Podopieczni Nikoli Grbicia po dwóch sparingach z reprezentacją Niemiec, rozegrali kolejne dwa sparingowe spotkania z gospodarzami pierwszego turnieju VNL — Japonią.
Podobnie, jak w meczach z Niemcami w obu meczach zobaczyliśmy dwie różnie wyjściowe szóstki w meczach z Japonią serbski selekcjoner, miał do dyspozycji zawodników, których zobaczymy w pierwszym turnieju VNL.
Oba sparingi z drużyną prowadzoną przez Philippe'a Blaina dostarczyły naszemu sztabowi szkoleniowemu sporo materiału do analizy, ale przecież właśnie temu służą takie mecze. Dwa spotkania równa się dwa różne obrazy gry naszej drużyny; w pierwszym spotkaniu nie znaleźliśmy panaceum na świetnie grających w obronie Japończyków, cuda w tym elemencie wyczyniał Japoński libero niczym chiński czy japoński robot sprzątający (dla mnie bez różnicy jest kraj ich pochodzenia - robota 😋). Te spektakularne obrony zamieniali na zabójcze kontry, po których nie mieliśmy czego zbierać. Poniekąd ich fenomenalna gra w obronie siatkarzy z kraju Kwitnącej Wiśni była następstwem zbyt wolnego, a co za tym idzie czytelnego rozegrania Grzegorza Łomacza, co pozwalało podopiecznym francuskiego szkoleniowca ustawić szyki obronne. Drugim elementem, którego zabrakło mi w pierwszym sparingu to bloku, a jak wiemy "gaszenie światła" potrafi odebrać ochotę do gry. W zasadzie od tego powinienem zacząć w czwartkowym sparingu, nie potrafiliśmy złamać przyjęcia rywali swoją zagrywką, co pozwalało im bez problemu rozgrywać pierwszą akcję.
Widać, że nasi siatkarze, są pojętnymi uczniami, bo dzień później obraz naszej gry wyglądał całkowicie inaczej 😎. Potrafiliśmy ruszyć rywali naszą zagrywką podbijać, piłki w obronie i cierpliwie ponawiać ataki, jeśli były podbijane, czy też blokowane. Naszą siłą były też ataki ze środka, czy też ze skrzydeł, nie brakowało także pipe'ów, a także "gaszenia światła". Skuteczna gra w ofensywie to zasługa dużo szybszego rozgrywania Jana Firleja od tego, które dzień wcześniej zafundował "Gregor". Dla mnie jeszcze przed startem sezonu reprezentacyjnego nie było wątpliwości, kto powinien być zmiennikiem Marcina Janusza i zdania nie zmienię 😉. We wcześniejszym wpisie pisałem Wam, że Jakub Szymański może "powąchać" parkietu, on nie "powąchał", lecz pokazał, że można grając w klubie z dolnej części ligowej tabeli. Wejść "z buta" do reprezentacji i być pierwszoplanową jej postacią w piątkowym meczu. Jego zagrywka, a także gra w ataku na lewym, napsuła krwi japońskim graczom. Ciekawe, co na to konkurencja naszego przyjmującego w naszym gangu łysego 😋. Gra z orzełkiem na piersi to nie przelewki przekonał się o tym Dawid Dulski, który po słabym pierwszym secie piątkowej potyczki, zjechał "do bazy", lecz gdy powrócił na pakiet, był zawodnikiem nie do poznania. Jaki z tego morał? Nasz selekcjoner to nie tylko świetny fachowiec, ale też psycholog. Pozostałe strzelby gangu łysego miejcie się na baczności, bo młody atakujący "Jurajskich Rycerzy", chyba nie powiedział jeszcze ostatniego słowa 😎.
I co? Czekamy na pierwszy mecz w VNL, a po drugiej stronie siatki stanie drugi garnitur Mistrzów Olimpijskich. Jakie to bezcenne uczucie, kiedy pracę łączy się z oglądaniem siatkówki, bo godziny meczów naszych "Orłów" to moje godziny pracy, Jakoś sobie radzić trzeba 😜, do następnego 👊!
*foto: Kamciography
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz