W środowy wieczór Asseco Resovia Rzeszów razem z drużyną Marcelo Mendeza odrabiała zaległości z 22 kolejki naszej inaczej, mówiąc, byliśmy świadkami hitu tejże kolejki na Podpromiu.
Przed meczem zastanawiałem, czy będzie to inne spotkanie od tego, które widzieliśmy kilka tygodni temu w mieście Kraka.
Rzeszowskie "Wilki" przystąpiły do tego hitu przy wypełnionej niemal do ostatniego miejsca hali Podpromie, a także bez swojego lidera, jakim niewątpliwie jest TJ DeFalco. A jego miejsce zajął Mauricio Borges, tak więc można było mieć obawy o nasze lewe skrzydło, a także przyjęcie i ja je miałem. I choć zagrał całkiem dobre spotkanie to, ja nadal uważam, że jedna wiosna jaskółki nie czyni 😉. Oglądając to spotkanie, miałem wrażenie, że żadna z drużyn nie chce wygrać tego spotkania, jedynie potrenować zagrywkę i przyjęcie. A dlaczego tak mówię obie drużyny, oddały rywalowi seta, błędami w polu serwisowym. Nie wiem, czy to tylko moje odczucie, ale każdy set to inna historia. Dobre akcje były przeplatane akcjami, które lekko mówiąc, nie przystają meczowi, który był określany hitem kolejki. Osłodą dla mnie był tie-break, kiedy to "Reska" niesiona dopingiem swoich kibiców, jak za najlepszych czasów, zbudowała czteropunktową przewagę, która wydawało się, że zagwarantuje nam kibicom przed telewizorami, jak i tym zgromadzonym w hali radość w postaci zwycięstwa naszej drużyny. Ale tylko wydawało, bo właśnie w tym momencie "Pomarańczowi" złamali nie tylko nasze przyjęcie swoim serwisem, ale także naszą mentalność. I wygrali tego seta na przewagi, chylę przed nimi czoła, za to, że nie zadrżała im ręka w polu serwisowym, w tak trudnym dla nich momencie (cztery punkty straty do rywala). Tutaj wyszło to, czego brakuje "Resce" moim zdaniem, a mianowicie tej przysłowiowej kropki nad i w decydujących momentach. A jeśli chcemy walczyć o medale to, liczy się nie tylko fizyka, ale i mentalność To kolejne spotkanie, gdzie musimy uznać wyższość zespołu z "czuba" tabeli, poza jednym zwycięstwem nad Mistrzem Polski u siebie. A więc o czymś to świadczy. Choć i tak gra "Pasów" wyglądała dużo lepiej od tego, co widzieliśmy w Pucharze Polski, za to spotkanie w szeregach gospodarzy wyróżniam Macieja Muzaja, który pokazał zmienność formy, a tylko tę formę, z której był znany do tej pory.
Na koniec powiem, że nie każdy musi się zgadzać z tym, co piszę, ani z tym, jak wyglądam, ja czy moje zdjęcie profilowe na moim blogowym fanpage'u Z krytyką, czy bez nie przestanę przelewać swych emocji na bloga, bo kocham siatkówkę i basta.
*foto/ fb klubu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz