Vice Mistrzowie Olimpijscy dołożyli tym samym kolejny medal z wielkiej imprezy siatkarskiej pod wodzą trenera Nikoli Grbicia. W meczu finałowym znokautowali reprezentację Włoch (3:0).
Po kilku porażkach w fazie interkontynentalnej tegorocznej VNL można było mieć obawy czy polscy siatkarze przywiozą "blachę" z tej prestiżowej imprezy — ja miałem i myślę, że przełomem dla tego kolektywu, był zwycięski mecz z Mistrzami Olimpijskimi w gdańsko-sopockiej Ergo Arenie😉.
Ta świeża krew, którą Nikola Grbić wpuścił po ubiegłorocznych Igrzyskach Olimpijskich, nie miała jednak łatwego zadania, bo przecież tej grupy, nie omijają kontuzje. Mimo to staranowali rywali w chińskim Ningbo i przyćmili swoją grą nie tylko rywali, ale także organizatorów, którzy delikatnie mówiąc dali "lekką plamę" (np. odkradając z nagrody dla najlepszego libero Kubę Popiwczaka)😎. Ale tez poradzili sobie świetnie w całych rozgrywkach tej prestiżowej imprezy. Mam tutaj na myśli Maksymilana Graniecznego, Kewina Sasaka i Kubę Nowaka. Sasak nie miał łatwego zadania, bo musiał wejść w siatkarskie buty "Łysego" i stać się pierwszą armatą na prawej flance reprezentacji Polski. I wywiązał się z tej roli znakomicie, bo został wybrany najlepszym atakującym turnieju w Ningbo👏. Choć to Jakub Kochanowski został wybrany do dream i zgarnął nagrodę MVP całego turnieju, bo na to czysto sportowo zasłużył. Z marszu, gdy tylko powrócił do reprezentacji po odpoczynku, po sezonie ligowym to prezentował poziom, z którego go doskonale znamy — jednym słowem siatkarska profeska na najwyższym światowym poziomie😎. Na moment chciałbym zatrzymać się przy Kubie Nowaku. Ten 20-latek wszedł "z drzwiami" do Gangu Łysego i od momentu debiutu gra bez respektu dla rywali po drugiej stronie siatki, tak też było w chińskim Ningbo. Brak debiutu w PlusLidze nie przeszkodził mu w wygraniu VNL 2025. To się nazywa mieć "kwity" na wielkie siatkarskie granie 😍. Jak wspomniałem naszą siłą w turnieju finałowym, był kolektyw oraz głębia składu, ale chciałbym też zwrócić uwagę na grę blokiem naszej drużyny. Nie wiem, jak Wy, ale ja po turnieju w Gdańsku miałem obawy czy największym problemem naszej drużyny w tym, by sięgnąć po "blachę", nie będzie rozegranie. Cieszę się, że moje obawy spełzły na niczym i "puściło" Marcina Komendę, który poprowadził naszą drużynę do triumfu w tych prestiżowych rozgrywkach. Ten luz Kapitana pozwolił na widowiskową grę z naszymi środkowymi oraz gubienie bloku, bezradnych w meczu finałowym Włochów. A choć Simone Giannelli został wybrany najlepszym rozgrywającym to, jego rozegranie, było czytane przez nasz system blok-obrona oraz blokujących. Skutkowało to nie tylko skuteczną grą w obronie naszej drużyny i widowiskowymi kontrataki, ale też spektakularnymi blokami na obecnych Mistrzach Świata. To pozwoliło Kubie Kochanowskiemu, który w zastępstwie pełni rolę Kapitana, odebrać puchar za zwycięstwo w Lidze Narodów z rąk Lloy'a Balla, którego chyba nikomu, nie trzeba przedstawiać. Dlaczego wcześniej wspomniałem o głębi składu? Jako przykład podam pozycję przyjmującego, gdy nie szło Wilfredo Leonowi w meczu z Japonią. Na placu boju zastąpił go Kamil Semeniuk, biorąc ciężar gry na swoje barki — grając, jak Pan Siatkarz. Kamil Semeniuk był też zmuszony "gasić pożar" na przyjęciu, gdy kontuzji w meczu z Brazylią, doznał Tomasz Fornal. A wspomniany wcześniej przyjmujący Bogdanki LUK Lublin, był jednym z katów reprezentacji Włoch i wylądował w drużynie marzeń turnieju.
Turnieju, który jest już historią i nasi bohaterzy muszą o triumfie w nim już zapomnieć, jak zapomnieć. Bo za miesiąc ruszają Mistrzostwa Świata na Filipinach, gdzie drużyny będą jeszcze silniejsze. Więc trzeba "wyzerować licznik" i przystąpić do tej imprezy z "czystą głową", a pamiętajmy, że na zgrupowaniu w Zakopanem pojawią się, powracający po kontuzjach: Bartosz Kurek i Norbert Huber.
*foto: pochodzą z różnych stron
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz