piątek, 31 grudnia 2021

Udany debiut Macelo Mendeza, Cuprum Lubin pokonany.


 
Jednym końcówka roku kojarzy się z relaksem i imprezowaniem, a nam z "gorącym krzesłem" na ławce trenerskiej w Asseco Resovii Rzeszów. Wczoraj na tym "gorącym krześle", zadebiutował Argentyńczyk Marcelo Mendez w meczu z lubińskim Cuprum (1-3).

Przyznam szczerze, że byłem ciekaw, jak spisze się, zespół pod wodzą nowego szkoleniowca. Mając przy tym świadomość, że te trzy dni to, za mało, aby coś wypracować. Tyle właśnie miał czasu argentyński szkoleniowiec od pierwszego treningu z zespołem do swojego debiutu na "gorącym krześle". Nie będzie to post stricte o meczu, a o moich obserwacjach w czasie jego trwania. Nie wiem, jakby wyglądał wynik pierwszego seta, ale i meczu gdyby nie nasze, skuteczne kontry i ataki z piłek sytuacyjnych, bo gospodarze grali bez respektu dla rzeszowskich gwiazd, a my mieliśmy ogromne problemy z przyjęciem zagrywki rywala. Swoją drogą w przekroju całego spotkania, ogromne problemy z przyjęciem mieli — Klemen Cebulj i Paweł Zatorski. Przykro się, ogląda  jednego z najlepszych libero na świecie, jest cieniem samego siebie. Nicolas Szerszeń wracaj do i ratuj nasze przyjęcie 😉. Może to tylko moje odczucie, ale Maciek Muzaj, nie potrafi znaleźć wspólnego języka na parkiecie z Fabianem Drzyzgą, albo to kwestia psychiki naszego atakującego. Potrafi kilka piłek skończyć fenomenalnie, uderzając po kierunkach, by kolejne piłki uderzać w aut. Na pewno trener Mendez nie boi się, zmian w trudnych momentach dla zespołu. Pokazał to wpuszczając na zagrywkę w III secie  Timo Tammemaa, który nie tylko posłał trudnego floata, ale też podbił piłkę w obronie, która pozwoliła wyprowadzić skuteczną kontrę, która przyczyniła się do wygrania III seta na przewagi. Gdy wszyscy szykowaliśmy się do tie-breaka, trener postanowił zaryzykować i zrobić podwójną zmianę, co okazało się, strzałem w "10", bo Paweł Woicki nie tylko fajnie zagrywał, ale też podbijał piłki w obronie, ale i pracował na wy bloku, a Bucki pokazał głód gry w ataku. W moim odczuciu ta zmiana nie tylko dała nam cenne trzy punkty, ale powinna być zmianą w pierwszej szóstce. Pracy naszemu trenerowi nie zabraknie, bo trzeba pracować nad przyjęciem, zagrywką, ale i nad skutecznością gry w ataku, czy serią błędów własnych. Niemniej jednak jego poprzednicy przygodę z ławką trenerską w Rzeszowie. Zaczynali od przegranego spotkania, oby to był dobry omen.

*fotografia strona internetowa klubu        

niedziela, 26 grudnia 2021

Takie prezenty pod choinkę tylko w Rzeszowie!

Gianluca Pasini  

Ktoś z Was nie miał pomysłu na prezent pod choinkę, czy urodziny? Wystarczyło zadzwonić do właścicieli Asseco Resovii Rzeszów, którzy dysponują świetnymi pomysłami 😊.

Przed kilkudziesięcioma minutami z portali siatkarskich popłynęły sensacyjne  informacje, iż Włoch Alberto Giuliani, przestał pełnić funkcję szkoleniowca rzeszowskiej Asseco Resovii. Jednym słowem dostał "najwspanialszy" prezent świąteczno-urodzinowy, bowiem w dniu dzisiejszym włoski szkoleniowiec, obchodzi 57 urodziny. Fajny prezent, brawa dla właścicieli, za wyczucie. Choć mówi się, że w sporcie i biznesie, nie ma miejsca na sentymenty. A jeszcze, kilka tygodni w wywiadzie dla magazynu 7 strefa, Pan Prezes Piotr Maciąg, zapewniał, że trener i cały sztab szkoleniowy, ma jego pełne poparcie. Więc chyba, ktoś tu nie jest słowny i rzuca słowami na wiatr 😉.   Tylko czy tej sytuacji, w jakiej znajduje się, rzeszowska konstelacja gwiazd, w plusligowej tabeli winny jest trener?  Moim zdaniem nie! Winne są, gwiazdy i ich zaangażowanie w grę, podejście do pracy (poza Nicolasem Szerszeniem, który był w gazie, a jest mega pechowcem). Nie wiem, który to już raz powtórzę, iż zawodnicy, którzy przychodzą na Podpromie, by grać w "Pasiaku". Robią to tylko i wyłącznie dla ilości zer w kontakcie. Więc po co się, wysilać? Skoro i tak wypłata, będzie się, zgadzać. Tylko czy o to chodzi w tym wszystkim? Takim sposobem i myśleniem właścicieli i samych zawodników, klub nigdy nie powróci na plusligowe "pudło". Drugim problemem było, jest rozegranie. Od początku sezonu, podkreślałem, że  naszej drużynie jest brak dobrego rozgrywającego i, że powrót Fabiana Drzyzgi, nic dobrego nie wniesie, a wręcz przeciwnie. Za rozbite monitory zwolenników Drzyzgi, nie odpowiadam 😎. Wraz z informacją o podziękowaniu, za pracę włoskiemu szkoleniowcowi. Włoski dziennikarz Gianluca Pasini podał, że jego następcą ma zostać Argentyńczyk Marcelo Mendez, który zdobył z reprezentacją swojego kraju, brązowy medal na zakończonych przed kilkoma miesiącami Igrzyskami Olimpijskimi. Tenże szkoleniowiec prowadził Sadę Cruzeiro, a i jest jednym z kandydatów do zastąpienia Vitala Heynena. Jeśli, by ta plotka miałaby być prawdą to, nie jest to dobra informacja dla niektórych naszych gwiazd, bo będą mieć mokre nie tylko czoło. Niektórzy może zaczną wyżej spodenki nosić. Czy to coś wniesie? Być może tak, a być może kadra Resovii się, uszczupli, bo nie ugną się, rygorowi nowego coacha. Który słynie z twardej ręki, a jak wiemy w Resovii, nie wszyscy lubią być stawiani do pionu, a chcą ustawiać innych.

*fotografia fb Asseco  Resovia Rzeszów    

czwartek, 23 grudnia 2021

O co chodzi w tych świętach?

Nie, nie zwariowałem, wiem, o co w nich chodzi. To świat najwyraźniej zwariował, a mnóstwo ludzi razem z nim, jeszcze 01 listopada paliliśmy znicze na grobach naszych bliskich, by upamiętnić ich odejście z tego świata. A już następnego dnia w hipermarketach, witały nas choinki oświetlone bożonarodzeniowymi lampkami,  sklepowe półki  wypchane do granic możliwości w ładnie zapakowane ozdoby świąteczne, a ze sklepowych głośników zaczęło lecieć niezapomniane "Last Christmas" (które zresztą bardzo lubię 😉). Z telewizyjnych odbiorników, zaczęły lecieć reklamy, które miały nam "pomóc" lepiej przygotować się, do świąt, a tym samym lepiej je przeżyć. Tylko czy naprawdę ta komercja jest, aż tak ważna? Dla wielu z Was może tak, szanuję to. Dla mnie nieco inny wymiar jest ważny. Moje myślenie o świętach i tej całej otoczce zaczyna się, wraz z początkiem Adwentu to wtedy planuję dekorację moich czterech ścian, ale przede wszystkim próbuję zrobić coś, co zmieni mnie w jeszcze lepszego Marcina
Moja dekoracja ;)
. Dlatego też coraz częściej dopadają mnie myśli Cinek, czy Ty pasujesz do tego świata? W którym rządzi komercja, a wszystko, co ludzkie staje się, obce. Cóż mogę zostać z hejtowany po tym wpisie, trudno taki mamy klimat 😉. Niemniej jednak chciałbym do Was skierować, kilka słów na ten magiczny czas, w których, każdy znajdzie coś dla siebie. Niech magia tych świąt pozwoli Wam zwolnić, zastanowić nad tym, co dla Was jest najważniejsze, a tym samym naładować baterie do Waszych działań, czy spędzić czas z bliskimi wiem, jakie mamy czasy i nie zawsze będzie to możliwe. Nie bójcie się, spróbować skruszyć lodów i podać rękę tym, którzy są, Wam bliscy, a kiedyś wyrządzili Wam krzywdę, czy spowodowali, że z Waszych oczu poleciały łzy. Żyjemy w takich czasach, że nie wiadomo, czy za rok będzie ku temu okazja. Na koniec, życzę Wam, aby w Waszych sercach, nie zabrakło dla Niego miejsca, jak przeszło ponad dwa tysiące lat temu w gospodzie. Niech ta Miłość, która jutro zejdzie z nieba, da Wam-  pokój, radość i nadzieję. Wesołych Świąt! 💓     
 

środa, 22 grudnia 2021

Chce się żyć.

 

Taki już jestem, że lubię wracać do filmów czy też książek, które już, kiedyś wpadły w moje oczy czy ręce. By spojrzeć, na to może z nieco innej perspektywy życiowej i emocjonalnej. Tak właśnie było dzisiejszego popołudnia, korzystając z faktu, że posiadam Netflixa, wybrałem z listy film Macieja Pieprzycy "Chce się żyć", który już, kiedyś obejrzałem, a i czytałem książkę, na podstawie której jest adaptacja filmu. Moja perspektywa życiowa się, bardzo zmieniła od tamtej pory, ale emocje towarzyszyły mi takie same, jak wtedy, kiedy czytałem i oglądałem po raz pierwszy, ale, za to długo głębsze przemyślenia, niż parę lat wstecz. Wiem, jestem myślicielem i wrażliwcem, nie wstydzę się, tego i dobrze mi z tym 😊. I tymi przemyśleniami chce się z Wami podzielić. Mateusz jest osobą cierpiącą na bardzo ciężką postać Mózgowego Porażenia Dziecięcego, bo czterokończynową spastyczną i w dodatku nie mówi, lecz Jego mama próbuje usilnie przekonać lekarzy, że nie jest on roślinką, a zdrowym intelektualnie chłopakiem, lecz według lekarki zachowanie Mateusza nie różni się, niczym od zachowania jej psa. Cóż sam, kiedyś zostałem porównany do osoby chorej na nowotwór mózgu przez jednego z moich nauczycieli, na szczęście nie zniechęciło mnie to do poznawania tajników komputerowego świata. Każdy rodzic wierzy, że jego dziecko, stanie kiedyś na nogi i zacznie chodzić i zrobi wszystko, by tak się, stało, nawet kosztem własnego zdrowia. Tak też było w przypadku, rodzice imali się, różnych zajęć, by zapewnić mu i młodszemu rodzeństwu, jak najlepszy byt, zaniedbując zdrowie. Młodsze rodzeństwo uważało Mateusza, za samo zło, zwłaszcza siostra, która równie, jak lekarka uważała go, za głupiego. W życiu chyba większości chłopaków z MPD Tata jest bohaterem czy, jak to Mateusz nazwał czarodziejem, który mówił mu będzie dobrze. Śmierć Taty  i problemy zdrowotne Mamy doprowadziły, że Mateusz został oddany do specjalnego ośrodka, bo po co zajmować się, kaleką. Lepiej sobie ułożyć życie, mam na myśli rodzeństwo, bez niepasującego do układanki puzzla i przysyłać mu pozdrowienia z każdego portu, jak to miało miejsce w przypadku brata, który był marynarzem. Kadry z ośrodka, w którym był bohater, przypomniały mi niezbyt fajne wspomnienia z dzieciństwa, bo najprawdopodobniej były to kadry ze szpitala, który miał być już dawno temu dla  mnie przepustką do teraźniejszości, ale wygrała tęsknota, za bliskimi. I to, cudowny skalpel dr. Repetunova i Jego anielskie serce, okazały się, tym panaceum. Wypadki bohatera w tym, że przytułku to nie tylko ukazanie tego, co z naszym ciałem robi spastyka, ale też bezsilność i rozpaczliwy krzyk — ja jestem, ja żyję, mam potrzeby i rozumiem! Chce kochać i być kochanym!  Dopiero jedna z terapeutek, zauważyła ten krzyk i pokazała, że Mati to nie roślinka, a osoba, z którą można komunikować się, za pomocą pisma obrazkowego. Wtedy zrobiło się o nim, na tyle głośno, że doczekał się, on własnego pokoju w ośrodku, czy pojawił się, artykuł w gazecie. Artykuł, który doprowadził do tego, że został zabrany do domu na święta Bożego Narodzenia, bo było się, kim pochwalić. Ale, jak sam bohater stwierdził, który jest zarazem narratorem w filmie — to już nie jest mój dom. Na koniec powiem łatwiej, jest patrzeć na opakowanie, które nie zawsze jest ładne i kolorowe, niż zajrzeć do jego zawartości, czyli naszego wnętrza.    

Powiązany link

wtorek, 21 grudnia 2021

Coś nie trybi :( Ale co? O to jest pytanie...

 


Po pięciu weekendach z Pucharem Świata w skokach narciarskich, w sezonie 2021/2022. Mamy do czynienia z czymś, z czym dawno polski kibic skoków, nie miał do czynienia. A mianowicie z "gorzką pigułką", jaką jest słabsza postawa polskiej kadry.   

Rozpieszczeni sukcesami naszych chłopaków z poprzednich sezonów, gdzie siedmiu meldowało się w finałowej "30" z czego trzech, a nawet czerech w pierwszej "10" konkursów. Myśleliśmy, że tak będzie  już zawsze, o tuż nie, bo nic nie trwa wiecznie i każda passa się, kiedyś kończy. Mam jednak nadzieję, że nie długo, bo kocham ten sport tak samo, jak siatkówkę i źle się, ogląda taką walkę naszych zawodników, czasem z samym sobą na skoczni, a nie z warunkami panującymi na skoczni. Czasem mam ochotę rzucić pilotem ze złości, bo dużo lepiej ogląda się, konkursy z pozytywnymi emocjami, ale nie o to chodzi w prawdziwym kibicowaniu. W prawdziwym kibicowaniu chodzi o to, być na dobre i złe, niestety nie wszyscy tak pojmują kibicowanie. Nasz naród, ma wielu "ekspertów", którzy uważają, że jedynym rozwiązaniem jest zwolnienie trenera Doleżala i rewolucja kadrowa. Skoro tak łatwo oceniacie, to weźcie, zapnijcie narty i wybijcie się z progu i pokonujcie "Rjoju" i Karla, którzy w tym momencie rządzą na skoczniach Pucharu Świata. Weźcie pod uwagę, że mamy najstarszą wiekiem drużynę w stawce Pucharu Świata, chłopaki nie są, zaprogramowanymi na wygrywanie robotami, ale ludźmi, którzy mają prawo do wzlotów i upadków. Ta maksyma, gdyby, ktoś nie wiedział, dotyczy także sportu. Nie zapomnieli jak się, skacze, bo są, przecież Mistrzami Świata w swojej dyscyplinie. Nie zawsze działa to, co dwadzieścia lat temu, mam tutaj na myśli "kopyto" w Ramsau, które niemal od ręki, naprawiało Adama Małysza. Czasem jest to szukanie przysłowiowej igły w stogu siana. Więc nie oceniajcie, a kibicujcie, bo oni właśnie tego drugiego teraz potrzebują. Jednak to pierwsze przychodzi zdecydowanie łatwiej czasem. Wszyscy wierzyliśmy, że tym punktem zapalnym w pozytywnym słowa znaczeniu, będzie trzecie miejsce Kamila Stocha w I konkursie, w niemieckim Klingenthal, niestety  przed drugim konkursem "nasza rakieta" z Zębu, została pokonana przez zapalenie zatok. Wszyscy zaklinaliśmy rzeczywistość przed magicznymi dla nas konkursami w szwajcarskim Engelbergu, trochę tej magii było, bo w pierwszym konkursie był szósty, a w II konkursie mieliśmy już trzech w "30", z błyskiem Pawła Wąska w I serii, który miejmy nadzieję powoli łapie przysłowiowy wiatr pod narty. I na tym bazujmy i opierajmy swój optymizm przed TCS 😉.

*fotografie pochodzą z FB Skoki narciarskie.pl oraz oficjalnego profilu Kamila Stocha na FB  

sobota, 18 grudnia 2021

Momenty to, za mało, by wygrywać spotkania.

Po zwycięstwie w Arenie Suwałki zastanawiałem się, czy drużyna z Rzeszowa przestanie grać czarne, czerwone jeśli chodzi o ich grę w tyn sezonie. 

I zastanawiać się, będę dalej, bo ta niechlubna tradycja została podtrzymana... (1:3). Asseco Resovia Rzeszów przystąpiła do tego spotkania bez kontuzjowanych: Kochanowskiego i Zatorskiego. Oglądając I seta miałem wrażenie, że oglądam walkę bokserską, a nie mecz siatkówki. Goście znokautowali nasz zespół, w każdym z siatkarskich elementów, kompletnie "pod grą" w tym secie był lewoskrzydłowy Klemen Cebulj, który żadnego ze swoich ataków. II set był nie, co bardziej wyrównany pod względem wyniku, ale nadal z wyraźną przewagą w ataku u bloku po stronie ekipy z Zawiercia. Rzeszowski klub nie miał na tyle siły, by zniwelować straty i doprowadzić do remisu w tym spotkaniu. Po ostatnim punkcie w drugim secie pomyślałem — oglądnę, a co mi szkodzi. Skoro skoczkom i tak nie idzie. Obraz naszej gry nie, co odmienili Rafała Buszka i Timo Tammemaa, ten pierwszy nieco  uspokoił nasze przyjęcie, a ten drugi fajnie spisywał się, na środku siatki. Gospodarze odrzucili rywali od siatki swoją zagrywką, wykorzystywali piłki w ataku po swojej stronie i "gasili światło" graczom w zielonych strojach. Taki obrót sprawy sprawił, że na tablicy było już tylko 1:2. I w chwali na Podpromiu "tlił się", zapach tie-breaka. Były powody, by tak sądzić, gdyż IV partię gospodarze, zaczęli od prowadzenia 2:0, jednak z czasem, zaczęliśmy podawać rękę przyjezdnym swoją zagrywką, niekoniecznie przebitą na stronę rywala, czy atakami, które zamieniali na skuteczne kontry. Sytuacji nie zmienił pojedynczy blok Fabiana Drzyzgi na "Facu", bo i tak komplet punktów, pojechał do Zawiercia, zasłużenie zresztą. Takim o to sposobem rzeszowscy siatkarze, kończą fazę zasadniczą z siedmioma porażkami na swoim koncie. Wniosek, jaki nasunął mi się, po tym spotkaniu to taki, że nie potrafimy wygrywać z zespołami, które plasują się od nas wyżej w tabeli.

*fotografia FB klubu z Zawiercia         
 

poniedziałek, 13 grudnia 2021

W końcu...!

Każda kolejna porażka i każda kolejka rodziła, wiele frustracji, pytań. Tak było i przed wyjazdowym spotkaniem z MKS Ślepsk Malow Suwałki (0-3).

Przed spotkaniem pozwoliłem sobie na może nie zbyt ładny żart pod adresem rzeszowskiej drużyny — Ciekawe czy zostaną zmrożeni przez drużynę z Suwałk, niczym Olaf z Krainy Lodu? Gdyż nie miałem podstaw, by sądzić inaczej, przed tym spotkaniem. Kluczem do zwycięstwa we wczorajszym spotkaniu było przyjęcie, które w całym spotkaniu opiewało się, na (56%), nie od dziś wiadomo, że dobre przyjęcie pomaga rozgrywającemu, potencjał w ofensywie swoich kolegów na boisku. Którzy byli wczoraj naprawdę dysponowani w tym elemencie: "18" (16 pkt w tym 2 bloki i 2 asy serwisowe, 50% att) - MVP. "3" (9 pkt w tym as i blok, 54 att), "2" (14 pkt w tym dwa asy, 67% att). Swoje w ofensywie dołożyli Kuba Kochanowski i Jan Kozamernik, obaj zdobyli po 7 pkt. Nie małą rolę w tym zwycięstwie odegrał nasz serwis, który może nie przyniósł nam zbyt wielu punktów bezpośrednich, ale przeważał szalę na naszą korzyść w końcówkach setów, co wykorzystywaliśmy. Pozwalał nam też ustawiać sobie pierwszą akcję, jak i wykorzystywać piłki, które mieliśmy po swojej stronie. A zwłaszcza z tym drugim byliśmy na bakier we wcześniejszym spotkaniach. Uspokoję Was, nie popadam w hurra optymizm, bo jedna jaskółka wiosny nie czyni 😊. 

*fotografia FB klubu      

niedziela, 28 listopada 2021

Beniaminiek wraca z tarczą z Podpromia!

 

Po podziale punktów w Bełchatowie było wiadomo, że o kolejne punkty łatwo nie będzie, bo na Podpromie przyjeżdża zespół z Lublina, który grać potrafi.

Już na wstępie powiem, że taki wynik przewidywałem przed pierwszym gwizdkiem sędziego, ale jak zwykle serce "pasiastego" kibica mówiło swoje. Niestety po raz kolejny rozum miał rację. Ale czy może być inaczej, kiedy nie wykorzystuje się, okazji  do zdobywania punktów, mając piłki po swojej stronie? Kiedy podajesz przeciwnikowi rękę przez punkty oddawane po błędach własnych, mając trzy "oczka" z przodu, czy też posyła się, zagrywki, które są, przyjmowane w punkt. To jak się to ma skończyć?! Zespół LUK Lublin nie jest zespołem adeptów tego pięknego sportu, ani beniaminkiem, który nie wie, jak to wykorzystać. A beniaminkiem, który ma pomysł na swoją grę i potrafi bawić się, swoją grą. Najwyraźniej włodarze rzeszowskiego klubu nie rozumieją, ani siatkarze, że nikt się, przed meczem z naszymi siatkarzami już ze strachu, nie trzęsie. Bo z tej wielkiej Asseco Resovii Rzeszów pozostała tylko nazwa... no i pieniądze, które pozwalają mieć, każdego siatkarza, ale nie zespół, który da  wreszcie radość swoim kibicom. Jak się, atakuje ze skrzydeł, pokazał wczoraj słoweńskiemu gwiazdorowi Kuba Wachnik, który był ich katem we wczorajszym spotkaniu. W naszym zespole nie funkcjonował system blok-obrona, czy jak, kto woli. A i przysłowiowych punktowych czap policzyłby na palcach jednej ręki, było ich 5 w całym meczu.  Wszystko, co dobre w grze Asseco Resovii było w momencie, gdy na parkiecie przebywał Nicolas Szerszeń to on, dał nam nadzieję, że może być inaczej w tym meczu, swoimi pewnymi atakami z lewego. Jest mi ogromnie szkoda tego zawodnika, bo pech z kontuzjami Go nie opuszcza, a zawsze, gdy pojawia się, na parkiecie. To wnosi dużo dobrego do gry zespołu. Dobra gra Maćka Muzaja i Kuby Kochanowskiego to, za mało, by myśleć o punktach w tym spotkaniu. To nie przypadek, że beniaminek ogrywa Skrę, a teraz naszpikowaną gwiazdami "Reskę". Za przypadek uznam grę Asseco Resovii Rzeszów w play-offach, niestety na ten moment, nie mogę i nie potrafię tego inaczej ująć. WSTYD, że nie potrafimy, zagrać na miarę potencjału, który mamy! Ale zapomniałem, że jesteśmy nowym zespołem i potrzebujemy czasu 😜.       

*fotografia strona internetowa klubu

wtorek, 23 listopada 2021

Stara siatkarska prawda się, ziściła....

 

Przed pierwszym gwizdkiem sędziego, wielu zagorzałych kibiców czy to w "Pasiaku", czy to w żółto-czarnej koszulce. Marzyło, aby ten mecz był nawiązaniem do tych meczów, które decydowały o tym, kto zostanie Mistrzem Polski.

W moim blogowym podsumowaniu meczu z Projektem Warszawa pisałem, iż wypadałoby, aby "Reska" potwierdziła tę dobrą grę z tamtego spotkania w kolejnych kolejkach. Czy ją potwierdziła? No nie do końca 😎.  Bo prowadząc 2-0 w setach, nie powinna pozwolić dojść do głosu bełchatowskiej Skrze, bo kto, jak kto, ale Skra w siatkówkę grać potrafi, co zresztą pokazała.  Asseco Resovia Rzeszów od pierwszej piłki, postanowiła odrzucić gospodarzy od siatki swoją zagrywką. I to się, im udało do tego stopnia, że nie dość, że my mogliśmy swobodnie grać na siatce, Fabian grał wszystkimi strefami to Skra, dokładała nam punktów własnymi błędami. I byliśmy o dwa sety od wywiezienia pełnej puli z hali Energia w Bełchatowie. Przyznam szczerze, że byłem lekko zdziwiony, tym z jaką lekkością przyszło nam zwycięstwo w premierowej partii spotkania. W drugiej partii "Wilki" kontynuowały swoje strzelanie w polu serwisowym, w "bełchatowskim ulu". Skra mimo starań nie potrafiła, złamać dobrej gry rzeszowskich siatkarzy. Tak obrót sprawy sprawił, że byliśmy o seta od wygrania meczu, za trzy punkty. Z drugiej jednak strony zastanawiałem się, jak i czy zareaguje PGE Skra Bełchatów. Chyba nie potrzebnie się, zastanawiałem 😂. Nasze przyjęcie zostało rozmontowane przez Roberta Tahta, który pokazał swojemu byłemu klubowi, że może nie potrzebnie mu podziękowano. Swoje w ataku dołożyli "Atan" i Milad Ebadipour i było już 1-2. Nadal mieliśmy szansę na trzy punkty, ale było wiadomo, że Skra będzie próbowała iść, za ciosem i doprowadzić do tie-breaka, który rządzi się, swoimi prawami. Choć "gasiliśmy światło" bełchatowianom i wydawało się, że spotkanie zamknie się w czterech setach (8-5). To gospodarze znów wrzucili "piąty bieg" na zagrywce, a konkretnie estoński przyjmujący. Który wyprowadził ich na prowadzenie, którego nie oddali już do końca seta. I było wiadomo, że największe emocje dopiero przed nami. Tie-break to istna wymiana ciosów, spektakularnych obron i zwrotów akcji. Akcji, które kibiców jednych wprawiały w euforię, a drugich w stan zawałowy. Uwierzcie mi, tie-break oglądałem z zaciśniętymi pięściami i łacińskim słownikiem na języku 😛. Bo, jak tu go nie używać, kiedy Kuba Bucki daje nadzieję na te dwa punkty, a potem "Kłosik" ją odbiera swoją grą na siatce. Mam nadzieję, że te pięści, aż tak nie odbiły się na mojej spastyce rąk, jeśli tak to, mój fizjo będzie musiał kierować skargę do rzeszowskich siatkarzy 😃. Na koniec powiem, że przyczyn porażki według mnie są, dwie mental — nasi zawodnicy zbyt szybko uwierzyli, iż Skra się, nie podniesie z "siatkarskich desek". W połowie III partii naszej drużynie ktoś "wyłączył prąd" w nogach i polu serwisowym. Ile jeszcze musimy czekać na to by podstawową parą przyjmujących, była para — Cebulj, Szerszeń? To już kolejne spotkanie, gdzie na pochwałę ode mnie zasługują; środkowi, atakujący, a także "sypacz". Okazja do rehabilitacji już w sobotę, ale o punkty nie będzie łatwo, bo beniaminek z Lublina grać w siatkówkę potrafi.

*fotografia FB klubu    

niedziela, 14 listopada 2021

W końcu zagrał ZESPÓŁ!

 

Po seriach dwóch porażek z rzędu z Mistrzem i Vice Mistrzem Polski z poprzedniego sezonu. Przyszedł czas na pojedynek z brązowym medalistą — Projektem Warszawa (3-0).

Nie będę owijał w bawełnę po rozmiarach, a przede wszystkim stylu obu porażek, nie miałem podstaw, by z optymizmem myśleć o wczorajszym meczu.  Bo i gdzie miałem go szukać? Zanim zacznę opowiadać o pozytywach. To zapytam po raz kolejny — Co w naszym zespole na parkiecie robi Sam Deroo? Który potrafi jedynie atakować z piłek wystawionych "na nos", piłka sytuacyjna to niemal stuprocentowa pewność, że zostanie posłana w aut bez bloku lub też zostanie "zgaszone mu światło", czy też jego przyjęcie utrudni nam rozegranie akcji. Od takiego zawodnika oczekuje się dużo więcej, przynajmniej ja tak uważam. Aż żal patrzeć, jak na krótkie epizody wchodzi Nicolas Szerszeń.  Nie wiem, czy tylko ja tak uważam, a może i nie — naszej drużynie nie leży mocna zagrywka poza "Kochanem" we wczorajszym spotkaniu. Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić to do serii błędów po naszej stronie na szczęście gracze ze stolicy, nie potrafili tego wykorzystać oraz ilości błędów własnych  w przekroju całego spotkania. Na wielkie brawa zasługuje ode mnie nasz Kapitan, czasem warto, jest usłyszeć krytykę kibiców na swój temat. Świetnie grał wszystkimi strefami, gubiąc przy tym kilkukrotnie blok, nie bał się, grać przesuniętych krótkich z naszymi środkowymi, którzy zagrali rewelacyjne spotkanie - "4" (11 pkt w tym, aż 5 blokiem), "7" (9 pkt w tym dwa bloki i dwa asy). Warto zwrócić na floata Jana Kozamernika, która siała spustoszenie w szeregach rywali, a nam dawały okazję do skutecznych kontrataków. Nasz Kapitan kilkukrotnie dokonywał cudów w obronie, podbijając niemożliwe piłki, co również kilkukrotnie dawały nam punkty po widowiskowych akcjach. Tego zwycięstwa było nie było, gdyby nie kolejny świetny występ Macieja Muzaja, co zaowocowało statuetką MVP (13 pkt w tym 3 blokiem z 56% atakiem). W końcu zobaczyliśmy ZESPÓŁ, a nie INDYWIDUALNOŚCI.  Trzeba to tylko potwierdzić w następnych kolejkach.
 
*fotografia FB klubu

czwartek, 11 listopada 2021

ZAKSA daje MAXA! Mistrz Polski bez szans z klubowym Mistrzem Europy.

 

Liga przyśpiesza, liga nie zwalnia tempa! W dniu wczorajszym byliśmy świadkami meczu na szczycie. Awansem Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle podejmowała Mistrza Polski z Jastrzębia-Zdroju.

Z utęsknieniem wyczekiwałem wieczoru i tych emocji na najwyższym poziomie. I tych smaczków — pojedynki graczy w obu zespołach na poszczególnych pozycjach, które dodawały dodatkowego kolorytu temu spotkaniu. Największym smaczkiem był pojedynek Benjamina Toniuttiego z Marcinem Januszem, który przecież jeszcze sezon temu był po drugiej stronie siatki i poprowadził wraz z Nikolą Grbiciem kędzierzyński zespół do triumfu w siatkarskiej Lidze Mistrzów. Srebrny medalista Śmiem twierdzić, że ZAKSA ustawiła sobie to spotkanie swoim serwisem, przez co "Totti" miał utrudnione zadanie "w sypaniu" piłek, bo na skrzydłach gospodarze "gasili światło", co skutkowało  zjazdem "do bazy" Trevora Clevenot. Jednyną pewną strefą do ataku był środek siatki. Za to "Elvis" mógł grać, co chciał i z kim chciał, bo świetnie dysponowani byli Kaczmarek, Semeniuk i Huber. To kolejne spotkanie, gdzie Huber nie tylko świetnie grał na siatce, ale i posyłał pociski, zza linii dziewiątego metra, w pełni zasłużona statuetka MVP. Z taką formą drzwi do kadry na stałe, stają otworem. Swoje "kwity" po raz kolejny potwierdził Marcin Janusz, pokazując kto, jest najlepszym polskim rozgrywającym. Widać było ten feeling i flow z kolegami, z zespołu. Co w tym sporcie jest niezwykle ważne. Oczywiście ZAKSA miała też przestój w tym spotkaniu, co Mistrz Polski próbował wykorzystać, ale klubowy Mistrz Europy nie pozwolił na to i postawił przysłowiową kropkę nad "i". Przyznam się, szczerze, iż liczyłem na większy opór ze strony Mistrza Polski.       

*fotografia strona internetowa PlusLigi


niedziela, 7 listopada 2021

Wygrał ZESPÓŁ, a nie GWIAZDOZBIÓR.

Po meczu z Mistrzem Polski, który miał być wyznacznikiem tego, w którym tego, gdzie znajduje się, rzeszowski gwiazdozbiór. Przyszedł czas na spotkanie z klubowym Mistrzem Europy i srebrnym medalistą PlusLigi z poprzedniego sezonu — Grupą Azoty ZAKS-ą Kędzierzyn-Koźle.  


Po rewelecyjnej pierwszej partii w wykonaniu rzeszowskich siatkarzy, gdzie odrzuciliśmy kędzierzyński kolektyw od siatki swoim serwisem, co skutkowało  66% skuteczności w ataku po I secie. Taki stan rzeczy pozwalał myśleć o tym, że może jakieś punkty wrócą do stolicy Podkarpacia. Niestety na myśleniu się, skończyło, bo ZAKSA, choć straciła swoje "zęby trzonowe to nie straciła na jakości. Co zaprezentowała w kolejnych partiach, samym Maciejem Muzajem i Klemenem Cebuljem się, meczów nie da wygrywać. Wielkie brawa zwłaszcza dla Muzaja, którego dyspozycja rośnie z meczu na mecz, szkoda, że nie całego zespołu. Lekcje porządnej siatkówki Kapitanowi, który najwyraźniej nie nauczył się, podbijać piłek w obronie, ani sensownie sypać piłek do kolegów. Dał Marcin Janusz, który pokazał, że nie trzeba mieć gwiazdozbioru wokół siebie na parkiecie, ani sam być gwiazdą (zasłużone MVP). By kierować grą zespołu, który daje radość swoim kibicom. Pokazując przy tym, że może nowy selekcjoner reprezentacji polskich siatkarzy, powinien poważnie zastanowić się, czy to nie jemu powinien powierzyć pozycję pierwszego rozgrywającego w kadrze, bo ma na to kwity. Dla mnie to nie ulega wątpliwości. Było widać to flow między nim, a posyłanymi piłkami czy to do Śliwki, Semeniuka, Kaczmarka i Hubera. A co było widać w drużynie z Rzeszowa? Kompletnie bez formy Deroo, szukającego pomysłu na grę Fabiana Drzyzgę i Kozamernika, który mam wrażenie myślą, jest jeszcze w Serie A, tej trójce już dziś bym podziękował, za grę w barwach Asseco Resovii Rzeszów. I zespół, który nie potrafi zagrywać, a jedynie czeka na błędy rywali. Chyba nie tędy droga do zdobywania punktów. ZAKSA jeżeli je popełniała to potrafiła wrócić do swojego poziomu. W pełni zasłużone zwycięstwo, gratulacje. To smutne, że nasza drużyna nie posiada rozgrywającego, który potrafiłby przekuć ten potencjał drużyny w punkty. Loty po przyjściu na Podpromie obniżyli; Zatorski i Kochanowski to martwi w kontekście reprezentacji. Nie od dziś jednak wiadomo, że zawodnicy przychodzący do Rzeszowa, nie są, zawodnikami, których pamiętamy z poprzednich klubów. Czy Nicolas Szerszeń ma udowadniać swą siatkarską wartość jedynie, wchodząc z bazy, bo musi grać drewniany w przyjęciu belgijski przyjmujący? Nie trafia do mnie argument, że to dopiero szósta kolejka, a mamy nowy zespół, tę śpiewkę słychać na Podpromiu, w każdym sezonie! Pieniądze nie grają, a kolektyw, którego nie mamy! A ma go ZAKSA czy Mistrz Polski...      

*fotografia strona internetowa klubu      

poniedziałek, 1 listopada 2021

A mogło być inaczej, ale Resovia... podawała rękę. Czyli zwycięstwo Mistrza Polski w Rzeszowie.

 

Po sobotnim klasyku w Bełchatowie, który stał na mega poziomie pod względem siatkarskim. Na podobne widowisko, liczyłem w meczu Asseco Resovii Rzeszów z Mistrzem Polski.

Niestety przeliczyłem się, choć nie brakowało dobrych akcji po stronie gospodarzy, To więcej jakości siatkarskiej i chłodnej głowy zachowali Mistrzowie Polski. Asseco Resovia nie robiła problemów przyjezdnym swoją zagrywką z czego "Totti" mógł rozgrywać, co chciał i pytać kolegów — gdzie posłać piłkę. Nam często pozostawało atakować jedynie z sytuacyjnych piłek, ale cóż innego mógł Fabian Drzyzga robić, skoro przyjęcie zagrywki całego zespołu w całym spotkaniu wynosiło 46%, 21% perfekcyjnego. Zastanawia mnie fakt, dlaczego słabo spisującego się, Sama Deroo, nie zastąpił Nicolas Szerszeń 67 przyjęcie i 50% atak, a jedynie na krótkie fragmenty gry, w których udowadniał swoją wartość, które potwierdzają statystyki. A może znów mamy do czynienia z dyktowaniem składu trenerowi, jak to bywało w naszym klubie, w przeszłości 😉. Kilkukrotnie te sytuacyjne piłki dawały nam punkty, lecz częściej kończyło się, to skutecznym blokiem Mistrza Polski czy wyprowadzeniem skutecznej, zabójczej kontry. My nie potrafiliśmy wykorzystać tego, że często nabiliśmy piłkę o blok i mieliśmy ją po naszej stronie. Tak, jak już powiedziałem, zostawaliśmy blokowani lub też uderzaliśmy piłkę w aut, co pozwalało łapać dobry rytm gry Jastrzębskiemu Węglowi, a nam wręcz przeciwnie. Śmiem, twierdzić, że wynik byłby inny, gdyby nie to, co złe po naszej stronie. Pozytywna gra Maćka Muzaja, który zdobył 14 pkt w tym jeden blok i jeden as 50% atak, a także Klemen Cebulj który, choć zdobył  tylko 9 pkt w 1 as to, zagrał ze 62% skutecznością w ataku. Dodajmy do tego całkiem fajną grę "Kochana" (8 pkt w tym 4 blokiem). To jednak nie przeważyło to tych mankamentów w naszej grze, o których wspomniałem wyżej. Zespół Mistrza Polski pokazał jakość na, każdej pozycji, a przede wszystkim cierpliwość w podbramkowych sytuacjach, czego w naszym teamie brakuje od początku sezonu. Mistrzowie olimpijscy wsparci Tomkiem Fornalem i Kubą Popiwczakiem, którzy mam nadzieję na dobre, zagoszczą w szeregach naszej reprezentacji. Dadzą wiele radości w tym sezonie pomarańczowym kibicom. A my — nadal mamy nad czym pracować, dobre fragmenty gry to, za mało, by myśleć na tej moment o grze, o medale. Medali nie zdobywa się, indywidualnościami, a zespołowością. Tego drugiego na razie w Rzeszowie, nie widać... W następnych kolejkach zagramy; z Kędzierzynem-Koźlem, Warszawą, grającym dobrą siatkówkę beniaminkiem z Lublina i Bełchatowem. Więc sami sobie odpowiedzmy czy o plusligowe punkty będzie łatwo.

*fotografia FB klubu     

niedziela, 24 października 2021

Do lewego i są, punkty.

Słysząc, że żółto-niebiescy przed tygodniem postawili trudne warunki bełchatowskiej Skrze, byłem ciekaw warunków, jakie zostaną postawione rzeszowskiej Asseco Resovii.

Zacznę może od tego, co mi się, nie podobało w grze "Pasów". Nie robiliśmy kompletnie zamieszania swoją zagrywką w szeregach rywali, a raczej ułatwialiśmy im grę, posyłając baloniki. To oni odrzucali nas od siatki swoim serwisem, co ułatwiało im budowanie pierwszej akcji. A my mieliśmy z nią problem, bo nie mieliśmy przyjęcia, w przekroju całego spotkania wynosiło 41%. Trochę słabo, ale wielu powie, że przesadzam, bo są, punkty i to najważniejsze 😏. Z naszym blokiem robił, co chciał  Wassim Ben Tara. Kolejne spotkanie, gdzie dopuszczamy rywali do głosu, mając kilkupunktową przewagę. Myśląc, że rywale oddadzą nam seta bez walki, bo to "Reska". To nie tędy droga. Takie rozluźnienie w czwartym secie spowodowało, że w powietrzu zaczął unosić się, zapach tie-breaka. Na szczęście rzeszowscy siatkarze w porę odpowiednio zareagowali i zabrali komplet punktów na Podpromie. Inny rywal bardziej topowy będzie umiał wykorzystać to rozluźnienie w szeregach Asseco Resovi Rzeszów. We wczorajszym meczu kompletnie nie funkcjonowało prawe skrzydło, a także Fabian zbyt mało grał na siatce swoimi środkowymi. Z meczu na mecz powoli widać progres w grze Macieja Muzaja 11 pkt 40% atak i jeden blok. To cieszy, ale ja i pewnie nie tylko ja, czekam na dużo więcej od zawodnika z nr. 2 na "pasiastej" koszulce. Jedynymi pewniakami do zbywania punktów byli Sam Deroo i Klemen Cebulj (MVP) z lewego skrzydła. Miałem wrażenie, im trudniejsza piłka była posyłana do tych Panów, tym byli bardziej skuteczni. Na potwierdzenie moich słów - "3" - 19 pkt w tym 3 bloki, 53% atak, "18" 22 pkt w tym 1 blok, 68% atak. Pełna pula oczywiście cieszy, ale wciąż w naszej grze jest sporo do poprawy. I taka gra, jak we wczorajszym spotkaniu na Mistrza Polski i vice Mistrza Polski nie wystarczy, bo to z nimi spotkamy się w dwóch następnych kolejkach.

*fotografia strona internetowa klubu      
 

środa, 20 października 2021

Wygrana z kibicami na trybunach!

Wszyscy byliśmy spragnieni meczów z kibicami na rzeszowskim Podpromiu i w końcu się, doczekaliśmy! Asseco Resovia Rzeszów w ramach trzeciej kolejki naszej ligi, podejmowała "Wojskowych" z Radomia.

Po zeszłotygodniowej niespodziance w Szopienicach, bo w takich kategoriach można rozpatrywać porażkę z Katowicami, choć GKS wygrał zasłużenie. Byliśmy ciekawi, jak spisze się, nasz gwiazdozbiór przed własną publicznością. Nasza drużyna rozpoczęła to spotkanie z "Wujkiem" na rozegraniu, Sama Deroo na przyjęciu zastąpił Nicolas Szerszeń, a Jana Kozamernika Timo Tammemaa. Dobrze, że mamy dobrych skrzydłowych, bo przy takiej grze Macieja Muzaja pewnie, zaliczyliśmy drugą porażkę z rzędu. Czy podstawowy atakujący drużyny, aspirującej do gry o medale powinien zdobywać 6 pkt w całym meczu? Odpowiedzcie sobie sami, przy każdym jego pójściu do ataku modliłem się, w którą stronę sędzia przyzna punkt 😎. Kuba Bucki wracaj do zdrowia! W innym przypadku czarno widzę próbę walki o plusligowe laury. Pewnie wielu mnie skrytykuje, ale na ten moment przyjście Macieja Muzaja do Rzeszowa obok Facundo Conte do Zawiercia to najgorsze transfery tego sezonu. Wiem, że to dopiero, kilka kolejek, ale patrzę obiektywnie. Dobrze, że nasi przyjmujący mieli dobry dzień i to na nich Paweł Woicki opierał poczynania ofensywne naszej drużyny. "9" 15 pkt w tym 4 asy, 69 % atak i 50% przyjęcie, "18" 22 pkt w tym 2 asy i 3 bloki 65 % atak i 75 % przyjęcie. Nie jednokrotnie po ich atakach rywale nie mieli czego zbierać. Dzielnie wsparcia tej dwójce na przyjęciu, udzielał "Zati" (59%). Przyjęcie całej drużyny opiewało się, na 64%. Więc z takim przyjęciem można grać też na siatce "7" 5 pkt i 50% atak, niestety wolny przebieg na bloku,  "84" 6 pkt w tym 3 blokiem i 100% atak. "Reska" odrzucała swoich rywali od siatki swoim serwisem, co pozwalała wypracować sporą przewagę, by za chwil kilka podać rękę rywalowi i doprowadzić do gry "na styku". I to zaciemniało tą momentami dobrą grę "Wilków".

*fotografia FB Asseco Resovia Rzeszów        

poniedziałek, 11 października 2021

Człowiek ważniejszy od siatkówki :)

Kto mnie dobrze, zna wie jak bardzo ważny jest dla mnie drugi człowiek, nieważne czy to Rodzina, czy to Przyjaciele. W sobotę, zamiast oglądać mecz Asseco Resovii Rzeszów, wybrałem wieczór  w towarzystwie D&O, bo Messenger to nie to samo, co face to face. A już trochę minęło od naszych wspólnych chwil z przyczyn niezależnych od nas, więc było o czym gadać. Niejako kontynuacją sobotniego wieczoru było wczorajsze popołudnie. Do naszej trójki dołączyła jedna z moich oazowych wolontariuszek. Nie zabrakło wspomnień oazowych i głupich tekstów, których byłem prowokatorem, ja tylko na spokojnego wyglądam. Gdyby, ktoś nie wiedział 😋. Nie zabrakło też słów wsparcia dla pierwszaczka studenckiego 😍. Wiecie co?? Wczoraj mi się, przypomniało, że mam siostrzeńca w Anglii, którego jeszcze nie poznałem, spokojnie to tylko bujna dziecięcych lat D 😘. Przy okazji załatwiłem sobie baby-sitter, ja to się, umiem ustawić, będzie się, działo O 😎. Na koniec biednej młodzieży postawiłem pizzę, uwierzcie nam z utęsknieniem, wypatrywaliśmy kierowcy, bo na głodnego nie da się, gadać. Nieobecni niech żałują, mam nadzieję, że następnym razem spotkamy się, może w pełniejszym składzie, bo w kupie siła 👊. Niestety to spotkanie nie zostało uwiecznione na fotografii, więc będzie post bez fotografii, choć jedna z uczestniczek specjalnie pod to zrobiła sobie make-up. No cóż, jeszcze będzie okazja uwiecznić wspólne chwile. Naładowany pozytywnymi emocjami mogę ćwiczyć i pracować 💪.     

środa, 6 października 2021

Nie tylko z siatkówką na "ty", czyli MPD da się lubić!

 

Pewnie myślicie, że ten post będzie dotyczył spaceru naszej trójki, albo będę pokazywał, że pozjadałem wszystkie rozumy, bo skoro druga część tytułu to MPD da się, lubić. Dziś obchodzimy światowy Dzień Mózgowego Porażenia Dziecięcego, jest nas na świecie 17 milionów. I chce się, nad tym tematem pochylić. Spora część społeczeństwa uważa, że Mózgowe Porażenie Dziecięce ma tylko jedną postać i basta! Otóż nie, jest tych postaci, aż trzy. I choć jestem właścicielem tego najcięższego "pakietu szczęścia" to jeszcze nie spotkałem się z osobą, która, by miała identyczne ograniczenia ruchowe, jak ja, bardzo zbliżone już tak. Więc nie wrzucajcie MPD do jednego worka 😉. Choć jestem właścicielem najcięższej postaci MPD to i tak jestem łagodnie potraktowany i dziękuję, za to Bozi, każdego dnia, bo niektórzy nie są, tak łagodnie potraktowani przez los. Teraz zadajecie sobie pytanie, jak mogę nazywać najcięższą postać tego schorzenia "pakietem szczęścia", że chyba mam całkowicie porażony mózg, skoro swoje ograniczenia nazywam czymś pozytywnym. Poniekąd macie rację, bo nazwa choroby na to wskazuje 😋. Jednak, by tak się, stało, musiało wiele wody upłynąć, ale i łez. Choć od najmłodszych lat miałem kontakt ze zdrowymi rówieśnikami, byłem i jestem dla nich normalnym Marcinem. Dowodem jest kilka relacji, które trwają do dziś. (No właśnie kl. B i kl. E. Kiedy spotkanko?) To tak na marginesie. To w okresie dorastania wewnątrz był bunt, żal do Pana Boga i pytanie — Dlaczego ja, dlaczego nie mogę żyć, jak inni? I nie wierzyłem, że jeszcze coś pozytywnego ma dla mnie Bóg, czułem się, bezużyteczny. To wtedy też zostałem wujkiem, tych o to panienek, które są ze mną na zdjęciu. Jak, widać można się, spełniać i w tej roli mając MPD, wtedy tak nie myślałem. Możecie mi wierzyć lub nie, ale tak właśnie było. Wszystko zmienił pewien projekt unijny i jedna z osób, które go prowadziły. To ona znalazła klucz do Marcina, by przez kilka lat, stać z boku, wspierać. By w końcu powiedzieć — na Ciebie wariacie nie ma opisu w żadnej książce.   Dziękuję Wariatko i może wreszcie do zobaczenia 😘. Ania to nie jedyna osoba, która miała tak duży wpływ na to, że zacząłem akceptować swój pakiet szczęścia. Pamiętacie, jak w jednym z postów wspominałem o tym, że ten blog dał mi przyjaźń. Przyjaźń, która dała mi na tamten moment, pozwoliła mi uwierzyć w samodzielność fizyczną, w spełnianie marzeń, pozwoliła mi się, pozbyć blokad związanych z intymnością. Pozwoliłeś mi nie akceptować MPD i Marcina, którego poznałeś w pozytywnym słowa znaczeniu. Dziękuję i będę miał to w sercu na zawsze, naszą relację też 👊. Myślałem, że moim krokiem do samodzielności będzie studiowanie tego, co było moim marzeniem — grafika komputerowa. Jednak widać Bóg miał dla mnie inny plan, bo miesiąc po moim niefortunnym rozpoczęciu studiowania pojechałem na turnus rehabilitacyjny, który otworzył mi "drzwi" do szczęścia. Tam dowiedziałem się o zabiegu fibrotomii metodą Ulzibata i zobaczyłem, co ta metoda  może  zdziałać. Diagnoza nie była pomyślna i znów świat lęgnął mi w gruzach na kilka dni, lecz postanowiłem dać sobie szansę po raz pierwszy, by spróbować przestać być "dużym dzieckiem". To, co udało się, osiągnąć dzięki  powtórzeniu fibrotomi i systematycznej rehabilitacji  przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Efekt na filmiku.
Po pierwszym zabiegu przyszedł czas na realizację celów i marzeń, jednym z nich było rozpoczęcie współpracy z FAR-em. To dzięki FAR MPD nazywam pakietem szczęścia, spastykę kochanką 😋. To, czego nauczyły mnie obozy, nikt mi nie zabierze. Choć rodzicom i rodzeństwu trudno było zaakceptować to, jak odmienił mnie, każdy z obozów. To musieli to przełknąć. Obozy to nie tylko przełamywanie siebie to też osoby, które są równie powalone, jak ja. Ziomuś przykro mi,  musisz jakoś ze mną wytrzymać 👊. Jeszcze bardziej zrozumiałem to, jak wielkim dobrem jestem obdarzony przez Boga na oazach dla sprawnych inaczej, gdzie miałem do czynienia z bardziej niepełnosprawnymi ode mnie, a zarazem pensjonariuszami DPS-ów w dużej mierze. To tam dotarł do mnie cytat  z drugiego Listu do Koryntian — Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali, który stał się, moim mottem. Pozdrawiam znajomych kapłanów, którym to zdanie towarzyszy na drodze kapłaństwa 😊. Tam też zostały zawarte znajomości, które mogę śmiało powiedzieć, przerodziły się w przyjaźń,  Ekipo 💓. Choć udało mi się, ukończyć kurs z zakresu grafiki cyfrowej. To moja praca nie ma nic z tym wspólnego. Dziękuję Krzychowi i Justynie, za danie mi szansy zatrudniając mnie jako copywritera,  wiarę  we mnie, cierpliwość  i zaufanie, rzucając mnie na głęboką wodę. Powierzając mi rzeczy, z którymi nigdy wcześniej nie miałem do czynienia, choć jestem humanistą. Dziękuję, za planowany mój rozwój zawodowy. Mam nadzieję, że kiedyś będzie nam dane się, poznać osobiście. Pomyślicie, że skoro mam pracę i w miarę dużą samodzielność to już nic więcej do szczęścia nie potrzebuję. Otóż ja nie zamierzam, spocząć na laurach dowodem na to jest, choćby kolejna seria aerobiku, którą zacząłem wczoraj, a także plany na dalszy rozwój osobisty, część z nich zamierzam realizować w następnym roku. Jeśli już ujrzą światło dzienne to na pewno o nich, przeczytacie 😉. Na koniec chciałbym zaapelować do Was rodziców, ale i do Was osób z MPD. Pozwólcie swoim pociechom walczyć o samodzielność i marzenia, wiem, że rodzicielska miłość łączy się z lękami o swoje dziecko to naturalna kolej rzeczy, ale uwierzcie w to, że MY wiemy, ile możemy, a i potrafimy przesuwać swoje granice. A Wy Drogie Koleżanki i Koledzy, nie bójcie się, marzyć i uwierzyć zarówno w marzenia, jak i w siebie! Kończąc, chciałbym, aby ludzie, których spotykamy nie, patrzyli tylko na okładkę — powyginane ciało czy niewyraźną mowę, a na to, co mamy w środku, bo jesteśmy normalnymi ludźmi, którzy mają uczucia i emocje i potrzebujemy akceptacji takimi, jakimi jesteśmy, a MY odpłacimy się, Wam tym, co mamy najlepsze  💚💚. Ja ze swojej strony dziękuję tym, którzy są, przy mnie i widzą we mnie coś więcej, niż tylko pakiet szczęścia.     

*film i fotografia archiwum prywatne              

niedziela, 3 października 2021

"Wilki" na starcie z trzema puntami.

 

"Wilcza wataha" rozpoczęła sezon od  wyjazdowego meczu z Indykpolem AZS-em Olsztyn. Wszyscy byliśmy ciekawi tego spotkania, bo to nowe rozdanie ligowe i nowa "Reska".

Spotkanie zaczęło się, od kilkupunktowego prowadzenia gospodarzy, którzy wysyłali "pociski" zza linii dziewiątego metra, które nam mieszały w przyjęciu. A rywalom pozwalały wyprowadzać skuteczne kontry. Obraz gry rzeszowskiego klubu zmieniła podwójna zmiana w zespole Alberto Giulianiego, a konkretnie zagrywki Jakuba Buckiego, które pozwalały ustawić szczelny blok, czy zaatakować z przechodzącej piłki. To wystarczyło, by objąć prowadzenie w meczu. Druga partia to już zdecydowana dominacja Asseco Resovii Rzeszów. Można, by rzec, że to zasługa tylko i wyłącznie zagrywającego Macieja Muzaja, ale nie do końca, bo olsztynianie podawali punkty na tacy w kilku akcjach, bijąc po autach. Wynik seta byłby zupełnie inny, gdyby te autowe ataki, zamieniali na punkty, bo nasza drużyna wcale nie nie grzeszyła skutecznością w ataku, nie tylko w tym secie, ale i w całym meczu. Aby, zdobyć punkt musieliśmy się, sporo namęczyć, atak naszej drużyny w tym spotkaniu, opiewał się, na 44%. Trzecia partia zaczęła się, od trzypunktowego prowadzenia gospodarzy, jednak "Pasy" wzięły sprawy w swoje ręce i odrobiły straty i wyszły na prowadzenie, którego już nie oddały do końca spotkania, a to wszystko, za sprawą dobrze zagrywających Muzaja i Kozamernika. Było o przebiegu spotkania, teraz przyszła pora na to, co widziały oczy rzeszowskiego kibica 😎. Nasza gra w tym meczu = równa się, chaos do potęgi n-tej, spokojnie wiem, że jesteśmy nową drużyną i potrzeba czasu, by pojawiły się, widowiskowe pipe'y czy ataki, które wyrwą sympatyków rzeszowskiej drużyny z butów, a mnie z wózka i sprawią, że nie będę potrzebował pomocy przy chodzeniu 😋. Wierzę, że to pierwsze się, szybciej stanie 💪. Miałem wrażenie, że nielimitowaną ilość żyć w tym spotkaniu, miał Klemen Cebulj, bo aż prosiło się o to, by dać okazję poszaleć trochę dłużej w ataku Nicolasowi Szerszeniowi, który notował rewelacyjne występy w przed sezonowych sparingach. Teraz o tym, co było na plus w tym spotkaniu. Duży plus postawiłbym przy podwójnej zmianie, zagrywkach obu naszych atakujących, które dawały nam sporo punktów (nie bezpośrednich) oraz przy naszej parze środkowych, którzy świetnie radzili sobie w ataku. Fajnie, że nasz kapitan (MVP) nie bał się, wykorzystywać ich potencjału, oby tak dalej 👍. Jednak największy plus należy się, dla Sama Deroo, który był wg. mnie i chyba nie tylko mnie najlepszym zawodnikiem naszego teamu  (14 pkt w tym 3 blokiem, 50% przyjęcie, 42% atak). Jest nad czym pracować i gramy dalej!

* fotografia FB klubu

 

sobota, 25 września 2021

Vital Heynen - emocje i medale & co daje mi bycie z siatkówką na "ty" :)

 

W życiu nic nie trwa wiecznie ta reguła, obowiązuje także w sporcie. Po czterech sezonach pracę z reprezentacją polskich siatkarzy postanowił zakończyć  Belg Vital Heynen.

Słowa, których użyłem w pierwszej części tytułu, mogą posłużyć, za podsumowanie pracy Vitala w naszym kraju. Teraz wielu sympatyków siatkówki w naszym kraju się, zbuntuje, bo przecież nie zdobył złotego medalu olimpijskiego, a to było Jego głównym celem jako trenera naszej kadry i przegrał dwukrotnie walkę o finał Mistrzostw Europy ze Słowenią. Gdy dowiedziałem się, że po totalnym niewypale, jakim było powierzenie naszej reprezentacji Ferdinando De Giorgiemu, kadra zostaje powierzona trenerowi "z jajami", a takim jest Vital Heynen 😂. To się, ucieszyłem, bo takiego trenera potrzebowaliśmy. Vital zaczął zabawę z naszą kadrą od piątego miejsca w Lidze Narodów, co dla mnie było sukcesem, a przecież kilka tygodni po turnieju, broniliśmy tytułu Mistrza Świata na bułgarsko-włoskich parkietach  i obroniliśmy.
Przyznam szczerze, iż przed turniejem nie dawałem naszej drużynie dużych szans na obronę tytułu, za sukces uznawałem meldunek w ćwierćfinale, nie doceniłem ich, bo nie dość, że obronili to jeszcze, zrobili to z tym wszystkim, co jest solą tej pięknej dyscypliny. Gra naszych Orłów sprawiała, że wpadaliśmy ze skrajności w skrajność. A półfinał z USA był jednym z najlepszych meczów w historii tej dyscypliny. Po obronie tytułu cała siatkarska Polska uznawała nas, za faworyta do olimpijskiego złota, dodatkowym argumentem, którego używano to, to, że do naszej reprezentacji dołączy Wilfredo Leon. Tutaj przytoczę przysłowie — indyk myślał o niedzieli, a w sobotę mu łeb ucięli 😉. Rok później Vital pokazał nam, że choć mówiono, iż wysyła drugi lub trzeci garnitur na finał Ligi Nardów w Chicago i jadą tam po lekcje siatkówki. To oni dali lekcję siatkówki, zdobywając brązowy medalu. Gdzie grali w zestawieniu, w którym już nigdy więcej nie zagrali. Rozochoceni tym brązem myśleliśmy o złocie Mistrzostw Europy na francusko — belgisko -słoweńsko — holendarskich parkietach, lecz w półfinale musieliśmy uznać  wyższość Słoweńców, którzy niesieni dopingiem kibiców na własnej ziemi. A my zagraliśmy "mały finał"  z aktualnymi Mistrzami Olimpijskimi  i go wygraliśmy. Na koniec tego morderczego sezonu, przywieźliśmy srebro z japońskiego Pucharu Świata. Wszyscy wierzyliśmy, że rok 2020 będzie tylko i wyłącznie kojarzył się, nam złotym medalem olimpijskim w Tokio naszych siatkarzy, Jednak nawet i sport przegrał z pandemią. I na olimpijskie emocje z udziałem naszych siatkarzy byliśmy zmuszeni czekać, aż do tego roku. Jednak, za nim ściskaliśmy kciuki, za nich w walce o olimpijskie laury to kibicowaliśmy im w bańce Ligi Narodów we włoskim Rimini, skąd przywieźliśmy srebro, uznając w finale wyższość Brazylii. O olimpijskim turnieju chcemy już zapomnieć, lecz zostanie on na długo w naszej pamięci, jak i obrazek płaczących naszych wspaniałych siatkarzy. 
Na koniec wygraliście brązowy medal Mistrzostw Europy, choć wielu uznaje go, za porażkę (też tak uważałem), bo mecz w półfinale ze Słowenią był do wygrania. Dziękuję trenerze, za te emocje, za te medale, za te kartki, które dostawałeś od sędziów, gdy nie zgadzałeś się z ich decyzjami. Dziękuję, za ten hymn śpiewany po polsku i, za naukę polskiego języka, który przecież do najłatwiejszych nie należy. Pokazałeś nam kibicom, że mamy grupę wspaniałych siatkarzy, którzy są, w stanie walczyć o medale na, każdej imprezie. A Ty, za nimi  poszedłbyś w ogień, Pokazałeś, że nie boisz się, kontrowersyjnych decyzji personalnych. Choć czasem się z nimi nie zgadzałem to, płakałem, gdy zdobywaliśmy medale, jak i przegrywaliśmy choćby te nieszczęsne Igrzyska Olimpijskie w Tokio. Siatkarze są tylko ludźmi, a nie maszynami do wygrywania i pamiętajmy, że siatkówka to gra błędów na polega jej piękno. Byłem, jestem i będę z polskimi siatkarzami! W zasadzie na tym powinienem zakończyć ten wpis, ale tego nie zrobię 😉. Siatkówka to dla mnie coś więcej, niż gra. Siatkówka to dla mnie pasja, która daje mi siłę do walki o lepsze "jutro". Też jestem tylko zwykłym Marcinem, który ma lepsze i gorsze dni w rehabilitacji, ale daję z siebie wszystko, co mogę w danym dniu, tak jak oni, w każdym meczu,  bo wiem, że każdy dzień jest inny. A ten trud zostaje nagradzany rzeczami, o których kilka lat temu mogłem tylko śnić. To oni nauczyli mnie, że porażki są, czymś naturalnym zarówno w życiu, jak i w sporcie.

*fotografie Kacper Kirklewski Photography          
    

niedziela, 19 września 2021

Jesteśmy Mistrzami Europy!! Nie tym razem, gramy "mały finał"... I go wygrywamy!

 

No właśnie wielu kibiców już wieszało naszym siatkarzom te medale z najcenniejszego kruszcu, jak, widać warto poczekać do ostatniego gwizdka.

Mecz siatkówki składa się, z co najmniej trzech setów i na tyle zawodnikom powinno starczyć siły mentalnej. Nasi siatkarze najwyraźniej o tym zapomnieli, bo po pierwszym fenomenalnym secie, gdzie rozstrzelaliśmy Słoweńców i zdemolowaliśmy ich w ataku. Dawało nadzieję na to, że my dziś, zagramy o złoto. Ale tylko dawało, bo od drugiego seta daliśmy się, im nakręcić swoim serwisem, a nasi zawodnicy najwyraźniej myśleli, że samo się, wygra, bo jesteśmy aktualnymi Mistrzami Świata, ten chwyt już nie działa, bo Słowenia to topowa drużyna europejska, która zagra zasłużenie w finale. Życzę im, by zdobyli złoto 😎. Nasza drużyna nie kończyła pierwszej akcji, bo świetnie w ekipie trenera Asseco Resovii Rzeszów, funkcjonował system blok-obrona, co rodziło zabójcze kontry Słoweńców. My nagle przestaliśmy bronić, a i korzystać z piłek, które mieliśmy w górze po swojej stronie, które były okazją do tego, by być od seta, od wielkiego finału, a tak wszystko zaczynało się, od nowa (aż prosiło się, o to, by dać tlenu Leonowi). Taki stan rzeczy sprawił, że Klemen Cebulj i Jego koledzy uwierzyli w siebie i roznieśli nas w trzecim secie. W tym secie miałem wrażenie, że trener Heynen zabrał rezerwowych tylko po to, by sobie postali "w bazie", a nie po to, by pomóc drużynie, bo nie do ruszenia są — Leon Kubiak i Kurek. Sorry trenerze, mam inne zdanie 😛. Gdzieś to już widzieliśmy — Tokio 😠.  Początek czwartego seta dawał nadzieje na to, że powalczymy o tie-break, bo wyszliśmy na prowadzenie i było spięcie pod siatką, ale co z tego znów nie, wytrzymaliśmy mentalnie w pewnym momencie, liczyliśmy na to, że błędy rywali i challenge da nam dalszą szansę, by walczyć o złoto. W siatkówce trzeba dać coś od siebie, jak i w życiu, by coś osiągnąć, a tego wczoraj w kluczowych momentach zabrakło! Choć serce, płacze to cieszę się z brązowego medalu 💓. To czego zabrakło w sobotę, we wczorajszym spotkaniu było od pierwszego do ostatniego gwizdka.       

*fotografia Kacper Kirlewski Photography          

środa, 15 września 2021

Seta Heynena zabójcza dla Rosjan, gramy o medale Mistrzostw Europy!

 

W rzeczywistości to był ćwierćfinał, a dla naszych siatkarzy to "kolejny finał". Finał, który dał nam bilet do walki o medale.

Nasi Mistrzowie Świata od pierwszych piłek rzucili się, na rywali niczym Orły z pazurami. Odrzucając srebrnych medalistów z Tokio od siatki swoją zagrywką, co umożliwiało im kończenie akcji w pierwszym uderzeniu, dorzucając do tego pasywny blok i obronę. W której wyróżniającą się postacią był Król Lew Michał Kubiak. Obronę, która pozwalała na wyprowadzanie skutecznych ciosów w kontrach, a tymi, którzy je zadawali byli: "Kuraś", "Kubi" i "Wi-fi". Taki stan rzeczy sprawił, że podopieczni Tuomasa Sammelvuo nie podjęli walki w tym secie i przegrali go do 14! Wiadomo było jednak, że Rosja się, nie podda i się, obudzi niczym miś polarny z zimowego snu. Tak też było, w drugiej partii w naszej drużynie zaczęły się, pojawiać błędy własne w ataku. I choć mieliśmy już otwartą prostą do wygrania drugiej partii — pięć punktów przewagi. To nasi siatkarze zadbali o to, by moje napięcie mięśniowe wzrosło, jak i akcja serca kibiców zgromadzonych w hali i przed TV, dając się, dogonić rywalom. Jednak "Sborna" nie wykorzystała szansy na wyrównanie staniu meczu i to my byliśmy od seta, by zaśpiewać — Katowice nocą ze spiżową mocą 😋. Trzeci set to kopia pierwszej partii, gdzie to my dyktowaliśmy warunki, obrazu gry nie zmieniły zmiany fińskiego szkoleniowca naszych wschodnich sąsiadów. I już wtedy pełnoprawnie mogliśmy zaśpiewać tekst, który przytoczyłem wyżej 😎, a także krzyknąć — Yeah! I uronić łezkę szczęścia, bo przecież zagramy o medale 😍. Pół żartem pół serio Rosjanie mają słabe głowy, bo padli po setce od Vitala Heynena 😜. Na koniec wspomnę o elementach czysto siatkarskich, które sprawiły, że spakowaliśmy Rosjan do domów. Fenomenalna gra Fabiana, który grał wszystkimi strefami, nie bał się, grać na siatce z naszymi wieżami. Trzecia siatkarska młodość Piotra Nowakowskiego trwa nadal, kto wie, czy nie załapie się, do szóstki turnieju 💪. A i "Bieniu" kąsał zagrywką.  Czekam na "Kachana" w takiej formie, w "Pasiaku". Jednym słowem gaz nie uszedł z naszych middle-blockerów 😆. Ta gra Fabiana sprawiała, że czasem atakowaliśmy bez bloku, a nasi atakujący pytali Rosjan, w którą strefę mają uderzać. Niezależnie czy to prawa, czy lewa flanka, czy środek siatki, czy pipe. Taka gra sprawiała, że ręce same składały się, do oklasków. Zgodzę się z "Kadziem", że naszymi ofensywnymi liderami były nasze armaty — Kurek i Leon. Ten drugi wyciągnął też kilka piłek w defensywie, a także kilka pasywnych bloków. Przyznam szczerze, że popełniłem, błąd tak szybko skreślając naszego Kapitana, sorry Michał — jednym słowem NIGDY NIE LEKCEWAŻ SERCA MISTRZA, A MICHAŁ TAKIM MISTRZEM JEST! Pokazał, że jest 💓 naszej drużyny po udanych akcjach "ryczał", jak lew! Nie wiem, czy to zwycięstwo, byłoby z takim flow, fanem, gdyby nie ta wspaniała publika, która niosła naszych Chłopaków.💗. Ta atmosfera udzielała się, także Vitalowi, który był Vitalem, którego znamy i kochamy, nie bał się, robić zmian. Po raz kolejny świetnie chodziła podwójna zmiana. Na koniec stwierdzę, że naszej drużynie nie służy presja, a taka była w Tokio.😕. Nie ma presji, gramy o medale 😊.

*fotografia Kacper Kirklewski Photography   


niedziela, 12 września 2021

Finlandia wypita,... a sorry pokonana!

 


Ćwierćfinał stał się, faktem! Chyba nikt z nas kibiców nie zakładał, że będzie inaczej. Polscy siatkarze pokazali różnicę kilku klas między polską, a fińską siatkówką. 

Choć siatkarze z ojczyzny z Pana, z brodą próbowali się, bronić i długo nie robiła na nich wrażenia nasza zagrywka, przez co długo ich przyjęcie naszej zagrywki, dawało im tlen w tym spotkaniu. I nawet jeśli, mieli piłkę w górze to świetnie w naszej drużynie, funkcjonował system blok -obrona i kontra po której nie było czego zbierać i to nie zależnie, z której strefy atakowaliśmy. Ale, gdy już, włączyliśmy zagrywkę to już, było pozamiatane, wszystkie zagrywki atakujące, jak i zadaniowe "Bienia", robiły dym w obozie Finów. Cieszy postawa naszego Kapitana na przyjęciu, a także to, jak spuścił ręczny w polu serwisowym. Fajnie było zobaczyć tą Jego spontaniczną radość po tych udanych zagrywkach. Czy wraca stary Kubiak? Za wcześnie na takie stwierdzenie w moim odczuciu 😎. To kolejne spotkanie, gdzie Fabian nie bał się, grać środkowymi, którzy widać, że są, w gazie, w każdym elemencie siatkarskim. Nie brakowało pipe'a, czy różnorodnych ataków Leona i Kurka. Ale, jak się, ma przyjęcie można się, bawić 😍. Świetnie w naszym zespole funkcjonowała podwójna zmiana, "Zwierz" dodawał nie tylko zagrywkę, ale też poprawiał naszą statystykę bloku. To już kolejny mecz, gdzie zobaczyliśmy flow, fun w naszej drużynie i nie mówię tutaj tylko o pierwszoszóstkowych graczach, ale i zawodnikach "w bazie", którym udzielało się, to samo, co zawodnikom na pakiecie. Zapominamy o tej wiktorii we wtorek kolejny nasz finał 😉. Na picie elektrolitów przyjdzie jeszcze czas 😛. Do boju Polsko!💓

*fotografia Kacper Kirklewski Photography 

czwartek, 9 września 2021

Łykamy grupę i lecimy dalej!

W tej fazie turnieju nie ma miejsca na pomyłki, jeśli chcesz grać o medale, musisz pokonywać kolejnych rywali. Ta zasada dotyczy także naszych Mistrzów Świata.

W ostatnim meczu fazy grupowej pokonali Ukrainę, która również znalazła się, w fazie pucharowej Mistrzostw Europy. Mecz może nie stał na wysokim poziomie, popełnialiśmy sporo błędów w polu serwisowym, długo nie mogliśmy ich złamać swoim serwisem. Dopiero zrobił to "Cichy Pit", który przeżywa drugą, albo i trzecią młodość na środku siatki. W końcówce trzecie seta w nasze szeregi wkradła się, dekoncentracja, która mogła skutkować niepotrzebnym przedłużeniem meczu, ale nasi zawodnicy wzięli się, do roboty i na strachu się, skończyło. Myślę, że problemy Kamila Semeniuka na lewym ataku nie wynikały ze słabszej dyspozycji, a z nie do końca dokładnych piłek. Podobna rzecz się, miała myślę z "Łysym", który kilkukrotnie został zablokowany, czy też uderzał po autach. Szkoda, że w tym meczu nie zobaczyliśmy "Zwierza" w dłuższym wymiarze czasowym, bo nic tak nie dodaje zawodnikowi pewności siebie, jak minuty spędzone na pakiecie. Zacząłem trochę nie typowo, bo od mankamentów naszej gry we wczorajszym spotkaniu, spokojnie zmieniam płytę 😁. Fabian Drzyzga nie bał się, grać pipe'a z Kamilem Semeniukiem i to zagranie nie dość, że było widowiskowe to jeszcze skuteczne.do bólu. Grę "Semena" w pierwszym składzie we wczorajszym spotkaniu odczytuję jako jasny sygnał od trenera "liczę na Ciebie w kolejnym spotkaniu" Czy to oznacza, że trener nie chce ryzykować gry z Michałem Kubiakiem? Pewnym punktem w ataku był Wilfredo Leon. "Semen" i "Wi-fi" mogą liczyć też na wsparcie ze strony Tomka Fornala, który dał bardzo dobrą zmianę we wczorajszym meczu, zmieniając właśnie zawodnika z numerem "9" na koszulce z Orzełkiem. Nasi środkowi kręcili zagraniami na siatce niczym wiatrakami. Pozostaje tylko zapytać — Czy forma naszego zespołu nie przyszła o miesiąc, za późno? I czekać na sobotni mecz z Finlandią.

*fotografia KS Jastrzębski Węgiel         
 

wtorek, 7 września 2021

W niedzielę udawali Greka, by w poniedziałek zataczyć Belgijkę :D.


\Jeszcze jeden, jeszcze jeden! Spokojnie nie pomyliłem dyscyplin, tyle zostało naszej reprezentacji spotkań do rozegrania w fazie pucharowej i przenosin do gdańskiej Ergo Areny. 

Jakże różne były te dwa ostatnie spotkania, koniec końców zwycięskie. W euforii po zwycięstwie nad Mistrzami Europy myśleliśmy, że  spotkanie z Grekami będzie formalnością i wygramy je w godzinkę z prysznicem. Pierwszy set rzeczywiście na to wskazywał, bo ustawiliśmy go sobie zagrywką i blokiem, który był konsekwencją dobrej zagrywki. Jedyna akcja, która Grekom dawała punkty to atak ze środka, druga partia, choć wygrana to już tak kolorowo nie było. Od połowy tego seta opuściła nas zagrywka, nasze skrzydła zaczęły mieć problem w ataku. A ich rywale na pozycjach z akcji na akcję się nakręcali. Obijając nasz blok, który od tego seta był kompletnie "pod grą", dokładając do tego zagrywkę, która siała w naszych szeregach coraz większe spustoszenie. W trzecim secie nasze problemy się pogłębiały i przegraliśmy. I tu... szczena mi opadła na czwartego seta wychodzi, prawie całkiem inna "6", tj. by trener nie miał zaufania do zawodników pierwszoszóstkowych w tym spotkaniu czy pewności w swoich personalnych wyborach. A moim zdaniem jedynymi do zmiany byli — Śliwka i Kochanowski, którzy nie byli sobą w tym spotkaniu. Bo i, za co zmieniać Łukasza Kaczmarka, który ma 56% atak, czy "Semena", który dostaje mało piłek?  Udało się, dograć to spotkanie, uff... A najlepiej punktującym w naszym zespole był... Piotr Nowakowski. Nie będę pisał, jakich słów używałem, oglądając grę naszych siatkarzy 😛, powiem tylko, udawali Greka 😎. Dobrze, że ten mecz nie odbił się, na moim napięciu mięśniowym 😉.

Przed spotkaniem z rodakami Vitala Heynena miałem pewne obawy, bo nie wiedziałem czego, mogę się, spodziewać po grze naszych Orłów oraz jaką szóstką zaczniemy to spotkanie. Bohaterem tego spotkania był Łukasz Kaczmarek, który nie tylko świetnie zagrywał, ale też, był nie do zatrzymania w ataku. Do Jego dobrej gry dostroili się — Wilfredo Leon i Piotr Nowakowski Odrzuciliśmy ich od siatki swoim serwisem, ułatwiając sobie tym samym pierwszym akcję, czy ustawiając blok, który skutecznie odbierał ochotę do gry Belgom. Nawet jeśli Belgowie przebijali się, na naszą stronę to świetnie w tym spotkaniu funkcjonował system blok-obrona, po którym wyprowadzaliśmy zabójcze dla Belgów kontry. Za grę w obronie należy pochwalić "Małego", który wyciągnął w obronie, kilka trudnych piłek. Pewności naszej drużynie dodało także złamanie Belgów w końcówce drugiego seta, którzy byli blisko wyrównania stanu meczu. W tym, że nie brakowało też skutecznej gry środkiem, bo jak wiemy "Gregor" lubi grać środkiem i się, tego nie boi. Tak widowiskowy mecz zawdzięczamy również właśnie "sypaczowi" bełchatowskiej Skry, który posyłał piłki na odpowiedniej wysokości, co z Fabianem na rozegraniu, nie zawsze to ma miejsce. Chyba było niezłe kazanie po meczu z Grecją, a może i elektrolity 😂. Zaskoczyło mnie nie tylko zestawienie, ale też postawa naszych chłopaków, była radość z gry, luz i swoboda w grze naszych Mistrzów Świata, roznosiła ich także energia po udanych akcjach, jakby tańczyli belgijkę 😁. Czy takie flow w naszej  drużynie zobaczymy w kolejnych spotkaniach? Powiem, tyle fajnie byłoby 👊.   

*fotografie Kacper Kirklewski Photography

niedziela, 5 września 2021

Czy komuś potrzebny kardoliog po wczorajszym meczu? Czyli o horrorze Mistrzów Świata z Mistrzami Europy.

 

Po wylosowaniu rywali w EuroVolley wiedzieliśmy, że Serbia to nasz najgroźniejszy grupowy rywal obok bardzo dobrego zespołu, jakim są rodacy naszego trenera. Wiedzieliśmy też, że mecze z Serbami to meczycha przez duże "M"😊.   

Nie  inaczej było i tym razem — pierwsze piłki  pierwszego seta należały do Srecko Lisinaca i jego kolegów, ale dzięki "gaszeniu światła" przez "Bienia" i skutecznych akcji w kontrze naszego Kapitana, który niestety gasnął potem z minuty na minutę. Szybko wyszliśmy na prowadzenie, jednak nie cieszyliśmy się, nim długo, bo sytuacja zmieniała się, jak w kalejdoskopie, za sprawą zagrywki Mistrzów Europy i objęli prowadzenie (7:6). Wtedy piąty bieg w polu serwisowym włączyli: "Kochan" i "Wi-fi" i było (14-10) dla naszych. Rywale nie poddali się, bez walki i omalże nie doprowadzili do remisu w tym secie (22-21). Nasza drużyna na nic więcej im w tym secie nie pozwoliła i objęła prowadzenie 1-0 w setach. Drugiego seta lepiej zaczęli nasi rywale od prowadzenia (4-2) odpowiedź naszych Mistrzów Świata, była natychmiastowa nie tylko, odrobiliśmy straty, ale wyszliśmy na prowadzenie, za sprawą udanych bloków na byłym graczu Asseco Resovii Rzeszów — Marco Ivoviciu (9-7). Wtedy nastąpiła istna wymiana ciosów, jednak szybko gracze Slobodana Kovaca doprowadzili do remisu, za sprawą "kopania" w polu serwisowym tego, któremu jeszcze kilka akcji wcześniej nasi zawodnicy "gasili światło", by znów wyjść na prowadzenie (16-14). Przyznam szczerze, że w tym momencie pomyślałem — mamy prostą drogę do objęcia w meczu prowadzenia 2:0. Cóż moja siatkarska intuicja tym razem mnie zawiodła, bo nagle naszej drużynie "odcięto prąd", a tym, który to zrobił był Srecko Lisinac i jego zagrywki, które zatrzymały naszą pierwszą akcję i było wiadome, że w tym spotkaniu będzie jeszcze sporo emocji. Od początku trzeciej partii Serbowie postawili na dwa nieprzewidywalne siatkarskie elementy, czyli zagrywkę i blok (5-9, 6-12). Obraz naszej gry trochę zmienił Bartek Kurek, który pokazał rywalom, że też serwować potrafi i było po 17. Kolejną serię na +5 zanotowali gracze w białych strojach, którzy nie oddali tego prowadzenia do końca seta. Zadawałem sobie wtedy pytanie — Po co my mamy skrzydłowych w kwadracie? Bo, aż prosiło się, o wysłanie "do bazy" Michała Kubiaka 😉. Po tym secie było wiadomo, że jeśli chcemy pozostać w grze o zwycięstwo w tym spotkaniu, musimy poprawić naszą grę ze skrzydeł, a także zagrywkę i kontratak, by doprowadzić do tie-breaku. Sygnał do ataku naszej drużynie dały bomby Wilfredo Leona, które pomogły nam uzyskać prowadzenie (6-3), Serbowie jednak wyszli z opresji i doprowadzili remisu (12-12). Przez chwilę miałem złudzenie, że oglądamy walkę bokserską, a nie mecz siatkarski, bo byliśmy świadkami wymiany ciosów 😊. Asem w rękawie Vitala Heynena okazał się, Kamil Semeniuk, który zastąpił Michała Kubiaka i ze stoickim spokojem zdobywał punkty w ataku, niczym Kamil zawodowiec 😂. Czy to już zmiana warty w polskiej kadrze? Swoją przewagę powiększaliśmy "gasząc światło" rywalom. I było pewne, że to, co najlepsze dopiero przed nami, czyli tie-break, bo było 2-2 w setach 😎. Pewne było też to, że stan przedzawałowy będzie murowany 😛. Szybko w miarę bezpieczną przewagę (4-1) wypracowali sobie nasi siatkarze o ile w siatkówce można, o takiej mówić.  Dzięki świetnej grze blokiem nasza drużyna prowadziła (9-6), jednak rywale odrobili straty i było po 13, zdołali obronić dwie piłki setowe, ale decydujący cios ze środka zadał "Bieniu".
Na koniec chciałbym powiedzieć, co według mnie zadecydowało o tym, że wróciliśmy z piekła do nieba. Tutaj wielkie brawa dla naszego coacha, który w końcu ugiął się, i zdjął z boiska Michała Kubiaka. Wprowadzając Pana Siatkarza — Kamila Semeniuka, który nie tylko pokazał, że ma "kwity" na duże granie, ale dał naszej drużynie wiarę w to, że można odwrócić losy tego meczu. Drugą rzeczą było wyłapanie pierwszej akcji Serbów na wy bloku i skuteczne kontry naszej drużyny, a także "gaszenie światła" Uroszowi Kovaceviciowi, który napsuł nam sporo krwi w tym spotkaniu. Nie sposób na koniec, nie wspomnieć o naszej zagrywce, która rywali odrzuciła od siatki, ułatwiając nam tym samym pierwszą akcję. 

*fotografie  Kacper Kirklewski Photography
   


piątek, 3 września 2021

Nie łatwe zwycięstwo na początek ME, ale pełna pula jest!

Nasi chłopcy w dniu wczorajszym powrócili do wielkiego grania, inaugurując swoją walkę w grupie A, w Mistrzostwach Europy. I mam nadzieję, że przez Gdańsk zawędrują, aż do katowickiego "Spodka".

Zanim o meczu, chciałem powiedzieć, że niezwykle miło było przed meczem znów wysłuchać Mazurka Dąbrowskiego, odśpiewanego a capella przez naszych kibiców, sztab szkoleniowy włącznie z trenerem Vitalem Heynenem i mieć ciary, a także łezkę w oku 😍. To spotkanie zaczęliśmy w takim składzie, jakim kończyliśmy IO. Pierwszy wygrany set zawdzięczamy głównie naszej dobrej zagrywce, która odrzuciła Oscara Taveresa, Alexa Ferreirę i ich kolegów od siatki, a nam ułatwiło konstruowanie pierwszej akcji i zdobywanie punktów czy to atakiem, czy to blokiem. Druga partia niestety nie była już tak udana w naszym wykonaniu, było widać naszą ponad miesięczną przerwę. Przypomnę, że nasz ostatni mecz to olimpijski ćwierćfinał. W tej partii nie robiliśmy kompletnie szkód Portugalii szkód, naszym serwisem to oni rozmontowali nasze przyjęcie swoim serwisem. Dodajmy do tego błędy własne w ataku i to Portugalia cieszyła się ze zwycięstwa w drugiej partii. W pozostałych dwóch partiach nasza drużyna wróciła na takie tory, które pozwoliły wygrać to spotkanie, oczywiście nie było idealnie, ale liczą się, trzy punkty. Na Portugalię to wystarczyło, na Serbię może się, to okazać zbyt mało. Wciąż nie rozumiem, dlaczego nie zobaczyliśmy roszad w naszym zespole, mówię tutaj o przyjęciu i ataku, aż prosiło się, by "wysłać do bazy" Kurka i Kubiaka, a i dać odpocząć Leonowi. Tyle o meczu z Portugalią, czekamy na mecz z Serbią, który będzie doprowadzał do wpadania ze skrajności w skrajność 👊.

*fotografia KS Jastrzębski Węgiel