poniedziałek, 24 czerwca 2024

Dziewczyny Lavariniego lubią brąz!

Tytuł przeboju Pana Ryszarda Rynkowskiego idealnie oddaje to, co robią polskie siatkarki pod wodzą Włocha Stefano Lavariniego.

Będę szczery siatkówka kobieca w wydaniu reprezentacyjnym, przestała mnie interesować ze względu na brak wyników. Bo nie oszukujmy się na grę drużyny trenera Jacka Nawrockiego patrzeć się, nie dało 😊.
Stan rzeczy zmieniło trzy lata temu  przyjście trenera ze światowego topu, bo takim niewątpliwie jest Stefano Lavarini. Który niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, odmienił grę naszych dziewczyn. Wpierw sprawiając, że nasze dziewczyny uwierzyły, że mogą wygrać z każdym, nie będąc z góry skazywanym na pożarcie. Przez takie nacje, jak: Serbia, Brazylia, Turcja i Włochy. Czego konsekwencją, są siatkarskie horrory z happy-endem, gdzie polskie siatkarki, występują w rolach głównych. A także drugi z rzędu brązowy medal Ligi Narodów, gdzie jeszcze trzy lata temu baliśmy się, czy nie wypadniemy na zaplecze światowej elity. Kolejny dowód na kapitalną robotę Lavariniego to awans na IO od 2008 roku, czy najwyższe miejsce w historii w rankingu FIVB. Dzięki temu cały siatkarski świat dowiedział się o takich zawodniczkach, jak Martyna Łukasik czy Martyna Czyrniańska oraz Natalia Mędrzyk, bez których nie wyobrażam sobie składu na IO w Paryżu. Podobnie, jak i bez Aleksandry Szczygłowskiej, która kapitalnie zastąpiła "Marry" Stenzel. Swoją drogą wreszcie nasza Pani Kapitan może w pełni zaprezentować swoje umiejętności na rozegraniu, mając na skrzydłach w/w skrzydłowe, jak i armatę na prawej flance, czyli Bartosza Kurka w spódnicy. Mowa oczywiście o Magdalenie Stysiak, która swoimi atakami potrafi rywalkom wybić marzenia o zwycięstwie z głowy. Dzięki zaszczepieniu przez włoskiego szkoleniowca w naszych dziewczynach woli walki do ostatniej piłki, byliśmy świadkami fantastycznych widowisk z Turcją w ćwierćfinale, a także w meczu o trzecie miejsce z Brazylijkami. A Agnieszka Kąkolewska znalazła się w szóstce turnieju. Nie przesadzę, jak powiem, że ta brązowa "blacha" smakuje, jak złoto. I nie mamy nic przeciwko, by to powtórzyć w Paryżu, a może i coś więcej. Bo przecież apetyt rośnie w miarę jedzenia!

*foto: fb/ Polska Siatkówka

       
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz