wtorek, 17 maja 2016

Nigdy nie przestawaj marzyć!



Archiwum prywatne


„Niebo zaczyna się na ziemi. Tam, gdzie ludzie stają się przyjaciółmi, a dobroć jest przekazywana”.
                                                                                                   Phil Bosmans

Zapewne pamiętacie jak dzieliłem się z Wami słowami artykułu pt. „Marzenia się spełniają” i emocjami związanymi ze spotkaniem z Wojtkiem Grzybem. Dziś przyszedł czas na kolejną odsłonę opowieści. „Nigdy nie przestawaj marzyć” ten cytat pasuje do mnie idealnie nie tylko jako kibica mojej ukochanej SOVI, ale i niepełnosprawnego patrzącego na świat z perspektywy wózka inwalidzkiego. Pamiętacie jak wspominałem iż obok spotkania z kimś z „naszej SOVI” marzę o tym by móc zawitać na Podpromie i poczuć tę niesamowitą atmosferę „na własnej skórze”? Mówią iż nadzieja umiera ostatnia Ostatnie tygodnie kwietnia jednym kojarzą się z wysokimi temperaturami, pięknym słońcem. Dla nas fanów siatkówki a zwłaszcza „naszej” Asseco Resovi Rzeszów był to czas ogromnych emocji a wszystko za sprawą finału siatkarskiej Plus Ligi o Mistrzostwo Polski w sezonie 2013/2014. „Pasiaki” przystąpiły do finałowej rozgrywki w roli drużyny broniącej to trofeum. Gdy dowiedziałem się, że rywalem rzeszowskiej Resovi będzie drużyna PGE Skry Bełchatów z Mariuszem Wlazłym czy Stefanem Antigą w roli głównej. W głębi serca pomyślałem fajnie by było stać się częścią biało-czerwonego tłumu kibiców z Podpromia zagrzewających swoich idoli do walki krzycząc na całe gardło „MISTRZ, MISTRZ RESOVIA!”  Parafrazując przysłowie „Mówisz i masz” „Myślisz i masz” było najbardziej odpowiednie do sytuacji jaka mnie później spotkała. Pojawiła się iskierka nadziei, moja radość była tak ogromna i łezka w oku zakręciła się ze szczęścia. Wszystko dzięki Aniołom współczesnego świata w osobach Wojciecha i Katarzyny Grzybów, którzy podarowali dla  mnie i mojego opiekuna bilety na II mecz finałowy (23.04 br.). Jak powiedział Seneka Młodszy „Często dar jest niewielki, ale skutek z niego ogromny”.  Tak było w moim przypadku.  Przepełniała mnie radość z faktu, iż zobaczę wreszcie swoich idoli „on live” a nie ze szklanego ekranu. Wbrew słowom ks. Jana Twardowskiego, który twierdził, że  „Dobro jest mało dostrzegane. O nim przeważnie nie mówi się, nie pisze: jest wyciszone, niekrzykliwe”; chciałbym o tej dobroci płynącej ze szczerego serca pisać, mówić, krzyczeć. Potwierdzą to również moi niepełnosprawni przyjaciele Ania i Patryk, którzy również doznali odrobiny szczęścia za sprawą rzeszowskich Aniołów.
Archiwum prywatne
Pomimo późnej pory rozgrywanego meczu nie przeszkodziło mi to w dopingowaniu „naszych” chłopaków na Podpromiu. Nie byłem jedynym godowskim kibicem, gdyż spotkałem zastępcę burmistrza Pana Waldemara Górę z córką. Wśród kibiców można było dostrzec euro posłankę również z pochodzenia godowiankę Panią Elżbietę Łukacijewską, która dopingowała siatkarzy w towarzystwie prezydenta Rzeszowa Pana Tadeusza Ferenca. Serce waliło jak oszalałe, gdyż dałem się ponieść emocjom i fantastycznej atmosferze jaką tworzyli nasi kibice i Klub Kibica, którzy zadbali jak zwykle o wspaniałą oprawę meczu (barwy klubowe i okrzyki śniły mi się jeszcze w nocy). Krzyczałem razem z nimi „Kto wygra mecz? SOVIA, SOVIA, SOVIA!!!”  Wcale nie łatwo jest opisywać porażkę swojej ukochanej drużyny. 0:3 … Jednak  spróbuję. :D. Mecz zaczął się dla nas niefortunnie, gdyż nasi siatkarze zostali zaczarowani zagrywką przeciwników a konkretnie Karola Kłosa, który wypracował gościom pięciopunktową przewagę. Jednak pod koniec pierwszej partii pojawiła się szansa na wygranie seta przy stanie 24:23, ściskałem mocno kciuki by tak się stało jednak rywale okazali się lepsi nie tylko w tym secie, wygrywając go 24:26, ale i kolejnych dwóch partiach. Choć porażka boli, ja jestem szczęśliwy nie tylko z powodu ujrzenia swoich idoli „na żywo”. Wreszcie mogłem poznać moją „bratnią duszę” – Kasię Grzyb, z którą miałem dotychczas wirtualny kontakt. Pamiątkowe fotografie są miłym dodatkiem do tego co działo się w mojej głowie i co czuło moje serce w biało-czerwone paski. Jednak by to opisać brakuje mi słów. Wieczór spędzony w Hali na Podpromiu na lata pozostanie w mej pamięci. Życie nas sprawnych inaczej często kojarzy się z szarą monotonią oraz ciągłym przebywaniem w jednym otoczeniu, pomieszczeniu. Jednak Bóg dba oto by było ono urozmaicone zsyłając nam Aniołów.Kochane Grzybki choć brakuje mi słów by Wam podziękować za wszystkie dobro, którego od Was doświadczyłem zacytuję „Nig­dy nie jest tak, żeby człowiek, czy­niąc dob­rze dru­giemu, tyl­ko sam był dob­roczyńcą. Jest równocześnie ob­da­rowy­wany, ob­da­rowa­ny tym, co ten dru­gi przyj­mu­je z miłością”.Drogi Mistrzu pozwolę sobie podziękować w imieniu Twoich kibiców za 5 – letnie występy w koszulce z nr 3 w biało-czerwone pasy i wywalczone medale. „Wojtek, Wojtek dziękujemy !” A motto; „ Dopóki walczysz jesteś zwycięzcą”. Niechaj Ci towarzyszy na dalszej sportowej drodze. Podpromie nie mówi żegnaj lecz do zobaczenia… ;)

* tekst pisany w kwietniu 2014 r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz