Po zwycięstwie w Arenie Suwałki zastanawiałem się, czy drużyna z Rzeszowa przestanie grać czarne, czerwone jeśli chodzi o ich grę w tyn sezonie.
I zastanawiać się, będę dalej, bo ta niechlubna tradycja została podtrzymana... (1:3). Asseco Resovia Rzeszów przystąpiła do tego spotkania bez kontuzjowanych: Kochanowskiego i Zatorskiego. Oglądając I seta miałem wrażenie, że oglądam walkę bokserską, a nie mecz siatkówki. Goście znokautowali nasz zespół, w każdym z siatkarskich elementów, kompletnie "pod grą" w tym secie był lewoskrzydłowy Klemen Cebulj, który żadnego ze swoich ataków. II set był nie, co bardziej wyrównany pod względem wyniku, ale nadal z wyraźną przewagą w ataku u bloku po stronie ekipy z Zawiercia. Rzeszowski klub nie miał na tyle siły, by zniwelować straty i doprowadzić do remisu w tym spotkaniu. Po ostatnim punkcie w drugim secie pomyślałem — oglądnę, a co mi szkodzi. Skoro skoczkom i tak nie idzie. Obraz naszej gry nie, co odmienili Rafała Buszka i Timo Tammemaa, ten pierwszy nieco uspokoił nasze przyjęcie, a ten drugi fajnie spisywał się, na środku siatki. Gospodarze odrzucili rywali od siatki swoją zagrywką, wykorzystywali piłki w ataku po swojej stronie i "gasili światło" graczom w zielonych strojach. Taki obrót sprawy sprawił, że na tablicy było już tylko 1:2. I w chwali na Podpromiu "tlił się", zapach tie-breaka. Były powody, by tak sądzić, gdyż IV partię gospodarze, zaczęli od prowadzenia 2:0, jednak z czasem, zaczęliśmy podawać rękę przyjezdnym swoją zagrywką, niekoniecznie przebitą na stronę rywala, czy atakami, które zamieniali na skuteczne kontry. Sytuacji nie zmienił pojedynczy blok Fabiana Drzyzgi na "Facu", bo i tak komplet punktów, pojechał do Zawiercia, zasłużenie zresztą. Takim o to sposobem rzeszowscy siatkarze, kończą fazę zasadniczą z siedmioma porażkami na swoim koncie. Wniosek, jaki nasunął mi się, po tym spotkaniu to taki, że nie potrafimy wygrywać z zespołami, które plasują się od nas wyżej w tabeli.
*fotografia FB klubu z Zawiercia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz