środa, 31 lipca 2024

Falowanie i spadanie czyli polsko-brazylijski horror z happy-endem w Paryżu!

Po pokonaniu Egiptu reprezentacja Polski w drugim meczu grupowym na Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu, wyszarpała zwycięstwo z Brazylią (3:2).

Słowa z piosenki zespołu Maanam idealnie oddaje to, co czuli polscy kibice podczas oglądania tego niezwykle emocjonującego widowiska. Widowiska, które podopieczni Bernardo Rezende po porażce z Włochami, rozgrywali z przysłowiowym nożem na gardle. 
Emocje w tym spotkaniu było widać nawet podczas mojego aerobiku, bo chwilami zamiast koncentrować się na ćwiczeniach, koncentrowaliśmy się na ekranie telewizora 😋. Było też było dla mnie motywacją do tego, by patrzeć przed siebie podczas siedzenia na wałku, czyli w to, co wyprawia Gang Łysego 😎. A wyprawiał bardzo wiele, czego następstwem było popadanie ze skrajności w skrajność przez polskich kibiców. Myślę, że po tym spotkaniu polski NFZ powinien pomyśleć o daniu specjalnych kontraktów kardiologom, gdzie przyjmowani będą tylko i wyłącznie kibice reprezentacji polskich siatkarzy 😜. Chyba nikt po tym spotkaniu, nie ma wątpliwości (włącznie z trenerem), że były Kapitan drużyny z Kędzierzyna-Koźla, powinien ten turniej oglądać na kanapie przed telewizorem. A walczyć o olimpijską "blachę" razem z Gangiem Łysego, powinien przygotowujący się do sezonu w barwach Asseco Resovii Rzeszów Bartosz Bednorz. Dobrze, że "w bazie" jest taki strażak Kamil Semeniuk, który po wejściu na parkiet wspomógł Wilfredo Leona w działaniach ofensywnych. Jednym słowem Wilfredo Leon nasze dobro narodowe 😍. Bo w dużej mierze to na nich spoczywał ciężar zdobywania zdobywania punktów dla biało-czerwonych. Często piłki do ataku to piłki sytuacyjne oraz ataki na wysokiej piłce. Bycie kibicem to ciągła edukacja, bo motorem napędowym do zdobywania punktów powinien być atakujący, a w dzisiejszym meczu, był to środek siatki. Granie Marcina Janusza środkiem to stu procentowany punkt. Dodajmy dodajmy do tego gamechanger Norberta Hubera, którego wejście, dało Brazylijczykom zagrywki nie do przyjęcie czy bloki punktowe, po których w polskich zapewne wybuchła radość jakby to był już koniec meczu. Obok tych, którzy dawali nam punkty, chciałem wyróżnić Marcina Janusza oraz Pawła Zatorskiego. Tego pierwszego za kreowanie gry naszej drużyny, a przecież nie miał łatwego zadania, bo często musiał wystawiać, a nie rozgrywać, bo nie przyjęcia. Tego drugiego za grę w przyjęciu i obronie, momentami libero Asseco Resovii Rzeszów naprawdę ratował nam skórę.
Na koniec chciałbym zwrócić uwagę na dwie rzeczy, pierwsza to taka, że bez punktów z prawego skrzydła, daleko nie zajedziemy. To drugie spotkanie, gdzie Bartosz Kurek, nie dawał jakości na prawym skrzydle. Druga rzecz, na którą zwrócą uwagę to, zwycięstwo w takim horrorze, może wpłynąć pozytywnie na morale Gangu Łysego. Przed kolejnymi równie trudnymi spotkaniami, gdzie emocje będą sięgać siatkarskiego zenitu. Pamiętajmy na zawale, albo wcale!

*foto: fb/MFS - Merytoryczne Forum Siatkarskie
 

czwartek, 25 lipca 2024

Tuomas Sammelvuo i jego "wilcze" niewiadome.

Na Podkarpaciu panują tropikalne temperatury, jednak jest wyjątek od tej reguły. Tym wyjątkiem jest szatnia Asseco Resovii Rzeszów, do której przed nowym sezonem ligowym, przywiało nowego trenera oraz nowych siatkarzy.

Mówiąc wprost po nieudanym poprzednim sezonie, gdzie osłodą, był zdobyty przez Asseco Resovię Rzeszów Pucharu CEV. Włodarze rzeszowskiego klubu zdecydowali się na kolejną przebudowę "wilczej watahy" (która to już?). Tym razem panaceum na brak sukcesów, na arenie plusligowej. Ma, być team z mniejszą ilością gwiazd, a także trener, który wie nie tylko, jak wygrywać Mistrzostwo Polski, ale i siatkarską Champions League. Problem jednak w tym, że uznany fiński szkoleniowiec, nie brał udziału w budowaniu składu drużyny z Podkarpacia, cóż dostał równanie z wieloma niewiadomymi 😎. Bo, jak mogliśmy przeczytać w wywiadzie dla Strefa Siatkówki, nie miał on większego wpływu na dobór zawodników do składu. 

Rozegranie

Najwyraźniej baronowie rzeszowskiego klubu mieli dość patrzenia na ciągle spoconego i zmęczonego grą Fabiana Drzyzgę, postanawiając zakończyć jego erę w drużynie z Podpromia. Początkowa myśl, gdy internety obiegła wiadomość, iż Słoweniec Gregor Ropret, będzie kierował grą drużyny z Rzeszowa. Pomyślałem, że zamieni stryjek siekierkę na kijek, bo przecież nie jest on już młodym rozgrywającym. Swoje zdanie zacząłem, zmieniać patrząc na to, co pod jego skrzydłami na rozegraniu wyprawiała reprezentacja Słowenii w zakończonej nie dawno Lidze Narodów. Gdzie "z buta" wywalczyli sobie awans na Igrzyska Olimpijskie we Francji. Problemem dla słoweńskiego "sypacza" może być natężenie meczów w naszej lidze, który dotychczas pełnił rolę rezerwowego w Sir Safety Perugia. Jak to mówią nowa liga, nowe wyzwanie 😉. Niemniej jednak słoweńskiemu rozgrywającemu, życzymy samym sukcesów w "Pasiaku". W razie jakichkolwiek niepowodzeń Gregora Ropreta, nie musimy się jednak martwić o rozegranie Asseco Resovii Rzeszów, bo Łukasz Kozub w zeszłym sezonie. Pokazał swoje "kwity", wykorzystując swoje szanse. Oby tylko w nadchodzącym sezonie dostawał od fińskiego szkoleniowca, swoje przysłowiowe 10 minut. A gra w jednym zespole z doświadczonym rozgrywającym, jest niczym innym, jak tylko okazją do podwyższenia swoich, nie małych umiejętności siatkarskich. Może wreszcie po tym sezonie ligowym, będzie czas na powrót do gry w biało-czerwonej koszulce z Orzełkiem na piersi 😊. Nie wiem, jak Wy, ale ja już się, nie mogę doczekać meczów z rozegraniem obu rozgrywających. Bo rywalizacja obu Panów o bycie pierwszym rozgrywającym "Wilków", zapowiada się naprawdę ciekawie.

Atak

W teorii wybór pierwszej armaty "Pasów" jest oczywisty, jest nią Francuz Stephen Boyer. Wielką niewiadomą będzie dyspozycja po koszmarnej kontuzji francuskiego bombardiera. Kontuzji, która kto wie, czy nie odebrała "Resce" plusligowej "blachy". Jednak Stephen Boyer przystąpi do tego sezonu ligowego podwójnie nabuzowany, bo przecież, ma coś do udowodnienia selekcjonerowi reprezentacji Francji, który nie zabrał go na walkę o obronę olimpijskiego złota, Miejmy nadzieje, że ta sportowa złość Stephena Boyer, przełoży aię na grę, na prawej flance rzeszowskich 🐺. Nie tylko w meczach przeciwko drużynie z Kędzierzyna-Koźla, której trenerem będzie Andrea Giani, ale w całym nadchodzącym sezonie ligowym. Kuba Bucki to urodzony joker, ale potrafi też wziąć ciężar gry na swoje barki. I zrobić one man show. Jednak, by wypełniać obie swe role, zawodnik z numerem 5 w "Pasiaku". Potrzebuje odpowiedniej ilości minut spędzonych na parkiecie, a nie "w bazie". Z pozoru takiego duetu na rzeszowskim ataku, powinna bać cała liga. Pamiętajmy jednak, że teoria, a meczowa rzeczywistość to często dwa różne bieguny 😎 .

Przyjęcie

Dla wszystkich kibiców "Pasów" podstawowa para przyjmujących to Bartosz Bednorz i Klemen Cebulj. Rolę Bartosza Bednorza zapewne wszyscy znamy, został on sprowadzony na Podpromie po to, aby zastąpić TJ-a DeFalco, który przeniósł się do Japonii, To na popularnym "Bednim" zapewne będzie się opierał ciężar gry na lewej stronie drużyny z Podpromia. Został on też zapewne sprowadzony, nie tylko po to, aby dawać punkty z lewego skrzydła, ale też, by był liderem mentalnym drużyny z Podkarpacia (przynajmniej ja tak to widzę). Sam zawodnik myślę, że będzie chciał udowodnić, swoją siatkarską wartość, selekcjonerowi naszej reprezentacji 😉. Na pewno głównym czynnikiem, który zadecydował o tym, że Bartosza Bednorza. zobaczymy w drużynie z Rzeszowa, jest wysokość kontraktu, a dopiero potem osoba trenera. Z którym wygrał siatkarską Champions League w barwach drużyny z Kędzierzyna-Koźla. Czy Klemen Cebulj wreszcie przeniesie swoją grę z reprezentacji Słowenii na parkiet rzeszowskiego Podpromia? Bo do tej pory najwyraźniej gubił ją w samolocie do Rzeszowa 😋. Za pewne włodarze, jak i my kibice liczymy na jego boiskowe flow z Gregorem Ropretem i za to powinien być rozliczany. A wszyscy wiemy, jak wymagający są kibice Asseco Resovii Rzeszów. Czy Lukas Vasina udźwignie ciężar gry w "Pasiaku"? To pytanie nurtuje za pewne wielu sympatyków rzeszowskiej drużyny. Co prawda przychodzi najprawdopodobniej na trzeciego przyjmującego i jest to dla niego sportowy awans. Trzeba jednak pamiętać, że gra w Katowicach, a w Rzeszowie. To dwa różne sportowe bieguny, a i cele tych drużyn są zupełne inne. Jednak "Pasiak" waży 😊. Czeskiego przyjmującego za pewne skusiła wysokość kontraktu, a baronowie Asseco Resovii Rzeszów uznali, że skoro zagrał kilka fajnych meczów w barwach "Gieksy" to, trzeba go sprowadzić do Rzeszowa. Adrian Staszewski to solidny czwarty do brydża na przyjęciu. I na tym zakończmy dywagacje o rzeszowskim przyjęciu. Przyjęciu, które jak wiemy w dużej mierze wpływa na powodzenie pierwszej akcji.

Środek

Karol Kłos mógłby zadać pytanie I z kim ja tutaj nam grać? Bo nie oszukujmy się, jest to najsłabsza formacja rzeszowskiej drużyny na przyszły sezon. To właśnie na popularnym "Wujo Karolu" będzie spoczywał ciężar gry środka drużyny Tuomasa Sammelvuo. Nie obrażając nikogo, pozostali środkowi wyglądają jakby byli z łapanki. O ile Patryk Niemiec, zagrał kilka fajnych meczów w barwach Trefla Gdańska. Prezentując się nie źle w polu serwisowym oraz w atakach ze środka siatki. To Cezary Sapiński, miał jeden wystrzałowy mecz w barwach drużyny z Olsztyna. Który za pewne przesądził o tym, że przeniósł się z Warmii i Mazur na Podkarpacie. Czy na podstawie jednego meczu powinno się decydować o  transferze? Moim zdaniem nie, ale cóż bycie kibicem "Reski" edukuje 😂. Dawid Woch to dla mnie środkowy, który siatkarsko, jest dla mnie no mame (tzn, nie pamiętam go z jakiś szałowych występów). Wielką zagadką jest forma Krzysztofa Rejno, który ubiegły sezon spędził za bandami reklamowymi lecząc kontuzję. Pozostaje tylko mieć nadzieję, iż Patryk Niemiec i Dawid Woch, rozwinął swoje siatkarskie skrzydła przy Karolu Kłosie. Bo inaczej on będzie musiał się sklonować, by wypełnić tę wielką lukę po odejściu Kuby Kochanowskiego. W przeciwnym razie ten ubytek kadrowy odbije się rzeszowskiemu klubowi czkawką. Na podsumowanie tej pozycji powiem, że od przybytku głowa nie boli, dlatego też "Wilki" mają pięciu środkowych 😛.

Libero

Na tej pozycji podobnie, jak na pozycji atakującego w zespole Sammelvuo bez zmian. Ciekawe czy Paweł Zatorski zaprezentuje bardziej stabilną formę niż w poprzednim sezonie. Jak i to czy zdrowie mu zaprezentować ją bardziej stabilną. Bo pamiętajmy, że wiek robi swoje, nie mniej Michał Potera to solidna, co pokazał w poprzednim sezonie. Więc chyba nie ma się, co więcej rozwodzić nad tą pozycją w rzeszowskim zespole.

Patrząc na wzmocnienia rywali Asseco Resovii Rzeszów z ligowej śmietanki. To wzmocnienia czwartej drużyny poprzedniego sezonu, nie powalają na kolana. I czysto teoretycznie drużynę w tym składzie to, drużyna na miejsca 5-6. Wiem, zaraz mnie zlinczujecie, że nie jestem "Pasiakiem", bo nie stawiam ich na plusligowym "pudle". To jest sport, a siatkówka jest grą błędów, gdzie wszystko zdarzyć się może 😍. Chcemy zobaczyć kolektyw, od którego będzie bił vibe. Kolektyw, w którym będzie flow który zostawi "pasiaste serducho" na parkiecie w hali Podpromie w walce, o każdy punkt, a nie indywidualności. Pozostaje mieć nadzieję, że to "wilcze równanie" z wieloma niwiadonymi, okaże się sukcesem, a zimny Fin zapanuje nad charakterami, niektórych rzeszowskich gwiazd. Oby tylko dopisało zdrowie, oby nie wróciły stare demony. A Bednorz i Ropret, oby nie stracili ze swej sportowej jakości, którą prezentują grając w reprezentacyjnych barwach, czy w przypadku Bartosza Bednorza, w barwach Grupy Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle. Ciekawe czy ten skład zapewni zmniejszenie objawów zespołu niespokojnych rąk i nóg u Pana Prezesa, podczas meczów Asseco Resovii Rzeszów 😜. Tak czy siak to i tak teraz zostajemy przy biało-czerwonych barwach. I dopingujemy Gang Łysego w walce o tak bardzo wyczekiwany przez siatkarską Polskę medal olimpijski 😍.

*foto: fb/Asseco Resovia Rzeszów



 

poniedziałek, 22 lipca 2024

Kardiolog potrzebny! Czyli, co wiemy na kilka przed startem Igrzysk Olimpijskich w Paryżu.

Za naszymi Orłami z Gangu Łysego sparingi z Japonią oraz Stanami Zjednoczonymi. To znak, że gorączka olimpijska rośnie z dnia na dzień 😉.

Mnie po tych spotkaniach w gdańskiej Ergo Arenie bardziej od leku na spadek temperatury bardziej potrzebny jest lek na uspokojenie 😎. Bo na niespełna pięć dni przed pierwszym meczem na Igrzyskach Olimpijskich z reprezentacją Egiptu. w mojej głowie jest więcej niepewności niż spokoju. Wiem zaraz mnie zhejtujecie, że jak zwykle wszystko mi nie pasuje, i, że nie jestem prawdziwym kibicem Gangu Łysego. Trudno, już wiele razy pisałem, że nie musicie się zgadzać z treścią moich wpisów 😋. Ale czy może być inaczej? Kiedy w obu tych spotkaniach mając kilka oczek przewagi, pozwoliliśmy rywalowi narzucić swój styl gry i zdobywać punkty seriami. Mając przy tym ogromny problem z przyjęciem (czasem wcale nie mocnych zagrywek). Zaś my przez większość czasu tych spotkań, gdzieś ją zagubiliśmy na gdańskim molo 😎. Przyjęcie to nie jedyny mankament, który udało mi się wychwycić w tych spotkaniach, mieliśmy też ogromny problem ze skutecznością kontrataku czy atakiem z lewego skrzydła. A rozegranie Marcina Janusza we wczorajszym spotkaniu było na tyle czytelnie, nie mieli problemu z ustawieniem szczelnego bloku, czy ustawieniem obrony po naszym ataku. Brak stałej pierwszej szóstki w Paryżu może nam pomóc czy zaszkodzić? Dobre pytanie, bo w Paryżu nie jesteśmy jedynym faworytem do medalu, a w gronie faworytów. Po tym japońsko-amerykańskim graniu, plusy mogę postawić przy trzech nazwiskach: Kurek, Fornal i Semeniuk. A przy nazwiskach: Śliwka, Leon stawiam ogromny znak zapytania, oby tylko odpalili w odpowiednim momencie👀. To właśnie ten ostatni z tej wymienionej trójki, odwrócił losy wczorajszego spotkania swoją grą na lewym skrzydle. Inna sprawa, że to "Jankesi" pozwoli nam "żyć" w III secie, "karmiąc" nasz licznik punktowy błędami własnymi. Cieszy fakt, że nasz Gang Łysego przekuł tego seta na walkę w kolejnych partiach. Choć łatwo nie było, ale przecież znakiem rozpoznawczym Gangu Łysego, jest na zawale, albo wcale 😜. Jeśli ten znak rozpoznawczy będzie kontynuowany na francuskiej ziemi to, nie wiem, czy doczekacie się kolejnych postów, bo oglądając te siatkarskie horrory, mogę zejść na biało-czerwony zawał 👊.

*foto: fb/Polska Siatkówka

niedziela, 21 lipca 2024

Nie jest dobrze, by człowiek był sam... Dlatego też wróciłem do Ochotnicy Górnej.

Po drugiej części tytułu powiecie, że jestem zmienny, jak chorągiewka na wietrze. Bo rok temu pisałem, że oazy Cyrenejczyka, są dla mnie rozdziałem zamkniętym. Rzeczywiście przez pewien czas, gdy wróciłem z Dąbrowicy, tak myślałem, ale gdy zbliżał się termin zapisów na obie atrakcje duchowe. To w mojej głowie zaczęły rodzić się wątpliwości, co wybrać Dąbrowicę czy oazę Cyrenejczyka w Ochotnicy Górnej. Tutaj chciałem podziękować kilku osobom za wysłuchanie moich za i przeciw 😍. Jak widać, zwyciężył sentyment ze względu na to, że moje pierwsze oazy miały miejsce w trudnych momentach mojego życia, sentyment to jedno, ale górska przyroda i ludzie, których nazywam cyrenejczykowymi Aniołkami, z którymi mam stały kontakt to drugie 💗. 
Słowa, które są użyte w pierwszej części tytułu. To słowa pochodzące z Księgi Rodzaju oraz hasło tegorocznego XXXII Dnia Chorego.
Słowa te towarzyszyły naszym codziennym oazowym rozważaniom zarówno podczas codziennej Eucharystii, jak i pracy w grupach. Na tę oazę jechałem po to, by przedstawić Najwyższemu to, co mnie trapi, cieszy, ale też poszukać odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Warto było wrócić na oazowanie Cyrenejczyka i przeżyć ten good time, a także poczuć się, jak na mojej pierwszej oazie 😉. Dla wielu podopiecznych jest to jedyna okazja do wyjścia poza przysłowiowe cztery ściany. Dla mnie to jest to nie tylko czas refleksji nad własnym życiem, ale i czas ładowania akumulatorów. Już podczas pierwszego posiłku patrząc na innych podopiecznych, zrozumiałem jak ważna, jest ciągła rehabilitacja. Bo tylko tak możemy sprawić, że choroba nie postępuje i  możemy sami wykonać tak prozaiczne czynności, jak: samodzielne zjedzenie posiłku czy umycie zębów. Podczas pracy w grupach zrozumiałem, że patrzenie na siebie powinno zacząć się od tego, co jest pozytywne w nas samych, a nie od tego, co negatywne. Wpatrzony podczas Drogi Krzyżowej w postać Szymona z Cyreny, który pomagał dźwigać krzyż Jezusowi. A, który przecież, tak bardzo wpisuje się w to, co robi Cyrenejczyk. Zrozumiałem, że ja i chcę mu pomóc dźwigać krzyż, bo przecież i za moje grzechy oddał swoje życie. To już druga oaza, gdzie jako wspólnota przeżywaliśmy prymicje, jednego z Księży moderatorów. Ks. Kamilu u progu Twojego kapłaństwa, chcę Ci życzyć błogosławieństwa Bożego. Bo bycie Kapłanem w świecie, gdzie szerzy się laicyzm i sekularyzacja. To nie lada wyzwanie. Po tym, co napisałem, pomyślicie, ale tam było drętwo i sztywno 😂. Spokojnie nie żyliśmy tylko modlitwą, nie brakowało pogodnych wieczorków czy oglądania wartościowego filmu o tytule "Ze wszystkich sił". Filmu, który przywołał we mnie smutne wspomnienia. Który zresztą, kiedyś już obejrzałem — moje wrażenia po obejrzeniu możecie przeczytać tutaj. 
Wehikuł czasu jednak istnieje, bo podczas wycieczki mogłem poczuć się, jak x lat temu, jadąc kolejką na Gubałówkę, gdzie na szczycie mogłem podziwiać piękne widoki.
W drodze powrotnej u stóp Gaździny Podhala w Ludzimierzu, gdzie we Mszy Świętej wypraszaliśmy łaski u Królowej Podhala oraz prosiliśmy o błogosławieństwo na ostatnie dni naszego oazowania. Za sprawą moich wariatów, którzy zabierali mnie na wyprawy w góry, mogłem poczuć, że nie samymi murami szkolnymi żyje człowiek. Jest to też dowód na to, że oazy budują relację. Jednak podczas jednej z takich wypraw myślałem, że już więcej nic dla Was, nie napiszę, bo to był test nie tylko wytrzymałości mojej limuzyny, ale i stabilności mojego kręgosłupa 😂. Jak dobrze, że nie widział tego nikt z mojej rodziny, bo miałbym zakaz samodzielnych wyjazdów 😎. Opłacało się to przeżyć, by dotrzeć do Wojtyłowej Gazdówki, gdzie nasz św. Jan Paweł II przybywał z młodzieżą na narty jako biskup krakowski. A po drodze mogłem podziwiać niesamowite widoki. Po tak ekstremalnych przeżyciach i zapierających dech w piersiach widokach. Całkiem przypadkiem w drodze powrotnej natrafiliśmy na piknik rodzinny, gdzie swój recital miał kabareciarz Robert Korolczyk znany z Kabaretu Młodych Panów. Musicie mi uwierzyć na słowo pisane, płakaliśmy ze śmiechu 😊. Tak nas te uroki zauroczyły, że planujemy wrócić w tamte strony za kilka tygodni w nie co zmienionym składzie. Wydarzenia w telegraficznym skrócie przedstawione, a więc czas na podziękowania. Na wstępie chciałem podziękować głównemu ks. Moderatorowi Krzysztofowi to wszystko, co napisałem w wiadomości prywatnej, podtrzymuję 😉. Fajnie było się spotkać po kilku latach, kiedy Ty jeszcze formowałeś się na Kapłana, gdzie uczyłeś się naszego świata. Bóg zapłać za głoszone Słowo Boże, ale także za to, że byłeś z nami podopiecznymi, nie tylko podczas Eucharystii czy modlitw. Dziękuję tym wszystkim, którzy byli moimi rękami i nogami przez te jedenaście dni. Oskar i Wojtek dziękuję za wzajemne uzupełnianie się oraz za te miłe słowa wypowiedziane pod moim adresem. Patrycjo, Krzysiu dziękuję za swój czas poświęcony mojej osobie, o każdej porze dnia i nocy oraz za to, że ze mną wytrzymaliście. Dziękuję za te salwy śmiechu i bolący po nich brzuch 😁. Krzysiu pomimo ubrudzenia mojego galowego stroju, nadal jesteś w czubie listy moich pilnowaczy 😜. Tym wszystkim wolontariuszom, którzy odważyli się wkroczyć do naszego świata po raz pierwszy, chciałbym pogratulować odwagi i poświęcenia. Bo przecież mogliście wybrać inną formę wakacyjnego wypoczynku niż przebywanie ze sprawnymi inaczej.
Dowodem na to, że to był good time jest to, że do dnia dzisiejszego, nie mogę się odnaleźć w życiu codziennym, zresztą nie tylko ja 😎. A także to, że po moim powrocie niespodziewanie z dnia na dzień, wróciło w rehabilitacji to, co jeszcze było moim w grudniu ubiegłego roku. 👌 
















*foto: archiwum prywatne

 

środa, 17 lipca 2024

Witajcie w naszej bajce, czyli na zawale, albo wcale w Tauron Arenie!

Kiedy w zeszłym roku stałem się pierwszy raz częścią tej wspaniałej publiczności, dopingującej Gang Łysego podczas XX Memoriału Huberta Jerzego Wagnera. Spełniając tym samym swe marzenie o tym, by doświadczyć tych niesamowitych emocji na własnej skórze. Gdy je już spełniłem to, wiedziałem, że chcę tam wrócić w następnym roku. Bo siatkówka jest narkotykiem, na którego nie pomoże żadna terapia (przynajmniej mnie) 😅. Moje robienie siary w sektorze dla kibiców sprawnych inaczej nie byłoby możliwe, gdyby nie jeden z moich cyrenejczykowych Aniołów. Znajomości tam zawarte wcale, nie muszą kończyć się wraz z powrotem do domu. Krzysiu dziękuję za wszystko 👊.Tyle prywaty, wróćmy do tematu przewodniego tego miejsca w sieci 😎. 
XXI edycja Memoriału ku czci legendzie trenerskiej śp. Hubertowi Jerzemu Wagnerowi, pod którego wodzą, jak dotąd zdobyliśmy jedyny olimpijski krążek przed  pięćdziesięcioma dwoma laty (wszyscy liczymy na przełamanie tej złej passy już za kilka tygodni). Była okazją dla uczestników, by powoli zacząć kończyć "polerować" olimpijską formę. Przedsmakiem meczowych emocji było zwiedzanie Volleybajki, gdzie można było zobaczyć trofea, czy białe kruki, nie tylko z czasów współczesnej siatkówki. Ale też cofnąć się do czasów, gdzie o sile naszej reprezentacji stanowił np. Pan Ryszard Bosek. Dzięki uprzejmości Pana, który oprowadzał po tym wyjątkowym dla kibica siatkówki miejscu. Mogłem na własnej szyi poczuć ciężar medali Mistrzostw Świata oraz Mistrzostw Europy, zdobytych przez członków Gangu Łysego. Muszę przyznać, że ta chwila zostanie w mojej pamięci do końca moich dni 😍. Meczem poprzedzającym główny punkt późnego niedzielnego popołudnia, było spotkanie Niemcy-Egipt. Przyznam się, iż gdy dowiedziałem się, że to nasz rywal z Paryża. Będzie czwartym uczestnikiem tegorocznego Memoriału to, wybuchłem śmiechem, gdyż uważałem, że drużyna z Afryki będzie pełniła rolę "chłopców do bicia" 😉. Zostałem mile zaskoczony po dobrze nam znani z naszych ligowych parkietów, niemieccy zawodnicy prowadzeni przez trenera Michała Winiarskiego. Musieli się sporo napocić, by pokonał Egipcjan. Momentami gra prezentowana przez czwarty zespół Memoriału, nie powstydziłaby się parkietów Plus Ligi. Będą groźni podczas olimpijskich zmagań, oj będą 😎. Od wczoraj mówię chrypą jakbym, przechodził mutację głosu po raz drugi 😜. A to tylko skutek mojego dopingu, czy jak, kto woli robienia siary na meczu Polska-Słowenia 😋. Nie mogło być jednak inaczej, bo udzielił mi się vibe siatkarskiego pikniku w wypełnionej po brzegi krakowskiej Tauron Areny 💗  Podopieczni  Gheorghe Crețu zapewne pałali rządzą rewanżu za mecz o brązowy medal w tegorocznej VNL. Stawką tego spotkania był triumf w XXI Memoriale Huberta Jerzego Wagnera. A więc można było się spodziewać siatkarskiego widowiska na najwyższym poziomie (3:1). Takie też było, obie ekipy pokazały kawał dobrej siatkówki, w wielu elementach siatkarskiego rzemiosła. Powodowało to stany zawałowe u biało-czerwonych kibiców. Po tym, co pokazał nowy rozgrywający Asseco Resovii Rzeszów i jego koledzy w dotychczas trwającym sezonie reprezentacyjnym. Słowenia, jak dla mnie może się okazać "czarnym koniem", zbliżających się IO w Paryżu. 
Pozwólcie, że  dokonam krótkiej analizy tego, co pozwoliło nam wygrać to trudne spotkanie 😊. Nie pośrednią rolkę odegrała zagrywka, która pozwoliła zaburzyć przyjęcie rywala. Dodajmy do tego konsekwencję w grze obronnej, a także zmienność form ataku. A także  biało-czerwone  💗 zostawione na parkiecie w momencie, gdy to goście nadawali ton temu spotkaniu. Po tym, co zobaczyłem w niedzielę, w wykonaniu naszych "Orłów". Z optymizmem patrzę w stronę Paryża, a przecież przed nami jeszcze turniej towarzyski w gdańskiej Ergo Arenie. Po ostatnim gwizdku sędziego w moich oczach zakręciła się łezka szczęścia, bo był to pierwszy zwycięski mecz siatkówki, na którym byłem, czy to Gangu Łysego, czy to mojej SOVII.
Na koniec  chciałbym serdecznie pozdrowić kibiców z moim "pakietem szczęścia", którzy tak, jak i ja, dali się ponieść atmosferze tego siatkarskiego pikniku. Fajnie, że nie jestem jedynym świrem na punkcie siatkówki z tym "pakietem szczęścia" 😂.



















*foto i video archiwum prywatne