Już przed meczem było wiadomo, iż temperatura będzie wysoka nie tylko ze względu na porę roku, ale też emocje, jakie niosą, za sobą spotkania Mistrzów Świata z Persami.
Tak też w istocie było, bo wagą tego spotkania był awans do strefy medalowej tegorocznej VNL. Już pierwsze dwie piłki spotkania pokazały, że Irańczycy mają dobrze rozpisanych nasze ofensywne armaty bowiem dwukrotnie "zgaszono światło" naszemu Kapitanowi. Jednak nasi chłopcy wzięli się do roboty, za sprawą swojej dobry na siatce, ale też błędów rywali i wyszli na prowadzenie. By znów dać pograć rywalom, jednak nasi zaczęli odrzucać Persów od siatki, co przyczyniło się do naszego zwycięstwa w premierowej partii spotkania. Dobrze w tym elemencie spisywał się Kuba Kochanowski. Choć drugą zaczęliśmy dobrze, bo od kilkupunktowego prowadzenia to, jednak zaczęliśmy oddawać inicjatywę Irańczykom, za sprawą naszych problemów ze skończeniem ataku, czy braku przyjęcia. To pozwalało Irańczykom nakręcać swoją grę i doprowadzić do remisu w tym spotkaniu. W tym momencie stało się jasne, że to dopiero początek emocji w tym spotkaniu. Nasi wyszli na trzecią z chęcią przybliżenia się do zwycięstwa w tym spotkaniu. Postawili na pociski z pola serwisowego, co dało nam trzypunktowe prowadzenie pewnie wielu z Was, myślało — będziemy w pełni kontrolować przebieg tego seta. Przy naszych idolach takie myślenie jest zgubne, nagle zacięły się nasze działa ofensywne i to Iran wyszedł na dwa "oczka" do przodu. Wtedy staliśmy się świadkami walki punkt, za punkt, ale od czego się ma "Bienia" ze swoją zagrywką, który rozstrzelał Iran swoją zagrywką, który rozstrzygnął losy tego seta w ten sposób. Wydawać, by się mogło, że pójdziemy, za ciosem i wygramy w czterech setach, nie z naszymi siatkarzami zabawa w takie klocki. Zostaliśmy zablokowani przez rywali, w każdym siatkarskim elemencie, a my przecieraliśmy oczy ze zdumienia i zastanawiałem się, czy to nie sen, bo pora dnia nie była wczesna. I chyba wielu wątpiło po tym secie w nasz awans do półfinału. Tie-break można opisać Kamil Semeniuk show, który był liderem naszej drużyny przed duże "L", swoim wyłączaniem prądu Irańczykom ustawił nam przebieg tie-breaka, dodajmy do tego zagrywki Butryna, ułatwiły nam grę w ataku. Po ostatnim gwizdku mogliśmy się cieszyć, płakać ze szczęścia, a także odetchnąć z ulgą, że przeżyliśmy ten siatkarski rollercoaster. Dziś kolejny odcinek horroru z polskimi i amerykańskimi siatkarzami w rolach głównych. W GÓRĘ SERCA POLSKA WYGRA MECZ!💗
*fotografia fanpage Łukaszka Kaczmarka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz