraz dwukrotnie "zgasił światło" rywalowi.
Sporo punktów zdobywaliśmy też ze skrzydeł, lecz więcej spokoju i jakości było na prawym. Gdzie szalał Stephen Boyer — MVP  (15 pkt as serwisowy 54% atak). TJ Defalco z Yacine Louati potrafili swoje widowiskowe akcje, przeplatać błędami własnymi. Co pomogło powodować u "pasiastych" kibiców, popadanie ze skrajności w skrajność. Byliśmy świadkami twardej walki, która momentami przypominała tą "świętą wojnę", o której wspomniałem na wstępie. Lecz dobra gra Łomacza ze środkowymi oraz widowiskowa obrona Konarskiego, która dała "Pszczołom" punkt to za mało. Bo w końcówkach, każdego z setów Asseco Resovia Rzeszów zadawała ciosy najbardziej nieprzewidywalnymi elementami siatkarskiego rzemiosła - blok, zagrywka. Które zadecydowały o tym, że trzy punkty wróciły do Rzeszowa.
Nie radziłbym rzeszowskim kibicom popadać w huraoptymizm, a obiektywnie patrzeć i czekać na kolejne poczynania "Wilków". Bo może trzeba będzie odpuścić jakieś mecze 😜.

Foto: strona internetowa klubu


 
 

środa, 6 marca 2024

Historia pisała się na naszych oczach, Aluron CMC Warta Zawiercie zdobywa pierwszy w historii Tauron Puchar Polski!

Świadkiem tej historycznej dla zawierciańskiej, polskiej siatkówki klubowej chwili, była wypełniona prawie po brzegi krakowska Tauron Arena. A przeciwnikiem Aluronu CMC Warty Zawiercie był Jastrzębski Węgiel (1:3).

Pod nieobecność ZAKS-y  w Krakowie wydawało się, że faworyt  do zdobycia Tauron Pucharu Polski, jest tylko jeden — Jastrzębski Węgiel. Ale tylko się wydawało, bo siatkówka jest przecież grą równie nieobliczalną, jak i piękną i nie możemy być niczego pewni 😊. I klątwa Mistrza Polski w finale siatkarskiego Pucharu Polski trwa — piąty przegrany finał z rzędu. A i nowy kolor włosów "Forniego" musi poczekać 😀.
"Jurajscy Rycerze" Michała Winiarskiego zagrali bardziej skuteczną i cierpliwą siatkówkę, co myślę, że było jednym z kluczy do wzniesienia przez nich tego prestiżowego trofeum. Przed meczem można było zakładać, że to Tomasz Fornal z Norbertem Huberem oraz Jeanem Patry, będą wyróżniającymi się postaciami w tym spotkaniu po stronie drużyny Marcelo Mendeza. Ostatecznie to tylko kat naszej reprezentacji na IO w Tokio, próbował powstrzymać swoimi atakami z prawego skrzydła, Zawiercie po historyczny dla nich siatkarski Puchar Polski.
Jastrzębskiemu Węglowi wystarczyło tego "koksu", z którego jest znany w tym sezonie, tylko na II seta. Myślę, że swego rodzaju powodem ich przegranej, było to, że ich Kapitan przystąpił do tego spotkania z kontuzją łydki i był oszczędny przy poruszaniu się po parkiecie (co było zresztą widać). Jednak myślę, że kluczem do tego, że nie mogli ugryźć Aluronu CMC Warty Zawiercie, było złamanie "Forniego" w przyjęciu, brak Norberta Hubera w ataku (jeden skończony atak w całym meczu) oraz brak zagrożenia dla rywala z pola serwisowego. Co skutkowało tym, że Miguel Tavares mógł się bawić w rozgrywanie wszystkimi strefami. Choć ich armata na prawym skrzydle — Karol Butryn, nie była tak skuteczna w ataku to, potrafiła uderzyć z pola serwisowego i zaburzyć pierwszą akcję przeciwnikowi.  Jak widać nie na samym atakującym, opiera się zespół, bo świetne zawody rozegrał Bartosz Kwolek (najlepszy mecz w jego wykonaniu, jaki dotąd widziałem). Ciekawe, kto po tym meczu bardziej się spodobał naszemu selekcjonerowi "Forni" czy "Kwolo" 😎? Bo na grę przyjmującego "Jurajskich Rycerzy" na lewym skrzydle, a także na ataki z piłek sytuacyjnych, patrzyło się z przyjemnością. Jednak siatkówkę z głowy Mistrzowi Polski wybił zawierciański środek, który okazał się chyba największym ze składowych klucza, który dał Zawierciu historyczne chwile.
Miłosz Zniszczoł (MVP) pokazał, że solidny ligowiec, też potrafi rozgrywać "mecz życia", w każdym wieku 😉. A takim niewątpliwie był niedzielny finał w wykonaniu "Miłego", który nie tylko bawił się w ataku, ale też potrafił "zgasić światło" rywalowi, obie te rzeczy robił w sposób efektowny i efektywny. Popularny "Bieniu" po raz kolejny potwierdził, że wrócił do wysokiej formy sprzed kontuzji. Podobnie, jak MVP tego spotkania bawił się na swojej pozycji, dokładając do tego ciosy z pola serwisowego. Wysyłając tym samym sygnał Karolowi Kłosowi, Kubie Kochanowskiemu oraz Norbertowi Huberowi - nie oddam Wam tak łatwo miejsca w składzie, oj nie! Ciekawe, czy Nikola Grbić brał już środki od bólu głowy 😊.
Reasumując, byliśmy świadkami dobrego siatkarskiego spektaklu, gdzie nie zabrakło tego, co jest solą siatkówki. Zadecydowały nie tylko umiejętności siatkarskie, ale też myślę trochę dyspozycja dnia. Co niektórych może to trochę dziwić, bo przecież więcej czasu na regenerację miał zespół Jastrzębskiego Węgla. Oglądając spotkanie półfinał Aluronu CMC Warty Zawiercie z Projektem Warszawa pomyślałem, iż w finale możemy być świadkami niespodzianki, jeśli zawodnicy trenera Michała Winiarskiego utrzymają swój poziom grania. Widać w "Jurajskich Rycerzach" serducho do walki na parkiecie, ale i rosnącą formę. Czy taka będzie para finałowa PlusLigi? Jeśli żółto-zieloni utrzymają swą wysoką dyspozycję to, kto wie 😋. Na koniec warto dodać, iż trener Michał Winiarski, jest pierwszym polskim trenerem od 2014 roku, który sięgnął po siatkarski Puchar Polski. Dla takich historii warto 💗 siatkówkę!

PS. Po tym meczu jeszcze bardziej się zastanawiam, jakim to cudem Asseco Resovia Rzeszów gra w finale Pucharu CEV 👊.

foto: Kamciography



 


sobota, 2 marca 2024

"Forni" i "Noba Huba" nie lubią zmian 😉 - nadal będziemy oglądać ich w Pluslidze w przyszłym sezonie!

Parafrazując polskie przysłowie - wszędzie dobrze, ale na polskich parkietach najlepiej 😉. Taką zasadę wyznają dwa polskie "Orły", ale i "Jastrzębie".

Mowa oczywiście o Tomaszu Fornalu i Norbercie Huberze, którzy zdecydowali się pozostać na sezon ligowy 2024/2025 w barwach drużyny Jastrzębskiego Węgla. Zapewne kibicom "Pomarańczowych" spadł węgiel z serca 😎, bo nie jedna drużyna na świecie chciałaby mieć tych siatkarskich wirtuozów w swoich szeregach. Jest to nie tylko korzyść dla środowiska obecnego Mistrza Polski, ale i całej ligi. Bo oklaskiwać zagrania tego duetu, który jest nie tylko filarem drużyny prowadzonej przez Marcelo Mendeza, ale i Gangu Łysego to czysta siatkarska przyjemność. Nie wiem jednak, co na to ligowi rywale drużyny z Jastrzębia-Zdroju, bo choć siatkarskie popisy Tomka Fornala i Norberta Hubera, są siatkarską maestrią to ich, przyprawiają o białą gorączkę 😃.
Nie powiem nic odkrywczego, jak to, że nie widzę sensu zmiany miejsca do grania w siatkówkę, jak wszystko jest na najwyższym poziomie, nie mm na myśli, tylko rzeczy stricte siatkarskich, ale i otoczkę poza sportową wokół klubu. Na pewno duży wpływ na decyzję o pozostaniu jokera i asa Gangu Łysego w ekipie obecnego Mistrza Polski miało, iż nadal w przyszłym sezonie na czele pomarańczowej wyciskarki punktów z Jastrzębia-Zdroju, będzie stał Marcelo Mendez. Nie wiele mniejszym czynnikiem od persony na stołku trenerskim, miał na pewno fakt, jaka kapela będzie grać w przyszłym sezonie w "Pomarańczowych". Bo obok Hubera i Fornala oraz Kuby Popiwczaka zobaczymy Łukasza Kaczmarka, czy młody francuski talent na pozycji przyjmującego — Timothee Carle. Jednak chyba najważniejszym czynnikiem był "koks" zapisany w kontraktach oby siatkarzy, bo w kopalni go nie brakuje 😋. Pozostaje tylko chylić czoła przed włodarzami klubu, że potrafili zbudować siatkarskiego potwora, którego ogląda się z przyjemnością, bo bawi się siatkówki w efektowny i efektywny sposób. Warto dodać, że jest to siatkarski potwór z charakterem, od którego bije teamapirit oraz chęć pozostawienia serducha na siatkarskim parkiecie. w każdym spotkaniu. Niestety nie wszyscy włodarze potrafią stworzyć, takiego siatkarskiego potwora, bo pieniądze nie grają, lecz siatkarze, a przydomek, jaki nosi ten zespół. Mógłby wskazywać, że będą w stanie rozszarpać, każdego rywala, aczkolwiek wszyscy wiemy, jak się sprawy mają 😉. Nie tylko nie potrafią stworzyć, ale też szlifować siatkarskich diamentów, bo w tym klubie nie ma na to miejsca, ale to temat na osobny wpis (który jest w planach). Przypomnę, tylko że pochodzący z Humnisk k/Brzozowa, jeden z najlepszych "elektryków" świata — popularny "Noba Huba", jest wychowankiem AKS-u  Rzeszów, przy V LO w Rzeszowie podobnie, jak choćby Aleksander Śliwka. 
Na koniec powiem, jak widać po tych decyzjach Fornala i Hubera nie trzeba iść za granicę, by grać w mocnej lidze i zarabiać kupę "sosu", bo to wszystko jest na rodzimych parkietach 😊.

*grafika praca własna    


piątek, 1 marca 2024

Kosmici z Jastrzębskiego Węgla meldują się półfinale Ligi Mistrzów!

Do tego, by się tam znaleźć, potrzebowali odrobić straty z pierwszego meczu z   Gas Sales Pia­cenza (2:3). W rewanżu jednak Mistrz Polski nie pozostawił złudzeń drużynie Andrei Anastasiego, kto jest drużyną lepszą (3:0) 

Choć porażki z drużyną ze Lwowa w lidze oraz w pierwszym meczu między tymi drużynami, mógł zasiać niepewność wśród kibiców. Czy aby na pewno zobaczymy przedstawiciela naszej ligi w półfinale siatkarskiej Champions League. Będę szczery — we mnie tej niepewności nie było, byłem pewien awansu Jastrzębskiego Węgla do czwórki siatkarskiej Ligi Mistrzów. 
Mimo problemów z łydką Benjamina Toniuttiego poprowadził swojego pomarańczowego buldożera do niekwestionowanego zwycięstwa w tym spotkaniu. Gdzie zobaczyliśmy kawał dobrej siatkówki zarówno z jednej, jak i z drugiej strony. Obie drużyny nie szczędziły sobie ciosów siatkarskich z pola serwisowego, lecz większe spustoszenie siała zagrywka drużyny Marcelo Mendeza. Nie zmieniało to jednak faktu, iż Włosi pokazali, że potrafią walczyć, ale nic w tym dziwnego, skoro w ich szeregach grają tacy gracze, jak: Luca­relli, Simón, czy Yuri Romanò. Czego dowodem była świetna gra Włochów w obronie i asekuracji — skutkowało to skokami ciśnienia u kibiców, którzy trzymali kciuki za ekipę Mistrza Polski. Zdecydowanie więcej do powiedzenia w temacie ofensywy mieli kosmici z Górnego Śląska. Którzy dobrze bawili się siatkówką, czyli nie robili nic, jak tylko to z czego, są dobrze znani w tym sezonie. Zadając zespołowi z Piacenzy w decydujących momentach, czy to blokiem, czy z pola serwisowego. "Forni" i "Noba Huba" pokazali, że ich słabszy występ we Włoszech, był jedynie wypadkiem przy pracy. Bo z przyjemnością oglądało się ataki Tomasza Fornala z lewego skrzydła, jak i ciosy z pola serwisowego. Podobnie, jak i przesunięte krótkie Norberta Hubera. Dopełnieniem tego duetu był Jean Patry, który rozegrał, jak dotąd mecz życia w barwach Jastrzębskiego Węgla, bawiąc się w ataku z prawego skrzydła.
Kluczem do awansu, do półfinału Jastrzębskiego Węgla, jak i siłą w tym spotkaniu. Była przede wszystkim zespołowość, ale i cierpliwość w grze obronnej oraz konsekwencja w ataku, a także zmienne jego formy, czy zmienność zagrywki. Choć do tego, by znów polski zespół zagrał w wielkim finale siatkarskiej Champions League, daleka droga. Bo w półfinale czeka Zirat Bankasi Ankara to, ja już oczami wyobraźni, widzę tam Bena Toniuttiego i spółkę.
Tymczasem przed nami święto polskiej klubowej siatkówki, będzie grubo 👊!

foto: Kamciography 

poniedziałek, 26 lutego 2024

Beniaminek z Częstochowy "powybijał kły" "Wilkom" z Rzeszowa!

By grać skutecznie i wygrywać spotkania, nie trzeba mieć najwyższego budżetu w lidze, a serce do walki. O tym po raz kolejny w tym sezonie przekonała się Asseco Resovia Rzeszów, która została upokorzona nad Podpromiu przez  Exact Systems Hemarpol Częstochowa (1:3).

Choć pierwszy set tego nie zapowiadał, bo zespół z Rzeszowa przycisnął rywala z pola serwisowego, dodajmy do tego błędy własne zawodników trenera Hudziaka. I pierwszy set zakończył się wynikiem (25:17).
Jak za dotykiem złej czarodziejskiej różdżki, obraz gry po stronie graczy w "pasiastych" koszulkach uległ zmianie od drugiego seta. Za sprawą podania ręki Częstochowianom — błędy własne. Bo przecież samo się wygra, a wypłata i tak będzie, czyli dobrze nam znany obraz z tego sezonu 😎. Zespół beniaminka to skrzętnie wykorzystał, poprawiając swoją grę w ataku, a także dokładając punktowy blok. Nie mały udział w tym miało pojawienie się na parkiecie  Byron'a Ketu­ra­kisa, który odmienił rozegranie beniaminka naszej ligi. Promyk nadziei na prowadzenie Asseco Resovii Rzeszów 2:1 w setach. dały zagrywki Adriana Staszewskiego, który zmienił słabo spisującego się Klemena Cebulja i rzeczywiście ta zmiana wniosła, jak i zmiana Łukasza Kozuba za Fabiana Drzyzgę trochę ożywienia w szeregi gwiazdozbioru z Rzeszowa. Nie trwało to jednak długo, bo gracze w niebieskich strojach sercem do walki i zespołowością odrobili straty. Kluczem do zwycięstwa w tej partii dla gości, była seria zagrywek kanadyjskiego rozgrywającego, a także dwa dobre ataki Dawida Dulskiego. Czwarta partia przez dłuższy czas była wyrównana, ale znów dał o sobie znać talent Dawida Dulskiego i to goście byli trzy punkty przed drużyną z Rzeszowa. Choć rzeszowska konstelacja gwiazd zdołała odrobić straty to, więcej wytrzymałości psychicznej miała drużyna spod Jasnej Góry, która wygrała tego seta (24:26). Zgarniając pełną pulę w tym spotkaniu - w pełni zasłużenie. 
Które to już spotkanie gdzie po świetnym secie, nagle widzimy "Reskę". Która wygląda jakby się pierwszy raz, spotkała na siatkarskim parkiecie i była na nim za karę. Zapomniałem, że postawa nie ma znaczenia, bo przelew się będzie zgadzał. Chyba czas, by ktoś się przyznał ze sztabu bądź zawodników, że ta konstelacja gwiazd nie ma charakteru, ani "jaj", by zostawić "pasiaste" serducho" na parkiecie i dać radość kibicom w hali Podpromie. A została zbudowana tylko i wyłącznie po to, by zaspokoić chore ambicje ludzi. Którzy nie mają pojęcia, jak powinien zostać zbudowany zespół, który będzie bił się o medale. Do do tej pory nie mogę pojąć tego, jak zespół z Rzeszowa gra w półfinale Pucharu CEV. Czysto sportowo na to zasługiwała drużyna  Aluronu CMC Warty Zawiercie. Zamiast tego czytamy: jesteśmy w stanie wygrać, z każdym, ale nie wiemy skąd te problemy z mentalem... Czy nie mamy czasu na spokojny trening, bo jest natłok spotkań... W takie tłumaczenia może uwierzą kibice, którzy oglądnęli dopiero kilka spotkań z Waszym udziałem, ale nie ci, którzy, co sezon słyszą to samo 😊.  We współczesnej siatkówce na nikim już nie robi wrażenia nazwa Asseco Resovia Rzeszów, która już przez wszystkich jest rozpisana na siatkarskie detale. Co pokazał Exact Systems Hemarpol Częstochowa po tym jak się podniósł po nokaucie w I secie i "powybijał" "Wilkom" kły. Czapki z głów za charakter i wolę walki! A młody polski talent Dawid Dulski niejednokrotnie przyćmił w ataku Stephena Boyer. Ktoś powie i tak zagramy w play-offach i na nich "Reska" będzie w gazie. Jeśli tak myślisz to, jesteś w błędzie, bo w moim odczuciu wypadnie z nich, już na pierwszym zakręcie. Sorry, volleyball is brutal!

*foto: www.plusliga.pl, fb klubu






czwartek, 22 lutego 2024

"Wilki" wyciągnęły dobry los, czyli Asseco Resovia Rzeszów krok od finału Pucharu CEV!

Wczorajszego wieczoru Asseco Resovia Rzeszów rozegrała pierwszy mecz półfinałowy Pucharu CEV, gdzie na Podpromiu podejmowała tureckie Fenerbahçe Stambuł (3:1).

Przed meczem pewnie wielu kibiców podzielało moje obawy co do postawy "Reski", bo ich ostatnie występy ligowe nie napawały optymizmem. W wyjściowym składzie zobaczyliśmy francusko-słoweńską parę przyjmujących oraz Fabiana Drzyzgę, który ostatnich meczów nie rozpoczynał w podstawowym składzie rzeszowskich "Wilków". Czyżby magia Łukasza Kozuba przestała działać na włoskiego szkoleniowca Asseco Resovii Rzeszów? 😉
Pierwsze II sety można określić krótko: nie trzeba się zbyt wysilać, by prowadzić 2:0. — wystarczy zmienność zagrywki, "gaszenie światła" oraz szalejący na prawym skrzydle Stephen Boyer, W tym momencie wszyscy przed TV, jak i zgromadzeni w hali zaczęli sobie zadawać pytanie: Czy będziemy świadkami szybkiego siatkarskiego prysznicu, a może zadziała syndrom trzeciego seta i samo się wygra? No nie wygrało się, "Pasy" podały ręką graczom z Turcji za sprawą błędów własnych, co sprawiło, iż "poczuli krew". A dobrze nam znani Luborić i Kooy byli ich motorami napędowymi. Tym samym sympatycy tureckiej ekipy mieli nadzieję na doprowadzenie do tie-breaka, zaś kibice "Wilków" wizje, iż złe demony z ostatnich meczów ligowych wracają. I rzeczywiście początek IV seta potwierdzał to, że złe demony wracają. Bo zawodnicy  Fenerbahçe Stambuł rozpoczęli z przytupem tego seta (3:7), jednak od czego się ma takiego bombardiera w polu serwisowym, jakim jest francuski atakujący. To po jego asach serwisowych, a także blokach drużyny z Podpromia, zrobiło się (10:7). Co spowodowało, iż nasi rywale powrócili do popełniania błędów własnych, a w końcowej fazie seta nie do zatrzymania na prawej flance znów był Boyer (MVP). Stało się wtedy, iż do awansu, do finału Pucharu CEV drużynie z Podpromia. Brakuje tylko, albo aż dwa sety.
Jedna jaskółka wiosny nie czyni, a wszyscy wiemy, jak chimerycznym zespołem jest Asseco Resovia Rzeszów. Wiemy też, jak trudno się gra na tureckiej ziemi i możemy być świadkami "złotego seta", jak w Sosnowcu. Tymczasem trzeba spróbować odzyskać mocno nadszarpnięte zaufanie kibiców po porażkach w ćwierćfinale Pucharu Polski oraz w olsztyńskiej Uranii.

*foto: fb/klubu