Mecze tych drużyn przed laty niosły za sobą spory ładunek emocjonalny. Jednak we wczorajszym spotkaniu był to teatr jednego aktora — Asseco Resovii Rzeszów. Która pokonała w Bełchatowie PGE GiEK Skrę Bełchatów (0:3).
Patrząc na serię ligowych zwycięstw obu drużyn, siatkarscy kibice zapewne liczyli na więcej emocji w tej "świętej wojnie". Jak przed laty było nazywane tych drużyn, które przecież walczyły ze sobą, nie tylko w lidze, czy Pucharze Polski, ale i siatkarskiej lidze Mistrzów (półfinał Berlin (2015).
Dla kibiców Asseco Resovii Rzeszów przed tym spotkaniem była tylko jedna niewiadoma — a mianowicie, jak trener Tumoas Samelvuo rozwiąże kwestie paszportowe wobec kontuzji Bartosza Bednorza. I tak na prawej stronie zobaczyliśmy będącego ostatnio w kosmicznej formie Stephena Boyer, a na rozegraniu Łukasza Kozuba. Łukasza Kozuba, który przez kilkanaście spotkań oglądał poczynania swoich kolegów "z bazy". Mogło to spowodować ugięcie pod ciężarem wczorajszego spotkania, które mogło decydować o tym, które miejsca na koniec fazy zasadniczej, zajmą obie ekipy. Nie spowodowało, bo wszedł "z drzwiami" w to spotkanie, zgarnął statuetkę MVP -w pełni zasłużoną. Bo do jego kreowania gry rzeszowskiego zespołu, nie można było mieć zastrzeżeń, a jego krótka grana tyłem — siatkarska poezja. Popularny "Uksi" do swojej dobrej gry na rozegraniu dołożył zagrywkę szybującą, która sprawiała rywalom sporo problemów 2 asy serwisowe. Oprócz zagrywki dołożył on dwa punkty zdobyte blokiem oraz jeden atakiem, a także był on wyróżniającą się w obronie i wybloku.
Co było kluczem do wywiezienia z Bełchatowa "pełnej puli" przez "Reskę" oprócz rozegrania Łukasza Kozuba? Przede wszystkim kolektyw, który narzucił swój styl gry w polu serwisowym od początku spotkania. Ta presja rzeszowian z pola serwisowego powodowała u Bełchatowian lawinę błędów własnych, co wcale kibiców "Pasów", nie martwiło 😊. Gospodarzom brakowało bardzo tego ważnego elementu, jakim jest zagrywka. To pozwoliło naszemu rozgrywającemu na zabawę w ataku 51 % przy 42% przyjęciu. Mając takie ultra ofensywne trio, można się "bawić" w rozrzucanie piłek. Równie dobrze, jak Łukasz Kozub bawili się nasi skrzydłowi, którzy w elemencie ataku, nie byli osamotnieni. Bo dzielnie wspierali ich Karol Kłos z Dawidem Wochem, którzy dołożyli łącznie 7 blokiem. Do tych elementów, które wspomniałem wcześniej daodajmy konsekwencję w grze obronnej, bez której nie da się wygrywać meczów siatkówki.
*foto: pochodzą z różnych stron
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz