Przyznam szczerze, że po wygraniu tie-breaka w Kazaniu, byłem pewny awansu ZAKS-y do finału Champions League. Choć premierowy set środowego horroru, przeczył mojej wierze😊. "Gaszenie światła" Śliwce i Semeniukowi było kluczem do zwycięstwa i objęcia prowadzenia w meczu, a tym samym daniem sobie szansy na to, by wyeliminować ZAKS-ę, z LM. Wiedziałem, że taki obrót sprawy nie załamie chłopaków Grbicia, a wręcz przeciwnie i tak też było👍. Pociski, zza linii dziewiątego metra, posyłał Łukasz Kaczmarek, co ułatwiało im grę pierwszej akcji, nawet jeśli Zenit przyjął sobie serwis i próbował, zdobyć punkt to gospodarze bronili i wyprowadzali zabójcze kontry. Dodajmy do tego błędy własne drużyny z Bartoszem Bednorzem w składzie i na tablicy wyników był remis. W trzeciej partii ZAKSA poszła, za ciosem i kontynuowała swoją dobrą grę z poprzedniej partii, budując sukcesywnie przewagę np. 15:9. W dużej mierze dzięki "kopaniu w polu serwisowym". Przez chwilę ekipa Alekny "złapała tlen" i było (19:16), lecz odpowiedź "Koziołków" była natychmiastowa. Będąc tym samym o set od awansu do finału. Cała siatkarska Polska głęboko wierzyła w to, że ten set będzie ostatnim i znów będziemy płakać siatkarskimi łzami szczęścia. Tak się jednak nie stało, bo Bednorz i jego ekipa, wzięli się do roboty i była to istna wymiana ciosów, żadna z ekip nie potrafiła zbudować sobie bezpiecznej przewagi, o ile w siatkówce jest to możliwe. Gdy wydawało się, że ZAKSA, zamknie ten mecz w trzech setach. To Rosjanie pokazali, że potrafią grać do samego końca i byliśmy świadkami emocjonującej gry na przewagi. Nie będę odkrywczy, jak powiem, że to była końcówka niewykorzystanych meczboli (aż 5). Taki stan rzeczy sprawił, że Zenit wciąż był w grze o wyjazd do Italii. W tie-breaku sytuacja zmieniała się, jak w kalejdoskopie. A to prowadził Zenit, a to ZAKSA odrabiała straty, wychodząc nawet na to prowadzenie, by za chwilę znów dopuścić do głosu rywali. Meczbola ZAKS-ie swoim atakiem, dał Kamil Semeniuk. Jednak gracze ZAKS-y znów podali rękę Rosjanom, za sprawą autowych ataków Kaczmarka i Semeniuka. Taki obrót sprawy sprawił, że o wszystkim, czyli o awansie zadecyduje złoty set. Uwierzcie mi choć Zenit grał na parkiecie to u mnie emocje jego sięgały😜. Początek seta to walka punkt, za punkt. Nagle ekipa Grbicia wrzuciła piąty bieg i zanotowała serię czterech punktów z rzędu, niektórzy pewnie byli pewni, że ZAKSA, dowiezie to prowadzenie "na lajcie" do końca spotkania. I zaoszczędzi siatkoholikom w Polsce stanów zawałowych, nic bardziej mylnego😋. Na tablicy wyników było 12:11 i oglądanie końcówki na bezdechu i zaciśniętymi pięściami, stało się faktem😂. ZAKSA wzięła się do roboty i nie oddała prowadzenia do końca! Wtedy dałem upust swoim emocjom, krzycząc, ile tylko miałem sił, a z moich oczu poleciały siatkarskie łzy szczęścia😍. Pomyślicie pewnie, że nie jestem już "Pasiakiem" z grzywą "Gdańskiego Lwa", wyprowadzę Was z błędu. Jestem, ale ja 💗 siatkówkę i kibicuję każdej polskiej drużynie, grającej w pucharach.
ZAKSA wywalczyła ten awans MONOLITEM, jak i swoją cierpliwą i taktyczną grą. I nie jest wcale bez szans w finałowym starciu z włoskim Trentino, bo ma do tego papiery, jak i ludzi, co już nie raz udowodniła w tym sezonie.
Dzięki za miły komentarz. Pozdrowienia z Kędzierzyna-Koźla :-)
OdpowiedzUsuńNie ma, za co! Zapraszam częściej :)
UsuńBardzo udany tekst. Gratuluję talentu polonistyczno siatkarskiego.
OdpowiedzUsuńO, dziękuję :) Jestem humanistą zakochanym w siatkówce, więc łączę dwie rzeczy w jedno :)
UsuńPozdrawiam serdecznie