Ostatnie wyjazdy do dawnej stolicy Polski, kojarzyły mi się jedynie z moim "meczem" o samodzielność. Dzień przed robieniem wiochy w Tauron Arenie, robiliśmy wstęp, szwendając się po Krakowie.
Nasze szwendanie się rozpoczęliśmy od wysłuchania hejnału dotychczas, miałem okazję posłuchać jedynie w radio czy w TV (nawet moje podwójne oczy nie dojrzały Pana Hejnalisty 😀). Jako że słuchanie hejnału było totalnym spontanem to, udaliśmy do pobliskiej pijalni znanej marki czekolad, by omówić nasze wędrownie po Krakowie. I choć na chwilę się schłodzić, bo żar lał się z nieba. Tutaj pozwólcie reszto, że podziękuję jednej z naszych towarzyszek, za to, że była naszym przewodnikiem i logistykiem, polecamy się na przyszłość 😉. Bez Ciebie zginęlibyśmy, jak ciotka w Czechach dziękujemy, za brak pobierania od nas opłat, a także, za nawijanie makaronu na uszy 😆. Wiem, że ona mnie, kiedyś zabije, ale skoro przez pięć lat znajomości tego nie zrobiła to, chyba tego już nie zrobi 😋. W pewnym momencie byłem w skórze smoka wawelskiego, spokojnie ja tylko zjadłem pizzę, ale mało brakowało, abym zionął ogniem. Wstyd się przyznać, ale pierwszy raz w życiu byłem w galerii sztuki (chyba nie mogę się nazwać humanistą). Udaliśmy się do nowohuckiego Centrum Kultury, by podziwiać całoroczne wystawy obrazów Zdzisława Beksińskiego (pochodzi z Sanoka) oraz Andrzeja Dudy Gracza. Nazwiska obydwu artystów obiły mi się o uszy, ale nie miałem dotychczas okazji cieszyć swoich oczu ich widokiem. Każda z tych wystaw jest inna i na swój sposób piękna i obie mają to "coś" 😉. Mnie osobiście przypadła do gustu bardziej wystawa artysty pochodzącego z Podkarpacia, analizując Jego twórczość, można odnaleźć odwołanie do współczesnych czasów. Zaletą Jego twórczości jest to, że w jej interpretacji mamy wolną rękę. Buziaki dla tych, co po pięciu minutach najchętniej wyszliby, cóż nie każdy w rodzinie jest humanistą 😘. Pewnie czytacie ten wpis, porąbało go, bo w takim mieście turystycznym nie ma nic, za darmo, też tak myślałem. Dzięki uprzejmości i pewnie dobremu sercu, jednej z właścicielek statku na krakowskich bulwarach wiślanych, ja za ładny uśmiech, a moi towarzysze ze zniżką, za bilet, udaliśmy się w godzinny rejs po Wiśle. Gdzie mogliśmy podziwiać widoki w promieniach powoli zachodzącego słońca 😍. Po rejsie dwie towarzyszki naszej wyprawy mogły się poczuć, jak w przedszkolu, malując torby na zakupy, na ekologicznym pikniku. Mnie też się dostał darmowy gadżet w postaci bidonu, który służył mi na meczu. W końcu, za darmo to uczciwa cena 😂. Zrelaksowani szumem wiślańskich fal, udaliśmy się na miejsce zakwaterowania, bo przecież dzień później miał miejsce główny cel naszej wyprawy. Spokojnie szybko nie zasnęliśmy, w pokoju miało miejsce polowanie na komary, czy zabawa w pogodynkę, która nie mogła spać przez upał (ją nią byłem 😎). Nie obyło się bez śmiechawy i wspomnień przy piwku, pewnie Pan recepcjonista miał czkawkę, 😜. Jakość pokoju była zgodna z ceną noclegu, więc pominę fakt, że o mały włos musiałbym się wczołgać na III piętro. Bo moje eko porsche ledwo zmieściło się do windy, a wielkość kabiny prysznicowej porównałem do konfesjonału w kościele 😛. Ten wyjazd był już, nie wiem, którym dowodem na to, że Bozia czuwa nade mną (mam nadzieję, że na rozpoczynającym się, za trzy dni obozie FAR-u też tak będzie), bo wszystko szło, jak po przysłowiowym maśle. Nawet miejsca parkingowe dla wózkersów udawało się nam znaleźć bez problemu, co w Krakowie wydawało się nam, że łatwe nie będzie. Sporym ułatwieniem była posiadana przeze mnie karta parkingowa. No i co? Chyba mogę śmiało powiedzieć do następnej wyprawy 👊.
Powiązany wpis:
*foto archiwum prywatne
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz