Jako, że lubię sam siebie zaskakiwać, moi bliscy i
przyjaciele wiedzą o czym mówię ;) Postanowiłem maleńką nutkę szaleństwa, z
mojego życia, przenieść na moje „ dziecko”. Tak nazywam swojego bloga ;) Czy
ten eksperyment się powiedzie? Nie wiem sami ocenicie ;) Podobno punkt widzenia
zależy, od punktu siedzenia. Trudno mi się z tym nie zgodzić. Czasem odskocznią
od pomarańczowego pola jest książka, czy też film. O takich jak ja, a czasem i
ciężej chorych. Wszystko po to by jeszcze bardziej zrozumieć, jak ja to mówię „inność”.
Człowiek uczy się całe życie i odrabia kolejne lekcje rzucane przez los. Choć tak naprawdę wszyscy jesteśmy tacy sami,
bez względu na rodzaj niepełnosprawności.
„Ja tańczę w środku” –
to historia opowiadająca, o przyjaźni dwóch niepełnosprawnych przebywających w ośrodku dla
niepełnosprawnych. Początki zawsze są trudne, tak jest i w tym filmie. Pełny
życia Roy chorujący na dystrofię, wyglądający oryginalnie ze względu na
fryzurę, a także na ordynarny sposób wysławiania się. Już na „dzień dobry”
pokazuje, iż współpraca z nim, będzie nie lada wyzwaniem. Dla pensjonariuszy
ośrodka, jak i wychowawców. Poznaje tam zamkniętego, w sobie chorującego na
mózgowe porażenie dziecięce – Michaela.
Z którego na początku drwi i wyśmiewa, poprzez próbę pokazania, swojej
wyższości nad innymi. A także nietolerancję. Ciekawość zwycięża i szybko ten
wydawać by się stanowczy i opryskliwy Roy. Przełamuje lody wszystko po to, by
pokazać Michaelowi, jak wygląda prawdziwe życie. Ten spokojny i potulny
dotychczas Michael, poznaje smak alkoholu, zabaw w jednej z dyskotek. Następnie namawia go do
walki z urzędnikami o własne mieszkanie. Zostaje tym samym jego „prawnikiem”,
gdyż mowa Michaela pozostawia wiele do życzenia. Jako jedyny go rozumie. Walka
o większą samodzielność i swobodę, kończy się sukcesem. Obaj mówią murom
ośrodka „do widzenia”. Zaczynają życie na własny rachunek, z ładnej urody
blondynką – ich opiekunką. Michael zakochuje się w niej, co staje się
problemem, dla opiekunki. Gdyż szczytem jej marzeń, nie jest życie u boku „dziecka”.
Które wymaga pomocy, w podstawowych czynnościach życiowych. Zaś ona nie cierpi
na brak adoratorów, ze względu na swoją nietuzinkową urodę. Jednak miarka się
przebiera, gdy przepraszam za wyrażenie. Pyskaty Roy swoimi tekstami; „rób co Ci każe, za to Ci płacimy”.
Młoda opiekunka mówi dość i obaj Panowie, zostają bez opiekuna. W ich głowach
pojawia się myśl, o powrocie do przytułku. Koniec końców tak się też dzieje,
lecz wraca sam Michael, po ostatnim pożegnaniu swojego Przyjaciela Roy’a. Który
w wyniku powikłań po zapaleniu płuc umiera… ;( Ktoś powie tak może być tylko w filmie. O tuż nie! Na
każdego z Nas, może gdzieś czeka taki „Roy”. Który pomaga zrozumieć wiele
rzeczy. Takie osoby są czasem przystankiem do prawdziwej przyjaźni ;) Bo przyjaźni
potrzebuje każdy z NAS.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz