Przysłowie mówi, że nic dwa razy się nie zdarza. Niestety to już nieaktualne dzięki Klubowemu Mistrzowi Europy z Kędzierzyna-Koźla, która w niedziele obroniła tytuł w słoweńskiej Ljubljanie.
Przed startem sezonu Ligi Mistrzów fani siatkówki w Polsce zastanawiali się, czy w ogóle Klubowy Mistrz Europy wyjdzie z grupy, ale "Koziołki" dały radę. I mieliśmy dokładnie taki sam finał, jak przed rokiem tylko teamy w innych składach, Do niedzieli Hala Stozice nie kojarzyła się nam najlepiej, za sprawą porażki naszej reprezentacji ze Słoweńcami, mieliśmy jednak nadzieję na odwrócenie karty, za sprawą nowego Mistrza Polski. Mistrz Polski od pierwszej piłki postawiła może nie na mocną, ale zmienną zagrywkę, którą utrzymali na przestrzeni całego spotkania. Mimo to, gra w I pierwszym secie falowała, raz prowadziło Tento, by za chwilę oddać głos obrońcy trofeum. Głównymi aktorami w tej części seta byli Matej Kazijski oraz "Zwierz". Ten pierwszy pokazywał, że atakować potrafi, zaś atakujący Klubowego Mistrza Europy "częstował" Włochów swoją zagrywką. Jednak ostatnie słowo w tym secie należało do Łukasza Kaczmarka, który zdobył punkt skutecznym atakiem. Druga partia to wymiana ciosów, jak na bokserskim ringu, a nie siatkarskim parkiecie, czy gra punkt, za punkt. Jednak drużyna z Opolszczyzny powróciła do ofensywy i brakowało jej seta do obrony tytułu. Wszyscy wiemy, że ten III set ma różne historie i tak też było. Mieliśmy grę punkt, za punkt, nadzieję dla Włochów na przedłużenie meczu, za sprawą zagrywek Marco Podrascanina, skurcze gracze graczy ZAKS-y, czy problem ze skończeniem meczu przez graczy Gheorghe Crețu potrzebowali, aż siedmiu piłek meczowych, by potwierdzić to, że przez kolejny rok będą najlepszą klubową drużyną Europy. Panowie bez takich szaleństw, szanujcie siatkoholików w Polsce, bo sezon reprezentacyjny przed nami 😋. Polemizowałbym z tym, że Puchar się łatwiej zdobywa, niż broni i że nie ma ludzi niezastąpionych. Moim zdaniem styl obrony trofeum był lepszy od stylu wywalczenia go przed rokiem, choć było więcej gwiazd w składzie. Jednak trofea zdobywa się TEAMEM, a nie gwiazdami, ale nie wszyscy o tym pamiętają. Nikt chyba po tym meczu nie ma już wątpliwości, że Plus Liga jest jedną z najlepszych lig siatkarskich na świecie. Wszystkie elementy siatkarskie były wykonywane na najwyższym światowym poziomie po stronie już dwukrotnego Klubowego Mistrza Europy, klasa! Chylę czoła przed Marcinem Januszem nie tylko, za cały sezon, ale i za ten mecz mimo skurczów dotrwał do końca na parkiecie i poprowadził swój zespół do obrony trofeum. Kto wie, czy ZAKSA obroniła, by to, trofeum w takim stylu, gdyby nie siatkarz kosmita Kamil Semeniuk, któremu w tym spotkaniu wychodziło wszystko, a Jego gra z lewego skrzydła to, siatkarska poezja. Nie dziwię się, że został wybrany MVP. Od kilku lat obserwuje rozwój tego siatkarza i powiem "Zwierz" miał rację nazywając Go "nadsiatkarzem". Jest absolutnie najlepszym polskim przyjmującym w tej chwili, a kto wie, czy i nie i na świecie w tej chwili. Kamil z ZAKS-ą zdobyłeś wszystko, co możliwe to, teraz kolej na sukcesy w koszulce z "Orzełkiem" na piersi. Wszystko wskazuje na to, że to, był Twój ostatni mecz w barwach "Twojej" ZAKS-y, bo przecież to, ten klub zobaczył w Tobie to "coś" i postanowił szlifować ten diament, nie wszyscy w naszej lidze to potrafią. Powodzenia i dalszych sukcesów klubowych i reprezentacyjnych. Gdy ZAKSA zdobyła ostatni punkt w tym spotkaniu popłynął wulkan łez szczęścia, bo nie musieliśmy czekać około pół wieku na triumf polskiego zespołu w siatkarskiej Lidze Mistrzów, lecz 365 dni, ale i dowód na to, że jesteśmy jedną siatkarską rodziną 😉
fotografie: cev.eu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz