Po niełatwej przeprawie z Belgami było wiadomo, że żarty na siatkarskim Euro się skończyły. Bo naszymi kolejnymi rywalami w meczu, którego stawką był awans do strefy medalowej, byli dobrzy znajomi z parkietów naszej ligi, czyli rodacy naszego selekcjonera — reprezentacja Serbii (1:3).
Widać, że boss Gangu Łysego lubi żonglować partnerami dla Aleksandra Śliwki na przyjęciu, ale tym razem było to podyktowane tym, by zagrywka Wilfredo Leona pomogła odrzucić Serbów od siatki. Pierwszy set to nic innego, jak przeciąganie liny raz na jedną, raz na drugą stronę — punkty zdobywane seriami przez oba teamy. Koniec końców Serbia przeciągnęła linę na swoją stronę. Ale czy mogło być inaczej, kiedy w tym secie po naszej stronie było, aż 11 błędów własnych. Tak czy inaczej już premierowa partia pokazała, że ten mecz może być wyłącznie dla kibiców bez problemów kardiologicznych 😂. W drugim secie byliśmy świadkami takiej gry naszych "Orłów", jaką widzieliśmy w pierwszych dwóch setach z rodakami Vitala Heynema, czyli pełna dominacja, za sprawą odrzucenia Serbów od siatki naszym serwisem. I tak naprawdę wszystko zaczynało się na nowo, bo na tablicy wyników był remis, było wiadomo, że gracze w niebieskich strojach się nam nie położą. Tak też się stało, trzeci akt tego siatkarskiego spektaklu ze zwrotami akcji to nic innego, jak twarde męskie granie. Gdzie byliśmy świadkami końcówki seta na wyniszczenie nie tylko dla siatkarzy, za sprawą obron i przedłużonych akcji, ale i sympatyków tej dyscypliny, za sprawą zadawanych sobie raz po raz ciosów — tę końcówkę oglądałem na bezdechu i zaciśniętymi pięściami. Tylko naprawdę ludzie z nierównym sufitem na punkcie siatkówki, mogli to wytrzymać 😝. Partia numer cztery to można powiedzieć pełna kontrola sytuacji na boisku przez Gang Łysego, choć do pewnego momentu dobrzy nasi znajomi z Serbii próbowali naciskać, ale tylko próbowali, bo to polskie "Orły" zagrają o medale.
Co było naszą siłą w tym siatkarskim rollercoasterze? Po tym, co napiszę na początku powiecie; gościa porypało do reszty od tych emocji, trudno 😎. Naszą siłą w tym spotkaniu był kolektyw, czy jak, kto woli team spiirit z liderem Panem Siatkarzem Aleksandrem Śliwką, który odbierał rywalom ochotę do gry nie tylko swoim cwaniactwem w ataku, ale także grą w obronie. Przed turniejem martwiłem się, co to będzie, gdyby "Łysy" był bez formy, jak widać niepotrzebnie. Bo Łukasz Kaczmarek tym turniejem pokazuje, że granie w ataku nie jest mu obce, granie "pod prądem" także - końcówka III seta w jego wykonaniu, nie mam pytań. Skra Bełchatów w zeszłym sezonie chciała wygrywać spotkania środkiem, coś nie pykło w naszej drużynie nie dość, że pyka zarówno w ataku, jak i "gaszeniu światła". To jeszcze jest nieoceniony w zagrywce, jak i obronie (zwłaszcza "Kochan"). Huber, Kochanowski najlepsi środkowi Europy i czołowi na świecie? Dla mnie tak! Gra Pawła Zatorskiego w obronie, po której rodziły się zabójcze kontry, klasa światowa (czekam na taką grę Zatorskiego na Podpromiu). W tamtym sezonie jokerem był Tomasz Fornal, w tym sezonie ta rola przypadła Kamilowi Semeniukowi, który we wczorajszym meczu zastąpił rozstrzelonego przez Serbów Leona. "Semen" nie brylował w ataku, ale był chłopcem od czarnej roboty, który uspokoił nasze przyjęcie i świetnie spisywał się w grze obronnej naszego zespołu, a także straszył rywali swoją zagrywką.
Wychodzi na to, że na MHJW gościliśmy cztery najlepsze drużyny Starego Kontynentu. A więc jutro czas odwrócić kartę ze Słoweńcami na Mistrzostwach Europy. Kardiolodzy zapewne będą potrzebni, ale pamiętajmy z Gangiem Łysego na zawale, albo wcale 👊 !
*foto: www.cev.eu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz