Tak właśnie tak mogliśmy krzyknąć wczorajszego późnego wieczoru, bo reprezentacja polskich siatkarzy po czternastu latach przerwy ponownie została Mistrzem Europy! Pokonując w finale obrońców trofeum — reprezentację Włoch (0:3)
Pewnie po przeczytaniu pierwszej części tytułu pomyśleliście, że skoro użyłem słów Juliusza Cezara, iż to będzie wpis o starożytnym Rzymie (oczywiście żartuję 😉). Aczkolwiek tymi słowami można określić krótki pobyt naszych "Orłów" w stolicy Włoch — rozegrali półfinał i finał.
Po półfinale dałem Wam "wykaz", co nasi Chłopcy muszą poprawić w swojej grze, jeśli chcą, by medale z najcenniejszego kruszcu stały się ich własnością, ale i nas jako kibiców (chyba, któryś z nich czytał ostatni wpis 😂). Choć nasi przeciwnicy przed wejściem na parkiet wydawali się mega wyluzowani, ale już na parkiecie tak kolorowo nie było, spory udział miała w tym zagrywka naszego zespołu, która rozmontowała ich przyjęcie niemalże na czynniki pierwsze. Spowodowało to, że Simone Gianneli musiał wystawiać, a nie rozgrywać, a włoskie skrzydła wcale tak nie błyszczały w ataku, oj nie. I choć w III secie robili, co mogli, by powstrzymać nasz "Gang Łysego" i przedłużyć to spotkanie o co najmniej jednego seta.
Jak widać ich wysiłki, spełzły na niczym, bo znów zagraliśmy kolektywem z trzema wyróżniającymi się postaciami. Nie mam wątpliwości, że nad naszymi Mistrzami Europy czuwał kibic, który nie był na trybunach, a na specjalnej loży kibiców w niebie — mowa oczywiście o Arkadiuszu Gołasiu 😍. Jak wcześniej wspomniałem jedną ze składowych tego zwycięstwa, była zagrywka, którą odrzuciliśmy podopiecznych "Fefe" od siatki, co ułatwiło nam grę w ataku. Trochę mnie dziwi, że mimo dobrego przyjęcia Marcin Janusz, tak mało grał środkiem i pierwszym tempem, ale jak widać w tym szaleństwie, była metoda. Swoją drogą "Elvis" odrobił zadanie domowe z lekcji, której w zeszłorocznym finale Mistrzostw Świata udzielił mu Simone Gianneli. Niekwestionowanymi królami pola serwisowego byli — Wilfredo Leon i Norbert Huber, obaj pytali rywala, w którą strefę zaserwować 😎. Półfinał i finał pokazał, jak ważną postacią dla naszego "Gangu Łysego" w ofensywie jest Leon rywale, modlili się, by złapać go blokiem lub, by zaatakował w out bez bloku, nagroda MVP turnieju w pełni zasłużona. Jeszcze rok temu baliśmy się, czy "Noba Huba" będzie w stanie wskoczyć na swój sportowy level sprzed kontuzji, a dziś jest najlepszym środkowym Europy z Kubą Kochanowskim (jak dla mnie). Tym trzecim bez, którego o to imponujące zwycięstwo byłoby mega trudno, był Aleksander Śliwka, jak trzeba było to, drażnił Mistrzów Świata nie tylko swoim cwaniactwem w ataku, ale i był wyróżniającą się postacią w grze defensywnej. Architektem tej wczorajszej Victorii, był nie kto inny, jak trener Nikola Grbić, który nie bał się na jedno ustawienie, wprowadził "Semena" czy "Tytusa", co okazywało się trafnym wyborem to się, nazywa mieć trenerskiego nosa. Nawet w tej III partii, gdzie było mega nerwowo, bo gra po naszej stronie momentami była nerwowa to, wiedziałem, że krzykniemy po ostatnim gwizdku — jesteśmy Mistrzami Europy! Niecodziennym widokiem jest widok płaczącego Nikolę Grbicia czy Olka Śliwkę. Mnie dwa razy wczoraj po ostatnim gwizdku, wyleciała lawina łez, nie wstydzę się tego, bo chłopaki jednak płaczą, a ja jestem przesiąknięty tą dyscypliną do szpiku kości 😎. Cieszmy się tym medalem, bo mamy z czego, a i bądźmy dumni, bo mamy z kogo 👊.
*foto: www. cev.eu
*praca własna
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz