niedziela, 21 lipca 2024

Nie jest dobrze, by człowiek był sam... Dlatego też wróciłem do Ochotnicy Górnej.

Po drugiej części tytułu powiecie, że jestem zmienny, jak chorągiewka na wietrze. Bo rok temu pisałem, że oazy Cyrenejczyka, są dla mnie rozdziałem zamkniętym. Rzeczywiście przez pewien czas, gdy wróciłem z Dąbrowicy, tak myślałem, ale gdy zbliżał się termin zapisów na obie atrakcje duchowe. To w mojej głowie zaczęły rodzić się wątpliwości, co wybrać Dąbrowicę czy oazę Cyrenejczyka w Ochotnicy Górnej. Tutaj chciałem podziękować kilku osobom za wysłuchanie moich za i przeciw 😍. Jak widać, zwyciężył sentyment ze względu na to, że moje pierwsze oazy miały miejsce w trudnych momentach mojego życia, sentyment to jedno, ale górska przyroda i ludzie, których nazywam cyrenejczykowymi Aniołkami, z którymi mam stały kontakt to drugie 💗. 
Słowa, które są użyte w pierwszej części tytułu. To słowa pochodzące z Księgi Rodzaju oraz hasło tegorocznego XXXII Dnia Chorego.
Słowa te towarzyszyły naszym codziennym oazowym rozważaniom zarówno podczas codziennej Eucharystii, jak i pracy w grupach. Na tę oazę jechałem po to, by przedstawić Najwyższemu to, co mnie trapi, cieszy, ale też poszukać odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Warto było wrócić na oazowanie Cyrenejczyka i przeżyć ten good time, a także poczuć się, jak na mojej pierwszej oazie 😉. Dla wielu podopiecznych jest to jedyna okazja do wyjścia poza przysłowiowe cztery ściany. Dla mnie to jest to nie tylko czas refleksji nad własnym życiem, ale i czas ładowania akumulatorów. Już podczas pierwszego posiłku patrząc na innych podopiecznych, zrozumiałem jak ważna, jest ciągła rehabilitacja. Bo tylko tak możemy sprawić, że choroba nie postępuje i  możemy sami wykonać tak prozaiczne czynności, jak: samodzielne zjedzenie posiłku czy umycie zębów. Podczas pracy w grupach zrozumiałem, że patrzenie na siebie powinno zacząć się od tego, co jest pozytywne w nas samych, a nie od tego, co negatywne. Wpatrzony podczas Drogi Krzyżowej w postać Szymona z Cyreny, który pomagał dźwigać krzyż Jezusowi. A, który przecież, tak bardzo wpisuje się w to, co robi Cyrenejczyk. Zrozumiałem, że ja i chcę mu pomóc dźwigać krzyż, bo przecież i za moje grzechy oddał swoje życie. To już druga oaza, gdzie jako wspólnota przeżywaliśmy prymicje, jednego z Księży moderatorów. Ks. Kamilu u progu Twojego kapłaństwa, chcę Ci życzyć błogosławieństwa Bożego. Bo bycie Kapłanem w świecie, gdzie szerzy się laicyzm i sekularyzacja. To nie lada wyzwanie. Po tym, co napisałem, pomyślicie, ale tam było drętwo i sztywno 😂. Spokojnie nie żyliśmy tylko modlitwą, nie brakowało pogodnych wieczorków czy oglądania wartościowego filmu o tytule "Ze wszystkich sił". Filmu, który przywołał we mnie smutne wspomnienia. Który zresztą, kiedyś już obejrzałem — moje wrażenia po obejrzeniu możecie przeczytać tutaj. 
Wehikuł czasu jednak istnieje, bo podczas wycieczki mogłem poczuć się, jak x lat temu, jadąc kolejką na Gubałówkę, gdzie na szczycie mogłem podziwiać piękne widoki.
W drodze powrotnej u stóp Gaździny Podhala w Ludzimierzu, gdzie we Mszy Świętej wypraszaliśmy łaski u Królowej Podhala oraz prosiliśmy o błogosławieństwo na ostatnie dni naszego oazowania. Za sprawą moich wariatów, którzy zabierali mnie na wyprawy w góry, mogłem poczuć, że nie samymi murami szkolnymi żyje człowiek. Jest to też dowód na to, że oazy budują relację. Jednak podczas jednej z takich wypraw myślałem, że już więcej nic dla Was, nie napiszę, bo to był test nie tylko wytrzymałości mojej limuzyny, ale i stabilności mojego kręgosłupa 😂. Jak dobrze, że nie widział tego nikt z mojej rodziny, bo miałbym zakaz samodzielnych wyjazdów 😎. Opłacało się to przeżyć, by dotrzeć do Wojtyłowej Gazdówki, gdzie nasz św. Jan Paweł II przybywał z młodzieżą na narty jako biskup krakowski. A po drodze mogłem podziwiać niesamowite widoki. Po tak ekstremalnych przeżyciach i zapierających dech w piersiach widokach. Całkiem przypadkiem w drodze powrotnej natrafiliśmy na piknik rodzinny, gdzie swój recital miał kabareciarz Robert Korolczyk znany z Kabaretu Młodych Panów. Musicie mi uwierzyć na słowo pisane, płakaliśmy ze śmiechu 😊. Tak nas te uroki zauroczyły, że planujemy wrócić w tamte strony za kilka tygodni w nie co zmienionym składzie. Wydarzenia w telegraficznym skrócie przedstawione, a więc czas na podziękowania. Na wstępie chciałem podziękować głównemu ks. Moderatorowi Krzysztofowi to wszystko, co napisałem w wiadomości prywatnej, podtrzymuję 😉. Fajnie było się spotkać po kilku latach, kiedy Ty jeszcze formowałeś się na Kapłana, gdzie uczyłeś się naszego świata. Bóg zapłać za głoszone Słowo Boże, ale także za to, że byłeś z nami podopiecznymi, nie tylko podczas Eucharystii czy modlitw. Dziękuję tym wszystkim, którzy byli moimi rękami i nogami przez te jedenaście dni. Oskar i Wojtek dziękuję za wzajemne uzupełnianie się oraz za te miłe słowa wypowiedziane pod moim adresem. Patrycjo, Krzysiu dziękuję za swój czas poświęcony mojej osobie, o każdej porze dnia i nocy oraz za to, że ze mną wytrzymaliście. Dziękuję za te salwy śmiechu i bolący po nich brzuch 😁. Krzysiu pomimo ubrudzenia mojego galowego stroju, nadal jesteś w czubie listy moich pilnowaczy 😜. Tym wszystkim wolontariuszom, którzy odważyli się wkroczyć do naszego świata po raz pierwszy, chciałbym pogratulować odwagi i poświęcenia. Bo przecież mogliście wybrać inną formę wakacyjnego wypoczynku niż przebywanie ze sprawnymi inaczej.
Dowodem na to, że to był good time jest to, że do dnia dzisiejszego, nie mogę się odnaleźć w życiu codziennym, zresztą nie tylko ja 😎. A także to, że po moim powrocie niespodziewanie z dnia na dzień, wróciło w rehabilitacji to, co jeszcze było moim w grudniu ubiegłego roku. 👌 
















*foto: archiwum prywatne

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz