Każdy obawia się debiutów. Ta obawa od zeszłego tygodnia towarzyszyła siatkoholikom z Polski. W reprezentacji Polski miało miejsce osiem debiutów, jak widać nasze obawy, poszły na marne.
Wielu z Was pomyśli, że mam kłopoty z matematyką i nie umiem liczyć do siedmiu, spokojnie wliczyłem do grona debiutantów naszego selekcjonera 😏, Rywalizację w Ottawie zaczęliśmy od rywalizacji z brązowymi medalistami zeszłorocznych IO (3:0). W tym spotkaniu miały miejsce dwa debiuty w podstawowej szóstce. Na parkiecie od pierwszej piłki widzieliśmy Janka Firleja i Mateusza Porębę. W tym spotkaniu nie obyło się bez chaosu w grze naszego zespołu i błędów własnych, ale mamy tego prawo jesteśmy nową drużyną, w której są, sprawdzane różne konfiguracje zawodników. W tym spotkaniu bacznie przyglądałem się grze wspomnianej dwójki debiutantów w tym spotkaniu, jak i grze dwóch kandydatów do tworzenia duetu z Kamilem Semeniukiem na przyjęciu. Obaj dali Nikoli Grbiciowi do myślenia, bo nie dość, że świetnie uzupełniali Kubę Popiwczaka na przyjęciu to jeszcze zdobywali punkty w ataku. Po tym spotkaniu zastanawiałem się, co w składzie robi atakujący Asseco Resovii Rzeszów, który nie potrafił uderzać po kierunku, lecz po prostej, co kończyło się tym, iż piłka lądowała mu pod nogami. Przejdźmy do pozytywów tego spotkania oprócz dobrej gry "Tytusa" i "Kwolo". Janek Firlej pokazał, że wie, co to znaczy rozgrywanie, a nie wystawianie piłek. Nie bał się grać na siatce z naszymi "elektrykami", czy pipe'ów z naszymi przyjmującymi. Karol Butryn pokazał, że debiut mu niestraszny i mimo wejścia z "zamrażarki" potrafi posłać bombę zza linii dziewiątego metra. A debiutujący "elektryk" z Olsztyna to, że nie zapomniał zabrać ze sobą "kwitów" do Kanady. I zwycięski debiut Nikoli Grbicia stał się faktem. Drugim naszym przeciwnikiem byli Mistrzowie Europy Włosi. Po dobrym wygranym pierwszym secie i pięciopunktowej przewadze w II secie wydawało się, że będzie nam brakować seta do zwycięstwa, za trzy punkty. Nagle się zatrzymaliśmy, przestaliśmy kończyć akcje po swojej stronie, mimo dobrego przyjęcia. Nasze rozegranie stało się czytelne dla rywala. Włosi częstowali nas zagrywką, a my oddawaliśmy im punkty, za darmo tym elementem. I przegrana z ME stała się faktem. Nasi chłopcy robili, co mogli, by wygrać to spotkanie, zimny prysznic jeszcze nikomu nie zaszkodził, Na pochwałę w tym spotkaniu zasługują: Butryn, Fornal i Popiwczak. Mecz z Bułgarią to, czas debiutu dla Łukasza Kozuba, Bartłomieja Lipińskiego, Kamila Szymury oraz Karola Urbanowicza. Podobnie, jak w meczu otwarcia z Argentyną nie zabrakło przestojów naszej grze. Byli już gracze gdańskiego Trefla, czyli Kozub i "Lipa" pokazali, że nie przyjechali tu po to, by odfajkować swój występ w biało-czerwonej koszulce, ale po to, by spróbować namieszać w głowie serbskiego selekcjonera naszej reprezentacji. Kamil Szymura pokazał lwi pazur w obronie, co rodziło skuteczne kontry po naszej stronie. I to się im chyba udało, bo obaj zagrali fajne zawody. A Karol Urbanowicz, gdy tylko pojawił się na boisku, pokazał, że w przyszłości będzie Królem środka siatki, który potrafi zdobywać punkty atakiem, "gasić światło" i utrudniać życie rywalom swoją zagrywką. Zwycięstwem z Bułgarami nie mogliśmy się długo cieszyć, bo daniem głównym w turnieju był mecz z Mistrzami Olimpijskimi, którzy do Kanady przylecieli w najsilniejszym składzie. Dla wielu nie byliśmy faworytem tego spotkania ze względu na skład, w jakim wystąpiliśmy w tym turnieju. I set spotkania to potwierdzał, gdzie zostaliśmy rozbici przez podopiecznych Andrei Gianiego. Ale trójkolorowi najwyraźniej zapomnieli o tym, że nigdy nie wolno lekceważyć serca Mistrzów Świata. W naszym zespole zaczął działać system blok-obrona, jak i skuteczny blok, czy też dobra gra skrzydłami Janka Firleja. Tej dobrej gry skrzydłami, by nie było, gdyby nie dobre przyjęcie. A do tego włączyliśmy zagrywkę, która namieszała w szeregach Francuzów. A Karol Butryn niczym stary wyjadacz pokazywał Francuzom swój szeroki wachlarz zagrań w zdobywaniu punktów atakiem, a także częstował ich swoimi bombami zza linii dziewiątego metra. Łatwo nie było trzeba, było oglądać ten mecz z elektrolitami, ale udało się wygrać to spotkanie. Przyznam się, że byłem ciekaw tej nowej kadry i tego, jak odnajdą się na wielkich międzynarodowych Plus Ligowi debiutanci. Ten turniej był dowodem, jak silna jest nasza liga i jaki potencjał jest ciągle do odkrycia w polskiej siatkówce. My się cieszymy, ale trenera już na pewno boli głowa, Firlej, jak dla mnie przybliżył się bardzo do roli zmiennika "Elvisa", a Butryn pokazał, że potrafi unieść ciężar biało-czerwonej koszulki nie w "Pasy", lecz z Orzełkiem. Dla "Pasów" był, za słaby, bo nie był gwiazdą. Tak się dziwnie potoczyło, że w tym turnieju przyćmił gwiazdę "Pasów". "Zwierz" ma się kogo obawiać! I z niecierpliwością czekam na to, jaki skład powalczy o punkty w bułgarskim turnieju.
*fotografie pochodzą ze stron poświęconych siatkówce
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz